#7
Zły cukier upadł na podłogę i rozsypał się po całej kuchni.
- Nie wierzę – wycedziłam, biorąc do ręki miotłę.
Nie miałam nic lepszego do roboty, niżeli po prostu zmieść ten cholerny cukier. Był to idealny czas kiedy mogłam pomyśleć o wszystkich problemach, które mnie męczą. Charles, mama, Rose, Alison, Alex, Shawn... Jenak było zbyt tego zbyt dużo. Wyrzuciłam go w końcu za okno razem z szufelką, ups.
- Smacznego, czy coś – zaśmiałam się i leniwie skierowałam się do swojego pokoju. Kiedy usłyszałam dźwięk dzwonka rzuciłam się do drzwi jak głodny goryl. Chwyciłam telefon i nawet nie patrząc kto dzwoni, wykrzyknęłam radosne powitanie, dalej miałam nadzieję, że to Shawn. Tym razem się nie pomyliłam.
- Hejka naklejka! - zachichotałam.
- Dominika? - ktoś odezwał się zdumiony.
- Tak, to ja. Kto mówi? - zapytałam i zerknęłam kto dzwoni, znów był to nieznany numer.
- Jak zawsze radosna – ktoś zaśmiał się po drugiej stronie. - Shawn Mendes, miło cię poznać.
- O jeny, Shawn... To naprawdę ty? - zapytałam spokojnie, próbując nie udusić się z napływającego stresu.
- Naprawdę nie różnisz się wcale od dziewczyny ze snapa, co tam, że rozmawiamy minutę – zaśmiał się, a ja słysząc jego głos, upadłam jak placek na łóżko, uśmiechając się do sufitu.
- Dziękuję, Shawn - powiedziałam podkreślając jego imię. Była dumna, że mogę je mówić wprost do jego ucha.
- Nie chcę, żebyś źle to odebrała, ale oprócz tego, że bardzo chcę cię poznać, rozmawiam z tobą dlatego, żeby zaproponować ci współpracę.
- Jak to współpracę? - zapytałam zdziwiona.
- Chciałbym, żebyś zaśpiewała ze mną w kolejnej piosence – powiedział spokojnym głosem, a ja umierałam.
- Naprawdę?! - krzyknęłam naprawdę głośno.
- Tak, oczywiście najpierw musielibyśmy się spotkać, przygotować wszystko, porozmawiać.
- Bardzo chętnie, ale jestem teraz na wakacjach u mamy i niestety nie mam takiej możliwości – powiedziałam smutno.
- Nie szkodzi, to może poczekać. Myślałem o jakiejś Włoskiej scenerii, a ty co myślisz?
- Włoskiej scenerii? - zapytałam zdumiona. - Właśnie tam jestem, we Włoszech – zaśmiałam się.
- Naprawdę? Tak się składa, że też tam jadę – zaśmiał się. - Będę na ostatnie dwa tygodnie sierpnia, czyli za dwa tygodnie?
- Tak, chyba za dwa – zaśmiałam się. - Nie mogę, rozmawiam z moim idolem i okazuje się, że może nawet się z nim spotkam.
- Spokojnie, jestem tylko zwykłym osiemnastolatkiem, oprócz popularności niczym się nie wyróżniam.
- Haha, niczym – powiedziałam z ironią w głosie. - Jesteś tylko popularny, masz wspaniały głos, jesteś bardzo przystojny, jesteś wsparciem dla wielu osób, jesteś wzorem dla fanek i fanów, twój uśmiech potrafi leczyć rany, twoje słowa potrafią pozbyć się największych smutków, mogłabym jeszcze wymieniać, ale jesteś przecież tylko popularny – powiedziałam wzruszając ramionami.
- Dominika, pies musi wyjść! - usłyszałam zza drzwi.
- To nie tak... - próbował coś powiedzieć.
- Przepraszam, muszę wyjść z psem, a mój telefon właśnie się ładuje, do usłyszenia. Zadzwonię jak tylko przyjdę, dobrze? - zapytałam kojącym głosem.
- Okej, a ja napiszę do ciebie na facebooku, czy coś tam, żebyśmy mogli porozumiewać się też przez portale – zaśmiał się. - Miłego dnia, Dominiko.
- Miłego dnia – uśmiechnęłam się do słuchawki i rzuciłam się na łózko, ale nie długo było mi się cieszyć tą rozmową.
- Ile można do ciebie mówić! - krzyknęła mama wchodząc do mojego pokoju. - Jak grochem o ścianę!
Spojrzałam na nią tylko i szybko wyszłam z domu. Nie wiedziałam co w nią tak nagle wstąpiło. Ma mnie dość? Przez moje zachowanie? Okres? Wszystko było bardzo prawdopodobne.
Nie wiedziałam gdzie iść. Byłam tutaj pierwszy raz, a chciałam zobaczyć jak najwięcej. Lubię poznawać nowe rzeczy. Skierowałam się, więc w przeciwną stronę od tej, w którą szłam ostatnio. Mama mieszka w naprawdę ładnej okolicy. Jest dużo parków, basenów, kawiarni. Wszystko czego dusza zapragnie. Kiedy szłam pewną uliczką zobaczyłam park dla psów, a więc szybko udałam się w tą stronę. Chciałam w końcu dać Mercy'emu trochę wolności. W końcu cały dzień siedział albo w domu, albo był w ogrodzie, który swoją droga nie jest specjalnie pokaźny, basen, altanka i kawałek trawy, typowy ogród. Usiadłam na ławce niedaleko drzewa, tak żeby siedzieć w cieniu i odpięłam pieskowi smycz. Od razu znalazł sobie znajomych. Szczególnie polubił małego psa, rasy bodajże border collie. Jego właściciel spojrzał na Mercy'ego, a potem na mnie, po czym posłał mi serdeczny uśmiech i udał się w moja stronę.
- O nie, tylko nie to, proszę mów tym samym językiem co ja - mówiłam do siebie i obserwowałam chłopaka, który z uśmiecham zmierzał do mnie.
- Onore - uśmiechnął się.
- Eeee - podrapałam się po karku. - Hello, ee, honneur? - zapytałam z nadzieją, że będzie znał francuski lub chociażby angielski.
- Och, ja tez z Francji - powiedział szczerząc się do mnie. - Fabien La Mettrie, a ty to pewnie Dominika?
- Tak, miło poznać - powiedziałam, siląc się na uśmiech. No, no, nie ma co, zapowiada się super znajomość.
------------------------------------------------
Dziś krótszy rozdział, ale ważne, że jest.
Liczy się przecież jakoś, a nie ilość, prawda?
Enjoy!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top