PIERWSZY KROK

❝  Wystarczy jeden twój uśmiech, by świat znów stał się kolorowy  ❞

~~~~<•>~~~~

To, że Peter Parker jest nerdem wiedział każdy. To, że Peter Parker jest uroczy widział każdy. To, że Peter Parker dla relaksu ogląda maratony bajek dla dzieci, także było dla każdego jasne, ale tego, że James "Bucky" Barnes będzie mu towarzyszyć przy jednym z nich, nie spodziewał się nikt.

Nawet on sam. A jednak dzisiejszego wieczoru, gdy wrócili z plaży, mężczyzna usiadł na kanapie obok Peter'a, który oglądał jakieś kreskówki.

— Co to? — spytał, mężczyzna, rozsiadając się wygodniej.

— Nie znasz tej bajki? — Zdziwiony Parker przeniósł swój wzrok na Barnes'a i zdążył zauważyć jak tamten kręci głową na boki.

— To Scooby-Doo, najlepsza bajka pod słońcem. Mówię ci. Jeśli chcesz wiedzieć cos więcej to śmiało pytaj. Odpowiem na każde pytanie — oznajmił Peter, siadając po turecku.

Patrzył na profil mężczyzny, który wpatrywał się w bajkę, skupiając się na jej fabule. Kiwnął nieznacznie głową i dopiero, gdy odcinek się skończył, Bucky przeniósł wzrok na dzieciaka, siedzącego obok.

— Dlaczego zawsze jak oni się gdzieś pojawiają, to jest tam zagadka? — spytał, związując swoje włosy w mini koka.

Uśmiech z twarzy Peter'a, momentalnie uciekł.

— Cóż, na to pytanie ci nie odpowiem... — mruknął, rumieniąc się delikatnie.

Odwrócił wzrok zakłopotany. James momentalnie wybuchł cichym śmiechem, który tak szybko jak się pojawił, tak szybko znikł. A wszystko to było spowodowane Steve'm. Kapitan wszedł do pomieszczenia, ale zauważając tam Buck'a, od razu się wrócił. Tak było dla niego lepiej. Unikać go tak długo jak tylko mógł. Niestety to nie pomagało, bo ucieczki Rogers'a strasznie irytowały Barnes'a i sprawiały, że się od siebie odsuwali.

XXX

Następny dzień minął prawie tak samo jak poprzedni. Byli na plaży, poznali nowych ludzi, którzy nie chcieli autografu od Steve'a czy Tony'ego. Ten drugi zaprosił ich na małą imprezę, która chciał zorganizować dziś wieczorem, ale oni mieli już plany.

Dlatego Tony po powrocie do domu, od razu udał się do "warsztatu", czyli swojego warsztatu. Peter siedział u siebie i rozmawiał z przyjaciółmi. Jeżeli rozmową ze znajomymi, można nazwać przepisywanie lekcji. Steve zamknął się w swojej sypialni i kiedy zimowy żołnierz chciał spędzić z nim trochę czasu ten po prostu go wyprosił, mówiąc, że jest zmęczony. Bucky zrozumiał to i sobie poszedł. Kapitan nigdy nie był zmęczony, bo przecież był... Kapitanem Ameryką. Barnes'a chodził po domu w tę i we tę, nie wiedząc co że sobą zrobić. Policzył wszystkie płytki na korytarzu i wszystkie talerze w kuchni. Trzy razy wchodził na górę, by policzyć schody. Te zajęcia okazały się jednak zbyt nudne i nie wnosiły do jego życia niczego, oprócz straty czasu.

Wiedziony nudą, ciekawością, potrzebą rozmowy i nogami, dotarł do drzwi Stark'a. Zapukał, a słysząc ciche 'proszę', wszedł do środka.

— Czego tutaj szukasz? -— spytał Stark, a Bucky nie wiedział co odpowiedzieć. Sam nie miał pojęcia po co tutaj przyszedł.

— Niczego — odparł zdawkowo, ale Tony'emu, chyba to wystarczyło.

Stark wrócił do ulepszenia nowej zbroi, którą przemycił tutaj bez wiedzy Fury'ego, a Buck oparł się o ścianę i po prostu patrzył na mężczyznę. Trwali tak chwilę w ciszy, która była przerywana przez przekleństwa Tony'ego, kiedy coś mu nie wyszło.

— Cholera — syknął Stark, odrzucając wadliwą część zbroi. Bucky wybuchł śmiechem, który starał się stłumić, ale niestety wtedy było tylko gorzej. — Śmiejesz się ze mnie? — spytał Tony, odwracając się w stronę mężczyzny.

— Skądże — parsknął, na co Tony uniósł brwi. — Spróbuj zmienić ustawienia — zasugerował, gdy opanował swój napad śmiechu.

— Myślisz, że już tego nie robiłem? — spytał, kpiąco, zbliżając się o krok do mężczyzny.

— Spróbuj raz jeszcze — mruknął Buck, podchodząc do Stark'a. Jednak nie zatrzymał się przy nim tylko go minął.

Podszedł do wadliwej części i podniósł ją. Obejrzał z każdej strony po czym położył na biurku Tony'ego, gdzie znajdowało się pełno podobnych rzeczy.

— Teraz na pewno się nie uda, bo zepsułeś to całkowicie — powiedział wracając na swoje miejsce. Jednak zanim tam dotarł potknął się o jeden z kluczy. — Mógłbyś tutaj posprzątać.

— Tak, bo ty niby wiesz co trzeba z tym zrobić — mruknął ironicznie Stark, uznając, że Bucky nie ma racji. Oczywiście miał, ale Tony nie należał do osób, które komuś ją przyznają.

James wzruszył ramionami i zaczął się rozglądać po pomieszczeniu. Oprócz łóżka, nie potrafił ocenić jakie są tutaj meble, wszystko było przykryte narzędziami, planami i częściami zbroi Iron mana. Tak, od razu widać, że jest to pomieszczenie, należące do Tony'ego.

— Coś tam wiem — mruknął z delikatnym uśmiechem. — Ale ty jesteś geniuszem, więc wiesz lepiej...

Nie zdążył dokończyć myśli, bo do środka ktoś wpadł. Tym kimś okazał się jedyny nastolatek w tym domu. Gdyby nie refleks Barnes'a, drzwi z pewnością by go uderzyły.

— Panie Stark, jakiś pan w czarnym garniturze kazał przekazać tą kopertę — krzyknął, wyciągając dłoń z białą kopertą, w stronę multimiliardera.

Tony wziął ją od niego i odprawił Peter'a machnięciem ręki.

— Co to? — spytał Bucky, patrząc na kopertę.

— Nie mam pojęcia — odparł Anthony.

~~~~<•>~~~~

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top