(30) Ałć...

Wyszłam przez okno w łazięce. Dzięki tym mocom mogę latać więc, wyjść nie było tak trudno. Boże!! Jakie to fajne uczucie! Chociaż ja już jestem przyzwyczajona do mojego jo-jo. Muszę uważać by nikt mnie nie zauważył. Hmmm... może polecę na jakieś stare obrzeża Paryża i tam poćwiczę? Tak i to zdecydowanie!
Byłam już w połowie drogi i tu nagle...

- Aaaaaaałć!!! Co tutaj robi to drzewo?! - powiedziałam leżąc na ziemi.
- Chyba rośnie. - powiedział nad wyraz spokojny głos.

I tu mi głos zamarł. Ja to umiem się wpakować w kłopoty. Nie znana osoba pomogła mi wstać.
- Dziękuję.
- Nie ma za co. Jestem Adrien, a ty?
- Emmm... Pawica... Tak! Pawica!
- Miło mi cię poznać Pawico.
- Mi ciebie też, a i mam do ciebie pytanie.
- Jakie?
- Czy pójdziesz ze mną? Muszę ci coś powiedzieć.
- Emmm... A tu nie możesz?
- Nie. Tu jest za dużo ludzi.
- No dobra polecę z tobą. - powiedział po chwili namysłu.

Lecieliśmy tak kilka minut, gdy wreszcie dotarliśmy na miejsce. Nie było tu najpiękniej, ale przynajmniej bezludnie.
- Adrien, słuchaj. To nie jest moje miraculum. Jest ono mojej koleżanki. Pozwoliła mi. Teraz nie będę się przemieniać. Jeszcze ktoś może zobaczyć.
- Rozumiem. Po co tu chciałaś przylecieć?
- Chcę wypróbować moce tego miraculous. (Po raz pierwszy używam słowa miraculous, więc nie wiem czy jest dobrze napisane ;dop.autorki) Może mi w tym pomożesz?
- Z chęcią. Co mam robić?
- Hmmm... może na początek rzucaj w moją stronę kamieniami, a potem czymś cięższym i większym.
- Dobrze.

Adrien schylił się po jakiś kamień i rzucił nim we mnie. Wiedziałam, że to zrobi, ale stał w miarę blisko i myślałam, że najpierw się oddali, a potem rzuci. Do tego treningu używałam mojego biedronkowego refleksu i zwinności. Adrien pewnie zauwżył te rzeczy, ale nic nie mówił. Rozwalałam kamienie jakby były tak kruche jak trzcina (chyba dobrze napisałam;) dop. autorki).
- Co teraz? - spytał Adrien, gdy już nie mógł znaleźć więcej kamieni.
- Hmmm... może teraz coś z lataniem?
- Mi pasuje.

Uniosłam się do góry. Zobaczyłam, że na tych obrzeżach Paryża są jakieś ruiny, które tworzą taki tor przeszkód.

- Zobacz! Tu jest jakby na zawołanie, tor przeszkód! - krzyknęłam z góry.
- Masz rację! Tu naprawdę jest tor przeszkód z ruin. - krzyknął do mnie.

20 minut później...

Zrobiłam kilka rundek przez te ruiny i zobaczyłam coś dziwnego.
- Adrien! Znalazłam coś!
- Co takiego?!
- Nie wiem! Chodź!

Podbiegł do mnie i pokazałam mu rzecz. To coś przypominało wsówkę, ale kształtem przypominało pszczołę.

- To mi wygląda ma miraculum.
- Mi także.

Końcówki rozdziałów zostają owiane coraz częściej tajemnicą... prawda?
Jeśli rozdział się spodobał zostawcie gwiazdki i komentarze!
Do następnego!
Papa....

Ruda789

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top