10. A co cie to obchodzi?
Wszedłem do domu po pierwszej. Widziałem auto mamy na podjeździe, ale światła w domu były zgaszone.
Zrzuciłem buty i wchodząc do kuchni zdałem sobie sprawę, że zostawiłem u Zayna mój plecak.
Westchnąłem cicho decydując, że odbiorę go jutro albo dopiero w poniedziałek. Szczerze wątpię, by Zayn jutro po tym wszystkim nadawał się do rozmowy czy czegokolwiek.
- O której to się do domu wraca? - wzdrygnąłem się stojąc przy otwartej lodówce. Spojrzałem przez ramię na wejście do kuchni.
Mój ojciec zapalił światło wchodząc do pomieszczenia i podszedł do mnie, sięgając ponad moim ramieniem po karton mleka.
Wykrzywiłem twarz w odrazie widząc go w samych bokserkach. Był wysoki, szczupły, a ja nienawidziłem tego, jak bardzo byłem do niego podobny. Nienawidziłem go najbardziej na świece.
- Czym ty..? - zatrzymał się marszcząc brwi i nos. Spojrzał na mnie mrużąc oczy - Paliłeś trawkę? - spytał a ja wyczułem wściekłość w jego głosie, na której dźwięk miałem ochotę się zaśmiać. Ale rzeczywiście, musiałem złapać ten zapach, gdy Zayn przy mnie palił.
- A co cie to obchodzi? - prychnąłem zamykając lodówkę nie znajdując w niej nic ciekawego.
Mój ojciec odstawił mleko na blat i złapał mnie za koszulkę przyciskajac mnie do lodówki. Patrzył mi w oczy z zaciśnietymi ze złości wargami.
- Jestem twoim ojcem, nie pozwolę ci się..
- Jasne, przez może dwa tygodnie poudajesz wspaniałego i opiekuńczego tatusia, by potem znowu uciec? - prychnąłem rozbawiony i naprawdę mogłem sprawiać wrażenie, że jestem naćpany - Znikniesz na dwa, trzy miesiące. Mama znowu będzie płakać - mówiłem powoli, już nawet nie z uśmiechem - I znowu da się omamić, gdy wrócisz i powiesz jej kilka słodkich słówek. Sprawia ci radość krzywdzenie jej? - spytałem patrząc mu w oczy. I nagle w mojej głowie pojawiła się myśl. Przekrzywiłem głowę patrząc na niego uważnie - A może ty masz gdzieś drugą rodzinę, co?
Te słowa sprawiły, że ojciec puścił moją koszulkę, a ja zaśmiałem się z niedowierzaniem.
- Ciekawe co twoja matka powie na to, że wracasz po nocy śmierdząc marihuaną - mruknął łapiąc karton z mlekiem i zmierzając do wyjścia z kuchni.
- Ciekawe co powie na to, że pewne ukrywasz przed nią drugą kobietę, a może nawet dziecko - odpowiedziałem.
- Nie masz dowodów - zaśmiał się - Pamiętaj Niall, to ja jestem jej mężem - powiedział przystając w progu patrząc na mnie z okropnym uśmiechem na wargach - To mi uwierzy, a nie dojrzewającemu nastolatkowi, który przy okazji zaczyna ćpać. Dobranoc synu.
Stałem tam z rozdziawioną buzią, bo to prawda. Mama jest teraz znowu w nim zakochana, a ja jestem tym złym, który chce zniszczyć jej związek. Ona naprawdę mi nie uwierzy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top