#9
Kiedy z jednym wielkim WTF na twarzy udałam się do domu Alex, nie wiedziałam czy na pewno podjęłam słuszną decyzję. Nikt mi nie powie, że to co się właśnie działo to coś normalnego, o nie. Nie da się również ukryć, że dom dziewczyny wyglądał na wart miliony. Zdobiony złotem, srebrem czy ogromne marmurowe schody na środku ogromnego, okrągłego przedpokoju robiły swoje. W domu było też dużo roślin, najróżniejszych roślin, od zwykłych fiołków przed kaktusy aż do roślin, których nawet nie kojarzę nazwy, a widziałam je tylko na ekranie telewizora czy komputera. Aha, i te ogromne lustro na ścianie, ślicznie ozdobione światełkami i cekinami. Nie mogłam się powstrzymać, żeby nie zrobić sobie w nim fotki, choć mój strój nie był powalający. Wszędzie unosił się słodki zapach perfum.
- Ślicznie tutaj – wypaliłam bez namysłu i westchnęłam.
- Masz racje, ale to nie mój dom – puściła mi oczko. - Twój pokój jest na górze.
Hola, hola, że co?! To NIE TWÓJ dom? W takim razie kogo? - przez głowę przebiegały mi po kolei różne myśli, od razu pożałowałam, że tu weszłam.
- Ehem, Alex, ja lepiej wrócę do domu, albo do mojej ciotki, mieszka niedaleko – skłamałam i zmusiłam się do uśmiechu.
- Ach, jaka jesteś naiwna i głupia, – zaśmiała się – a do tego również słodka kiedy kłamiesz. Plączesz się sama w swoich wypowiedziach. Od kiedy zobaczyłam cię w samolocie, wiedziałam, że jesteś dobrą partią - powiedziała oschle, a ja z nerwów ledwo utrzymywałam się na nogach.
Upadłam na łóżko kiedy zamknęła drzwi w pokoju, nie kazała mi wychodzić. Nie zakluczyła ich, ale tylko jej przerażający ton głosu wystarczył mi, żebym nie odważyła się nawet wyjrzeć zza drzwi i przy okazji nasikać w majtki. Mam jej numer gdybym czegoś potrzebowała, ale raczej z niego nie skorzystam.
Pokój, w którym byłam okazał się równie cudowny jak reszta domu, miał nawet osobną łazienkę, z marmuru oczywiście, właściciel chyba lubi ten budulec. Królowały tu hologramy, pościel i poduszki mieniły się na wszystkie kolory tęczy, a łóżko było tak wygodne, że czułam się, jakbym leżała na chmurce. Ściany były czarne, ale gdzieniegdzie było widać białe plamy, jakby kiedyś coś było na nich narysowane. Komputer nie działał, a w telefonie nie było zasięgu, to w ogóle możliwe? Chodziłam wte i wewte po mięciutkim dywanie, który chyba był z prawdziwej sierści jakiegoś zwierzątka, nie lubię kiedy tak jest wykorzystywana.
Nagle z przemyśleń wyrwała mnie wchodząca Alex, znów przybierając inną postać.
- Masz tu moja droga wodę, gdyby doskwierało ci pragnienie oraz sałatkę, którą sama robiłam, gdyby doskwierał ci głód, miłej nocy – uśmiechnęła się i delikatnie zamknęła drzwi.
Alex miała wyczucie, bo naprawdę miałam pustynie w ustach, wypiłam wszystko naraz, ale nie ruszałam sałatki, jakoś odrzucał mnie fakt, że robiła ją Alex.
I tutaj właśnie urywa się opowieść. Nie pamiętam nic więcej, w wodzie, którą wypiłam musiało być coś usypiającego. Boję się myśleć co mogło być w sałatce.
Obudził mnie mój tata, wynoszący mnie z tego domu do samochodu i jego partnerka Rose szlochająca, że umarłam.
- Pospiesz się, Rose, jeszcze ta wariatka wróci i zginiemy w trójkę – denerwował się tata.
- Ma ją policja, uspokój się – pogłaskała go po plecach ledwo biegnąc w tych wysokich szpilkach.
- Wysadzi jeszcze policję i na tyle będą ją mieli. Nadal nie wierzę jak mogłaś dać się jej sprowadzić do domu!
- Długa historia i tak nie zrozumiesz – wzruszyłam ramionami, siedząc na tylnym siedzeniu. - Gdzie Mercy?
- Rose zaraz z nim wróci, podjedziemy do sklepu, czeka nas długa podróż.
- Nie rozumiem – spojrzałam na tatę. - Jak to długa podróż? - zapytałam i uśmiechnęłam się do Rose, która przyniosła mi pieska i posadziła go na siedzeniu obok.
- Jedziemy do domu – wzruszył ramionami. - A co chciałaś?
- Że jak? A mama, nie odwozisz mnie do niej? W ogóle dlaczego tu przyjechałeś? - nie wiedziałam o co nawet pytać.
- Do mamy? Masz szczęście, że naprzeciwko mieszka mój stary znajomy i cię poznał, bo skończyłabyś bardzo źle. Jej dom to sterta popiołu i gruzu, nie wiem właściwe co się stało tej nocy, nikt nie wie.
- Mama nie żyje?! - wstałam z siedzenia mocno uderzając głową w sufit, a Rose lekko zachichotała, miałam ochotę udusić ją na oczach taty.
- Spokojnie, Dominika – spojrzał na mnie. - Oczywiście, że żyje – uśmiechnął się. - A przynajmniej my mamy taką nadzieję.
- Chcę do niej zadzwonić – powiedziałam stanowczo, wyciągając telefon.
- I tutaj właśnie jest problem, Maria nie odbiera – wzruszyła ramionami Rose.
Nie miałam ochoty na dalszą pogawędkę, więc tylko cicho opadłam na siedzenie. Nie wiedziałam czy mam być zła, smutna czy może obojętna, ale w tym momencie byłam wszystkim naraz. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu i cztery nieodebrane połączenia, a w tym sześć wiadomości.
Od: Kocham cię Shawn
Przełożyłem wyjazd, powinienem być w Neapolu za 5h.
Jeszcze 2h i się zobaczymy, będzie super.
Już jestem na miejscu, gdzie możemy się spotkać?
Nie mów, że jeszcze śpisz...
4 karetki i 6 wozów policyjnych, wiesz o co chodzi?
Ty żyjesz w ogóle?
Do: Kocham cię Shawn
Eee, właśnie wyjeżdżam z Neapolu. Najprawdopodobniej nie mam już tu rodziny. Może będzie jeszcze okazja.
Przepraszam
W tym momencie wyłam już jak bóbr, było mi tak cholernie przykro, że ta wariatka zniszczyła mi wszystkie plany. Chciałam zadzwonić do Al, lecz Shawn nie zwlekał z odpowiedzią.
Od: Kocham cię Shawn
Jeszcze nie wyjechałaś prawda?
Spotkajmy się gdzieś, gdziekolwiek, szybko
Do: Kocham cię Shawn
Tata i jego kobieta poszli robić zakupy na drogę do tego wielkiego marketu niedaleko parku, kojarzysz?
Od: Kocham cię Shawn
Jadę
-------------------------------------------
W końcu nowy rozdział, juhu!
Ja chyba nigdy nie nauczę się pisać systematycznie, ups.
Enjoy
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top