Rozdział trzeci - Neptun

Rozdział trzeci – Neptun

Jestem szczery tylko podczas deszczu.

Jeśli wybiorę dobry moment, grzmot uderza, gdy otwieram usta.

Chcę Ci to powiedzieć, ale nie wiem jak...

Jestem szczery tylko podczas deszczu.

Otwarta księga z wyrwaną stroną, a mój tusz się wyczerpał.

Chcę Cię kochać, ale nie wiem jak...

Nie wiem jak, jak, jak...

Chcę Cię pokochać ale nie wiem jak.

Chcę Cię kochać...*



Wszedł na salę treningową odpowiednio ubrany i od progu przywitał go Adam, zajmujący się treningami osób przygotowujących się do wylotu.

– Julian, wskakuj na bieżnię i zaczynaj – zarządził, wskazując mu na wolny przyrząd w rogu sali.

– Ile dzisiaj? – zapytał szatyn, zaczynając biec. Był przyzwyczajony do takich zajęć, to była dla niego rutyna.

– Trzy godzinki standardowo – odparł mężczyzna wychodząc. – A i później czekają cię ćwiczenia w spodniach próżniowych. Chcemy cię dziś wykończyć – zaśmiał się i zostawił chłopaka samego.

Trzy godziny biegu pomyślał Julian, czeka go miłe popołudnie. Uśmiechnął się, myśląc o tym, jak Tristan włóczył dziś nogami z niezadowoleniem, ale na jego słowa zachęty i obietnicę jakiegoś dobrego ciasta po skończonym biegu, od razu odnalazł w sobie siły. Naprawdę lubił tego dzieciaka i nawet jego mama zauważyła, że od czasu kiedy zaczął widywać się z loczkiem, stał się bardziej radosny i swobodny. Może to dobrze mu zrobi, taki kontakt z rówieśnikiem, w końcu tutaj spotykał tylko starszych od siebie ludzi, którzy byli mili i pomocni, ale zdecydowanie starsi od niego.

***

– Umieram – jęknął opadając na sofę w swoim mieszkaniu, trzymając telefon w jednej dłoni. – Serio Eliot, dziś chcieli mnie chyba zabić, nie czuję nóg, a moje stopy ważą chyba tonę.

– Stary, sam tego chciałeś – odparł blondyn po drugiej stronie. – Tak tylko przypominam, gdybyś zapomniał. Nikt cię do tego nie zmusza – dodał, słysząc prychnięcie Julesa.

– Spadaj, mogłem do ciebie nie dzwonić – warknął i chciał się rozłączyć, gdy usłyszał jakiś znajomy głos w tle. – Gdzie jesteś i dlaczego jest tam Tristan? – zapytał od razu i usiadł prosto.

– Uuuu wyczuwam dziwne wibracje w twoim głosie Jules – zadrwił z niego przyjaciel. – Jestem u Lany i Tristan rozmawia ze swoją mamą w kuchni, przygotowują kolację czy coś. Chcesz wpaść?

– Co?! Nie! – powiedział głośniej, niż to było konieczne. – Jestem zmęczony, zresztą to nie wypada. To chyba rodzinne spotkanie – dodał po chwili już spokojniej.

– Daj spokój, zapytam – stwierdził lekko blondyn. – Dianno, czy to byłby problem, gdyby mój przyjaciel i znajomy Tristana wpadł tutaj i dołączył do nas w czasie kolacji?

– Przestań Eliot! Co ty robisz?! – krzyczał Julian i jęczał do telefonu z niezadowoleniem. Słyszał jakiś kobiecy głos, który musiał należeć do mamy bruneta.

– Cześć Julian – podskoczył w miejscu, słysząc głos Willisa.

– Hej Tristan - przywitanie godne przedszkolaków, był żałosny. 

– Mówiłeś, że będziesz dziś zajęty i wrócisz zmęczony. Na pewno chcesz przyjść? – zapytał szczerze zielonooki i szatyn wiedział, że chłopak nie powiedział tego w ten sposób, ponieważ nie chce go zaprosić, po prostu dokładnie tak powiedział mu dziś rano, kiedy biegali. To było miłe, że zapamiętał coś takiego.

– Tak, jestem zmęczony, ale umieram z głodu, więc może wpadłbyś do mnie. Zamówimy coś do jedzenia i pooglądamy jakiś głupi program w telewizji? – po drugiej stronie zapadła dziwna cisza i Julian chciał uderzyć się w twarz za zaproponowanie tego, co właśnie powiedział. Nie byli na takim etapie przyjaźni, by odwiedzać się w domach, to było głupie z jego strony.

– Uhm nigdy u ciebie nie byłem – powiedział cicho Tristan i wydawał się dziwnie zmieszany. – Na pewno chcesz żebym przyszedł i przeszkadzał ci w odpoczywaniu?

– Jeżeli tylko chcesz mi poprzeszkadzać, to śmiało, zapraszam – wypuścił wstrzymywane powietrze. Nie wiedział, dlaczego się tak zachowuje i co się z nim działo. To tylko Tristan, tylko Tristan.

– Dobra, zamów pizze, tylko niech ma dużo dodatków i podaj mi adres. Mam nadzieję, że mieszkasz niedaleko Sennett, ponieważ nie mam ochoty na długi spacer o zmroku.

– Kretyn – wymsknęło się Julianowi, który uśmiechał się słuchając bełkotu chłopaka.

– Nie mój drogi, nie zapominaj, że w naszym dziwnym układzie jest tylko jeden kretyn i jesteś nim ty – zachichotał i rozłączył się szybko, pozostawiając zaskoczonego chłopaka, trzymającego telefon nadal przy uchu. Po chwili dźwięk dzwonka rozległ się ponownie i zaskoczony odebrał szybko. – Zapomniałem poprosić o adres – głos Tristana rozbrzmiał po drugiej stronie.

– Kretyn, totalny kretyn.

***

Tristan rozglądał się po mieszkaniu, udając niezainteresowanego, ale tak naprawdę pochłaniał wszystko swoimi dużymi oczami. Nie miał przyjaciół poza Jamiem, chłopakiem z którym czasami rozmawiał, ale to nie był nikt ważny, ani istotny. Po prostu zwyczajny znajomy z którym można pogadać o pogodzie i nudnych zajęciach. Z Julianem było inaczej, czuł, że ma przyjaciela, kogoś bliskiego, kto myśli podobnie i lubi z nim rozmawiać. Jego mama śmiała się, żartobliwie mówiąc, że jej mały chłopiec nareszcie znalazł sobie kolegę. Mimo to Tristan nie miał jej tego za złe, w wieku dwudziestu lat po raz pierwszy miał z kim wyjść na spacer i spędzić czas. Był opóźniony, znacznie opóźniony. Nie narzekał na to, nigdy nie czuł potrzeby kontaktu z ludźmi i to nie zmieniło się nagle, po prostu Julian był inny niż wszyscy i niespodziewanie Tristan postanowił dać mu szansę.

Julian leżał obok niego na kanapie, nawet nie starając się zgrywać pozorów dobrego gospodarza. Wskazał Tristanowi, gdzie jest kuchnia i powiedział, że ma obsłużyć się sam, ponieważ nie ma siły zwlec się ze swojego miejsca. Willis zastanawiał się, co takiego robił Jules, że wyglądał na tak wykończonego, ale nie chciał być wścibski. Sam miał wiele tajemnic, o których nie chciał z nikim rozmawiać, więc postanowił uszanować prywatność chłopaka, ale i tak zerkał na niego co kilka chwil ciekawskim wzrokiem. Julian był jedyną osobą, jaką znał, która lubiła spędzać czas w ciszy. Szatyn nigdy nie wymuszał na nim bezsensownych rozmów, które do niczego nie prowadziły, ale teraz sam miał ochotę się odezwać.

– Masz bardzo puste mieszkanie – zauważył, przyglądając się białym ścianom, na których nie było nawet żadnych fotografii.

– Celna uwaga – stwierdził szatyn, zerkając z boku na Willisa, który obrzucił go długim spojrzeniem.

– Dlaczego nie masz żadnych osobistych rzeczy w swoim mieszkaniu Jules? – Tristan nie przejął się sarkastycznym tonem. Przez ten czas kiedy zostali kumplami, przyzwyczaił się i do tej strony jego osobowości.

– Nie lubię zatrzymywać wspomnień – wyjaśnił krótko i wydawać się mogło, że zakończył temat, ale chłopak siedzący obok postanowił, że tak szybko mu nie odpuści.

– Co to znaczy? Nie lubisz zatrzymywać wspomnień, czyli co?

– To co powiedziałem, nie jestem sentymentalny, nie obchodzi mnie to, co było. Nie mam zamiaru zbierać zdjęć, umieszczać ich w albumach, zawieszać na ścianach. To bez sensu i w dodatku czyni człowieka słabym i melancholijnym. Nie potrzebuje tego wszystkiego, wspomnienia to tylko ból i smutek, nic po za tym – szatyn spojrzał na loczka, który siedział w ciszy i zastanawiał się nad słowami, które usłyszał. – Przepraszam, jeśli cię rozczarowałem, ale naprawdę tak właśnie myślę i czuję.

– Nie rozczarowałeś mnie, masz prawo do własnych poglądów i nic mi do tego, ale czy nie jest miło czasami pooglądać stary album, przypomnieć sobie o miłych chwilach z rodziną, wspólnych świętach, urodzinach i tak dalej?

– Nie dla mnie, wiem, że większość ludzi uwielbia wspominać i zapamiętywać wszystko dokładnie, ale u mnie to tak nie działa. Przypominanie sobie o ludziach, którzy byli w naszym życiu, nie powoduje, że jestem szczęśliwszy czy radośniejszy.

– Ja też nie zawsze lubię wspominać, jeśli mam być szczery, nie o wszystkich osobach w naszym życiu chcemy pamiętać – wyznał, posyłając mężczyźnie smutny uśmiech. – Ale są tacy ludzie, o których nie chcę zapominać i ty na pewno też masz takie osoby, na przykład twoje siostry i mama, prawda?

– Prawda, prawda – zaśmiał się Sennett. – Moja mama dostarcza mi co jakiś czas zdjęcia, mam takie specjalne pudełko na te głupoty.

– Czyli jednak odrobinę sentymentalny – stwierdził rozbawiony Tristan i ułożył się wygodniej na kanapie, podając Julianowi kubek z herbatą.

– Niespecjalnie i skąd znalazłeś u mnie herbatę? Nie przepadam za nią – zapytał, zerkając do kubka, marszcząc przy tym nos z niezadowoleniem.

– Przypomnij mi, skąd pochodzisz? –popatrzył na niego, unosząc jedną brew wyczekująco.

– Och nie bądź taki stereotypowy – żachnął Julian, ale uśmiechał się promiennie przez cały czas. – I dlaczego ona ma taki mętny kolor, coś ty z nią zrobił?

– Naprawdę zgodziłem się z tobą zaprzyjaźnić? Dolałem tam trochę mleka, spróbuj może ci zasmakuje – zachęcił i obserwował, kiedy chłopak brał małego łyczka, mlaskając przy tym głośno. – I jak?

– Może być, lepsza niż zazwyczaj, tak sądzę – powiedział, odkładając kubek na stolik. – Eliot i Lana są ze sobą tak na poważnie? – zagadnął, niespodziewanie zmieniając temat.

– Dlaczego mnie o to pytasz? Powinieneś raczej porozmawiać o tym ze swoim przyjacielem – zauważył, opierając stopy na stole, zaczynając czuć się jak u siebie w domu.

– Właśnie rozmawiam ze swoimi jedynym przyjacielem – stwierdził Julian, upijając trochę herbaty ze swojego kubka i posyłając zmieszanemu Tristanowi znaczące spojrzenie.

– Och... że niby ja... och – wydusił z siebie Willis. – Dobrze, w takim razie powiem, że nie mam pojęcia. Widują się chyba od dawna prawda? Ja za bardzo się nimi nie interesuję, do niedawna nie wiedziałem nawet, jak on ma na imię, więc nie jestem specjalistą w tej sprawie – uśmiechnął się do Julesa, który to odwzajemnił. – A ty jak sądzisz?

– Nie mam pojęcia, taki sam ze mnie znawca, jak z ciebie, ale Eliot wygląda na zakochanego ... chyba.

– I co to niby znaczy, wygląda na zakochanego? – zapytał zainteresowany chłopak, nie był wtajemniczony w te wszystkie zwroty.

– A skąd ja mam to niby wiedzieć?! – wykrzyknął ze śmiechem Julian, a po chwili śmiali się z tego razem. Byli tacy zacofani, nie wiedzieli większości rzeczy, o których powinni mieć jakieś pojęcie, ale co gorsza, w ogóle się tym nie przejmowali.

***

Siedział przy stole razem ze swoją mamą, przeglądając jakieś dokumenty, które otrzymał wczoraj w centrum. Składał powoli podpisy w wyznaczonych miejscach, czując na sobie czujny wzrok rodzicielki.

– Co się dzieje? – zapytał, nie podnosząc wzroku znad pliku kartek.

– Nic, po prostu trudno mi uwierzyć w to, że czas płynie tak szybko. Dni uciekają nam przez palce i niedługo nadejdzie ten dzień – wyznała cicho Iris, a jej głos drżał przy każdym słowie. Szatyn wyciągnął dłoń, w której nie trzymał długopisu i splótł swoje palce z delikatną dłonią matki.

– Przestań mamo – powiedział twardym głosem. – Nie będziemy o tym teraz rozmawiać. Zresztą przeprowadziliśmy już tyle dyskusji na ten temat, nie ma nikogo, kto mógłby zmienić moje zdanie, więc proszę cię, nie próbuj tego zrobić, raniąc się niepotrzebnie.

– Myślisz, że tego nie wiem? Nawet nie wiesz, jak cierpię każdego dnia, kiedy budzę się wcześnie rano, patrzę na kalendarz wiszący na ścianie i widzę, jak mało dni nam zostało. Poświęciłeś całe swoje życie Jules, wszystkie te lata pełne nauki, wyczerpujących ćwiczeń, spędzania czasu tylko w centrum z tymi dziwnymi ludźmi. To nie jest to, czego chciałam dla swojego jedynego syna. Marzyłam, że zakochasz się, założysz rodzinę, będziesz mieszkał niedaleko, będę miała wnuki, które będą odwiedzały mnie każdego dnia w drodze do szkoły. Tak miało wyglądać twoje życie, a nie tak jak teraz. Skazywanie się na wieczną samotność, nie wiadomo gdzie i nie wiadomo po co. Jestem przeciwna od samego początku i nigdy nie sądziłam, że twoje małe marzenie może się spełnić.

– I tylko dlatego mnie wspierałaś prawda? Ponieważ nie sądziłaś, że może mi się udać – powiedział zimnym głosem i podniósł się z miejsca. To nie tak, że nie zdawał sobie z tego sprawy, ale to bolało. 

– Gdzie idziesz Julian? Nie skończyliśmy jeszcze rozmawiać.

– Wprost przeciwnie mamo, skończyliśmy. Byłaś jedyną osobą, z którą mogłem porozmawiać o wszystkim, ale najwyraźniej przeceniłem cię.

– Nie mów tak, zawsze będę cię wspierać, ale nie popieram tego, co robisz – powiedziała pospiesznie Iris, podchodząc do syna, który odsunął się od niej szybko. – Gdzie się wybierasz? Mieliśmy zjeść razem z dziewczynkami.

– Obiecałem Tristanowi, że dziś się zobaczymy. Przez ten tydzień nie widzieliśmy się ani razu, spędziłem pięć dni w centrum na kolejnym szkoleniu – wyjaśnił ponuro, czując wyrzuty sumienia, że zostawia matkę. 

– On ... ten cały Tristan, nie pyta, gdzie znikasz na tak długo? Chyba nie powiedziałeś mu prawdy? – zapytała Iris, wpatrując się w syna ostrożnie.

– A nawet jeśli powiedziałbym to co? – warknął, przestając panować nad emocjami. – I nie, Tristan nie pyta, gdzie znikam, chociaż mógłby to zrobić. Nie mam ochoty z tobą rozmawiać mamo, więc po prostu wyjdę teraz i zobaczymy się za jakiś czas – ruszył do wyjścia, nie odwracając się w stronę rodzicielki, która wpatrywała się w jego plecy.

– Julian nie zapominaj, że masz rodzinę, nie możesz spędzać całego czasu z tym chłopakiem – krzyknęła, gdy miał już otworzyć drzwi.

– Ten chłopak ma na imię Tristan mamo i jest moim jedynym przyjacielem. Odpuść sobie.

***

To była połowa lutego i semestr zimowy dobiegł końca. Julian nie mógł uwierzyć, że zna Tristana już prawie pół roku. Miał wrażenie, że spotkali się wiele lat temu i wiedzą o sobie prawie wszystko. Nigdy z nikim nie dogadywał się tak dobrze, nawet z ludźmi, z którymi łączyły go wspólne pasje i plany na przyszłość. Nikt nie był taki jak Tristan i kiedy myślał o tym, że mógł nie zgodzić się pilnować imprezy swoich sióstr, czuł się źle. Wtedy pewnie nigdy by się nie spotkali i do dziś byłby samotnikiem, który spotyka się tylko ze swoją mamą. Pomyślał o Iris, która w końcu zrozumiała, że wcale nie miał zamiaru odepchnąć ich od siebie tylko dlatego, że miał jeszcze Tristana. Dość dużo czasu zajęło jej przetrawienie tego, ale nareszcie zachowywała się tak jak dawniej i z uśmiechem obserwował to, jak dobrze traktuje Willisa, kiedy czasami wpadał z nim do domu rodzinnego.

Jedyne co martwiło Juliana to świadomość tego, że nie powiedział Tristanowi, czym tak naprawdę się zajmuje. Wiedział, że powinien być z nim szczery i w końcu wyznać mu prawdę. Mijały dni, ale nie potrafił się do tego zmusić, chociaż miał świadomość, że przecież w końcu jego przyjaciel musiał się dowiedzieć. Martwił się, ponieważ wiedział, że chłopak nie lubi wszystkiego, co wiązał się z uczelnią, więc zapewne NASA również nie wchodziło w grę. Nie wyciągnął jeszcze z niego historii o jego ojcu, więc mógł się tylko domyślać, że miała związek z tą nienawiścią loczka. Zawsze mógł zapytać o to Dianne. Mama Tristana była świetną kobietą i dzięki niej Jules uwielbiał spędzać czas w domu Willisa, gdzie czuł się jak u siebie. Jednak wolał się powstrzymać i kiedyś zapytać o to chłopaka, w końcu sam nie chciałby, żeby mama wygadała jego tajemnice Tristanowi, więc postanowił być cierpliwym.

Siedział na murku przed uniwerkiem i czekał na loczka, który oddawał dziś swoją ostatnią pracę w tym semestrze, by nareszcie mieć choć trochę wolnego. Julian cieszył się, że będzie mógł odpocząć i choć na jakiś czas zapomnieć o zajęciach, na które chodził z taką niechęcią, ale sam nie mógł nawet pomarzyć o wolnym. Oczywiście już dawno pozdawał wszystko, co było konieczne, ale w centrum czekała go masa zajęć, od których nie mógł i przecież nie chciał się wymigać. Spełnianie marzeń czasami było mniej przyjemne, niż można było tego oczekiwać, ale było warto ... musiało być. Zauważył Tristana zbiegającego po schodach, zawołał i kiedy tylko chłopak go dostrzegł, jego twarz rozpromieniła się w radości.

– I jak? – zapytał, kiedy loczek zatrzymał się przed nim i starał utrzymywać poważną minę, chociaż radosny uśmiech cisnął mu się na usta przez cały czas zdradzając go. – No Tris mów, jak poszło? – szturchnął go w bok, a Tristan starał się nieudolnie uniknąć dłoni, która chwyciła go za koszulkę i przyciągnęła bliżej. – Mów – zażądał szatyn.

– Zdałem i to na najwyższą ocenę, rozumiesz?! – wykrzyknął podekscytowany. – To wszystko dzięki tobie! Nie wiem, skąd znałeś tego faceta, pana Roosa, ale jest geniuszem! Wytłumaczył mi wszystko tak dobrze, że nareszcie wiedziałem, o co w tym chodzi. Dziękuję Jules – niewiele myśląc, Tristan przytulił przyjaciela, otaczając jego kark ramionami. – Dziękuję.

– Do usług – powiedział ze śmiechem Julian, starając się zbagatelizować reakcję loczka, ale jego ramiona instynktownie, jakby bez jego wiedzy poruszyły się i objęły go w pasie.

– Nie żartuj sobie – mruknął w jego szyję chłopak. – Bez twojej pomocy nie zdałbym, dobrze o tym wiesz.

– Nie żartuję – zapewnił, łaskocząc go lekko w bok. – Mówię prawdę, jestem do twoich usług zawsze, jeżeli tylko będę tutaj obok ciebie – powiedział ciszej, mając nadzieję, że młodszy nie usłyszy tych słów, jednak nie docenił słuchu Tristana, który odsunął się od niego powoli i spoglądał uważnie.

– Co to miało znaczyć? – zapytał ostrożnie, a jego spojrzenie nie odrywało się od twarzy starszego.

– Kiedyś ci wyjaśnię dobrze? – wiedział, że chłopak nie będzie nalegał na wyznania i miał rację, ponieważ skinął tylko głową i nie kontynuował tematu.

– To gdzie mnie zabierzesz, żeby uczcić moją super ocenę? – zapytał, ponownie się uśmiechając.

– Że co? – prychnął szatyn, zeskakując z murku. – Chyba ty powinieneś mi jakoś ładnie podziękować prawda?

– Nie – odparł zadowolony z siebie chłopak. – Nadal uważam, że zasługuję na nagrodę.

– Obiad? – zerknął na idącego obok Tristana, który rozważał propozycję.

– Hmm i deser?

– I deser – zgodził się. Willis był łasuchem i jeżeli tylko mógł, wyciągał Juliana na przeróżne słodkości.

– A wieczór spędzimy leniąc się i oglądając filmy? – zapytał z nadzieją w głosie i szatyn odnotował w głowie, by zadzwonić do mamy i odwołać kolację. Był pewny, że nasłucha się całego kazania i wyrzutów ze strony swojej rodzicielki, ale mógł to przetrwać.

– Pewnie, czemu nie – powiedział, myśląc o tym, że jutro spędzi cały dzień w centrum, a kolejne dni nie zapowiadały się lepiej. Jeżeli mógł spędzić ten dzień z brunetem, postanowił zmienić wszystkie inne plany. Wiedział, że było warto.

– Świetnie, to chodźmy coś zjeść – postanowił i chwycił Juliana za rękę, ciągnąc za sobą do ich ulubionej knajpki.

Szatyn wpatrywał się w ich złączone dłonie, ignorując rozchodzące się po całym ciele ciepło. Działo się coś dziwnego, coś czego nie rozumiał, ale nie chciał przerywać tej chwili. Od kilku miesięcy zachowywał się jak nie on i zaczynało go to martwić. Nigdy nie chciał zmieniać swojego życia, ale pojawił się Tristan, który bez pytania ożywił jego świat. Widział, że chłopak cały czas coś mówi, ale wnioskował to tylko po poruszających się wargach, ponieważ zatopiony we własnych myślach, nie słyszał ani słowa.

***

Zielonooki ostatni tydzień spędził sam. Z tego co wiedział, Julian musiał iść na jakieś ćwiczenia i treningi. Nie miał pojęcia, co robił szatyn i naprawdę chciał się tego dowiedzieć, ale z natury nie był wścibski. Nie lubił wtrącać się w życie innych ludzi, jeżeli coś go nie dotyczyło, zazwyczaj miał to gdzieś. Sam szanował swoją prywatność i tak samo zachowywał się w stosunku do innych.

Starał się przypomnieć, kiedy ostatnio widział się z Jamiem. Niestety chyba okazał się kiepskim kumplem, ponieważ nie widział Merrigana od miesięcy. W zasadzie chyba od dnia, kiedy spotkał Juliana. Postanowił, że niedługo się do niego odezwie, w końcu Jamie był jedynym rówieśnikiem z jakim rozmawiał przed Julesem. Złapał się na tym, że mówiąc o swoim życiu, stosował określenia przed i po poznaniu Juliana. Jego życie nabrało jakiegoś innego smaku teraz, kiedy miał kogoś bliskiego, kogoś kim nie była Alannah, czy jego mama lub ewentualnie Jamie. Musiał przyznać, że to było całkiem miłe, mieć kogoś z kim można spędzać wolny czas, rozmawiać wieczorami i ... nie, nie powinien myśleć o tym, że miło mieć kogoś, do kogo można się przytulić. Sennett był tylko jego znajomym, nikim więcej. Dobrze, może traktował go jak przyjaciela, ale nie powinien myśleć o tym, jak dobrze się czuje, kiedy ramiona Juliana otaczają go i nagle wszystko staje się lepsze.

Ponownie zastanowił się, gdzie tak często znika chłopak, co robi kiedy wyjeżdża na kilka dni i nie daje znaku życia. To cały czas wprawiało go w poruszenie, musiał się dowiedzieć, co dzieje się w życiu szatyna. Postanowił, że nie będzie udawał, że Jules nie jest ważny, ponieważ to byłoby okropne kłamstwo. Julian był ważny, bardzo ważny. Na samą myśl, że szatyn mógł odwiedzać w tym czasie szpital, ponieważ jest ciężko chory, robiło mu się słabo. Ostatni raz zostawił go na tak długo podczas przerwy w lutym, teraz mieli kwiecień i po raz kolejny zniknął, tłumacząc się jakimś ważnym wyjazdem. Czas najwyższy pozbyć się tych wszystkich sekretów i odkryć prawdziwych siebie.

Obrócił się na drugi bok i przerzucił kolejną stronę w książce, która pochłonęła go na cały dzień. Bez Juliana nie miał za dużo do roboty, a jego stos lektur powiększał się, ponieważ będąc z chłopakiem, nie miał zbyt dużo czasu na czytanie. Teraz mógł nadrobić zaległości i spędzić czas tak, jak uwielbiał, a do Jamiego zadzwoni później.

***

Julian siedział na wykładzie, który odbywał się w centrum. Dziś wieczorem miał wrócić do domu po ponad tygodniu nieobecności. Był zmęczony po wyczerpujących ćwiczeniach, które wykończyły nawet najsilniejszych facetów. Za to teraz musiał wysłuchiwać, co dzieje się z astronautami w kosmosie, na jakie choroby są narażeni i zdecydowanie wolał być wykończony po ćwiczeniach, niż spędzać czas w ten sposób.

– Dobrze, musicie być świadomi takich podstaw jak to, że najprawdopodobniej wszyscy będziecie cierpieć na chorobę lokomocyjną, nawet jeżeli tutaj na ziemi możecie jeździć bez problemu – mówił instruktor i Jules naprawdę chciałby dowiedzieć się czegoś, czego jeszcze nie wiedział. – Ilość bakterii, jaka będzie dookoła was, jest zatrważająca, co będzie skutkować wszelkiego rodzaju zapaleniami, infekcjami, kłopotami stomatologicznymi, z którymi trudno będzie sobie poradzić, ponieważ jak wiecie, antybiotyki w kosmosie przestają być tak skuteczne jak na ziemi. Z tego co wiem, wszyscy macie dobrą odporność, ale zapewne nie aż tak dobrą, by poradzić sobie z tym całym świństwem. Oczywiście problemy z kośćmi i mięśniami, całe szczęście z tym sobie radzimy, będziecie trenować przez cały czas przebywania w kosmosie, dzięki czemu nie stracicie formy. Czymś bolesnym i kłopotliwym może się okazać schodzenie skóry ze stóp, jak wiecie w stanie nieważkości może się zdarzyć, że stracicie całe płaty skóry. Bolesne, ale dające się wytrzymać – Julian przewrócił oczami, wyobrażając sobie ból, jaki musi towarzyszyć odpadającej skórze. Wzdrygnął się zniesmaczony tym widokiem, który wytworzył się w jego głowie. – Nie jesteśmy pewni, jak to wszystko zadziała, jeżeli chodzi o promieniowanie. Nie znamy jeszcze dokładnego czasu, jaki tam spędzicie, ale wszyscy wiemy, że przewyższy on dotychczasowe loty, a co za tym idzie, jesteście narażeni na wystąpienie nowotworów. Wymieniając dalej, kłopoty ze wzrokiem to coś, co spotyka większość z was i najtrudniejsze do przejścia problemy z psychiką. Jestem świadom tego, że przez cały czas mówi się wam o tym, co was czeka, ale musicie rozumieć, że tam będziecie tak daleko od nas wszystkich, jak to tylko możliwe. Będzie was kilku i spędzicie ze sobą tak długi czas, że będziecie mieli ochotę zabić każdego po kolei, a na końcu siebie. Będziecie tęsknić za rodziną, przyjaciółmi, waszymi pasjami, codziennością i najważniejsze jest to, byście potrafili sobie z tym poradzić.

Słuchał jednym uchem tego co mówił facet, a tak naprawdę odpłynął myślami daleko do tego, co go czeka. Nie miał zamiaru zgrywać odważnego, ponieważ bał się i to bardzo. Lubił ludzi, którzy mieli tworzyć z nim załogę, ale lubił ich przebywając z nimi godzinę, dwie, a nie lata. Co jeżeli tam w górze okaże się, że są wrogami, że nienawidzą się? Jak zniosą się wzajemnie w takich ekstremalnych warunkach? Wiedział, że kilku facetów ma żony i dzieci, inni dziewczyny, przecież będą tęsknic i to jeszcze jak. Już teraz wiedział, że kilku z nich wpadnie w emocjonalny dół, patrząc na zdjęcia najbliższych lub rozmawiając z nimi raz na miesiąc przez krótkie połączenie satelitarne. On sam będzie tęsknił za mamą, wszystkimi dziewczynkami, Eliotem i za Tristanem. Na samą myśl o loczku, który nie miał o niczym pojęcia, zaczynało boleć go serce. To była zła reakcja i nie wróżyła niczego dobrego. Kiedy myślał o mamie, siostrach, przyjacielu było mu tylko przykro, ale nic poza tym, jednak kiedy chodziło o Willisa, zaczynało dziać się coś dziwnego, coś czego starał się uniknąć, ale najwyraźniej mu się nie udało. Był wściekły na samego siebie, że pozwolił zacząć dziać się temu wszystkiemu, powinien odpuścić i żyć tak jak zawsze w samotności, tak przynajmniej nikt by nie cierpiał. Mógł mieć tylko nadzieję, że dla Tristana jest zwyczajnym kumplem, nikim więcej.

Teraz wszystko nabierało bardziej konkretnych kształtów, działo się intensywniej. Wszystkie ćwiczenia przybrały na sile i miał coraz mniej wolnego czasu. Za miesiąc miał zaplanowany wylot do Houston w Teksasie, gdzie mieli testować nowe skafandry. Nie będzie go przez tydzień i domyślał się że Tristan będzie chciał wiedzieć w końcu, gdzie znika co jakiś czas i co tak naprawdę się dzieje, a Julian nie sądził, że zielonooki będzie zadowolony, kiedy usłyszy prawdę. Z drugiej strony chciał wyznać mu prawdę, brunet miał w sobie coś takiego, co sprawiało, że Jules miał trudność z ukrywaniem prawdziwego siebie. Był ciekaw, co miałby do powiedzenia na wiele intrygujących tematów związanych z kosmosem, chciał nareszcie móc podzielić się z nim swoim życiem w pełni. Musiał tylko przełamać się i powiedzieć wszystko od początku do końca.

***

Tristan nie zapytał, Julian nie powiedział, a los postanowił uczynić wszystko trochę bardziej skomplikowanym.

***

Był czerwiec, kiedy Tristan odważył się i tak po prostu coś zrobił.

Siedzieli na hamaku w ogrodzie za domem loczka, starając się nie wywrócić i nie wylądować na trawie. Od jakiegoś czasu panowała miedzy nimi cisza, a młodszy był dziwnie milczący i oddalony myślami. Spoglądał przez cały czas przed siebie lub w niebo, na którym dziś wyjątkowo nie było widać zbyt wielu gwiazd. Julian postanowił, że musi dowiedzieć się, co dzieje się z chłopakiem, bo przecież jeszcze kilka dni temu wszystko było w jak najlepszym porządku i nic nie zapowiadało zmian. Miał tylko nadzieję, że Tristan nie zadecydował, że ma już dość ich przyjaźni i odpuszcza. To byłoby trudne do zniesienia po tych wspólnych miesiącach.

– Tris – zaczął, obracając się w stronę chłopaka, który oderwał swój wzrok od nieba i popatrzył na niego dużymi zszokowanymi oczami. – Możemy porozmawiać?

– Tak, właśnie chciałem to zaproponować – powiedział niemal szeptem Willis i Julian zmarszczył czoło, ponieważ to nie zabrzmiało optymistycznie, czy też zachęcająco.

– Dobrze, to może ...

– Mogę zacząć? – zielonooki wtrącił mu się w zdanie, a desperacja w jego spojrzeniu sprawiła, że skinął tylko głową, bojąc się tego, co może za chwilę usłyszeć. – Dobrze – odetchnął chłopak i odchrząknął, przygotowując się do rozpoczęcia rozmowy. Julianowi wydawało się, że Tristan zbiera się w sobie, by coś wyznać i miał nadzieję, że to nie będzie nic złego. – Pamiętasz, kiedy na imprezie twoich sióstr dwie dziewczyny chciały cię poderwać, a ty nawet tego nie zauważyłeś? – zapytał skupiony i zdeterminowany.

– Tak, naśmiewałeś się wtedy ze mnie i byłeś nieznośny – odparł lekko, starając się ukryć zaskoczenie tym, że Tristan wyciągnął nagle ten temat.

W jego głowie szalał burza, nie miał pojęcia, o co może chodzić, dlaczego on mówi o podrywie. Czyżby Tristanowi ktoś się podobał i chciał właśnie powiedzieć Julianowi, że musi trochę odpuścić spotkania, ponieważ chcę skupić się na tej dziewczynie? Zacisnął dłonie w pięści na samą myśl o tym. To mu się nie podobało. Jakaś obca dziewucha obok loczka, niszcząca ich przyjaźń krok po kroku, kradnąca ich wspólny czas, którego mieli tak niewiele. A może Tris już był w związku i teraz chciał mu tylko o tym powiedzieć i na przykład jutro przedstawić swoją wybrankę? Boże, już wolałby, żeby ich przyjaźń dziś się skończyła. Zawsze wiedział, że nie warto wchodzić w bliskie relacje z ludźmi, bo to kończy się źle. Ból i rozczarowanie, tylko tyle można otrzymać od innych. To nie było mu teraz potrzebne, trzymał się z daleka przez tak długi czas, a teraz wszystko się spieprzy.

– Słuchasz mnie? – poczuł szturchnięcie i otrząsnął się szybko, patrząc na przyjaciela.

– Tak, pewnie – przytaknął ze sztucznym uśmiechem. – Kontynuuj.

– Tak ... uhmm wtedy śmiałem się z ciebie, że gdybym chciał się z tobą umówić, musiałbym powiedzieć ci to od razu, bo nie zauważyłbyś pewnie moich podchodów.

– Dokładnie tak było, ale do czego zmierzasz, bo nie bardzo rozumiem – przyglądał się młodszemu chłopakowi, starając się odczytać z jego twarzy, o czym może mówić, ale nie potrafił tego zrobić.

– Dobrze, więc teraz to mówię – powiedział i po tych słowach zapanowała cisza.

Julian czuł na sobie napastliwy wzrok Tristana. Chłopak czekał chyba na jakąś reakcję z jego strony, jakiś ruch czy cokolwiek innego, ale szatyn nie miał pojęcia, co miałby powiedzieć, ponieważ albo był głupi, albo loczek tak wszystko zagmatwał. Czuł się jak kretyn, ponieważ chłopak gapił się na niego przez cały czas, a on milczał z durnym wyrazem twarzy, tocząc dyskusję w swojej głowie, która chyba nie była w tym momencie najlepszym doradcą.

– I co nic nie powiesz tak? Dobra, rozumiem, nie było tematu – stwierdził pełnym żalu głosem. Mimo wszystko starał się zachować choć trochę radości i wymusił na twarz fałszywy uśmiech.

– Co? – zapytał Julian. – Ale co mam powiedzieć? Przecież ty niczego jeszcze nie powiedziałeś – zmieszany szatyn obserwował jeszcze bardziej skrępowanego Tristana, który chyba pogubił się w tej sytuacji. – No zacząłeś tylko od słów teraz to mówię i przerwałeś nagle, więc czekałem na resztę.

– Boże jesteś takim kretynem – westchnął Willis i ukrył twarz w dłoniach. – Serio nie skapowałeś, kretyn.

– Niedługo zacznę traktować to określenie jako pieszczotliwe zdrobnienie – zauważył z małym uśmiechem.

– Kretyn – powtórzy po raz kolejny Tristan, ale figlarny uśmiech czaił się na jego ustach. – Dobrze. To może wyjaśnię, powiedziałem teraz to mówię, czyli miałem na myśli, że teraz mówię ci, że mi się podobasz, że lubię cię i chciałbym się z tobą umówić.

Julian był ciekawy, jak wyglądał w tej chwili. Czuł, że jego oczy otwierają się coraz szerzej i szerzej, usta poruszały się, ale nie wydobywały się z nich żadne słowa, więc zapewne miał wyraz twarzy totalnego kretyna. Cóż Tristan wcale się nie mylił. Nigdy w życiu nie oczekiwał, że usłyszy coś takiego i teraz był jak zamrożony. Nie mógł się ruszyć, powiedzieć czegoś. Nic, zupełnie nic. Był bezsilny, a w jego głowie panowała pustka. Nie wiedział, co powiedzieć, jak zareagować. Nie był dobry w takich delikatnych, subtelnych sprawach. Zazwyczaj mówił to, co myślał i nie zastanawiał się nad tym, czy ktoś poczuje się urażony, ale teraz ostatnie czego chciał, to skrzywdzić Tristana. Najgorsze było to, że sam nie wiedział, co odpowiedzieć i to nie tylko dlatego, że nie chciał zranić chłopaka, on po prostu najnormalniej w świecie nie wiedział, czego sam chce. Jego życie nie było tak proste, jak większości młodych ludzi w jego wieku. Nie powinien wiązać się z nikim, przecież właśnie dlatego unikał towarzystwa, a teraz był Tris, mówiący mu takie rzeczy i to było nie fair. Musiał powiedzieć mu nie, wyjaśnić wszystko i powiedzieć nie. Postanowione, tak będzie najlepiej dla wszystkich.

– Też cię lubię – Co? Do cholery, nie miał tego powiedzieć, miał odrzucić loczka w delikatny sposób, a teraz Boże.

– Naprawdę? – twarz bruneta nagle pojaśniała i wszystko dookoła stało się wyraźniejsze.

– Tak, dlaczego jesteś tak zaskoczony?

– Cóż wydawało mi się, że nigdy nie zwracałeś na mnie jakiejś szczególnej uwagi – wyjaśnił zadowolony z siebie loczek, unosząc jedną brew z zawadiackim uśmiechem na twarzy.

– Mogę powiedzieć to samo – odszczekał się natychmiast Jules.

– Nieważne i tak jesteś kretynem, więc mogłem się tego spodziewać po tobie – przybliżył się do Sennetta i obrócił całym ciałem w jego stronę. – Naprawdę chcesz gdzieś ze mną wyjść? Jak na randkę?

– Tak, pewnie – zgodził się szybko. – Głupio mi, że ja nie wpadłem na to pierwszy – podrapał się po karku, zastanawiając, w co w tym momencie się wplątał, ale czuł, że nie żałuje, a decyzja którą podjął, jest dobra.

– Ha! Żałujesz, bo chciałeś się poczuć męsko, jak macho, samiec alfa, zdobywca, a ja miałem być słodkim Tristanem. Uległym który wyczekuje na ciebie z rozmarzonymi oczami! – wykrzyknął podekscytowany chłopak. – Ale byłem pierwszy i nie udało ci się zrobić ze mnie dziewczyny – zaśmiał się szczęśliwy i Julian musiał odczekać chwilę, by się odezwać.

– Skończyłeś już? – zapytał krótko.

– Tak – odparł zadowolony z siebie.

– Gorzej ci? – obserwował zmieniający się wyraz twarzy loczka, który teraz wydawał się zaniepokojony.

– Nie, dlaczego pytasz?

– Bo teraz ty zachowujesz się jak kretyn – wyjaśnił, wybuchając głośnym śmiechem. – Co ty w ogóle wygadujesz głupolu? – przyciągnął go do siebie i zarzucił ramię na jego plecy, obejmując go lekko i czując się przy tym tylko odrobinę niezręcznie.

– Hej, to nieprawda – przerwał mu oburzony Willis. – Mam rację, zresztą jak zawsze.

– Cokolwiek powiesz – mruknął śpiąco, przeciągając się powoli i myśląc o tym, co musi zrobić następnego dnia. – Twoja mama miałaby coś przeciwko, jeżeli zasnęlibyśmy tutaj? – zapytał z już przymkniętymi powiekami.

– Niee, pójdę tylko po kołdrę dobrze? – zapytał i szatyn nie zdążył nawet przytaknąć, a loczek był już z powrotem i układał się wygodnie, okrywając ich lekkim materiałem. Leżeli w przyjemnej ciszy, gdy postanowił odezwać się i podrażnić przytulonego do niego chłopaka

– I tak jestem samcem alfa – poczuł, jak Tristan odsuwa się od niego i obserwuję jego twarz. – No co? Taka jest prawda, musisz przyjąć to do wiadomości i zaakceptować przed naszą randką.

– Nigdy – wysunął dumnie brodę i zacisnął wargi, ale cichy śmiech Juliana i to jak jego ręka głaskała go po włosach sprawiły, że odrzucił na bok złość i ułożył się ponownie w wygodnej pozycji. – Jeszcze o tym porozmawiamy, ale nie teraz.

– Pamiętaj, że jutro rano biegamy – przypomniał szatyn przed zapadnięciem w sen.

– Nie mamy tutaj budzika i tak zaśpimy – mruknął i z zadowolonym uśmiechem zamknął oczy.

– Mam budzik tutaj – Julian postukał się po swojej głowie. – Więc śpij Tris i przygotuj się na jutrzejszy sprint.

Poczuł, jak duża dłoń Tristana ląduję lekko na jego twarzy. Najwyraźniej to miało być uderzenie. Pokręcił głową z politowaniem i już chciał coś powiedzieć, gdy usłyszał ciche pochrapywanie, które mogło oznaczać tylko to, że chłopak zasnął. Był wykończony, ale nie mógł spać. Wpatrywał się w niebo, myśląc o tym, co stało się przed chwilą. Powinien być przerażony, zły, zmieszany, ale było zupełnie odwrotnie. Czuł się dobrze, był szczęśliwy i pierwszy raz od dawna zaczęło mu się wydawać, że nareszcie wszystko jest na swoim miejscu. To był Tristan, tylko Tristan, chłopak którego poznał przypadkiem w bibliotece, ktoś kto stał się jego pierwszym, prawdziwym przyjacielem. Teraz mieli iść na randkę i Julian czuł się tak podekscytowany, jak przed swoją pierwszą symulacją lotu. To wszystko było pozbawione sensu, ale z drugiej strony Tris stał się dla niego całym sensem. Wiedział, że to nie zaprowadzi go do niczego dobrego, ale nie miał niczego do stracenia, poza swoim sercem.

*Sleeping At Last - Neptune

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top