Rozdział 29

Hejka! Zapraszam serdecznie na kolejny rozdział (jeśli się spodoba to zostaw coś po sobie)!
Miłego czytania UwU
_________________________________________

Draco przez chwilę patrzył na Harry'ego z niedowierzaniem. Naprawdę Potter coś przed nim zataił? Na początku nie mógł w to uwierzyć, ale szybko się ogarnął, teraz nie czas na pretensje. Chłopak przeczesał niedbale obiema dłońmi swoje platynowe włosy i odetchnął, mina Gryfona nie wskazywała na nic dobrego.

- W takim razie słucham. Co zamierzasz mi powiedzieć? - zapytał, chcąc zachęcić zielonookiego nastolatka do zwierzeń. Harry zagryzł nerwowo wargę. Jak miał ubrać cały ten bałagan w słowa?

- Pamiętasz, jak mówiłem ci o mojej więzi z Voldemortem i o tym, że mogę wnikać do jego świadomości? Wiem, że to było bardzo dawno... - zaczął Harry, ale Draco wszedł mu w słowo.

- Pamiętam. Mów, o co chodzi? - ponaglił go blondyn. Czuł, jak zaciska mu się żołądek ze stresu. W pokoju na chwilę zapadło pełne napięcia milczenie.

- Czy wiesz, co jest moim głównym zadaniem, Draco? - zapytał w końcu brunet.

- Pewnie masz pokonać Czarnego Pana, jako Wybraniec - odparł Malfoy.

- Problem pojawia się w tym, że Voldemort jest bardzo potężnym czarnoksiężnikiem i nie mogę się z nim równać jeśli chodzi o jakiś magiczny pojedynek. Mimo to Voldemort chciał mieć pewność, że nikt nie będzie w stanie go pokonać. Chciał być nieśmiertelny... Czy wiesz, czym są horkruksy?

- Oczywiście, że wiem! Chowa się w nich cząstkę własnej duszy. Gdy coś stanie się z ciałem, wciąż gdzieś pozostaje cząsteczka duszy, dlatego nie można umrzeć - stwierdził Draco. Czuł się lekko urażony przypuszczeniem, że mógłby nie wiedzieć, czym są horkruksy!

- Dokładnie - przytaknął Harry, po czym wziął głęboki oddech i powiedział: - Voldemort stworzył ich sześć - dodał, nerwowo bawiąc się palcami. - Aby móc go zabić, najpierw muszę znaleźć wszystkie horkruksy i je zniszczyć.

- Na Merlina, Harry... Musimy zacząć brać się do roboty! Musimy je znaleźć i powstrzymać Czarnego Pana, zanim zniszczy nasz świat! - Draco aż poderwał się z łóżka.

- Niestety horkruksami może być dosłownie wszystko i mogą być wszędzie. Jak na razie mam tylko nic nieznaczące poszlaki, co do tego czym mogą być te horkruksy i nie mam zielonego pojęcia, gdzie zostały ukryte - wyznał niemrawo Gryfon. Draco zaczął nerwowo krążyć po pokoju.

- I co teraz zrobimy, Harry? - zapytał.

- Dumbledore mi pomagał. Cały zeszły rok chodziłem do niego, a on dawał mi wskazówki, żebym miał jakieś szanse. Tylko, że go już z nami nie ma. Zginął za jeden z horkruksów - powiedział, Harry, po czym wstał i podszedł do swojego kufra leżącego w kącie, a następnie zaczął go otwierać. - Tamtego dnia, gdy Śmierciożercy zaatakowali Hogwart, teleportowałem się z Dyrektorem do jaskini, a potem dostaliśmy się na wyspę. Dumbledore musiał wypić jakiś dziwny eliksir, żebyśmy mogli wydostać horkruksa. Strasznie przy tym krzyczał, a ja moim zadaniem było zmuszenie go do wypicia wszystkiego - dodał Harry, zamykając powieki i zaciskając dłonie na właśnie wyjętym medalionie. - Potem z wody wyszły inferiusy, chciały mnie wciągnąć pod wodę, ale Dumbledore mimo tego, że był osłabiony, uratował nas. Był naprawdę wielkim czarodziejem. - Potter otarł łzy zbierające się w kącikach jego oczu i podał Malfoyowi biżuterię. - Właśnie w tym medalionie jest cząsteczka duszy Voldemorta. Dumbledore o-oddał za to życie, a ja nie potrafię tego nawet otworzyć, a co dopiero rozwalić.

Blondyn wziął do ręki medalion i zaczął go dokładnie oglądać.

- Horkruksa jest bardzo trudno zniszczyć. Istnieje tylko kilka rzeczy, które są w stanie to zrobić - powiedział takim tonem, jakby ta wiedza była oczywista, po czym spojrzał na Gryfona, unosząc jedną brew i czekając na ciąg dalszy opowieści.

- Myślałem, że Dumbledore zapisze mi w testamencie coś użytecznego. Da wskazówki, ale nic takiego zrobił. Nie mam pojęcia jak wygaszacz, książka i złoty znicz mogą nam pomóc w pokonaniu Voldemorta. Nic z tego nie rozumiem, to wszystko jest strasznie pogmatwane - odparł Harry.

Arystokrata zamknął na chwilę oczy i złapał się za głowę wolną ręką. Wyglądał, jakby nie mógł przyswoić nadmiaru wiadomości, co po części było prawdą. Cała ta wiedza spadła tak nagle na jego dotychczas w miarę spokojnie życie i przygniatała Ślizgona swoim ciężarem.

- Dobrze, a co może być tymi horkruksami? Od czego mamy zacząć?

- Dumbledore uważał, że Voldemort jest za dumny, żeby schować cząstki swojej duszy do jakichś przypadkowych rzeczy. Wybrał do tego celu niezwykle cenne przedmioty.

- Oczekuję jakichś konkretów, Harry! - krzyknął Ślizgon, ale szybko ugryzł się w język. Emocje zaczęły go ponosić, czego bardzo nie lubił.

- Dumbledore mówił, że czarka Helgi Hufflepuff i diadem Roweny Ravenclaw... No i ten medalion...

- Do cholery jasnej, nic nie rozumiem! Powiedziałeś, że jest sześć horkruksów! - wybuchł Arystokrata. Potrzebował konkretnych i rzetelnych informacji.

- Bo było! Daj mi skończyć! - Harry również podniósł głos.

- Trzeba mi było powiedzieć o czymś takim dużo szybciej! Wtedy bym się nie unosił. Nie ufasz mi czy jak? - zapytał napastliwie Draco, mierząc stalowym, wściekłym spojrzeniem w zielonookiego

- Oczywiście, że ci ufam! Po prostu... - Gryfon nie mógł znaleźć właściwych słów. Miał pustkę w głowie, ale Malfoy nie zamierzał dać mu czasu na zastanowienie, teraz było już na to za późno.

- Po prostu co?!

- Chciałem cię chronić! - wypalił Wybraniec, wyrywając medalion z rąk Draco.

- Nie wierzę. Uważałeś, że nie poradzę sobie z taką wiedzą, a może po prostu poszedłbym prosto do Czarnego Pana jako jego posłuszny piesek, co? Myślałem, że sobie ufamy, nie możesz robić mi takich numerów!

- Nie rozumiesz, że chciałem dobrze?!

- Ty zawsze chcesz dla wszystkich dobrze, szkoda tylko, że ostatecznie wychodzi zupełnie coś odwrotnego - odparł oschle Draco. - Nigdy nie sądziłbym, że tak mnie wystawisz, gdyby nie ta głupia Weasley, dalej nic bym nie wiedział! - wrzeszczał Arystokrata. Miał szczerą ochotę zniszczyć coś, aby móc rozładować napięcie, które się w nim nagromadziło.

- Nie mów tak o moich przyjaciołach! Ile razy mam ci zwracać uwagę?! - Harry również nie mógł już tego wytrzymać. Sam był strasznie podburzony, nie wiedział, do czego Draco zmierzał.

- Nie rozumiem po prostu, dlaczego dowiaduję się ostatni!? Dlaczego twoi Gryfońscy przyjaciele są ważniejsi ode mnie!? Przecież jesteśmy parą, nie możemy mieć przed sobą takich sekretów! Jakbyś się czuł, gdybym ja zataił przed tobą fakt, że jestem Śmierciożercą, co?!

- Nie jesteś Śmierciożercą! - zaprotestował stanowczo Harry.

- Ale mam mroczny znak, a to praktycznie to samo! - odparł Draco. W pokoju na chwilę zapadła nieprzyjemna cisza - Masz mi powiedzieć o przepowiedni - zażądał blondyn. Chciał poznać całą prawdę i ani mu się śniło, żeby nie dokończyli tej rozmowy.

- Co?

- Nie udawaj głupiego! O co chodzi z cholerną przepowiednią! - krzyknął Ślizgon.

- Draco...

- Chcę poznać prawdę, natychmiast! - oznajmił stanowczo Malfoy. Nie zniósłby dłuższego zwodzenia i udawania, że wszystko jest w porządku, kiedy wcale nie było. Harry otworzył usta, ale szybko je zamknął. Draco widział, jak drżały mu wargi. Czyżby ze strachu przed ujawnieniem prawdy? Bał się tego tak bardzo? - Czekam, Harry - ponaglił go blondyn. Gryfon westchnął i złapał się za głowę.

- Przed moimi narodzinami została wygłoszona przepowiednia, to przez nią Voldemort chciał mnie zabić, bo zgodnie z jej treścią mogłem być kimś, kto mógłby go pokonać. Zaatakował mnie i cała machina poszła w ruch. Trzeba wypełnić przepowiednię.

- Chcę poznać jej treść - rzekł stanowczo Ślizgon. Potter wziął drżący oddech, po czym zaczął mówić niepewnym i cichym głosem:

- Oto nadchodzi ten, który ma moc pokonania Czarnego Pana... Zrodzony z tych, którzy trzykrotnie mu się oparli, a narodzi się, gdy siódmy miesiąc dobiegnie końca.... A choć Czarny Pan naznaczy go jako równego sobie, będzie on miał moc, jakiej Czarny Pan nie zna... I jeden z nich musi zginąć z ręki drugiego, bo żaden nie może żyć, gdy drugi przeżyje... Ten, który ma moc pokonania Czarnego Pana, narodzi się, gdy siódmy miesiąc dobiegnie końca...

Draco zacisnął powieki, analizując wygłoszone przez Pottera słowa.

- Chodzi o ciebie, tak? - upewnił się, po chwili, która dla zielonookiego była wiecznością.

- Tak.

- Jeden z was musi zginąć, tak? - blondyn zadał kolejne pytanie.

- Tak... - odpowiedział cicho Harry.

- Czy zamierzałeś mnie łaskawie poinformować o czymś takim? - zapytał nieco napastliwie Arystokrata.

- Oczywiście, że tak! - odparł natychmiast Potter.

- Kiedy? Wtedy gdy będziesz stał naprzeciwko śmierci!? Co ty sobie, do cholery jasnej, wyobrażasz?! Nie robi się czegoś takiego, jeśli się z kimś jest! Twoja przyjaciółka mi dzisiaj powiedziała, że w miłości chodzi o zaufanie, a nam go chyba brakuje - orzekł Draco. Przez chwilę mierzył Harry'ego chłodnym wzrokiem, po czym odwrócił się i ruszył do drzwi.

- Draco! - zawołał Wybraniec. Chcąc zatrzymać ukochanego przy sobie, pociągnął go za materiał bluzy.

- Zostaw mnie, Harry. Ja muszę to wszystko przemyśleć. Sam - odparł szarooki i wyszedł, nawet nie odwracając się do zrozpaczonego Gryfona. Brunet spodziewał się, że Malfoy będzie zły, w końcu po prostu go oszukał. Zataił coś niezmiernie istotnego. To była jego wina, cała ta kłótnia, której mogli uniknąć, gdyby Potter miał choć trochę odwagi.

Na Merlina, jak miał podołać takiemu zadaniu jak pokonanie Voldemorta, skoro przerastało go wyznanie prawdy osobie, którą szczerze kocha?! Chłopak upadł na podłogę i w geście frustracji uderzył z całej siły otwartą dłonią w szafkę nocną. Dlaczego musiał wszystko niszczyć?

Mimo tego, że w pełnie rozumiał złość blondyna, do której chłopak miał z resztą pełne prawo, to nie spodziewał się, że Draco po takim wyznaniu tak po prostu wyjdzie. Sam się o to prosiłem - pomyślał smętnie Harry.

Nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Wszystko wydało mu się niepotrzebne i bezsensowne, dlatego ostatecznie podniósł się z podłogi i wgramolił do pustego łóżka, gdzie owinął się szczelnie kołdrą, mocno ściskając jej materiał w rękach. Czuł się źle. Wyrzuty sumienia wręcz bolały. Dlaczego nie powiedziałem mu szybciej? Przecież nie chciałbym, żeby on zataił przede mną sprawę z Mrocznym Znakiem - ganił się w głowie.

Po długim czasie zamartwiania się, obwiniania i myślenia "co by było gdyby" w końcu udało mu się zasnąć, choć ten sen wcale nie należał do przyjemnych...

Coś było ewidentnie nie tak, jak powinno. Grimmauld Place, które zawsze tętniło życiem, tym razem było dziwnie martwe. Harry stał na korytarzu, na drugim piętrze, czując, że ciemność jest tuż za nim. Przestraszony wbiegł do swojej sypialni, licząc, że właśnie tam zastanie Draco, który mu pomoże, jednak to, co tam zobaczył, było czymś zupełnie przeciwnym do jego oczekiwań.

Na środku pokoju, leży ciało w kałuży ciemnej krwi. Brunet otworzył szeroko oczy i szybko podbiegł do poszkodowanego. Ukląkł przy, jak się okazało, już zimnych zwłokach Syriusza, z którego klatki piersiowej wystawał tylko rękojeść jakiegoś ostrza. Harry próbował ocucić Blacka, ale to było bezskuteczne. Jego dłonie i ubrania ociekały czerwoną cieczą.

Potter musiał poszukać pomocy. Wybiegł z pokoju, chociaż było mu niedobrze i kręciło mu się w głowie. Gdy stanął na parterze, zobaczył prawdziwą masakrę. W kuchni, salonie i korytarzu piętrzyły się stosy odciętych dłoni. Harry czuł, jak żołądek wywraca mu się do góry nogami. Ostatnie co zobaczył to kolejne ciała, leżące wśród kończyn, a potem wszystko spowiła ciemność i w dodatku ten przeklęty ból...

- Daj mi ją, Gregorowicz.

Głos Harry'ego był wysoki, wyraźny i zimny. Jego różdżka tkwiła przed nim w białej dłoni o długich palcach. Człowiek, w którego była skierowana, wisiał w powietrzu do góry nogami, z ramionami przylegającymi ciasno do tułowia, jakby był związany niewidzialnym sznurem. Wpatrywał się przerażonymi oczami w Harry'ego.

- Nie mam jej, już jej nie mam! Skradziono mi ją wiele lat temu! - krzyczał.

- Nie kłam Lordowi Voldemortowi, Gregorowicz. Chcesz mi powiedzieć, że dałeś sobie ukraść najpotężniejszą różdżkę, jaka istnieje? Ja zawsze wiem, Gregorowicz, zawsze kiedy ktoś kłamie...

Teraz Harry'ego pochłonęły ciemne, rozszerzone źrenice uwięzionego mężczyzny i w następnej chwili szedł ciemnym, ciasnym korytarzem zaraz za Gregorowiczem, który trzymał w uniesionej dłoni latarnię. Mężczyzna wpadł do pokoju na końcu przejścia, który wyglądał na jakąś pracownię. Jednak od razu rzuciło mu się w oczy coś nietypowego. Na parapecie przysiadł młodzieniec o złotych włosach, a gdy światło latarni oświetliło jego pełną zachwytu przystojną twarz, w ułamku sekundy intruz strzelił zaklęciem oszałamiającym i z głośnym śmiechem wyskoczył przez okno.

Teraz Harry wynurzył się z czarnych jak smoła źrenic i ponownie stał przed skrępowanym Gregorowiczem.

- Kim był ten złodziej? - zapytał wysoki, zimny głos.

- Nie wiem, nigdy się nie dowiedziałem! Jakiś młodzieniec... nie... błagam... BŁAGAM!

A potem rozbłysło zielone światło.

- Harry!

Brunet otworzył szybko oczy, jego czoło przeszywał okropny ból. Spojrzał na wpół przytomnie prosto w blade oblicze, które oświetlał jedynie blask księżyca. Młodzieniec z parapetu...

- Nie! - krzyknął Potter jakby w amoku, próbując podnieść się na rękach i odsunąć do tyłu. Nagle w sypialni zapaliło się niewielkie światełko tuż przy łóżku.

- Już, już, spokojnie, to tylko ja - powiedział łagodnie Draco, kładąc Harry'emu dłonie na ramionach. - Już wszystko dobrze - dodał, głaszcząc wciąż delikatnie drżące ciało drobniejszego chłopaka.

- C-co ty tu robisz? - zapytał Gryfon, zakładając okulary na nos. Wciąż był blady jak kreda.

- Nie mogłem spać, myślałem, o tym co mi powiedziałeś... Może nie powinienem był się unosić. W każdym razie przyszedłem i zobaczyłem co się z tobą działo, krzyczałeś i rzucałeś się po łóżku. Przestraszyłeś mnie - wyjaśnił Draco, patrząc zatroskanym wzrokiem na Gryfona, po wcześniejszej złości nie było ani śladu.

- Przepraszam, Draco. To wszystko moja wina. Powinienem był ci powiedzieć, zachowałem się jak ostatni kretyn, zatajając to przed tobą.

- Jak ostatni kretyn - powtórzył Malfoy, po czym uśmiechnął się delikatnie. - Nie jestem już zły, jedynie trochę zawiedziony, ale nie ważne. Jak się czujesz?

- Lepiej, przecież ty tutaj jesteś - powiedział natychmiast Potter. Ślizgon parsknął cichym śmiechem i przyciągnął do siebie bruneta.

- Nie podlizuj się. Byłeś w umyśle Czarnego Pana?

- Nie podlizuję się, kretynie. Przecież kiedy jesteś obok mnie Voldemort nie może wtargnąć do mojego umysłu, ani ja do niego. Kocham cię, a to uczucie jest dla niego nie do zniesienia - odparł cicho Harry, mocniej przytulając się do Draco. Ślizgon w odpowiedzi pocałował Wybrańca w głowę i oparł na niej swój policzek.

- W takim razie już nigdy cię nie zostawię, chcę, żebyś był bezpieczny - powiedział Arystokrata. Przez chwilę obaj siedzieli w ciszy. - Nie podoba mi się ta przepowiednia, Harry, nie chcę, żeby stała ci się jakaś krzywda. Nie przeżyłbym tego...

- Spokojnie, nie wybieram się na tamten świat, Draco. Obiecuję, że nie umrę.

- Nie masz innej opcji - podsumował Malfoy, odsuwając się od niższego, który na szczęście odzyskał już kolory. Wgramolił się pod kołdrę Harry'ego, a brunet ponownie do niego przylgnął, chcąc mieć pewność, że nie wniknie ponownie do świadomości Voldemorta. - Mam zostawić zapalone światło? - zapytał blondyn.

- Nie, już jest dobrze, zgaś - powiedział Gryfon, a Arystokrata posłusznie wykonał polecenie i okrył ich obu kołdrą. - Draco?

- Tak?

- Voldemort ma jakiś plan. Zabił Gregorowicza, widziałem to - powiedział Harry. Nie zamierzał mieć już żadnych tajemnic przed Malfoyem. Draco spiął się trochę na wieść o kolejnym morderstwie.

- Widziałeś to we śnie, tak? - dopytał.

- Tak. Chciał zdobyć jakąś różdżkę. Bardzo się zdenerwował. Użył legilimencji... i ten chłopak w pracowni Gregorowicza - plątał się Gryfon.

- Jaką różdżkę, Harry?

- Nie wiem dokładnie, ale bardzo mu na niej zależało. Mówił, że to jest najpotężniejsza różdżka, jaka kiedykolwiek istniała, pewnie sądzi, że dzięki niej uda mu się mnie zabić.

Draco szybko podniósł się na przedramiona, wyraźnie poruszony.

- Chce użyć Czarnej różdżki? - bardziej stwierdził, niż zapytał Ślizgon, a po tonie jego głosu można było wywnioskować, że szykują się kolejne kłopoty i to w dodatku poważne.

_________________________________________

Nie mam co tu dużo mówić. Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodobał i nie jesteście za bardzo źli za tę sprzeczkę (no i że nie wyszła zbyt cringe'owo) ;)

Poza tym życzę Wam wesołych świąt, mam nadzieję, że mimo obecnej sytuacji spędzicie je w miłej atmosferze!

Do usłyszenia w przyszłym tygodniu <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top