~15~

- Tylko mi z brzuchem nie wróć, lizaczku. - wypalił, po czym klepnął mnie w tyłek i uciekł. Zatkało mnie, ale po chwili zaśmiałam się pod nosem. Tym razem już bez żadnych przeszkód doszłam na miejsce spotkania..

Taylora jeszcze nie było. Pewnie jestem przed czasem. Chciałam sprawdzić godzinę, ale okazało się, że zapomniałam telefonu. Nie chciało mi się stać, Więc usiadłam na jednym z trzech pniaków. Chwyciłam jakiś patyk leżący obok i zaczęłam nim grzebać w ziemi.

W pewnym momencie usłyszałam chrząknięcie. Przerwałam zabawę patykiem i uniosłam głowę w górę. Przede mną stał przystojny blondyn z dłuższą grzywką, zasłaniającą prawe oko. Jednak lewe miał niebieskie. Spod szarej, rozpinanej bluzy było widać czarną bluzkę. Na nogach miał czarne joggersy i tego samego koloru adidasy. Jego uśmiech dodawał mu dużo uroku. Podniosłam się i z uśmiechem wtuliłam w chłopaka. Ten odwzajemnił uścisk i oparł brodę o moje ramię.

- Dobrze cię widzieć, młoda. - wyszeptał. Po tych słowach odsunęłam się od niego z udawanym oburzeniem.

- Ej, nie pozwalaj sobie. Jesteś tylko rok starszy. - zaśmiałam się. Usiadłam na ziemi, plecami opierając się o duży dąb. Po chwili blondyn usadowił się obok mnie.

- Nawet nie wyobrażasz sobie, jak cholernie się martwiłem. No już, spowiadaj się. - powiedział, patrząc mi w oczy.

Westchnęłam i zaczęłam opowieść. Opowiedziałam mu o wszystkim w dużym skrócie. Nie chciałam się nad tym rozwodzić. Dowiedział się o incydencie z Matthew, o pociętych rękach, oszustwie ojca, złym traktowaniu w psychiatryku oraz o tym, że mój współlokator ze szpitala uciekł i zabrał mnie ze sobą i teraz mieszkam z nim i jego trzema kolegami. Kiedy skończyłam opowieść, rozpłakałam się. Chłopak popatrzył na mnie smutno i zamknął w niedźwiedzim uścisku.

***

- Jestę nietoperzę! - krzyknął Taylor, bujając się na drzewie do góry nogami - Patrz i podzii.. ooo kurwaa! - no i mój nietoperek spadł. Nie wytrzymałam i zaczęłam się śmiać, podczas gdy chłopak leżał na ziemi.

- Specjalnie to zrobiłaś! Zwaliłaś mnie siłą umysłu, bo mi zazdrościsz, że ja tak umiem! Jesteś okrutna! - nakrzyczał na mnie, jednak już po chwili sam tarzał się ze śmiechu. Boże, co za idiota. Ale i tak go uwielbiam.

- E, nietoperku, która godzina? - spytałam, gdy już się uspokoiłam.

- Eee.. - wyciągnął telefon z kieszeni spodni - za jedenaście dziewiąta. - odparł.

- O matko, ale to szybko zleciało. - westchnęłam.

- Noo, bardzo. - potwierdził blondyn. Usiadłam pod dębem, nałożyłam kaptur na głowę i potarłam dłońmi przedramiona.

- Ooo, komuś tutaj jest zimno? - na jego słowa pokiwałam twierdząco głową. Chłopak uśmiechnął się, po czym zdjął bluzę i kazał mi ją założyć. Posłusznie wykonałam polecenie. Chwilę później Tay usiadł obok mnie. Położyłam sobie jego rękę na ramieniu i wtuliłam się w niego. Przyjaciel mocno mnie objął i oparł się swoją głową o moją. 

- Brakowało mi tego.. - wyszeptałam.

- Nie tylko tobie. - odparł również szeptem.

Ziewnęłam i przymknęłam oczy. Było mi bardzo przyjemnie. Dobrze mieć kogoś komu można się zwierzyć i kto będzie nas wspierał mimo wszystko.

***

Powoli otworzyłam oczy i ziewnęłam przeciągle.

- Oho, moja dzidzia się już obudziła? - usłyszałam rozbawiony głos Taylora. Leżałam głową na jego udach, a on bawił się moimi włosami. Wokoło panowała ciemność.

- Co jest.. Spałam? Która godzina? - wymamrotałam.

- Po jedenastej. Zasnęłaś i nie miałem serca Cię budzić. Zresztą, sam też trochę przysnąłem. - zaśmiał się. Nagle usłyszeliśmy jakiś szelest.

- Co to było? - zaniepokojona podniosłam się do siadu.

- Nie wiem. Pewnie jakaś wiewiórka czy coś. - uspokoił mnie chłopak.

Jednak po chwili dźwięk się powtórzył. Zaczęłam się rozglądać. W pewnym momencie mój wzrok poleciał w stronę, z której przyszłam. Przed oczami śmignęły mi dwa żółte punkciki. Czy to..

- Lottie? Okej? - blondyn pomachał mi ręką przed twarzą.

-T..tak. Tylko.. Późno już, muszę wracać, zresztą ty też. - oznajmiłam wstając z ziemi.

- Może Cię odprowadzę? Będziesz się czuła bezpieczniej. - zaproponował również się podnosząc.

- Dziękuję, jesteś kochany. - przytuliłam go - Ale dam sobie radę. Zresztą, nie idę w stronę miasta. Muszę coś jeszcze sprawdzić. - próbowałam go zbyć. Oddałam mu bluzę i za nią podziękowałam.

- No a teraz już leć. - dałam mu buziaka w policzek i popchnęłam w stronę wyjścia z lasu.

Wiedział, że mnie nie przekona. Głośno westchnął, po czym pożegnał się ze mną i ruszył do domu. Chwilę obserwowałam znikającą w ciemnościach sylwetkę chłopaka. Kiedy już całkiem zniknął mi z oczu, obróciłam się na pięcie i poszłam w miejsce, gdzie chwilę wcześniej były żółte punkty.

- Puppeteer? To ty? - zawołałam cicho. Nagle przede mną pojawił się zawołany przeze mnie osobnik. Czyli jednak. Boże, czemu akurat on?

- Dobry wieczór, laleczko. - przywitał się, po czym dał mi całusa w usta. No kurwa, znowu? Od razu od niego odskoczyłam - Co ty robisz?!

- Miło cię witam, a powinienem cię opieprzyć. A teraz chodź, wracamy. - po tych słowach złapał mnie za dłoń i pociągnął w stronę domu. Chciałam się wyrwać, ale on tylko wzmocnił uścisk.

***

- Zapraszam. - mruknął otwierając przede mną drzwi. A jednak ma trochę kultury. Kazał mi iść do salonu. Niechętnie wykonałam jego polecenie.

Na sofie siedziała reszta domowników. Kiedy tylko usłyszeli jak wchodzę, wstali i stanęli przed kanapą, za to mi kazali usiąść. Strasznie dziwnie czułam się, siedząc naprzeciwko czterech, dziwnie wyglądających mężczyzn, którzy intensywnie się we mnie wgapiali. Nie wyglądali na zadowolonych. Nie rozumiałam, o co chodzi.

- Zdajesz sobie sprawę z tego, która jest godzina? - zaczął Candy. Pokiwałam głową twierdząco. Pewnie było coś przed północą.

- Myśleliśmy, że się zgubiłaś, albo coś ci się stało. - kontynuował Jason. Chwila.. Czy jego oczy były zielone? Nie, musiało mi się przewidzieć. Jestem zmęczona i mam omamy.

- Nawet telefonu nie wzięłaś. - dodał L.J.

- Dlatego postanowiliśmy, że pójdę Cię poszukać, bo jestem najlepiej widoczny. - zakończył ich wypowiedź Puppet, który wyglądał na najspokojniejszego z nich wszystkich. No to mnie zaskoczyli..

- Ja.. Praktycznie się nie znamy, nie sądziłam, że będziecie się martwić.. Po co telefon? I tak nie macie mojego numeru.

- Ja mam. Candy dzwonił do mnie z twojej komórki. - odparł już spokojniejszy Jason. Ale.. Kiedy niby? Dobra, nie ważne..

- Czas z przyjacielem szybko mi zleciał, a potem trochę przysnęłam. - wyjaśniłam.

- To na pewno tylko przyjaciel? Wyglądaliście, jakbyście byli bliiisko. I jeszcze ten buziak. - wtrącił żarówa. Spojrzałam na niego, jak na idiotę. Co go to obchodzi.

- Nawet jeśli, to nie musi Cię to interesować. - czerwonowłosy stanął w mojej obronie - A ty idź do siebie, wyglądasz na zmęczoną.

Miał rację. Cholernie chciało mi się spać. Pożegnałam się z chłopakami i leniwy krokiem poszłam do pokoju. Już miałam rzucić się na łóżko, kiedy uświadomiłam sobie, ze muszę się ogarnąć. Wygrzebałam z szafy czarne, dresowe spodenki i luźną białą bluzkę z nadrukiem głowy czarnego kota. Wzięłam jeszcze ręcznik oraz kosmetyki do higieny i ruszyłam do łazienki.

***

Powoli odpływałam w objęcia Morfeusza, gdy zadzwonił mój telefon. No kurde. Niechętnie spojrzałam na wyświetlacz. Taylor. Odebrałam i przyłożyłam urządzenie do ucha.

- Hm? - mruknęłam.

- Wybacz, że o tej porze, ale musiałam się upewnić. Doszłaś bezpiecznie do domu?

- No jak słyszysz. Żyję. I chcę spać. Baaardzo.

- W takim razie słodkich snów, młoda.

- Dobranoc i nawzajem, nietoperku. - wymamrotałam i zakończyłam połączenie. Tym razem zasnęłam bez żadnych przeszkód..

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top