05. Od zawsze chciałem zginąć spektakularnie

Wszedłem na stołówkę ze swoją tacą z jedzeniem, choć żołądek miałem tak ścisnięty z nerwów, że jedzenie może graniczyć z cudem.

- Niall! - zawołała Valerie machając do mnie ze swojego miejsca przy stoliku. Zerknąłem na jej znajomych, którzy patrzyli na mnie spodełba.

Kółko matematyczne takie pełne nienawiści..

Ruszyłem w ich kierunku i kątem oka zobaczyłem stolik Zayna i jego znajomych. Siedział z nogami na stole jedząc frytki i rozglądając się po stołówce. Zanim jego ciemne oczy spoczęły na mnie, zdążyłem szybko zająć miejsce pomiędzy Valerie i Benem. 

- Podobno nakrzyczałeś na Malika. Skąd w tobie tyle odwagi kurczaczku? - spytała Val chichocząc, a ja miałem ochotę złapać ją za włosy i wcisnąć jej buźkę w jej własną sałatkę.

Nadała mi to przezwisko dawno temu, przez to, że od dziecka nie byłem zbyt odważny. Bałem się wielu rzeczy i często tchórzyłem.

- Od zawsze chciałem zginąć spektakularnie, a z ręki Zayna to będzie wręcz wyjątkowe - prychnąłem wbijając słomke w mój kartonik z sokiem.

- Dziwie się, że ci w ogóle na to pozwolił - powiedziała nabierając trochę sałatki na widelec - Zwykle nawet nie można podnieść na niego głosu. Jake z drugiej klasy..

- Nie chce słuchać o osobach, które pobił - jęknąłem przerywając jej, bo wiem, że wkrótce to mnie być może będzie dawać na przykład tego jak niebezpieczny jest Zayn.

- Spoko, ale właśnie tu idzie - wybełkotała z ustami pełnymi sałatki. Otworzyłem szeroko oczy bojąc się nawet spojrzeć w bok na stolik przy którym niedawno siedział Zayn.

Praktycznie przestałem oddychać, gdy zobaczyłem wysoki cień.

- Niall - mruknął Zayn stojąc przy mnie, a ja bardzo powoli oderwałem wzrok od Valerie żującej zawartość swojej buzi. Spojrzałem na Zayna, który jakby zniesmaczony rozejrzał się po ludziach przy moim stoliku. Nienawidziłem tego jak traktuje ludzi, uważa się za lepszego - W piątek możesz do mnie przyjść i będziemy robić ten projekt - dodał wywracając oczami.

Powstrzymałem mały uśmiech, który chciał pojawić się na moich wargach. Ostatni raz jak się do niego uśmiechnąłem, bałem się, że mnie zabije wzrokiem.

Więc kiwnąłem tylko głową i patrzyłem jak odchodzi do swoich kolegów czekających przy wyjściu ze stołówki.

Jeden z nich, Liam spojrzał na mnie dziwnie, a drugi, Louis, zaśmiał się spoglądając na mnie.

Zmarszczyłem brwi odwracając się do stolika nie mając pojęcia o co im chodziło.

- Brawo, nie zginąłeś - powiedziała Valerie obserwując mnie z przekrzywioną lekko głową, a rude włosy opadały jej na jedno ramię. Uśmiechnąłem się słabo - Może chce cię zabić u siebie w domu - zaśmiała się, jednak ten żart mnie nie rozbawił tak jak jej znajomych. A co jeżeli naprawdę?

Od autorki: Czy komuś też się nie chce do szkoły dzisiaj jak mnie? Boję się że zginę na fizyce. No ale cóż, miłego dnia x

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top