Rozdział 14
Hejka! Uhuhu, dawno mnie tutaj nie było, za co ogromnie przepraszam (I jeszcze tak późno to wstawiam XD) Teraz to postaram się wrócić do regularności :)
Jeśli Ci się spodoba, zostaw coś po sobie.
Miłego czytania <3
--------------------------------------------------------------
Następnego dnia Pani Pomfrey wpuściła Harry'ego do skrzydła szpitalnego dopiero po skończonych zajęciach. Brunet cały czas myślał o tym, co się stało, nawet w nocy nie mógł z tego powodu spać, a wywody nauczycieli przelatywały mu koło uszu. Zastanawiał się, czy Draco dalej był nieprzytomny. Na szczęście, po długich męczarniach, lekcje w końcu dobiegły końca, a, jako że był piątek, Brunet mógł cały weekend spędzić przy blondynie. Gdy tylko wybił ostatni dzwonek, chłopak pędem pobiegł w stronę skrzydła szpitalnego. Nie chciał stracić nawet minuty.
Nie trudził się nawet pukaniem, tylko od razu bez żadnego ostrzeżenia wbiegł do pomieszczenia, za co pani Pomfrey spiorunowała go wzrokiem.
- Ciszej, bo inaczej będę musiała cię stąd wyprosić - powiedziała.
- Przepraszam, dalej jest nieprzytomny? - zapytał zaaferowany chłopak.
- Tak, ale wydaje mi się, że może obudzić się niedługo. Możesz przy nim posiedzieć, ale musisz zachowywać się cicho.
Harry pokiwał głową za znak, że zrozumiał pielęgniarkę, po czym niezwłocznie udał się za białe, szpitalne parawany, gdzie leżał Malfoy. Tak jak mówiła Pomfrey, wciąż spał. Wybraniec usiadł na krześle tuż przy łóżku, po czym ujął w swoje ręce dłoń Draco i pocałował delikatnie jej wierzch.
Całe to wydarzenie strasznie go przybiło, nie wiedział dokładnie, w jakim stanie będzie Draco, gdy już się obudzi. Czy będzie mógł normalnie poruszać zmasakrowanymi rękoma? Nawet jeśli tak, to czy będzie w stanie normalnie funkcjonować po czymś tak traumatycznym. Potter zdawał sobie sprawę z tego, że czekają ich ciężkie chwile, ale zamierzał pomóc Arystokracie i wspierać go tak mocno, jak to będzie możliwe. Wiedział, że Draco sam sobie z tym wszystkim nie poradzi.
Czuł również palącą wściekłość na tego, kto był odpowiedzialny za całą tę sytuację. W końcu, jaki człowiek może zrobić coś tak potwornego!? Zadawać tak straszliwy ból!
Minęła godzina, potem następna i kolejne, na dworze zrobiło się już ciemno, a Arystokrata dalej się nie obudził. Harry czuł, jak z każdą chwilą tracił coraz więcej sił, w końcu nie spał od prawie dwóch dób, jego powieki zaczynały robić się senne, nie mógł powstrzymać ich opadania, nie zamierzał również wracać do dormitorium, chciał być cały czas przy Malfoyu. Wybraniec bardzo długo walczył z sennością, ale ostatecznie nie dał rady. Jego ciało pochyliło się do przodu, a on odłożył swoją głowę na skraj łóżka blondyna, dalej trzymając jego zimną dłoń i prawie od razu pogrążył się w objęciach Morfeusza, dzięki czemu na kilka godzin mógł zapomnieć o zmartwieniach i troskach.
***
Nagle poczuł, że dłoń, którą trzymał, poruszyła się, co momentalnie przywróciło mu świadomość, wzbudzając z płytkiego snu. W pomieszczeniu było zupełnie ciemno, najprawdopodobniej był środek nocy. Z wiekiem pielęgniarce mięknie serce, skoro nie obudziła mnie i pozwoliła tutaj zostać - pomyślał.
Usłyszał cichy jęk, od razu poznał ten głos. Wyjął różdżkę i zapalił świece stojące nieopodal. Draco odzyskał przytomność, był bardzo słaby, twarz wykrzywiał grymas bólu. Chłopak powoli i ciężko otworzył swoje powieki. Potter od razu poczuł, jak ogarnęła go z jednej strony fala szczęścia, a z drugiej smutek, spowodowany cierpieniem chłopaka.
- Draco, słyszysz mnie? - zapytał, blondyn powoli, z wielkim trudem obrócił głowę w stronę, z której dochodził głos. Czuł ból, rosnący z każdą chwilą na sile. Obraz, jaki widział nie był do końca wyraźny, a że w pomieszczeniu było tylko nikłe oświetlenie, nie był w stanie zobaczyć, kto przy nim siedział. Miał wrażenie, że pękała mu czaszka, chciał podnieść swoją rękę, ale gdy tylko spróbował zgiąć łokieć, paraliżujący, ogromny ból ogarnął całe ramię, chłopak nie mógł powstrzymać krzyku wyrywającego się z jego ust. - Nie ruszaj się na razie, idę po Panią Pomfrey, zaraz wracam - oznajmił szybko przybysz, teraz Draco rozpoznał jego głos, to był Harry.
Chwilę później Malfoy był w stanie zobaczyć pielęgniarkę podchodzącą do łóżka wraz z jego chłopakiem, przynajmniej wzrok mu wrócił do normy. Ślizgon miał w głowie jakąś dziwną pustkę, nie pamiętał niczego, co się działo przez ostatni czas, jego ostatnie wspomnienie to poranna rozmowa z Zabinim, po jego pierwszym razie z Potterem.
- Jak się czujesz? - zapytała troskliwie pielęgniarka, szykując najróżniejsze lekarstwa.
- Boli... - wyszeptał Arystokrata, nie był w stanie powiedzieć nic głośniej. Gryfon podszedł bliżej niego i zaczął uspokajająco głaskać go po dłoni.
- Trzeba podać mu coś przeciwbólowego - rzekł brunet, zwracając się do pielęgniarki.
- Oczywiście - odpowiedziała pani Pomfrey, podeszła do Arystokraty, wokół niej lewitowały najróżniejsze fiolki, a zawartość każdej z nich była w innym kolorze. - Jeśli chcesz, to mogę ci podać eliksir słodkiego snu - powiedziała troskliwie.
- Nie... - wycharczał Arystokrata, nie chciał znów zasypiać. Madame Pomfrey pokiwała głową na znak, że zrozumiała, po czym zaczęła podawać Malfoy'owi lekarstwa.
Gdy tylko chłopak przyjął środek przeciwbólowy, od razu poczuł rosnącą ulgę. Ból nie zniknął całkowicie, ale znacznie zmalał.
- Możesz ruszać rękami? - zapytała pielęgniarka, po czym chwyciła jedno przedramię i zanim Draco zdążył zaprotestować, zgięła je w łokciu, wywołując znów ten przeraźliwy ból. Nawet eliksir przeciwbólowy nie był w stanie na to pomóc. Krzyk chłopaka rozniósł się po pomieszczeniu, a po jego policzku spłynęły samotne łzy.
- Stop! Niech pani go puści - zażądał przestraszony Harry, który momentalnie znalazł się przy Ślizgonie, tak jakby zamierzał go obronić przed wszelkim złem. Pielęgniarka przeprosiła, po czym odłożyła wcześniej uniesioną dłoń Arystokraty, co równało się z kolejnymi krzykami i łzami. - Shhhhh, już dobrze - powiedział czule Potter, schylając cię do swojego chłopaka i ocierając mu mokre policzki. - Nie ma pani jakichś mocniejszych środków przeciwbólowych, żeby nie musiał się tak męczyć?
- Obawiam się, że nie mam nic doustnego, ale pójdę po specjalną maść, która trochę załagodzi sytuację - oznajmiła, po czym oddaliła się od poszkodowanego.
- Harry? - zagadnął szarooki.
- Tak, Draco?
- Pomożesz mi usiąść? - zapytał blondyn. Gryfon przez chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią, nie chciał sprawiać dodatkowego dyskomfortu Arystokracie. Mimo wszystko widząc jego błagalną minę, nie mógł mu odmówić. Najdelikatniej jak tylko mógł, złapał go pod ramiona, uważając, by nie dotknąć zmasakrowanych rąk, po czym ostrożnie podniósł go do pozycji siedzącej i oparł jego ciało o poduszki. Wszystko nie odbyło się bez stęków blondyna.
Niedługo potem wróciła pielęgniarka, usiadła przy łóżku poszkodowanego i zaczęła odwijać bandaż z jednego przedramienia. Prawda była taka, że rana mimo wszystko nie wyglądała najlepiej. Nie, nie najlepiej to mało powiedziane, rana wyglądała masakrycznie. Pomfrey ostrożnie nałożyła maść na chorą rękę, a następnie ponownie owinęła wszystko nowym bandażem, to samo zrobiła z drugim przedramieniem. Harry uważnie przyglądał się jej poczynaniom i grymasom Ślizgona. Tak bardzo chciał ulżyć swojemu chłopakowi, ale niestety nie mógł nic zrobić.
- Na pewno nie chcesz wypić eliksiru słodkiego snu? Wtedy nie będzie cię boleć - powiedział troskliwie Gryfon.
- Nie chcę iść spać - wykrztusił Arystokrata, obracając głowę w stronę swojego chłopaka. Pani Pomfrey skończyła zawijać bandaż i ustąpiła miejsca przy łóżku chorego Harry'emu, który od razu je zajął.
- Nie będziemy Cię zmuszać, skoro nie chcesz to w porządku - rzekł czuło.
- Harry, ja nic nie pamiętam, co się stało? - zapytał Malfoy słabym głosem. Gryfon spojrzał na niego lekko zdezorientowany, po czym przeniósł swój wzrok na pielęgniarkę, która również wydawała się zaskoczona i znów podeszła bliżej łóżka.
- Kompletnie nic? To normalne? - zapytał Gryfon lekko zaniepokojony.
-Dopiero się obudził, wydaje mi się, że z czasem wspomnienia wrócą, na razie nie ma się czym martwić - oznajmiła. - Rano zabiorę cię na badania - dodała troskliwie Pomfrey, zwracając się do blondyna. - Pójdę do swojego gabinetu, na razie nie możemy nic więcej zrobić, jeśli będzie się coś działo to mnie zawołaj - dodała, patrząc na Pottera, który pokiwał twierdząco głową. Po chwili lekarka zniknęła z pola ich widzenia.
- Bardzo boli? - zapytał zmartwiony Harry.
- Wytrzymam.
- Tak strasznie się o ciebie martwiłem, nie wyobrażasz sobie nawet jak bardzo. Bałem się, że już cię nigdy nie zobaczę - wyznał Gryfon.
- Jak widać, znów mi się udało i żyję, ale nie mam pojęcia, co się działo.
- Co ostatnie pamiętasz?
- Kończy się na tym, jak obudziłem się rano, przeczytałem list od ciebie i rozmawiałem z Zabinim, ale mam w tych wspomnieniach takie dziury, nie pamiętam tego dokładnie - odparł Arystokrata, jego głos zdradzał, że był bardzo osłabiony.
- A wcześniejsze rzeczy są jasne?
- Raczej tak. Pamiętam, jak uczyliśmy się w moim pokoju, a potem poszliśmy o krok dalej i uprawialiśmy seks, kończy się na tym, jak zasnąłeś w moim łóżku - odparł szarooki, twarz Harry'ego momentalnie poczerwieniała, nazywanie pewnych spraw po imieniu przychodziło mu bardzo ciężko. Draco uśmiechnął się słabo, widząc jego urocze rumieńce.
- No tak, zgadza się, z tego wynika, że nie pamiętasz tylko tego dnia, w którym zaginąłeś. Miałem do ciebie przyjść, ale nie znalazłem cię nigdzie. Dopiero prawie dwa dniu później, chciałem iść do Hagrida i wtedy cię zobaczyłem, leżałeś na skraju Zakazanego Lasu w śniegu. Bałem się, że nie żyjesz. Byłeś skrajnie wyziębiony i ranny, nawet nie chcę myśleć o tym, co by było, gdybym pojawił się tam trochę później.
- Nic z tego nie pamiętam, ale dziękuję, że mnie uratowałeś.
- To ja dziękuję, że tam nie umarłeś, Draco - rzekł czuło brunet, a następnie wstał, żeby pocałować chłopaka w czoło. - Kocham cię, naprawdę bardzo się bałem.
- Ja ciebie też kocham, Harry - wyznał blondyn. Chciał ruszyć rękoma, żeby móc przyciągnąć do siebie Pottera i go pocałować, ale zamiast tego z jego ust wydostał się stłumiony krzyk, a twarz wykrzywił grymas ogromnego bólu. Gryfon wydał się jeszcze bardziej przejęty i zmartwiony. Nie mógł nic na to poradzić, nie mógł ulżyć bólu blondynowi, mógł się tylko przyglądać jego cierpieniom.
- Poprawić ci poduszki? Może chciałbyś się napić albo coś zjeść? Wszystkim się zajmę, powiedz tylko czego ci potrzeba.
Malfoy odwrócił swoją głowę, bardzo nie lubił być zdany na innych, na ich łaskę, litość. Ten fakt strasznie ciążył mu na sercu, czuł się jak jakiś ogromny kłopot, nie mógł znieść stanu nieporadności. Gryfon usiadł na skraju jego łóżka, a następnie złapał podbródek chłopaka i obrócił jego głowę w swoją stronę. Jego dłoń zaczęła delikatnie głaskać blady, zimny policzek blondyna.
- Ej, nie smuć się, teraz będzie już tylko lepiej, odzyskasz pamięć i sprawność w rękach, do tego czasu będę ci we wszystkim pomagał, ty też tak robiłeś, pamiętasz? Na przykład wtedy, gdy wróciłem z Ministerstwa Magii to opiekowałeś się mną - rzekł czuło Wybraniec, a następnie złożył na ustach Arystokraty pocałunek. - Może pomogę ci się położyć?
Draco naprawdę nie miał na to ochoty, ale widział wyraźne zmęczenie na twarzy Harry'ego, spowodowane ciągłym zamartwianiem się, dlatego pokiwał twierdząco głową. Potter ułożył Ślizgona wygodnie na łóżko, co oczywiście nie obyło się bez masy bólu. Nawet najmniejsze poruszenie ręką powodowało paraliżujący dyskomfort.
Wybraniec zgasił światło, teraz pokój był oświetlany tylko przez blask księżyca. Następnie brunet opatulił blondyna puszystą kołdrą i dalej siedząc na skraju jego łóżka, gładził go czule po policzku. Arystokrata uśmiechnął się nieznacznie, czując przyjemne ciepło rozchodzące się po całym ciele i pomimo tego, że niedawno się obudził, zapadł w ponowny sen.
--------------------------------------------------------------
Mam nadzieję, że jest spoko, trochę wyszłam z wprawy. Ogólnie to miałam wielką rozkminę dotycząca następnego rozdziału, ale na szczęście już wymyśliłam to, co trzeba i będzie git (mam nadzieję).
Postaram się wstawić kolejny rozdział w sobotę/ niedzielę. Jeśli coś się zmieni to dam wam znać UwU
Do usłyszenia <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top