#10
Neapol, to musiało być gdzieś niedaleko. Błądziłem szukając adresu, który mi wysłała. W końcu zobaczyłem ją jak stała w bluzie i trzęsła się, jakby z zimna, choć był środek lata, a temperatura rosła jak szalona. Podszedłem bliżej, ale ona jakby mnie nie poznała, patrzyła na mnie ze łzami w oczach.
- Przykro mi z powodu wszystkiego – powiedziałem patrząc w podłogę, idealne rozpoczęcie rozmowy, brawo Shawn.
- Nic nie mów, przynajmniej przy siłach utrzymuje mnie nadzieja, że mama jeszcze żyje – powiedziała cicho. - Chodźmy może do tej kawiarni – dodała pokazując palcem małą kawiarenkę i poszła w jej stronę.
Szedłem za nią jak najgorszy idiota, nie mogłem w żaden sposób jej pocieszyć, bo nawet nie wiedziałem jak. Jedyne co mogłem w tym momencie to słuchać jej i próbować nie powiedzieć czegoś nieodpowiedniego.
- Jak ten teledysk? - po chwili ciszy zapytała Dominika.
- Eh – westchnąłem – odwołałem go. Na pewno będzie jeszcze okazja, żebyśmy mogli zrobić to razem.
Nic nie odpowiedziała tylko patrzyła w, już pusty, kubek kawy. Wiedziałem, że w jej głowie dzieje się w tym momencie dużo skomplikowanych rzeczy, ale ja naprawdę nie mogłem nic zrobić.
W tym momencie zadzwonił telefon.
- Halo, tato? - odpowiedziała trzymając telefon drżącymi dłońmi.
- Cześć kochanie – w słuchawce odezwał się niski głos mężczyzny. I chociaż w kawiarni było tłoczno i głośno dokładnie słyszałem co mówił. Mężczyzna głośno westchnął a obok dało słyszeć się szloch kobiety.
- Mama nie żyje.
I to były ostatnie słowa jakie wypowiedział tata Dominiki, bo choć mówił dalej ona szybko się rozłączyła, i tyle. Nie zrobiła nic, nie rozpłakała się, nie była zła, nie była smutna, była pusta. To było widać, w tym momencie nie czuła nawet bólu, choć przygryzła sobie wargę, a po jej delikatnej skórze ciekł czerwony strumyk. Jej oczy dalej wpatrywały się w pusty kubek, tak samo pusty i nieżywy jak ona. Zrobiło mi się tak przykro, że nie miałem wyboru.
Usiadłem obok i objąłem ją mocno ramieniem, a tak siedzieliśmy długo zanim wszystko znów potoczyło się szybko. Za szybko.
Nawet nie wiedziałem kiedy zasłabła a jej głowa osunęła się i całą swoją siłą uderzyła w stojący na stole kubek, który pod wpływem uderzenia rozbił się, a stół przykryła kałuża krwi. Tak bardzo chciałem ją złapać, nie zdążyłem.
Karetka przyjechała szybko, równie szybko wszyscy w knajpie stali się odrażającymi gapiami. Przez cały czas mają wrażenie, że patrzą się na mnie. Na mnie, bo nie zdążyłem jej pomóc.
Dominika od razu pojechała na szycie, ponieważ kawałek szkła przeciął jej skórę bardzo blisko oka.
Mój stan psychiczny nie był dobry, od rana czułem się jakby coś mnie przygniatało, dusiłem się w tej atmosferze. Poszedłem do apteki po jakieś leki na uspokojenie, ale te jeszcze bardziej mi zaszkodziły. Lekarz nalegał, żebym pojechał do domu, ale nie mogłem. Siedziałem przy łóżku i patrzyłem jak śpi. Kiedy obudziła się po paru godzinach spojrzała na mnie melancholijnie, nie była zła, nie była smutna. Pogładziła dłońmi po opatrunku na oku.
- Już nie będę taka piękna na teledysku – powiedziała i uśmiechnęła, ale nie był to szczęśliwy uśmiech.
- Jesteś ładna nawet z opatrunkiem – odpowiedziałem. - Teledysk nie jest teraz ważny. Powiedz mi, potrzebujesz czegoś?
- Potrzebuje chyba snu, strasznie boli mnie głowa. Dziękuję, że jesteś przy mnie, ale możesz już iść. Tobie też należy się odpoczynek – pomachała do mnie kiedy wychodziłem i zaraz zasnęła.
Chciałem jechać autobusem, ale myśl o fanach, których zapewne bym spotkał odwiodła mnie od tego pomysłu. Zadzwoniłem po taksówkę i kiedy byłem już w hotelu, sprawdziłem loty do Kanady.
Wracam do domu, bo po raz kolejny mi nie wyszło.
-----------------------
Jak ja lubię być nie systematyczna, ahh.
Żartuję oczywiście, nawet nie będę was przepraszać, bo znów zawaliłam, jak Shawn w rozdziale, he.
Szybki, krótszy rozdział przed wyjazdem na, mam nadzieję, poprawę humoru!
Enjoy!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top