~19~

- Ojj, dziecko wyszło się pobujać.

Na chwilę uchyliłam jedno oko, a na mojej twarzy zagościł mały, ledwo widoczny uśmiech.

- Oo, dziecko wróciło z cyrku. - powiedziałam przedrzeźniając ton głosu Candy Pop'a.

- No jak widać, jestem.

- Tak szybko? A gdzie Jack?

- Jack musiał jeszcze załatwić coś z jakimś facetem. Koleś nie był zbyt miły, więc trochę to potrwa.

- Co masz na myśli?! - wystraszyłam się.

- Noo.. L.J postanowił mu to trochę przetłumaczyć.. Wiesz, policja i takie tam. A o czym myślałaś? - nerwowo się zaśmiał.

- Nie, nie ważne.. - odparłam, mając w głowie obraz L.J'a wypruwającego flaki jakiemuś mężczyźnie. Szybko odgoniłam te myśli. Skąd w ogóle u mnie takie podejrzenia?

Resztę dnia spędziłam z niebieskowłosym na oglądaniu horrorów w moim pokoju. Przy okazji opowiedziałam mu, że mogę zostawać sama i nikt nie musi mnie pilnować. Tym samym zapewniłam sobie spokój od Puppetera. No a raczej unikanie momentów, kiedy jesteśmy sam na sam.

***

Trzy tygodnie zleciały mi szybko. Chłopcy wychodzili rano, a wracali po południu. Wtedy spędzaliśmy czas razem. Czasami wychodzili też na noc, ale to pojedynczo lub we dwójkę.

W niedzielę obudziłam się o dziewiątej. Kiedy gotowa poszłam do kuchni, nikogo tam nie zastałam. Na blacie leżały tosty z karteczką obok, na której napis brzmiał 'Smacznego Charlotte!'. Zrobiło mi się ciepło na serduszku. Przez ten czas bardzo się do siebie zbliżyliśmy z chłopakami. Nawet opowiedziałam im całą swoją przeszłość. Już nawet nie przeszkadzał mi Puppeteer, który tylko czekał na okazję, żeby się do mnie dobrać. Przywykłam do dość dziwnego zachowania Jasona, zboczonych żarcików Candy'ego i po prostu durnych i płytkich żartów Jack'a, nawet zaczęły mnie śmieszyć.

Po zjedzeniu śniadania poszłam do salonu. Zastałam tam tylko Jasona.

- Gdzie reszta? - spytałam siadając obok czerwonowłosego.

- Candy u siebie, Jack kombinuję coś z cukierkami, a Puppet nie wiem. Chyba wyszedł. - wytłumaczył wpatrzony w jakiś program telewizyjny o lalkach. Ciekawe hobby..

- Oh, rozumiem..

- Co ty taka smętna? - spojrzał na mnie.

- Po prostu mi się nudzi. Nudzi mnie to ciągłe siedzenie w domu. - wytłumaczyłam.

- Jak to? Przecież wychodzisz.

- Ta, do ogrodu i do lasu. Chciałabym iść na miasto, ale Candy mi nie pozwala.. Chyba boi się, że ktoś mnie rozpozna czy coś.. - westchnęłam.

- Hm.. Nie przejmuj się nim. Bądź gotowa jutro o ósmej i przyjdź do mojego pokoju. Zabiorę cię w fajne miejsce.

Spojrzałam na niego zaskoczona, ale szczęśliwa. Wreszcie gdzieś wyjdę! Ale.. co powie Candy? Spytałam o to czerwonowłosego. Powiedział, że błazen wychodzi o siódmej i zdążymy wrócić przed nim, a w razie czego Jason sam z nim porozmawia. Ciekawe dokąd mnie zabierze!

- Jason, dokąd mnie zabierzesz? Co jeśli ktoś mnie rozpozna?

- Wyglądem się nie przejmuj. Ogarnę to rano.

Nie do końca go zrozumiałam, ale nie chciało mi się wnikać.

- Ja wychodzę do lasu, umówiłam się z przyjacielem.

- Masz telefon? - spytał, na co pokiwałam głową - Więc dobrze radzę ci, odbieraj go.

Czy ja widziałam zielony przebłysk w jego oczach? Nie, chyba mi się wydawało.

- Okeej, więc lecę, pa! - pożegnałam się, po czym wybiegłam z domu w stronę polanki. Gdy dotarłam na miejsce, Taylor już siedział pod drzewem.

- Młoooda! - krzyknął zadowolony, gdy mnie zobaczył.

Szybko się podniósł, żeby przytulić moją osobę. Widziałam uśmiech na jego twarzy, ale mimo to wyczułam, że coś go trapi. Bez zastanowienia spytałam, co się stało. Przez dłuższą chwilę się wahał, jednak w końcu zaczął mówić.

- Dlaczego od twojej.. przeprowadzki spotykamy się tylko tutaj? Co z naszymi szalonymi wypadami na miasto? Tęsknię za tym..

- Po prostu.. - no i co ja mam mu powiedzieć? - Po tym wszystkim na razie nie chcę się rzucać w oczy.. Wiesz, mogę spotkać kogoś z rodziny albo ich znajomych.

Przy słowie rodzina, zrobiłam cudzysłów z palców. Chyba wiadomo dlaczego.

- Dobrze, to mogę zrozumieć. A dlaczego tylko we dwoje? - zrobił pauzę na głęboki wdech i wydech - Chris i Josh strasznie się stęsknili i ciągle pytają, a ja już nie wiem co im mówić.

Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. Westchnęłam i powoli usiadłam na pniaku.

- Charlotte.. Mam wrażenie, że dzieje się coś złego. Coś, o czym nie chcesz, lub ktoś zabrania ci powiedzieć.

- Nic się nie dzieje, Taylor. Naprawdę, wszystko w porządku. - starałam się brzmieć naturalnie, chociaż w rzeczywistości go oszukiwałam. Na szczęście chyba dobrze mi to wyszło. Chyba..

- Jeśli mówisz prawdę, to bądź w środę o osiemnastej u Chris'a. Chyba pamiętasz, że ma urodziny? Kurde, które to już? Dziewiętnaste, nie? Co za stary koń.

Doznałam szoku. Nigdy nie zapominałam o urodzinach przyjaciół. Przez ostatnie wydarzenia chyba straciłam w jakimś stopniu kontakt z rzeczywistością. Jeny, co się ze mną dzieje.. Co mam odpowiedzieć? Jeśli powiem, że nie mogę, to od razu zrozumie, że naprawdę coś się dzieje. Jednak jeśli się zgodzę, a moi współlokatorzy mi nie pozwolą? Zresztą.. Dlaczego ja się ich tak słucham? Zupełnie jakby byli moimi szefami lub coś w tym stylu.. Czuję dziwną obawę przed sprzeciwieniem się im.. Tylko dlaczego?

- Młoda? - Tay pomachał mi dłonią przed twarzą, spojrzałam na niego pytająco - Zawiesiłaś się. Więc będziesz?

- Będę. - odparłam stanowczo.

- No i świetnie. Przyjść gdzieś po ciebie?

- Trafię. - uśmiechnęłam się.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top