NICK FURY
❝ Ludzie sami nie zmieniają się nigdy. Ludzi zmienia życie. ❞
~~~~<•>~~~~
Ciemnoskóry mężczyzna z przepaską na jednym oku siedział przy podłużnym stole w biurze Starka i słuchał opowieści Mścicieli. Oczywiście wiedział wszystko, ale nie znał perspektywy poszkodowanych i ewentualnych przypuszczeń ze strony superbohaterów.
Loki nie był skory do tego, by powiedzieć chociażby słowo, o tym co go spotkało. Natomiast Peter jeszcze się nie obudził, co nie było zbyt dużym zaskoczeniem. Bruce dał mu środki nasenne po tym jak nie chciał odpoczywać tylko chronić Tony'ego, dlatego przez najbliższe godziny będzie spał.
- Sytuacja nie jest za ciekawa - odezwał się po chwili Nick, podchodząc do jednego z okien. Założył ręce na piersi i wyjrzał przez nie, wyglądając jakby się nad czymś zastanawiał.
- No co ty nie powiesz. - Tony wywrócił oczyma, unosząc nogi i kładąc je na stoliku. Nick odwrócił się w jego stronę posyłając mu pytające spojrzenie.
- Sytuacja jest gorsza niż nam się wydaje - wtrącił się Steve, który do tej pory stał cicho na uboczu, przygryzając policzek od środka. - Mam podstawy do tego by sądzić, że Queens stracił swoje pajęcze moce - dodał po chwili, patrząc na każdego po kolei, jednak to na Bucky'm zatrzymał wzrok na dłużej.
- Żartujesz, prawda? - Z ust Starka uleciał krótki śmiech, ale dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że jest to bardzo możliwe, biorąc pod uwagę obecny stan młodego.
Nałożył na nos swoje okulary i ponowie opadł na krzesło, zakładając ręce na piersi. Spojrzał na Nick'a, zadając mu pytanie.
- Co robimy?
- Narazie nic - odparł spokojnie, czekając na wybuch Starka, który nie nastąpił, po czym kontynuował. - Musimy się więcej o tym dowiedzieć. Mamy niewiele informacji, a Loki i Peter są ranni, w dodatku stracili swoje nadprzyrodzone zdolności. Nie wiem jak to możliwe i nie wiem jak ten ktoś...
- Lub coś - wtrącił się Clint, zaraz po tym, obrywając od Natashy w tył głowy.
- Lub coś - powtórzył Nick. - Był do tego zdolny. Musimy dowiedzieć się więcej na ten temat, a do tego czasu, powinniście stąd wyjechać. W różne strony, najlepiej w grupach. - Przerwał, by dać Avengersom chwilę na przetworzenie informacji, która była szokująca.
- Czy ty chcesz powiedzieć, że mamy uciec? - spytał Stark, na pozór spokojnie, ale we wewnątrz, wszystkie emocje urządziły sobie małą potańcówkę, bo nawet sam Tony nie wiedział co teraz czuje. Strach, obrzydzenie, radość czy może przerażenie. - Nie możemy uciec, gdy świat jest w niebezpieczeństwie. - dodał uniesionym głosem.
- W niebezpieczeństwie jesteście wy - powiedział Fury powoli ruszając w stronę wyjścia. - Aha, wyślę wam wiadomość w jakie miejsca się udacie i z kim - dodał, zostawiając superbohaterów ze zdezorientowanymi minami.
Po wyjściu ciemnoskórego mężczyzny zapanowała cisza, którą przerwał głośny śmiech Starka.
- Muszę się napić - odezwał się po chwili, a następnie wyszedł.
xxx
Pod wieczór Steve Rogers siedział u siebie w pokoju, zastanawiając się czy to co robią jest słuszne. Właśnie uciekają z miasta, z nadzieją, że niebezpieczeństwo ich nie dotknie, zamiast stawić mu czoło.
Kapitan westchnął głośno naprawdę źle, czując się z tym, że tak po prostu uciekają. Zaczął pakować ubrania, gdy nagle usłyszał dźwięk otwieranych drzwi, odwrócił się i ujrzał Natashę, która w ciszy podeszła do niego, siadając na łóżku.
- Przyszła wiadomość - poinformowała, przyglądając mu się uważnie. Mężczyzna kiwnął głową, czując się trochę niezręcznie pod bacznym spojrzeniem Nat.
- Potrzebujesz czegoś? - spytał, ponownie się odwracając się do walizki.
- Nie - odpowiedziała od razu. Wstała i położyła dłoń na ramieniu Kapitana. - Nie tłum w sobie emocji. Słuchaj głosu serca i częściej się uśmiechaj. Poza tym Buck nie lubi dziewczyn - szepnęła mu na ucho i kiedy Steve miał się spytać skąd ona to wie, wyszła.
Mężczyzna trochę zdezorientowany uśmiechnął się do siebie i sięgnął po swoją komórkę, by zobaczyć wiadomość od Nick'a. Zawierała ona tylko wypisane imiona i miejsca, żadnego powitania, ani pożegnania.
Natasha, Clint i Bruce - Czechy, Praga
Steve, Bucky, Anthony, Pepper - Grecja, Saloniki
Loki, Thor, Peter - Irlandia, Dublin
Jutro o 8:00 wyjazd.
Skończył czytać, będąc zadowolonym z wyboru Fury'ego. Przygryzł wargę, odkładając telefon na komodę.
Po pół godziny był już spakowany i schodził na dół. Szedł długim korytarzem, chcąc znaleźć Starka, gdy nagle usłyszał jego głos, co dziwne, dobiegający z pokoju Bucky'ego.
- Zamień się z Peterem. - Zatrzymał się przy drzwiach, podsłuchując.
- Dlaczego? Przecież Nick...
- Muszę się nim zająć, jest młody i ranny, a teraz ma być tyle kilometrów dalej - odpowiedział, zerkając na zimowego żołnierza, a w jego oczach nie było tej obojętności co zawsze, tylko troska o młodego i mały zalążek błagania, który bardzo szybko zniknął.
Bucky dość długo milczał, wpatrując się w jeden punkt i tocząc małą walkę słowną na argumenty za i przeciw. Argumentów przeciw było więcej, ale widząc troskę w jego oczach, zdecydował.
- Zgoda - odparł cicho, ale na tyle głośno, by Rogers był w stanie go usłyszeć, a jego nogi się ugięły. To przecież nie tak miało wyglądać.
~~~~<•>~~~~
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top