~23~
Obudziłam się z bólem całego ciała, a szczególnie głowy. Leżałam nią na nogach Taylora, na moim brzuchu swoimi plecami leżał Chris, a Josh był przytulony do moich stóp. Kątem oka zerknęłam na zegar wiszący na ścianie. Było kilka minut po dwunastej, cholera.
- Ejj. Chłoopaaaki! - spróbowałam krzyknąć, ale miałam straszną chrypkę. Chyba po nocnym karaoke.
Niestety przyjaciele mnie nie usłyszeli, więc zaczęłam się wiercić, oni po chwili też. Pierwszy podniósł się Joshua.
- O chuj, mój łeb.. - stęknął.
- Mój też. Możesz zdjąć ze mnie Chris'a i przy okazji ich oboje obudzić? Ja pójdę poszukać czegoś przeciwbólowego.
Nie musiałam długo czekać na spełnienie mojej prośby. Wstałam i poszłam do kuchni. Całe szczęście dalej pamiętałam, gdzie gospodarz trzyma apteczkę. Wzięłam z niej opakowanie tabletek przeciwbólowych i dwulitrową butelkę wody z blatu, po czym wróciłam do salonu. Moi towarzysze siedzieli na kanapie i próbowali się dobudzić. Zajęłam miejsce obok nich, połknęłam dwie tabletki i podałam nasz ratunek dalej.
- Nasza wybawicielka.. - mruknął Tay.
- Tak. Ale teraz trzeba ten bajzel ogarnąć. Gdzie moja torebka?
- W łazience chyba. - wybełkotał Chris.
- Co? Co ona tam robi?
- Przytulałem się do niej i poszedłem do kibla, żeby nikt nam nie przeszkadzał, a potem urwał mi się film.
- Zgwałciłeś jej torebkę? - wtrącił Josh.
- Nie wiem, mówię przecież, że film mi się urwał.
Nie miałam siły tego słuchać, więc poszłam do łazienki po swoją zgubę. Na szczęście leżała na umywalce bez żadnych śladów gwałtu.
Wyjęłam telefon i zobaczyłam kilka nieodebranych połączeń od moich współlokatorów. Napisałam do Jasona, że będę później i żeby przekazał to reszcie, po czym wróciłam do chłopaków, by pomóc im sprzątać.
Nie zajęło nam to jakoś bardzo długo. Zjedliśmy jeszcze żarcie, które zostało z wczoraj, bo nasze żołądki bardzo się tego domagały. W domu byłam chwilę po szesnastej.
- Chyba dobrze się bawiłaś. - zaśmiał się L.J, kiedy padnięta usiadłam obok niego i Candy Pop'a na kanapie.
- Nawet bardzo dobrze, skoro wróciła bez rajstop. - wtrącił roześmiany Puppeteer, który właśnie przyniósł mi z kuchni szklankę wody.
- Oj, żebyście wiedzieli. - odparłam tajemniczo, biorąc od chłopaka naczynie.
Prawda była taka, że po prostu poszło mi w rajstopach oczko i musiałam je wyrzucić. Nagle milczący do tej pory Candy prychnął, wstał z kanapy i wyszedł z domu.
- A temu co? - spytał zdezorientowany Jack.
- Jest zły, bo ktoś podkradł mu kolejną panienkę, którą chciał zaliczyć. - powiedział zadowolony Puppet.
- Myślałem, że w stosunku do Lottie będzie inny.. - odparł wyjątkowo poważny L.J.
- Może pora skończyć to obgadywanie.. - wtrącił Jason, który przysłuchiwał się rozmowie z boku - Jak prezent? Spodobał się?
- Taak, Chris bardzo się ucieszył. Dziękuję, uratowałeś mi tyłek.
- Nie ma sprawy, przyjaciele sobie pomagają.
- Kiedy będę mogła u ciebie zacząć?
- Um.. Muszę ogarnąć najpierw parę spraw związanych ze sklepem.. - zaśmiał się nerwowo - Do końca tygodnia daj sobie spokój, zaczniesz od poniedziałku.
Reszta chłopców dziwnie na niego spojrzała, ale nie odezwali się ani słowem.
- Dobra, ja idę odpocząć. - mruknęłam.
* * *
Było już koło dwudziestej, a ja leżałam w swoim pokoju i grałam w jakąś gierkę na telefonie. W pewnym momencie usłyszałam pukanie do drzwi.
- Wejść! - krzyknęłam.
Po chwili na łóżku obok mnie usiadł Puppeteer.
- Za piętnaście minut będziemy oglądać film. Zejdziesz do nas?
- Co ty taki miły ostatnio?
- Żal mi ciebie.
- Nie mam ochoty. Pogram chwilę i idę spać. Może innym razem.
- A. Skoro już jesteśmy dla siebie mili, to zrobisz jutro za mnie śniadanie?
Zgodziłam się. Przecież pomógł mi utrzeć nosa Popowi, więc mogę zrobić dla niego tą jedną rzecz.
* * *
Wstałam o siódmej, a przed ósmą śniadanie było już gotowe. Przy jedzeniu panowała napięta atmosfera i okropna cisza. Jason poszedł do sklepu, Candy siedział obrażony na cały świat, Puppet był bardzo zadowolony z siebie, a L.J co chwilę dziwnie zerkał na niebieskowłosego. A ja?
A ja po prostu jadłam i próbowałam jakoś wytrzymać ten klimat. Czułam się winna. Miałam wrażenie, że przeze mnie chłopcy się pokłócą. Oczywiście, miałam żal do Candy Pop'a, bo coś do niego poczułam, a on chciał mnie tylko wykorzystać. Po co ja go wtedy pocałowałam? Co mi wtedy odbiło? Gdyby tak bardziej pomyśleć.. Zachowałam się jak dziwka.. Sama się na niego rzuciłam! Gdyby mnie 'zaliczył' sama byłabym sobie winna.. Uderzyłam się w czoło z otwartej dłoni, a chłopcy spojrzeli na mnie zaskoczeni. Jestem skończoną idiotką.
- Charlotte? - odezwał się L.J
- Nie jestem już głodna. - odparłam krótko, po czym wstałam i pobiegłam do swojego pokoju.
Rzuciłam się na łóżko i zamknęłam oczy, przytulając mocno miśka od Jasona. Moje wcześniejsze myśli mocno mnie dobiły. Miałam wrażenie, że nie powinno mnie tu być. Przyjęli mnie pod swój dach, a ja jeszcze odwalam jakieś dramy. Jestem niestabilna psychicznie. Czemu Candy mnie tam nie zostawił? Mogłam zdechnąć w tym jebanym wariatkowie! Albo zostać z mamą. Byłoby lepiej.. Po policzkach zaczęły płynąć mi łzy. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi.
- Puppet, wypierdalaj! - krzyknęłam, jednak mimo to osobnik wszedł do środka. Złapałam za poduszkę i na oślep rzuciłam nią w stronę drzwi.
- Myślałaś, że mnie to zaboli, czy co? - usłyszałam chłodny głos.. błazna?!
- To ty.. Czego chcesz? - odparłam równie chłodno.
- Nic. Spytać co ci jest. Bo twój chłopak to kompletnie olał. Pokłóciliście się z Puppetem?
- On nie jest moim..! Zresztą nie ważne. Nie twoja sprawa. Możesz wyjść?
- Nie mogę dopóki nie przestaniesz płakać.
- Nie płaczę!
- No właśnie słychać po niewyraźnym głosie, pociąganiu nosem i widać po trzęsącym się ciele. - odparł ironicznie.
- Po prostu wyjdź! - krzyknęłam zła na siebie, odwracając się w końcu w jego stronę.
Chłopak westchnął i wyszedł z pomieszczenia. Mogłam mu wszystko powiedzieć, ale po co? To by nic nie zmieniło. Ale.. Żarówa moim chłopakiem? Nigdy w życiu hahaha. Momentalnie się uśmiechnęłam, a łzy przestały mi lecieć. Candy nawet nieświadomie potrafi mi poprawić humor.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top