~8~
Rozdział dedykuję swojemu przyjacielowi Ajsss3, który nie mógł się już doczekać.❤
------------
O nie.. Znowu on.. Ten lekarz jest najbrutalniejszy. Zero litości. A przywalić potrafi naprawdę mocno. Kiedy kobieta zobaczyła, że pobladłam, głośno się zaśmiała. Podeszła do nas i wywaliła nam zawartość talerzy na głowy. Tradycyjnie. To jakiś fetysz? Ja jeszcze dodatkowo dostałam z pięści w brzuch. Widziałam, że Candy chce zareagować, ale trochę za późno ogarnął co się dzieje, bo wiedźma z talerzami zniknęła już za drzwiami. Złapałam się za bolące miejsce i zaczęłam kaszleć. Poczułam w ustach jakąś ciecz, która na pewno nie była śliną. No tak, znowu kasłałam krwią.. Candy zbliżył się do mnie i zaczął wypytywać co mi jest.
- Nic.. Pójdę się pierwsza.. umyć..
Szybko wzięłam ręcznik oraz czyste ubrania i zniknęłam za drzwiami łazienki. Wyszłam z niej dopiero po jakichś czterdziestu minutach. Candy wszedł zaraz po mnie. Celowo tyle tam siedziałam. Wiedziałam, że zaraz będzie popołudniowy obchód i chciałam, żeby niebieskowłosy był wtedy w łazience. Wtedy nie oberwie.. Tak jak się spodziewałam, już po chwili do pokoju wszedł Dr.Mickens. Pop nie słyszał tego, bo właśnie brał prysznic i woda wszystko zagłuszała.
- Witam, jak się czuje moja ulubiona pacjentka?
- Daruj sobie bycie miłym. Oboje dobrze wiemy, po co tu jesteś.
- Oj no przestań. Coś ty taka niemiła?
Podszedł do mnie i strzelił mi z otwartej dłoni w twarz, a następnie z pięści w brzuch. Upadłam na kolana.
- Śmieć.. Bawi cię znęcanie się nad słabszymi?
- Nawet nie wiesz jak bardzo.
Po tym dostałam dwa kopniaki w brzuch. Nie krzyczałam. Nauczyłam się wytrzymywać ten ból.
- Jesteś tchórzem. Czemu nie zmierzysz się z kimś na swoim poziomie?
- Zamknij się, dziwko!
Odpiął pasek od spodni i zaczął mnie nim okładać po plecach, jednocześnie co jakiś czas kopiąc brzuch. Wtedy już nie wytrzymałam. Wydawałam z siebie krzyki, albo raczej jakieś jęki, bo nie miałam siły krzyczeć. Czułam jak powoli odpływam. Po chwili widziałam już tylko ciemność.
/Candy Pop/
Brałem spokojnie prysznic i nagle usłyszałem jakieś hałasy dobiegające z pokoju. Szybko się wytarłem i ubrałem. Zanim wyszedłem, usłyszałem trzaśnięcie drzwiami. Ktoś tu był? Miałem złe przeczucia. Wszedłem do pokoju i zamarłem. Charlotte leżała nieprzytomna na podłodze. Była blada prawie tak jak Jeff. Jej oddech był słaby, ale najważniejsze, że w ogóle był. Z jej ust płynęła krew. Przełożyłem ją na łóżko i zacząłem szukać jej telefonu. Kiedy go znalazłem, wybrałem numer do jednego ze swoich współlokatorów.
- Halo? - odezwał się głos.
- Jason, musisz mi pomóc!
- Gdzie ty jesteś, idioto?! Szukaliśmy cię! - wydarł się.
- W psychiatryku jestem.
- Co ty pieprzysz?
Opowiedziałem mu całą historię w dużym skrócie.
- I teraz musicie nas stąd wyciągnąć. - podsumowałem.
- Nas? Czyli zabierasz ją ze sobą?
- No shit Sherlock. Przecież muszę jej pomóc.
- Dobra, załatwię to ze Slenderem. Bądźcie gotowi w nocy.
Od razu wziąłem się za pakowanie naszych rzeczy. Tak właściwie.. Czemu ja się tak o nią martwię?! Co się ze mną dzieje? Nigdy nie obchodził mnie los takich ludzi. A teraz? Przecież dopiero dzisiaj ją poznałem! Zresztą nie ważne..
Po spakowaniu naszych rzeczy postanowiłem odpocząć. Położyłem się na łóżku i zamknąłem oczy. Musiałem zasnąć, bo kiedy znowu je otworzyłem, była dwudziesta trzydzieści dziewięć. Lottie była nadal nieprzytomna. Zastanawiało mnie, co tak właściwie się stało. Kto tu do cholery był? Co tu się w ogóle dzieje?! I.. Czemu nie było kolacji? Tak, wiem, wiem. Taka chwila, a ja z jedzeniem wyjeżdżam. No ale nic nie poradzę! Głodny jestem. Chciałem się z powrotem położyć, ale coś mi przeszkodziło. Coś, a mianowicie dzwoniący telefon dziewczyny. Spojrzałem na wyświetlacz, na którym widoczny był numer Jasona. Od razu odebrałem.
- I co?!
- Sorry stary, ale klapa. Slender jest zajęty i nie ma czasu na takie głupoty, jak on to nazwał. Musicie jakoś dać radę. - usłyszałem nadzwyczaj poważny głos Laughing Jack'a..
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top