~26~
Od mojej rozmowy z Candy'm minęły ponad dwa tygodnie. Powiedział reszcie chłopaków, że wiem czy są i od tamtej pory nie poruszaliśmy więcej tego tematu.
Tego dnia wybrałam się na spacer do miasta. Kiedy wracałam, zaczynało się już ściemniać. Od jakiegoś czasu wydawało mi się, że idzie za mną jakiś mężczyzna. Zrzuciłam to na przewrażliwienie, jednak kiedy wszedł za mną do lasu, miałam już pewność. Dyskretnie wyjęłam z torebki gaz pieprzowy, który podarował mi Candy martwiąc się o moje bezpieczeństwo. Facet przyspieszał tempo, aż w końcu znalazł się centralnie za mną. Wtedy odwróciłam się i psiknęłam mu prosto w twarz. Dla pewności jeszcze kopnęłam go w krocze. Na moje szczęście, lub nie, mężczyzna krzyknął, zachwiał się i upadł na ziemię. Usłyszałam charakterystyczny dźwięk pękającej kości, a wokół jego głowy zaczęła powstawać kałuża krwi. Byłam w szoku, nie wiedziałam co zrobić. Wyjęłam telefon i wykręciłam numer do niebieskowłosego.
- Ja.. Candy.. Pomocy..
- Lizaczku, spokojnie. Co się stało, gdzie jesteś? - zapytał zaniepokojony.
- Ja.. Zabiłam.. Nie chciałam.. Zabiłam go.. On szedł za mną.. - zaczęłam się śmiać.
- Charlotte. Oddychaj, spokojnie. Gdzie jesteś? Dokładnie.
Wytłumaczyłam chłopakowi swoją lokalizację, na co ten odparł, że zaraz będzie.
Resztę pamiętam jak przez mgłę. Siedziałam koło ciała i śmiałam się jak wariatka. Nagle pojawili się Candy i Jason. Mój chłopak zabrał mnie do domu, a czerwonowłosy miał posprzątać ten bałagan.
* * *
Obudziłam się wtulona w swojego chłopaka. Odetchnęłam głęboko i powoli wstałam.
- Gdzie uciekasz? - usłyszałam głos mojego chłopaka z poranną chrypką.
- Nigdzie. Jejku, Candy.. Miałam taki okropny sen.. - westchnęłam.
- Zabiłaś kogoś?
- Ja.. Skąd wiedziałeś?
- Lottie.. To nie był sen.. - oznajmił niepewnie.
Poczułam, jak tracę grunt pod nogami. Bez sił opadłam z powrotem na łóżko. Co ja zrobiłam.. Co teraz ze mną będzie.. Niebieskowłosy podniósł się i usiadł obok mnie, mocno mnie obejmując.
- Lizaczku.. Musimy porozmawiać.
Nie chcę.. Domyślam się, co powie. Będzie chciał wydać mnie policji, zostawi mnie, nie będzie mógł być z morderczynią.. Moje życie legło w gruzach.
- Później porozmawiamy. Na razie ogarnij się i chodźmy na śniadanie.
* * *
- Słyszałem o twoim wyczynie. - przerwał panującą przy stole ciszę Puppeteer - Kto by się tego po tobie spodziewał? Bo ja na pewno nie. Charlotte zabiła człowieka, niesamowite.
- Puppet, przestań. - wtrącił Jason - A ty się uspokój, nie zrobiłaś nic złego. Poza tym broniłaś się.
- O jednego debila na świecie mniej. Takich po prostu trzeba tępić. - dodał L.J.
Zszokowały mnie ich słowa. Zachowują się, jakby to było coś normalnego, a ja przecież zabiłam człowieka!
- Chłopaki. - Candy zabrał głos - Myślę, że pora odkryć wszystkie karty.
Jakie karty? O czym on mówi? Nic nie rozumiem.. O co tu chodzi? Współlokatorzy spojrzeli na mojego chłopaka i zgodnie kiwnęli głowami.
- Ja.. My.. Nie wiem, jak ci to powiedzieć. Obiecaj, że się nie wystraszysz i nie uciekniesz. - niebieskowłosy zwrócił się do mnie, a ja zdezorientowana kiwnęłam głową.
- Um.. Tak jak wcześniej się dowiedziałaś, nie jesteśmy ludźmi. Ale jest jeszcze coś.. Nie tylko ty w tym towarzystwie kogoś zabiłaś. My.. mamy dużo dusz na sumieniu - wziął głęboki oddech - Charlotte, jesteśmy mordercami.
Spojrzałam na nich wszystkich po kolei, po czym wybuchnęłam śmiechem. Gdy się uspokoiłam, zabrałam głos.
- Więc to tak. Z wariatkowa trafiłam do domu morderców. To stąd wasze dziwne zachowanie, wychodzenie nocami, zamknięta piwnica, krew na ubraniach, dom w środku lasu. Dlatego tak normalnie podeszliście do tego, że kogoś zabiłam. Bo to wasza pierdolona codzienność.. Jak mogłam nie zauważyć, jak mogłam się nie domyślić.. Przecież to wszystko było takie oczywiste! A teraz na pewno mnie zabijecie, bo poznałam wasz sekret! Przecież właśnie tak to się kończy. Dziewczyna odkrywa mroczny sekret współlokatorów i zabiera go ze sobą do grobu! To takie klasyczne! - znowu zaczęłam się śmiać.
- Lottie uspokój się.. - Candy mnie przytulił - Nie chcemy cię zabić. Chcemy, żebyś z nami została.. Pierwszy krok już zrobiłaś.. To najlepsze wyjście.
- Ja.. mam zabijać? Nie chcę..
- Charlotte, proszę, kocham cię.
- A nie mogę zostać bez zabijania?
Chłopcy wymienili się spojrzeniami. Widziałam, że ich zaskoczyłam. Milczeli przez naprawdę długą chwilę.
- My.. - tym razem głos zabrał Jason - Myślimy, że możemy tak zrobić. Kochacie się z Candy'm, a my ci ufamy. Zgadzamy się.
Spojrzałam na nich i delikatnie się uśmiechnęłam. Co ja właśnie zrobiłam? Dowiedziałam się, że moi przyjaciele są mordercami, a mimo to chcę dalej z nimi mieszkać i w dodatku się do nich uśmiecham. Ja naprawdę jestem szalona. Pasuję tutaj.
Skoro chcieliście, to łapcie nowy rozdział :3 Kocham was cukiereczki! <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top