(39) Natan...

~ Melodi~

Gdy w końcu Emilie i Gabriel sobie poszli, a Adrien gdzieś się ultnił zaczęłam opowiadać Monice to co się stało po wyjściu z domu aż po dotarcie tu.
- Więc... moje nauki nie poszły w las? - poruszyła znacząco brwiami.
- Tak! Poszły - wyszczeżyłam się.
- No mów! Jaki jest?
- Ma czarne włosy i brązowe oczy... wysoki i dobrze zbudowany, a rysy twarzy ma jak Adrien. Teraz pewnie bym nie miała zębów, gdyby nie on. - dałam Monice kuksańca w bok. - Zazdrosna?
- Czemu? Najpierw zobaczę, potem ci odpowiem na to pytanie. To co? Zrobisz Asi fryzurę? Dobrze ci to idzie, a nawet świetnie. Ja się zajmę suknią. Sama ją uszyję. Co ty na to?
- Będzie ci potrzebna pomoc?
- No jasne. Bez ciebie nie dam rady.

Zaczełyśmy się śmiać. Monia musiała mocno oberwać skoro to ostatnie zdanie powiedziała z bardzo śmiesznym głosem.
Spojrzałam na zegarek. Dochodziła piąta rano.
- To co? Zgadzasz się na to?
- Zwariowałaś? - popatrzyła na mnie zdziwiona. - Oczywiście, że się zgadzam! - zaczęłam na nowo się śmiać, a Monika zrobiła facepalma.

Przez nasz śmiech cały szpital się obudził. Trudno, dadzą sobie radę wstając wcześniej. Gdy ja się śmiałam, pielęgniarka weszła do sali i starała się mnie uciszyć. Bez skutków.
- Jej to zaraz minie. Jeszcze chwilę i przestanie. Niech się pani nie martwi. - powiedziała Monika. Super w niej BFF.
- Dzięki Monia - powiedziałam przez łzy. W pokoju z nikąd pojawił się Adrien na co dostałam czkawki.
- Adrien! ... co... ty... robisz...? - powiedziałam co chwilę czkając.
- Nic. Widzę, że czujesz się już lepiej kochanie. - powiedział patrząc na Monikę.
- Tak. Ja i Medi obudziłyśmy szpital śmiechem. Nie pytaj z czego się śmiałyśmy. - odparła cały czas nie mogąc powstrzymać uśmiechu. Szczerego uśmiechu. Dawno u niej go nie widziałam. Taki banan.
- Monika, kiedy wychodzisz?

- Za jakieś pięć dni. Chyba już mówiłam.
- No może... Z resztą, nie ważne. Będę codziennie przychodzić. Co ty na to? Ustalimy w tym czasie różne sprawy związane ze ślubem.
- Okej. Na którą masz do pracy?
- Na ósmą, a co?
- Nic... tylko ktoś nas chyba obserwuje. - wskazała głową na drzwi. Odruchowo spojrzałam w tamtą stronę. Stał tam, nie kto inny jak sam Natan. Ukrywać to on się nie umie. Podeszłam do drzwi i je niespodziewanie otworzyłam. Natan wpadł przez próg porosto pod moje stopy.
- Witamy Pana. W czym możemy pomóc? - powiedziałam z wielkim uśmiechem na ustach pomagając mu wstać.
- yyyyyymmmm.... Hej Melodi.... ja... tu... no... eee....
- aha... rozumiem. Z chęcią przyjmiemy jeszcze jedną parę rąk do pomocy w organizacji ślubu i wesela.
- ... - Natanielowi odjęło mowę, a Monika nie mogła powstrzymać śmiechu. W końcu zaczęła tego niekontrolować i śmiała się już dość głośno. Złapałam Natana za łokieć i przyciągnęłam go do łóżka Moni. Usiadł na jednym ze stołków obok Adriena, a ja z drugiej strony Moniczki. Gdy ta opanowała się już całkiem, spojrzała najpierw na mnie potem na Adriena, a na koniec na Natana. Kierowała wzrok z jednego na drugiego chłopaka.
- Jesteście prawie identyczni. - powiedziała po chwili.
- Nie - odpowiedzieli obaj.
- Właśnie widać. - odparłam równo z Moniką. - Stawiasz mi lody. - powiedziałyśmy szybko, na co Monika dodała - i pepsi. Bum! Wygrałam.
- No jak zawsze.... - przewróciłam oczami.
- Skoro dziewczyny idą na lody to może się przyłączymy? - powiedział Adrien.
- Jasne. Czemu nie? - odparł Natan, na co dodałam swój komentarz. - Ale sami sobie stawiacie. Ja stawiam Monice lody i pepsi, a ona mi lody. Siłą rzeczy wszystko składa się w całoś. - wstawiłam język i puściłam im oczko. Monika się uśmiechnęła i chłopaką zrzedła mina. Bezcenny momęt. Szybko wyjęłam telefon i zrobiłam zdjęcie.
- Będzie dla potomności. - wyszczeżyłam się i pokazałam zdjęcie Monice.
- Piękne ujęcie. Prześlij mi to sobie wydrukuję i oprawię w ramkę.

- Moniko nie rób tego - powiedział Adrien.
- Zrobię to.
- Nie
- Tak
- NIE
- Bo? - Adrien na ten "argument" zamilkł.
- A Monika przyniosłam ci coś, ale dam to później.
- Oki. Medi, przyniosłabyś mój szkicownik? Bez niego nie mowy o sukni.
- Dobra. Czy twój magiczny ołówek też mam przynieść?
- Jakbyś mogła. - parskęła śmiechem.
- Ja już będę się zbierała, bo jeszcze muszę dojechać do tej mojej agencji, a jeśli nie zdążę będę mieć przechlapane. - powiedziałam wstając z miejsca.
- Pa Monia. Pa Adrien. Siema Natan. - powiedziałam dając każdemu całusa w policzek.
Natan był niezadowolony jak zobaczył, że całuję Adriena i zabijał go wzrokiem. Gdy do niego podeszłam był zdziwiony i lekko odchylił się do tyłu. W sumie to nawet lepiej. Dałam mu całusa i jeszcze szybkim pomachaniem ręką, wyszłam z sali. Weszłam do windy opierając się o jedną ze ścianek. Zamknęłam oczy i czekałam, aż winda ruszy z miejsca. Zamiast w dół pojechać cały czas tak stałam w tej windzie.
- Co jest?

Otworzyłam oczy i przedemnął ukazał się Adrien. Odruchowo w obronnych celach podniosłam kolano do góry, które trafiło w jego krocze.
- Oh... Adrien. Przepraszam. Ja nie chciałam. Przepraszam cię. - powtarzałam w kółko gdy on się wyłożył na podłodze windy. Ona dopiero teraz ruszyła z miejsca. Przyklękłam przy nim i pomogłam mu wstać.
- Melodi... nigdy więcej tego nie rób. - powiedział po chwili.
- Na tobie więcej tego nie zrobię, spokojnie. Teraz mów czego chcesz.
- O co wam chodzi z tym ślubem i weselem?
- Serio? Monika nic ci nie powiedziała? Ty masz pomóc Feliksowi przy wyborze garnitu, a ja i Monika pomagamy Asi. Ślub jest za niecały miesiąc, więc twoja mama też mam się przyda. Ona wybierze salę weselną. Pięknie uzdobimy kościół, ale to wszystko potrzebuje czas, którego praktycznie nie mamy. Zrozumiałeś?
- Chyba tak. Za szybko mówisz, ale rozumiem.
- To dobrze. Ja muszę spadać do pracy. Ty chyba też. - puściłam mu oczko i wyszłam z windy. Rozejrzałam się i ruszyłam przed siebie. Teraz tylko dojść do domu, wziąźć samochód i pojechać do pracy. Nic prastrzego. Gdy byłam na zewnątrz, przed szpitalem jeszcze się obejrzałam i w oknie zobaczyłam Natana. Pomachałam mu i poszłam dalej. Przed pasami musiałam się zatrzymać, bo jak na złość musiał się wylać potok samochodów. Oparłam się o słup. Czekałam tak koło pięciu minut, a może dłużej by przejść przez drogę. Gdy to wreszcie się udało musiałam biegiem ruszać się do domu. No cóż poradzić. Dotarłam do domu o siódmej. Została mi godzina. Weszłam do domu, przeczesałam włosy upinając je w kok i obwiązując chustką, wyszłam z domu zgarniając kluczyki od auta.

W drodze do pracy w radio słuchałam "In my blood" Shawn Mendes. Tak odpłynęła przy niej, że zamiast jak zwykle pod nosem śpiewałam ją w niebo głosy.
Po pewnym czasie byłam na miejscu.

Koniec rozdziału. Jak wam się podoba świat z perspektywy Melodi? Napiszcie w komentarzach. Ja się żegnam. Paaaaaaaa!!!

Ruda789

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top