(45) Na pewno?

- Natan...
- Tak...? - szepnął. Zabrakło mi tchu i słów. Był zbyt blisko. Poczułam jak winda staje. Cieszyć się czy smucić? Stanęła. On się ode mnie trochę odsunął. Drzwi się odsunęły. Nikogo jak makiem zasiał nie było. Drzwi się spowrotem zamknęły i ruszyła dalej. Dopiero teraz się skapłam, że jestem burakiem na twarzy i to nie ze złości. Westchnął.
- Cała atmosfera zepsuta. - powiedział z grymasem na twarzy. Przekroczyłam wszystkie granice zaczerwienienia, ale i tak czuje, że jestem jeszcze bardziej zarumieniona.
- Jesteś piękna jak się rumienisz.
- Powtarzasz się... Dziękuję - szepnęłam.
- Nie dziękuj. Idziemy do mnie?
- Mieliśmy wyjść tylko na chwilę... iii
- Biecałaś mi, że się spotkamy.
- Masz rację. Dasz mi chwilkę?
- Wszystko dla mojej księżniczki. - Moja twarz co dopiero odzyskała poprzedni kolor na nowo jest czerwona. Zakryłam ją włosami, ale on je odgarnął. Uśmiechnęłam się. Wyjęłam telefon i napisała do Moniki czy mogę przyjść do niej później lub jutro. Odpowiedź wyglądała tak:

Tylko mi nie szalej! Nie zamierzam być już chrzesną.

- Moniaaaaa nie osłabiaj... - powiedziałam do siebie. Natan spojrzał na ekran mojego telefonu przez ramię i zrobił dziwną minę gdy to przeczytał.
- Czyli to znaczy, że mogę cię porwać do siebie.
- Chyba tak. - krótko się zaśmiałam.

Dotarliśmy na parter. Jemu się chyba wyjątkowo śpieszyło, bo aż biegł do wyjścia. Chciało mi się śmiać. Jest taki inny od swojego brata, a za razem tak podobny.
- Gdzie mieszkasz?
- Niedaleko. Pamiętasz jak o mało się nie wywróciłam?
- Jak bym mógł o tym zapomnieć? Dzięki mnie masz teraz swoje ząbki.
- No to właśnie niedaleko tego miejsca. A ty? Gdzie mieszkasz?
- Niedaleko agencji modowej.
- Może się do ciebie przeprowadzę? Będę mieć bliżej do pracy. - zaczęłam się śmiać.
- Pracujesz tam? - zapytał zaskoczony.
- Nigdy mnie tam nie widziałeś? Zdolny jesteś. Tak pracuje tam. I dzisiaj spotkałam twojego brata bliźniaka.
- Spotkałaś go? Zrobił ci coś? - spytał ze... zmartwieniem?
- Jeśli nie liczyć denerwowania mnie to nie nic. - całej prawdy nie musze mu opowiadać narazie. Odetchnął z ulgą i z grobową miną zaprowadził mnie na parking. Nie, kompletnie nie znam drogi. Co z tego, że prawie codziennie tam chodzę. Drogi nie znam. Nie.

- Wsiadaj. - powiedział otwierając drzwi do czarnego Munstanga.
- Ładne. - powiedziałam ignorują jego "rozkaz". Zaśmiał się pod nosem. Wsiadłam do auta, a on zamknął za mną drzwi. Obszesł go i wsiadł od strony kierowcy.

5 minut później...

No tak właściwie to jakieś 8 godzin, ale mniejsza. Hej cześć i witam! Może właśnie tak będę się z wami witać...

Brak pomysłu na końcówkę = Krótszy rozdział
Przepraszam 😓

Postaram się w najbliższym czasie jeszcze coś wstawić ❤👀

Kocham was moje... kotki (będziecie kotkami... bo kocham kotki)
Papa!😘

Ruda789

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top