Baby, it's cold outside - d.prevc x r.freitag
Ten shot nie ma żadnego powiązania z With a little help from my friends i I should have known better
Zimy w Kuusamo to prawdziwe zimy. Przysięgam, że zima gdziekolwiek indziej nawet nie umywa się do zimy tam. Nigdzie nie jest tak lodowato, nigdzie indziej tak nie piździ, nigdzie nie ma takich ilości śniegu. I nigdzie nie jest tak ciemno cały czas. Jest ledwo 19, a ja przez cały ten cholerny mrok mam wrażenie jakby była co najmniej druga w nocy. I jestem tak samo zmęczony, senny i dosyć rozdrażniony. Pogoda chujowa, skoki tak samo, plus jeszcze ta cholerna kadra, która od pewnego czasu w ogóle nie może się dogadać. Stephan od kiedy nie ma Andreasa trzyma się na uboczu, rzadko się w odzywa i w ogóle jest cieniem samego siebie, musi trafić się naprawdę dobry moment, aby dało się z nim pogadać. Markus, którego forma również nie powala, chodzi non stop wkurwiony i obraża się dosłownie o byle co. Strach nawet zrobić cokolwiek czy się odezwać, bo od razu zaczyna się awantura, nawet o jedno cholerne spojrzenie. Constantin zachowuje się z kolei jak totalne dziecko, dodatkowo dziecko, które pozjadało wszystkie rozumy, bo nagle wzięli go na PŚ. Przysięgam, że nawet młody Prevc nie odjebywał takiego szajsu, bo nawet jeśli miał w dupie kibiców, to przynajmniej zawsze był okej wobec swojej własnej kadry. Zresztą Constantin trzyma się głównie z Piusem, bo oboje są świeżakami w kadrze. Karl natomiast jest tak skupiony na swoich wynikach, że nie potrafi gadać o niczym innym. Jednym słowem – cyrk straszny.
Zasunąłem kurtkę pod samą szyję i zdecydowałem się na jeszcze kilka dodatkowych minut spaceru. Miałem wrażenie, że zaraz zamarznę, ale wolałem to niż siedzenie w pokoju, gapiąc się w ścianę, albo w telewizor, słuchając narzekań trenera czy ewentualnego darcia Markusa. Na domiar złego zapomniałem słuchawek, które rzekomo zawsze były w kurtce. Aż do dzisiaj. Dlatego szedłem w tej zimnicy, słuchając podmuchów wiatru i skrzypienia śniegu, próbując w jakiś sposób się wyciszyć. Co niekoniecznie mi się udaje.
Minęło może jeszcze około piętnastu minut, aż poczułem, że może dłonie, pomimo narciarskich rękawiczek, są tak zgrabiałe, że odmawiają posłuszeństwa. Wiedziałem, że muszę wracać, jednak z powodu niechęci, postanowiłem zrobić jeszcze jedno małe kółko na około hotelu. W pewnym momencie dostałem w twarz tak mocnym podmuchem wiatru, że cała ta niechęć do powrotu wyparowaľa ze mnie i byłem gotowy na wszystko, byle tylko było mi cieplej. Przyspieszyłem kroku, jednak od pobiegnięcia powstrzymał mnie widok niemalże zakamuflowanej w rogu osoby, siedzącej na czymś, co kiedyś było ławką. A może nadal byłoby, gdyby nie metrowa warstwa śniegu. Postać nie poruszała się, dlatego z niechęcią jeszcze większą, niż wcześniejsze, powoli do niej podszedłem. Nie miałem najmniejszej chęci na jakiekolwiek kontakty z kimkolwiek, ale jeśli jutro miałbym się dowiedzieć o znalezionych pod hotelem zamarzniętych zwłokach, to będę miał spore wyrzuty sumienia i jeszcze bardziej spierdolone życie.
Z początku ciężko mi poznać kto to, bo w przeciwieństwie do mnie, osoba ta jest trochę cieplej ubrana – na głowie na czapkę i kaptur oraz szalik. Myślałem, że może moje kroki i skrzypienie śniegu sprawią, że postać się w jakiś sposób poruszy albo da jakikolwiek znak życia, jednak nie doczekałem się. Wtedy więc musiałem już zareagować. Podszedłem więc i starając się być w miarę delikatnym, potrząsnąłem nim, kładąc rękę na ramieniu. W najgorszym razie miałem już plan jak w miarę szybko biec do hotelu po pomoc, na całe jednak szczęście – bo nie chciałem jednak znajdować trupa albo wykonywać bohaterską resuscytację na mrozie – istota zareagowała niemal od razu.
Usłyszałem ostre burknięcie w obcym języku, które zabrzmiało co najmniej jak wystrzał z karabinu i z którego zrozumiałem tyle co nic, po czym, kiedy ten niedoszły, zamarznięty trup podniósł głowę, zorientowałem się z kim mam do czynienia. A mianowicie ze wcześniej przez sekundę niechlubnie wspomnianym młodym Prevcem, który pomimo warstwy ubrań wyglądał na mocno zmarzniętego i praktycznie tak samo jak ja wkurwionego.
- Sorry, myślałem, że to Peter – odezwał się, tym razem po angielsku, chłopak, którego wzrok stał się nieco łagodniejszy. – Nie spodziewałem się tu nikogo.
- Ja także – mruknąłem pod nosem. – Nie zareagowałeś kiedy się do ciebie zbliżyłem, więc musiałem sprawdzić, czy w ogóle żyjesz, czy już w ogóle tutaj zamarzłeś.
- Jeszcze żyję – mruknął Domen, pocierając o siebie dłońmi, ubranymi w grube rękawiczki. – Zresztą zamyśliłem się i nie słyszałem, że ktoś tu idzie. Ale tak, jestem w jednym kawałku i wykazuję funkcję życiowe, takie jak oddychanie, co zresztą widzisz, więc możesz już iść do hotelu.
Wspominałem już, że uprzejmością to on nie grzeszył? Parę minut wcześniej zebrałbym się, mając go kompletnie gdzieś, ale wtedy... sam do końca nie wiem, co mną kierowało. Może sympatia do Petera, którego ceniłem za ogarnianie tej szarańczy, zwanego młodszym rodzeństwem i jednocześnie mu współczułem? Może jakaś braterska solidarność i instynkt opiekuńczy, bo sam miałem młodszą siostrę? A może fakt, że Domen, pomimo swojego wieku i aparycji zrobił na mnie dosyć żałosne wrażenie wkurwionego i zagubionego dzieciaka, który w porywie, nie myśląc o konsekwencjach, jest w stanie tak po prostu olać wszystko i wszystkich i wyjść na ten piekielny mróz?
A może właśnie w tej chwili uświadomiłem sobie, że kurwa, ja właśnie zrobiłem to samo.
- Peter wie gdzie jesteś? – zapytałem, starając się zachować swój zwyczajowy ton.
Chłopak wzruszył ramionami.
- Myślę, że wie, że jak nie ma mnie w pokoju, to poszedłem się przejść. Nie musisz się przejmować, ani tym bardziej nie waż się mnie odprowadzać.
Naprawdę, sam nie wiem co podkusiło mnie aby stać dalej, przy bodajże minus dwudziestu, przy tym opryskliwym dzieciaku.
- Tylko mi nie mów, że wypadłeś w gniewie z hotelu, żeby łazić tutaj po mrozie, bo trener nie jest z ciebie wystarczająco zadowolony i nie dał cię do drużynówki. Bardzo dojrzałe zachowanie młody.
Wredne, a jednocześnie skrzywdzone spojrzenie spod kaptura przyznało mi rację.
- Tylko nie mów – odezwał się Prevc, próbując opanować szczękanie zębów z zimna – że wypadłeś w gniewie z hotelu, bo Horngacher nie jest z ciebie zadowolony i być może wkrótce wypadniesz z drużynówki. W chuj dojrzałe zachowanie.
- Wcale tak nie było.
- No jasne – prychnął Domen, przewracając oczami. – To w takim razie dlaczego łazisz w taką pogodę po tym cholernym zadupiu, gdzie nie ma ani jednej żywej duszy? No oprócz mnie, ale o tym nie wiedziałeś.
- Bo z tą jebaną kadrą się nie da wytrzymać – westchnąłem, odgarniając warstwę śniegu na tyle, abym mógł usiąść chociaż fragmentem ciała. – Markus drze się na wszystkich jak pojebany, Stephan łazi przyklejony do komórki 24 na dobę i nawet z nim nie pogadasz, Constantin zachowuje się jakby pozjadał wszystkie rozumy, bo dwa razy znalazł się w pierwszej dziesiątce PŚ i był najlepszy z nas wszystkich a z Piusem nigdy nie mogłem znaleźć wspólnego języka, poza tym on trzyma się z Constantinem teraz. Zaś jeśli chodzi o Karla to on mówi tylko i wyłącznie o swoich wynikach, co musi poprawić aby wygrać, pod jaką to on nie jest presją... Także chujowo. No, i może rzeczywiście nie znajdę się w kolejnej drużynówce. A właściwie to jestem tu tylko dlatego, że połowa tej kadry jest w rozsypce i jak tylko wróci któryś kontuzjowany, bo ja pewnie stąd wylecę. Także... byłeś blisko młody.
Domen przez chwilę milczał, kopiąc butem w śniegu.
- Chujowo, nie da się ukryć – przyznał, pociągając nosem. – Ale w sumie dzięki za pocieszenie, bo wygląda na to, że chociaż z moją kadrą jest lepiej.
Co za wkurwiający szczur. Naprawdę nie wiem, dlaczego coś pokusiło mnie, abym usiadł tam obok niego. A już naprawdę nie wiem, dlaczego w kolejnej chwili kazałem mu wstać i iść za mną do hotelu, żeby się nie rozchorować. Musiały mi zamarznąć złącza mózgowe.
I nie udało ich się rozmrozić nawet po trzech herbatach i jednym kakao wypitym w pustej, hotelowej kuchni, gdzie Domen z właściwym sobie taktem opowiadał o denerwującym go Zajcu i Semenicu, nigdy niezadowolonym trenerze oraz zgodnie hejtował ze mną moją kadrę.
_____________________________
Tak, po zakończeniu I should have known better wróciłam do shotów XD dzisiaj coś takiego, a w święta może wpadnie coś jeszcze....
Jeśli przeczytałeś - zostaw coś po sobie!
Do zobaczenia,
Ola
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top