Rozdział szósty - Merkury cz.2
Miłego czytania:)
Barra przywitała ich przyjemnym wietrzykiem o wiele bardziej chłodnym niż ten, który można było spotkać na Florydzie. Słońce starało przedrzeć się przez zachmurzone niebo, a dookoła panowała tak przyjemna dla ucha cisza. Tristan rozglądał się z zachwytem, chłonąc atmosferę tego miejsca całym sobą. Nigdy nie widział czegoś tak pięknego.
– Będziesz miał coś przeciwko, jeżeli się przejdziemy? – zapytał Julian, chwytając jego dłoń.
– Nie, wiesz przecież, że lubię spacery.
– To świetnie się składa, bo tutaj w zasadzie nie ma żadnej komunikacji miejskiej i nie mielibyśmy jak dojechać – stwierdził ze śmiechem szatyn. – Mam nadzieję, że nie przestraszysz się mojej rodziny – zagadnął, gdy wspinali się kamienną ścieżką w górę w stronę dużego domu.
– No co ty? Chyba nikt nie jest bardziej przerażający niż te trzy kobiety, które zostawiłeś w Daytona – Tristan zerknął na niego z rozbawieniem i szturchnął lekko w bok.
– Bardzo śmieszne, ale muszę się z tobą zgodzić – parsknął szatyn. – Polubisz ciocię Josephin, jest naprawdę wspaniałą kobietą, wuj zmarł kilka lat temu, a jej córka Stephenie, czyli moja kuzynka, mieszka w Glasgow, ale uprzedzam, że nasze odwiedziny zbiegły się w czasie z jej przyjazdem, więc będzie nas trochę więcej, niż przypuszczałem.
– Czyli my, twoja ciocia i Stephenie tak? – upewnił się, ponieważ trochę więcej brzmiało dziwnie podejrzanie.
– Taa i jeszcze kilka sztuk dzieci – westchnął Jules i podrapał się po karku.
– Sztuk? Wiesz, że dzieci nie liczy się na sztuki – upomniał go loczek i przewrócił oczami, myśląc o poziomie głupoty swojego faceta, który podobno jest taki mądry.
– Oj nieważne, będą tam jeszcze trzy dzieciaki, z tego co pamiętam to Lizzy albo Lili, a może Leoni i jest jeszcze chyba Neli albo ma na imię Noelle, nieważne i jedyny chłopak jestem pewien, że ma na imię Christopher – zakończył dumnym głosem.
– Jesteś takim okropnym kretynem – westchnął Tristan, kręcąc głową z politowaniem, gdy nagle zatrzymał się, a później puścił dłoń szatyna i zerwał się do biegu, nic nie robiąc sobie z ciężkiego plecaka na plecach.
– Co ty wyprawiasz?! – krzyknął za nim Julian.
– Czy to są owce?! – zawołał podekscytowany Tristan, skacząc w miejscu jak kangur.
– Z tego co widzę, to tak – stwierdził i szedł dalej, nie wykazując zbyt dużego zainteresowania zwierzakami.
– Najprawdziwsze na świecie owieczki? – zdumienie loczka było wręcz komiczne.
– Powiedz mi skarbie, nigdy nie widziałeś na własne oczy prawdziwej owcy?
– Powiedz mi, gdzie niby miałem ją zobaczyć? Na jakiś pastwisku w Daytona Beach na Florydzie? – sarknął loczek z niezadowoleniem, ale po chwili radość malowała się na jego twarzy, ponieważ odkrył, że owce wydają z siebie dźwięki. – A może masz jakąś w swoim ogródku?
– Kretyn – stwierdził Julian i przyspieszył, widząc znajomy płot i dom cioci Jospehine.
– I ja ciebie też! – odkrzyknął zielonooki, mrucząc coś do owiec i śmiejąc się głośno.
Zatrzymał się przy furtce i przyjrzał chłopakowi. Jego radość była taka prawdziwa, śmiech szczery i chłopięcy. Usłyszał głośny grzmot i pierwsze krople spadły mu na twarz. Taka była właśnie pogoda w Szkocji, ale mógłby tutaj żyć, mógłby spędzić tutaj resztę swojego życia z Tristanem rozmawiającym z owcami u boku.
***
– Dobrze, że już jesteście – powiedziała kobieta o jasnych, brązowych włosach, idąca dziarskim krokiem w ich stronę. – Julianie nie mów mi, że kazałeś iść temu ładnemu chłopcu taki kawał drogi – zganiła szatyna, patrząc na niego srogo, ale po chwili Tristan obserwował, jak Jules zatonął w jej uścisku, który zdawał się nie mieć końca. – Och – westchnęła kobieta, patrząc na loczka i odsuwając od siebie szatyna – jak mogłam zachować się tak niegrzecznie? Wybacz kochanie, jestem Josephine, ciotka tego tutaj gbura.
– Jestem Tristan – wyciągnął dłoń w jej stronę, ale kobieta spojrzała na nią krótko, przewróciła oczami, po czym przytuliła go tak, jak przed chwilą Sennetta.
– Nie bądźmy tak oficjalni – zaśmiała się i poklepała go po policzku.
– Mamo już ich męczysz, ten biedak, którego przywiózł mój kuzyn, wystraszył się pewnie na widok owiec, a teraz ty zachowujesz się w ten typowy sposób ludzi z tej wyspy – odezwał się damski głos z wnętrza domu, a po chwili na progu stanęła młoda kobieta. Była jednak zdecydowanie starsza od Juliana.
– Nikogo nie straszę Stephenie, prawda? Nie czujesz się wystraszony? – ciotka popatrzyła na niego, chcąc upewnić się, że ma rację.
– Nie, nie wystraszyła mnie pani – odpowiedział cicho, chciał dodać, że mimo wszystko owce przerażały go troszkę mniej niż ludzie, ale postanowił zatrzymać to dla siebie.
– Przeciwnie Stephenie – odezwał się Jules. – Tristan jest zachwycony owcami.
– No co ty? – zaśmiała się zdumiona blondynka. – Nareszcie ktoś podziela zachwyt mamy nad tymi stworami.
Sennett chciał coś powiedzieć, ale przerwał mu donośny pisk, a po chwili jedyne co było słychać, to krzyk uradowanych dzieci, biegających dookoła. Trudno było wyłapać z ich słów coś więcej niż wujek Julian, wujek Julian przyjechał. Wpatrywał się w ten widok jak urzeczony, ponieważ nigdy nie widział szatyna z dziećmi, a to był naprawdę zabawny widok.
– On jest ich małym bohaterem – szepnęła mu do ucha kuzynka mężczyzny. – Tak w ogóle jestem Stephenie, miło wreszcie poznać kogoś, kto wytrzymuje z Julianem.
– Tristan – uścisnął jej drobną dłoń i wrócił wzrokiem do obserwowania obrazka przed sobą.
– Wujku tak fajnie, że przyjechałeś. Opowiesz nam wszystko o kosmosie i o swojej misji prawda? – mówił podekscytowany chłopiec, skacząc przy nodze szatyna, który chyba był troszkę przytłoczony taką uwagą ze strony dzieciaków.
– Wujku, a kto to jest? – zapytała najmłodsza dziewczynka, wskazując dłonią na Willisa.
– Och – westchnął szatyn, milcząc przez chwilę. Zastanawiał się, jak wyjaśnić to, co ich łączy małemu dziecku. – To jest Tristan, będzie z nami tutaj, dobrze? Nie przeszkadza wam to?
– Oczywiście, że nie przeszkadza – odezwała się najstarsza i podeszła do bruneta z poważną miną. – Cześć, jestem Natalie.
– Tristan, miło cię poznać – posłał jej nieśmiały uśmiech, który ta po chwili odwzajemniła.
– A ja jestem Leila! – wykrzyknęła ze śmiechem najmłodsza pociecha Stephanie, podbiegając do niego i przytulając się mocno do jego nogi.
– Cześć Leila.
– Ona jest dość entuzjastyczna – szepnęła mu do ucha matka dzieci, więc skinął tylko głową i pogłaskał nieśmiało splątane włosy dziewczynki.
– Jestem Christian – jedyny chłopiec pomachał mu z daleka, nie odstępując Juliana na krok, więc odmachał tylko, czując się wystarczająco osaczony przez dwie dziewczynki obok siebie.
– Dobrze – Josephine klasnęła w dłonie. – Nie wiem, czy tylko ja zauważyłam, że pada deszcz i to niegrzecznie trzymać gości na zewnątrz, więc do środka raz, raz – ponagliła dzieci, które ociągały się niezadowolone, wpatrując w niebo z jakimś grymasem na młodych buziach. – A ty Jules, pomóż Tristanowi z torbami.
– Już się robi ciociu – zgodził się od razu szatyn i podszedł do niego, gdy tylko zostali sami. – I jak? Nie było tak źle prawda? Przeżyłeś? Jesteś cały po spotkaniu z tą bandą małych potworków?
– Jest w porządku, trochę głośno, ale to miłe, tak sądzę – powiedział powoli, ostrożnie dobierając każde słowo i skierował się za szatynem do domu. – naprawdę pomyliłeś imiona wszystkich dzieci?
– Trzy sztuki, to trudne do zapamiętania – prychnął starszy i wyminął go szybko.
– Natalie, Leila i Christian, żadna filozofia – stwierdził pewnym głosem i zaśmiał się, widząc, jak Jules potyka się na progu. – Ostrożnie mój kosmonauto, bo jeszcze się połamiesz.
– Złośliwiec.
***
Deszcz przestał padać późnym wieczorem, więc nikt nie miał ochoty na spacer, gdy ściemniło się i za oknem nie było widać dosłownie nic poza ciemnością. Tristan milczał i przysłuchiwał się z uśmiechem przekomarzaniom Juliana i Stephanie. Tych dwoje dogadywało się naprawdę dobrze, zresztą zauważył, że tutaj szatyn był zrelaksowany i spokojny, nie to co ostatnio na Florydzie. W domu wydawał się ciągle spięty i zmartwiony, zresztą Iris starała się udawać, że wszystko jest w porządku, co było kłamstwem z jej strony, ponieważ nie raz, kiedy ją odwiedzali, mogli dostrzec, jak przygnębiona jest. Wcale się jej nie dziwił, już niedługo miała stracić syna, no może nie kompletnie stracić, ale miał wyjechać na bardzo długi czas i tylko okropna matka nie przejmowałaby się tym wszystkim. Współczuł jej, ale z drugiej strony drażniło go jej zachowanie. Sprawiała, że Julian był smutny, a ostatnie czego on chciał, to widok tych niebieskich tęczówek osnutych jakąś dziwną mgłą, która nie wróżyła niczego dobrego. Tęsknił za tym chłopakiem, którego poznał dwa lata temu, ale rozumiał też tego Juliana, którego miał teraz u swojego boku. Życie było pokręcone i on wiedział o tym jak nikt inny.
Dzieciaki bawiły się razem na dywanie, ale raczej każde z nich zajmowało się sobą. Najstarsza Natalie czytała jakąś książkę i Tristan postanowił, że później zapyta ją o to, co to za książka. Christian leżał na brzuchu i wpatrywał się w ekran telewizora, pochłonięty jakąś kreskówką, a Leila, cóż ona martwiła go najbardziej, ponieważ układała klocki, ale kątem oka cały czas mu się przyglądała. Nie miał pojęcia dlaczego, ale miał nadzieję, że nie stanie się jej wrogiem. Ostatnie czego chciał to nastawiona do niego negatywnie sześciolatka.
– Julianie, może jutro przejdziecie się po pastwiskach, pokażesz Tristanowi klify i widok na małe wysepki, a pojutrze, jeżeli pogoda dopisze, będziecie mogli pospacerować po plaży. Co ty na to? – zapytała Jospehine, patrząc wyczekująco na szatyna, który uśmiechał się i skinął głową.
– Ciociu jesteś lepsza w organizacji dnia niż ja – zaśmiał się i loczek patrzył z rozczuleniem, jak ciotka uderza go kuchennym ręcznikiem w głowę.
– A ty nadal jesteś lepszy ode mnie w byciu nieznośnym – zganiła go rozbawiona kobieta i łatwo można było dostrzec, jak bardzo uwielbia szatyna.
– Będziemy mogli iść z wami na spacer? – zapytał Christian, odrywając się od swojej bajki.
– Och kochanie, a może pozwolimy wujkowi i Tristanowi, samemu pozwiedzać okolicę, przecież wy widzieliście to już tyle razy – powiedziała Stephenie, obserwując chłopca, którego twarz nagle stała się smutna. – No Chris rozchmurz się, pobawicie się jutro w ogrodzie, co ty na to?
– Chcę iść z wujkiem – mruknął niezadowolony chłopiec.
– Tak, a ja chcę iść z wujkiem Tristanem! – wykrzyknęła Leila i nieoczekiwanie podbiegła do niego i wdrapała mu się na kolana.
– Myślę, że mogą pójść z nami, prawda? – zapytał powoli brunet, ponieważ wydawało mu się, że to dobry pomysł, i tak nie robiliby niczego, czego nie mogliby zrobić z maluchami. – Przecież to tylko spacer – dodał, gdy milczenie przedłużało się.
– Pewnie, że tak, im nas więcej tym weselej – stwierdził szatyn i uśmiechnął się do loczka, który odwzajemnił to od razu.
– Na pewno nie wolicie spędzić czasu sami? – dopytała jeszcze Stephenie, patrząc na każdego z nich.
– Na pewno – potwierdził Tristan i poczuł, jak Leila przytula się do niego ufnie.
– Pooglądamy sobie owieczki wujku – zapewniła szczęśliwa dziewczynka i Tristanowi nie pozostało nic, jak uśmiechnięcie się do niej i wykazanie prawdziwego entuzjazmu na myśl o jutrzejszym spotkaniu z owcami.
***
Wspinali się na najwyższy szczyt na wyspie, wzgórza Heaval i mimo lekkiego wiatru maszerowało im się przyjemnie. Pogoda w Szkocji była tak inna niż na Florydzie i to zachwycało bruneta jeszcze bardziej, niż widoki dookoła.
– Ile osób w ogóle tu mieszka? – zapytał zerkając na Juliana, który patrzył na dzieci, które już znalazły się na szczycie i machały do nich podekscytowane, wykrzykując coś.
– Coś koło tysiąca, nie jestem pewien – powiedział, śmiejąc się głośno, gdy zobaczył, jak Chris turla się z góry w ich stronę.
– Nie powinniśmy chociaż udawać, że jesteśmy dorośli czy coś? – zapytał Willis, patrząc na chłopca, który krzyczał przy tym głośno i śmiał się jednocześnie.
– Nahh, no co ty – skrzywił się starszy. – Niech się bawią.
– To nazywasz zabawą? – wskazał ręką na Chrisa, który zatrzymał się w połowie drogi i z krzykiem wbiegał na górę, by stoczyć się z powrotem w dół.
– Dzieci się śmieją, więc to chyba musi być zabawa – podrapał się w skroń i wzruszył ramionami. – Sami możemy spróbować, kiedy dotrzemy już na szczyt – zaproponował poważnie, a Tristan uderzył go mocno w ramię, chociaż chyba bardziej zabolało to jego niż mężczyznę, który nawet się nie skrzywił, tylko wybuchł śmiechem.
– Możesz się bawić, ja z chęcią popatrzę – stwierdził, starając się ukryć złośliwy uśmieszek.
– Jak się bawisz Chris?! – krzyknął do chłopca, który podniósł kciuki do góry i wyszczerzył się w psotnym uśmiechu. – Wujek Tristan chce do was dołączyć, więc szykujcie się – usłyszeli pisk radości Leili, która już biegła w ich stronę.
– Pożałujesz tego – zdążył warknąć, nim dziewczynka chwyciła go za dłoń i pociągnęła w stronę wzgórza.
– Och już nie mogę się doczekać! – krzyknął za nim Julian, zanosząc się śmiechem, który powinien go irytować, ale przeciwnie wywoływał przyspieszone bicie jego serca.
***
– Nienawidzę cię – mruczał, gdy wchodzili do domu. – Naprawdę tak bardzo cię nienawidzę, że nie mogę nawet na ciebie patrzeć.
– Skarbie nie złość się tak, wyglądasz ślicznie, tak jak zawsze – stwierdził Jules, powstrzymując śmiech, ale i tak ciche parsknięcie wyrwało mu się z ust.
– Jestem facetem, nie jestem śliczny – powiedział ostro i nie spodziewał się zobaczyć rozbawionego spojrzenia Juliana, który najwidoczniej miał z tego świetną zabawę. – Och odwal się – przepchnął się do przodu i zatrzymał nagle, gdy usłyszał głośne westchnięcie ciotki Josephine.
– Kochanie, co się stało? – zapytała załamując ręce, a później jej brwi uniosły się do góry, gdy zza nóg Tristana wyjrzała rozczochrana głowa Leili i Chrisa. – O mój Boże, co wam się stało? Napadło was stado owiec?
Wybuch śmiechu Juliana zmusił wszystkich do spojrzenia do tyłu, gdzie szatyn przysiadł na schodach i zdejmował swoje obłocone buty, starając się nie patrzeć w ich stronę. Jeżeli wzrok Willisa potrafiłby zabijać, Jules byłby już martwy.
– Dobrze, wyjaśnicie wszystko podczas kolacji, a teraz kochany idź się wykąpać i postaraj się nie roznieść tego błota po całym domu, dobrze? – poprosiła i loczek skinął tylko głową, a jego twarz pokryła się rumieńcem. – Stephenie, twoje urocze jak zawsze dzieci, potrzebują kąpieli, i to dość szybko – zawołała i nawet loczek, wspinający się po schodach na piętro, nie potrafił powstrzymać cichego śmiechu.
– Słyszałem – zawołał za nim Sennett, uśmiechając się czule.
– Kretyn.
***
Leżeli razem w łóżku, ale Tristan odwrócił się do niego plecami i odsunął na sam brzeg. Nigdy nie pomyślałby, że jest taki obrażalski, najwyraźniej zawsze można dowiedzieć się czegoś nowego o człowieku, którego się znało. Wyciągnął dłoń w jego stronę, ale kiedy tylko dotknął ramienia chłopaka, ten odsunął się gwałtownie.
– Tristanie – zaczął, ale od razu usłyszał ciche prychnięcie. Nie zniechęcił się jednak szybko. – Możemy porozmawiać? – kolejne prychnięcie. – Nie złość się na mnie, przecież nie chciałem robić ci na złość, wiesz o tym, zresztą z błotem ci do twarzy.
– To był najgorszy tekst, jaki usłyszałem w życiu, z błotem ci do twarzy – odezwał się młodszy obrażonym głosem. – Gdyby nie to, że po powrocie masz jakąś głupią konferencję i wszyscy na Florydzie śledzą każdy twój krok, traktując jak boga, uwierz mi, uderzyłbym cię i powiedział, że z siniakiem ci do twarzy skretyniały dupku.
Obserwował Tristana. Widział, że jego włosy są jeszcze wilgotne po kąpieli, a małe loczki już tworzą się przy jego karku. Jego skóra pachniała tak przyjemnie, jak mieszanka czegoś morskiego, świeżego. Chciał tylko przytulić go i wtulić swój nos w jego kark, by zapamiętać dokładnie to wszystko, co niedługo miał stracić. Wiedział, że nie powinien patrzeć na to z tej strony, jako utrata czegoś lub kogoś, ponieważ sam podjął decyzję. To był jego wybór, nikt go do tego nie zmusił, ale mimo wszystko nadal odczuwał to jako stratę, bolesną stratę. Zobaczył, jak ramiona chłopaka rozluźniają się, wiedział, że nie mógł długo gniewać się na niego, to między nimi już tak działało, nie potrafili złościć się na siebie przez długi czas. Uśmiechnął się pod nosem i odważył położyć lekko dłoń na talii Tristana, obejmując go. Wstrzymał oddech na sekundę, oczekując na odrzucenie, ale kiedy jego ręka nie została odepchnięta, odetchnął z ulgą.
– Nadal jestem na ciebie zły – mruknął loczek, ale przysunął się bliżej, wtulając swoje plecy w ciało mężczyzny.
– Musisz przyznać, że dobrze się bawiłeś – odparł rozbawiony szatyn, głaszcząc go powoli po brzuchu, bawiąc się delikatnymi włoskami na jego ciele.
– Niby kiedy? – prychnął oburzony zielonooki. – W momencie, kiedy zmusiłeś mnie do tarzania się w błocie? Czy może wtedy, kiedy pokładałeś się ze śmiechu razem z Natalie? Och nie, a może w drodze powrotnej, gdy nagle wszyscy postanowili wyjść ze swoich domów, zagadywać cię i patrzeć na mnie, jak na jakiegoś dzikusa?
– Kochanie – wymruczał, całując powoli miejsce za uchem Tristana. Poczuł, jak chłopak zadrżał. – Uśmiechałeś się, śmiałeś głośno, wyglądałeś na tak szczęśliwego, to dlatego pomyślałem, że dobrze się bawiłeś, a Leila kocha cię tak bardzo, że chyba zacznę być zazdrosny.
– Ty nie jesteś typem zazdrośnika – wytknął mu chłopak i zaśmiał się cicho, gdy Jules zaczął go łaskotać. – Przestań kretynie – odepchnął jego ręce, starając się unormować oddech, ale po chwili chwycił jego dłoń i położył ją w miejscu, gdzie leżała przez cały czas.
– Nie złość się już dobrze? – poprosił szeptem starszy. – Naprawdę wyglądałeś ślicznie, zawsze wyglądasz ślicznie.
– Jestem facetem, nie mogę wyglądać ślicznie. Kiedy w końcu to zrozumiesz? – marudził loczek, splatając ich dłonie.
– Uwierz mi, doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że jesteś facetem – parsknął szatyn i odsunął się szybko, czując łokieć, zmierzający w stronę swojego brzucha. – Ale mimo to uważam, że jesteś śliczny, jesteś ślicznym facetem, co więcej jesteś moim ślicznym facetem. I wiem, że nie jesteś kobietką, wiem że jesteś męski i nie, nie jestem samcem alfa.
– Jasne, nie kłam, wiem że uważasz się za samca alfę – zaśmiał się cicho Tristan. – I nie dziwię się, że Leila kocha mnie bardziej od ciebie, po prostu jestem lepszy – stwierdził i nim Jules zdążył zareagować, obrócił się w jego stronę i wydął wargi, prosząc o pocałunek, a raczej żądając go.
Julian przewrócił tylko oczami i przysunął się bliżej, cmokając go krótko. Zerknął na loczka, który nie ruszył się i nadal oczekiwał na pocałunki. Dał mu buziaka, cmokając przy tym głośno i śmiejąc się.
– Zadowolony? – zapytał i poczuł, jak przytula się do niego, układając głowę na jego piersi.
– Mhm, a teraz możemy spać i jutro nie zmuszaj mnie do niczego, co ma związek z błotem, ponieważ wtedy ja zmuszę cię do dokładnego wymycia moich włosów.
– Wspólny prysznic brzmi zachęcająco skarbie, jestem w stanie zaryzykować z błotem – zażartował, ale zamilkł szybko, nie chcąc irytować chłopaka. – Dobrze, chodźmy spać, bo jutro czeka nas wyprawa na plażę – objął go mocniej i zamknął oczy, wsłuchując się w spokojny oddech loczka. Drgnął zaskoczony, gdy Tristan odezwał się niespodziewanie.
– Możesz nazywać mnie ślicznym, ale tylko kiedy jesteśmy sami. Nawet nie wiesz, jak bardzo śmiałby się ze mnie Jamie, gdyby to usłyszał – powiedział zaspanym głosem, będąc już gdzieś na granicy snu. – Kocham cię Julianie, będę za tobą tęsknił.
***
– Wujku – zaczęła Leila. – Myślisz, że taka dziewczynka jak ja, mogłaby prowadzić samochód?
Jechali właśnie na plażę, wszyscy w domu stwierdzili, że muszą zobaczyć najpiękniejszą plażę na wyspie nad zatoką Traigh Mhòr. Tristan zastanawiał się, czy będzie tam dużo kamieni, czy może jednak plaża będzie piaszczysta, podobna do tej w Daytona Beach. Zaśmiał się cicho, słysząc pytanie dziewczynki, musiał przyznać, że miała szalone pomysły.
– Hmm ... – szatyn podrapał się po brodzie, udając że się zastanawia. – Myślę, że poradziłabyś sobie świetnie z małą pomocą.
– Naprawdę? – pisnęła uradowana sześciolatka. – A czy ta mała pomoc to mógłbyś być ty wujku? – dopytywała podstępnie. Dzieci potrafiły być straszne.
– Myślę, że tak – odparł Jules. – Tristanie przytrzymaj kierownicę proszę – powiedział nagle i nie patrząc na to, czy loczek zastosował się do prośby, puścił ją, odpiął pasy i odwrócił się do tyłu. – Chodź tutaj Leila, zobaczymy, jakim jesteś kierowcą.
Willis wpatrywał się z przerażeniem, jak mała wyciąga do niego ręce i z pomocą szatyna, usadawia się na jego kolanach. Sennett dostawał przy dzieciach małpiego rozumu i w ogóle nie przypominał tego rozważnego mężczyzny, którego znał.
– Czyś ty zwariował? – zapytał poważnie, ale przerwał, ponieważ poczuł pacnięcia małych dłoni na swojej dużej.
– Wujku, już możesz puścić, teraz ja będę kierować – powiedziała szczęśliwa Leila.
– Julian – podniósł odrobinę głos, chcąc zwrócić na siebie uwagę szatyna, ale najwyraźniej ten miał go gdzieś i bawił się świetnie. – Julian do cholery!
– Ojj, ojj wujku, brzydkie słowo – Leila pomachała mu palcem przed oczami, puszczając kierownicę i jeśli dobrze zauważył, samochód po prostu sobie jechał w dół na plażę.
– Jesteśmy – stwierdził Julian i przybił piątkę dziewczynce, która wyskoczyła z auta z krzykiem pełnym radości. Chris i Natalie zrobili to samo.
– Jesteś nienormalny – powiedział powoli Willis i wyszedł trzaskając drzwiami. Plaża okazała się piaszczysta i jeszcze ładniejsza niż te na Florydzie.
– Tristan! Tristan! – poczuł szarpnięcie i stał twarzą w twarz z szatynem. – Co się stało? Dlaczego jesteś aż tak zły?
– Nic nie rozumiesz, nagle okazało się, że potrafisz być nieodpowiedzialny i może to jest zabawne tutaj z dziećmi, ale nie tam do góry, gdzie znajdziesz się za dwa miesiące. Nie zniosę tego, jeżeli będę przez ten cały czas zmuszony do myślenia o tym, czy odbiło ci i zrobiłeś coś tak idiotycznego. Nie mogę myśleć o tym, że narażasz się i ryzykujesz życiem, rozumiesz? Już i tak ledwo sobie z tym radzę, a teraz okazuje się, że czasami zachowujesz się lekkomyślnie, masz przestać. I to nie jest prośba – wyrwał się i pomaszerował w stronę oceanu, nie oglądając się za siebie.
Może jego wybuch nie był potrzebny, ale tak właśnie się czuł. Panikował na samą myśl o tym, co wydarzy się w lipcu, ale teraz zrozumiał, że Julian może podchodzić do życia lekko, nie przejmując się niczym i to zaczęło go przerażać. Nie chodziło o to, że chciał, by szatyn był sztywnym, przewrażliwionym facetem, ale obawiał się tego, co może się wydarzyć podczas misji. Odetchnął głęboko, wciągając do płuc świeże powietrze, które pachniało inaczej niż to na Florydzie. Słyszał za sobą kroki mężczyzny, który szedł w jego stronę, ale nie odwrócił się, nie chciał na niego patrzeć. Nie powinien krzyczeć, ale nie potrafił się powstrzymać. Cofnął się i wyminął szatyna, który chciał chwycić go za rękę. Zrobił kilka kroków i usiadł na piasku. Obserwował dzieci biegające po plaży, ścigające się ze śmiechem. To było przyjemne, patrzeć na ich radość i swobodę, to jak niczym się nie przejmują i są po prostu szczęśliwe.
– Wujku – poczuł, jak ktoś siada obok niego, zerknął na wpatrującą się w niego Leilę. – Możemy sobie porozmawiać?
– Pewnie, stało się coś?
– Nie, po prostu mam małe pytanie – powiedziała z uśmiechem dziewczynka i zaczął zastanawiać się, czy ona kiedykolwiek jest smutna. – Czy ty i wujek Jules, jesteście parą jak Micky i Mini, Arielka i Eryk, Kopciuszek i książę?
– Och – spojrzał na nią, nie wiedząc, czy dobrze usłyszał jej pytanie i czy właśnie został porównany do Arielki.
– Tak czy nie? Bo wydaje mi się, że tak, ale wolałabym wiedzieć.
– Tak – powiedział zgodnie z prawdą, nie lubił kłamać, nawet jeżeli chodziło o dzieci. Zastanawiał się, jaka będzie reakcja dziewczynki.
– To fajnie, słyszałam jak mama rozmawiała z babcią, że ładnie razem wyglądacie. Myślały, że nie słyszę, ale podsłuchiwałam, bo byłam troszkę ciekawska. Babcia mówi, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła, ale nie wiem dokładnie, co to piekło, więc się nie martwię – odparła z rozbrajającą szczerością, która go rozczuliła. – Też sądzę, że ładnie wyglądacie, może nie tak jak Arielka i Eryk, ale w końcu nie jesteś dziewczynką prawda?
– Ugh tak, nie jestem dziewczynką – zgodził się z nią, drapiąc się niezręcznie po karku. Mała była urocza, ale troszkę go przerażała.
– Właśnie, jesteście dwoma chłopcami. Nie wiedziałam, że dwóch chłopców może być razem, chociaż coś podejrzewałam, bo Sam i Dan w mojej klasie lubią spędzać czas tylko ze sobą. Rozumiesz wujku? Z nikim innym, tylko ze sobą. Czasami chciałam się z nimi pobawić, ale powiedzieli, że dziewczyny są głupie. Ty też sądzisz, że dziewczynki są głupie?
– Co? Nie, oczywiście, że nie – zaprzeczył szybko. – Mam starszą siostrę i mamę, dziewczyny są świetne i na pewno Sam i Dan też za jakiś czas tak powiedzą. Uwierz mi, chłopcy w pewnym wieku nie lubią bawić się z dziewczynkami, ale później im to przechodzi.
– Może masz rację – zamyśliła się dziewczynka i nim się zorientował, usiadła na jego kolanach, przytulając się do niego. – Ale wy będziecie razem tak jak Arielka i Eryk tak? Nie przejdzie wam tak, jak chłopcom ode mnie z klasy?
– Oczywiście, że nie – zapewnił i objął ją delikatnie.
– To fajnie, byłoby smutno, gdybyś nigdy już do nas nie przyjechał. Odwiedzisz nas jeszcze kiedyś? Możesz przyjechać nawet, kiedy nie będzie wujka Juliana. Wiesz, wtedy kiedy wujek pojedzie do swoich kosmitów.
– Kosmitów?
– No tak, wiem bo oglądałam o tym program na ... na jakimś kanale, gdzie są takie mądre rzeczy i tam mówili o kosmitach, a wujek Jules leci w kosmos, więc spotka się z kosmitami – wyjaśniła mu wszystko bardzo powoli, obserwując uważnie, czy wszystko zrozumiał.
– Jules, widzisz, Leila też mówi, że lecisz do kosmitów! – krzyknął, patrząc na szatyna, który razem z Chrisem zbierał drewno na ognisko, które chcieli rozpalić.
– Zwariowaliście? – zaśmiał się Sennett, a Tristan z radością zauważył małe zmarszczki wokół jego oczu. – Przestańcie wierzyć w kosmitów.
– Nie psuj nam całej zabawy! – odkrzyknął w jego stronę i wydął wargi udając obrażonego.
– Ja? Gdzieżbym śmiał – szatyn pokręcił głową i odwrócił się do chłopca, wracając do pracy.
– Lubię wujka Juliana – powiedziała Leila. – Ciebie też i cieszę się, że lubicie chłopców, a nie dziewczynki, ale wujku – przerwała nagle i chwyciła jego twarz w swoje rączki – mnie lubicie prawda? Jestem dziewczynką, ale ...
– Oczywiście, że cię lubimy bardzo mocno.
– To super, a teraz pójdę do Natalie, bo ona zawsze jest taka smutna, więc muszę sprawić, żeby się uśmiechała. Ty też byłeś smutny, a teraz się uśmiechasz, więc zobaczymy się później – cmoknęła go w policzek i pobiegła w stronę swojej siostry, zostawiając go samego.
Obserwował ją przez chwilę, gdy zaczęła zbierać muszelki i pokazywała je siostrze. Obie dziewczynki zaczęły bawić się i uśmiechać. Coś było w tej małej, przez chwilę gdy z nim siedziała i rozmawiała, sprowadziła go na ziemię i sprawiła, że chciał tylko pogodzić się z Julianem, przytulić do niego i kochać go bez względu na to, czy jest rozsądnym facetem, czy nierozważnym, szalonym typem.
***
– Wujku, myślisz, że możemy pomoczyć stopy w wodzie? – zapytała Natalie, wstając ze swojego miejsca.
– Pewnie – szatyn wzruszył ramionami, ale zauważył, że dzieci nie ruszyły się z miejsca i wpatrywały się w Tristana, który zaskoczony popatrzył na małą grupkę i nie wiedział, co zrobić.
– Pytacie się mnie? – wydusił, wskazując na siebie palcem.
– Tak, wujek Jules pozwolił sześcioletniemu dziecku prowadzić samochód i nawet my wiemy, że mama zabiłaby go, gdyby się dowiedziała, więc pytamy ciebie, bo wydajesz się mądrzejszy – wyjaśniła Natalie, a reszta pokiwała szybko głowami, potwierdzając jej słowa.
– Och, myślę, że woda będzie ciepła, więc nic nie stoi na przeszkodzie – powiedział, uśmiechając się do nich psotnie, a po chwili dzieciaki z piskiem zrzucały buty i skarpetki, biegnąc w stronę oceanu.
– Wiesz, że to Atlantyk i woda będzie cholernie lodowata – zauważył cicho starszy.
– Zdaję sobie z tego sprawę.
– Jesteś okropny – szatyn obrócił się w jego stronę, patrząc na niego z niedowierzaniem. – Kto by powiedział? Mały, złośliwy Tristan – chciał powiedzieć coś jeszcze, ale przerwały mu piski i krzyki dzieciaków.
– Wujku ta woda jest zimna! – krzyczała Leila, podskakując w miejscu.
– Kłamczuch! – wołał Chris ze śmiechem, ale nie wyszedł z wody.
– Przepraszam, że nakrzyczałem na ciebie – Tristan przysunął się do Juliana, wtulając się w jego bok. – Nie chciałem podnosić głosu.
– Nie ma sprawy, nie pomyślałem o tym, co zrobiłem. Nie chcę, żebyś przejmował się przez cały czas. Mówię poważnie – dodał, gdy usłyszał ciche prychnięcie. – Nie możesz martwić się o mnie, musisz zajmować się swoimi sprawami – ułożył dłoń na policzku młodszego, przytrzymał jego twarz tak, by patrzyli się na siebie. – Mówię serio, nie pozwalam zamartwiać się. Przecież wiesz, że będę rozważny i nie zrobię niczego głupiego.
– Kocham cię – Tristan przerwał mu szybko. – Wiem, że mówię to rzadko, taki już jestem, ale chcę, żebyś o tym pamiętał.
– Wiem, też cię kocham i dlatego nie możesz się martwić, zrozumiano? – pogłaskał jego ramię i sunął dłonią niżej, do momentu, gdy ich palce złączyły się w ciepłym uścisku.
– Wujku Tristanie, ale Dan i Sam nie przytulają się tak jak wy, oni chyba jednak nie chcą być Arielką i Erykiem! – krzyknęła Leila, przebiegając obok nich.
Piszcząc, biegła dalej, uciekając przed bratem, który gonił ją z krabem w ręce. Willis zaśmiał się cicho, wtulając twarz w ciepły sweter szatyna, który pachniał wszystkim, co zaczynało kojarzyć mu się z domem i szczęściem.
– Chcę wiedzieć, co miała na myśli? – zapytał Julian, a w jego głosie było słychać rozbawienie.
– Nie, opowiem ci wieczorem – wymruczał i z westchnieniem popatrzył na spokojny ocean przed nimi.
Chciał zostać w tym miejscu na zawsze. Chciał, by ta chwila trwała nieprzerwanie, ale nie minęła godzina, a szatyn stwierdził, że czas wracać na podwieczorek i moment został przerwany. Wiedział, że tak będzie też za dwa miesiące, po prostu pewnego dnia Jules spojrzy na niego i powie żegnaj, a on z całych sił będzie się starał powiedzieć do zobaczenia.
***
– Tak bardzo cieszymy się, że nas odwiedziliście – powiedziała Josephine, żegnając ich ciepło. – Julianie pozdrów mamę i dziewczynki, namów ją na przyjazd do nas, niech nie siedzi tam sama, kiedy ... – urwała gwałtownie, gdy zrozumiała, co chciała powiedzieć. – Wszyscy jesteśmy z ciebie bardzo dumni kochanie, będziemy oglądać start w telewizji. Już zapowiedziałam wszystkim na wyspie, że w ten dzień mają nie ruszać się z domów. Jesteś naszym skarbem, będziemy trzymać za ciebie kciuki i oczekiwać twojego powrotu, a gdy już wrócisz, to koniecznie masz przywieźć do nas po raz kolejny tego tutaj przystojniaka na dłuższy urlop – kobieta uściskała szatyna, i chyba nie chciała wypuścić go z objęć. – Kochamy cię Jules, dbaj o siebie i wróć do nas.
– Ja też was kocham ciociu i przyjadę do was na pewno, już nie mogę się doczekać – odparł i chyba nie tylko ciotka usłyszała, że powiedział przyjadę, a nie przyjedziemy.
– Wujku Julianie, masz pozdrowić wszystkich zielonych ludków na innych planetach, obiecujesz? – zapytała Leila, gdy szatyn kucał przed nią i przytulał jej drobne ciałko.
– Jasna sprawa, wszystkie ufoludki będą pozdrowione od uroczej ziemianki Leili, masz moje słowo – usatysfakcjonowana odsunęła się od niego.
– Do zobaczenia – Natalie, najpoważniejsza z nich wszystkich przytuliła go krótko i odsunęła się szybko.
– Na razie wujku, zazdroszczę ci takiej przygody – Christian poklepał go męsko po plecach. – Też bym tak chciał.
– Może kiedyś ci się uda, przecież ...
– Po moim trupie – wtrąciła Stephanie odsuwając syna i podchodząc do Juliana. – Niech mój syn zostanie tutaj na Ziemi. Jeden astronauta w rodzinie nam wystarczy, chyba że twój syn albo córka będzie chciał pójść w twoje ślady. Trzymaj się tam i wróć tak?
– Niczego innego nie planuję – roześmiał się szatyn, ale wszyscy wiedzieli, jak nieszczery to był śmiech.
– Tristanie – ciotka zawołała do siebie loczka, gdy Sennett pakował ich torby do samochodu sąsiada, który zaoferował się podwieźć ich na prom – cieszymy się, że mieliśmy okazję cię poznać. Julian jest bardzo skryty, nigdy nikogo nam nie przedstawił, jesteś pierwszą taką osobą i jesteśmy szczęśliwi, że byłeś tutaj z nami. Mówiłam poważnie, możesz przyjechać do nas, kiedy tylko będziesz chciał, nie wahaj się i odwiedź nas. Mogę tylko domyślać się, co czujesz, myśląc o tym czasie bez niego, ale bądź z nim, nie opuszczaj go, on naprawdę cię kocha.
– Nigdzie się nie wybieram, kocham go i zostaję przy nim – obiecał, starając się powstrzymać drżenie swojego głosu.
– Jesteś jego prawdziwym skarbem, wytrwaj w tym wszystkim, a potem będzie już tylko lepiej.
Gdy jechali samochodem, w oddali widział ocean, żegnał się z nim ze smutkiem, ale miał nadzieję, że zobaczy go jeszcze. Pożegnanie z tym miejscem było trudne, wolał nie myśleć, jak będzie się czuł, żegnając się z Julianem, jak zniesie moment, gdy połowa jego serca zniknie tak po prostu. Wytrwaj w tym wszystkim, a potem będzie już tylko lepiej. Szkoda, że tam na Florydzie nie było takiej cioci Josephine, która podniosłaby ich na duchu, tylko Iris, która posyłała im nieprzychylne spojrzenia i Dianna, która czekała tylko na jego płacz. To nie były osoby, które sprawiały, że był szczęśliwy.
Ostatni raz popatrzył w dał. Migoczące fale uderzające o brzeg, piasek, który mieli pod stopami, szum oceanu i zapach, który już zawsze będzie kojarzył mu się z tym miejscem. Westchnął cicho i oparł policzek o chłodną szybę. Mijali wzgórza porośnięte soczystą zielenią traw, małe domki przysłonięte bluszczem, ludzi spacerujących powoli, uśmiechających się z takim spokojem, o którym zawsze marzył, którego zawsze pragnął. Kącik jego ust uniósł się ku górze, gdy dostrzegł stado owiec pasących się nieopodal drogi. Słyszał głos Juliana rozmawiającego z kierowcą, śmiali się z czegoś, co powiedział przed chwilą szatyn. Ścisnął mocniej dłoń mężczyzny, którą cały czas trzymał i nagle to zrozumiał.
Jego życie było wieczną zimą, okraszone samotnością, ciszą i wspomnieniami, a Julian był latem, tak żywy, szczęśliwy, spełniający swoje marzenia. On też miał marzenia, wiedział kim chce zostać, ale w życiu nie zawsze mamy możliwość wyboru, czasami ktoś decyduje za nas, czasami wydarzenia odbierają nam możliwości. Czasami nasze marzenia i rzeczy, o których śnimy w nocy, są przygniatane do ziemi, rozgniatane przez twarde dłonie losu, a my nie możemy nic z tym zrobić. Mimo to nadal istniały te malutkie pragnienia, niewielkie marzenia o życiu, które się kiedyś wyśniło.
Nie chciał, by przeszłość go paraliżowała i zatrzymywała w miejscu, ale tak właśnie się działo. Był niewolnikiem dawnych lat, marzeń innych ludzi, oczekiwań, zadań, które przed nim postawiono. Przez te wszystkie lata wydawało mu się, że jest szczęśliwy, że dom, w którym żyje ze swoją mamą jest jego miejscem na ziemi, mimo że nie chciał mieszkać na Florydzie, to tam była jego rodzina, ale teraz coś do niego dotarło. Patrzył na Juliana, śmiejącego się i odchylającego swoją głowę do tyłu, ze zmarszczkami wokół oczu, zrozumiał, w czym tkwiły problemy. Przez cały czas wydawało mu się, że dom to miejsce. Milczał przez całą drogę na promie, czuł na sobie wzrok szatyna, który obserwował go ostrożnie, jednak o nic nie zapytał do momentu, gdy znaleźli się w samolocie.
–Coś się stało? Jesteś dziś dziwnie milczący – odezwał się szatyn, gdy samolot wzniósł się w powietrze i mogli odpiąć pasy.
– Julianie zrozumiałem coś – powiedział spokojnie, odwracając się w stronę szatyna. – Jesteś moim domem.
– Słucham? – Jules zmarszczył czoło, nie bardzo wiedząc, o co chodzi. – Co masz na myśli Tris?
– Mam na myśli to, że jesteś moim domem, jesteś wszystkim czego potrzebuję do szczęścia, jesteś bezpieczną przystanią. Przy tobie nie wstydzę się tego, kim jestem, nie obawiam się, co pomyślisz o moich zainteresowaniach, o tym że jestem nudziarzem, który lubi marudzić. Nie wstydzę się swojego ciała, tego że jestem taki wysoki i moje włosy są może trochę zbyt długie jak na faceta. Nie wiem skąd, ale mam pewność, że nie odrzuciłbyś mnie, gdybym nagle przytył, stracił włosy i postanowił zabarykadować się w swoim pokoju, odmawiając wyjścia. Jesteś moim domem Jules.
– Och Tristanie – westchnął szatyn i chwycił dłonie loczka, składając małe pocałunki na nadgarstkach chłopaka. – Ty też jesteś moim domem.
***
Jeśli miał być szczery, bał się ruszyć chociażby o krok. Wszystko tutaj wyglądało na cholernie drogie i skomplikowane. Nie miał pojęcia, do czego służą te wszystkie przyrządy i chyba nawet nie chciał wiedzieć. Połowa z nich wyglądała jak narzędzia tortur. Zaśmiał się na to porównanie, które pojawiło się w jego głowie i od razu wyczuł na sobie spojrzenia tych wszystkich naukowców, lekarzy i całej reszty mądrych ludzi. Z tego co powiedział mu Julian, zwyczajni ludzie nie mieli tutaj wstępu, ale porozmawiał z kim trzeba i dostał zgodę na przyprowadzenie jednej osoby na treningi.
– Dobrze, teraz przejdziemy na coś, co uwielbiacie – powiedziała kobieta stojąca nieopodal, a Tristan mógł usłyszeć śmiech szatyna i dwóch mężczyzn, którzy lecieli razem z nim.
Przyjrzał się im uważnie, na pewno byli starsi od Sennetta, ale w jakiś dziwny sposób to on wyglądał, jakby dowodził. Tamci trzymali się po jego bokach i rozmawiali z nim, uważnie przysłuchując się temu, co miał do powiedzenie. Z tego co widział, Julian znaczył tutaj bardzo dużo, więcej niż Tristan sobie wyobrażał. I to wyjaśniałoby dziwne spojrzenia, które rzucali mu ludzie na uczelni, najwyraźniej tylko on nie interesował się NASA i wielką kosmiczną misją nowego statku. Ruszył za nimi, nie chcąc zostać z tyłu i zgubić się w tym dziwnym miejscu, do którego zdecydowanie nie pasował.
Znaleźli się w wielkim pomieszczeniu z dziwnym ogromnym czymś na środku. Został zatrzymany i cofnięty do pokoju obok, więc posłusznie zrobił kilka kroków w tył.
– My zostajemy tutaj – powiedziała pani doktor, która notowała coś nieprzerwanie.
– Przepraszam, ale co to jest? – odważył się zapytać, wskazując głową na dziwną maszynę.
– Och to tak zwana wirówka, może się zakręcić w głowie od samego patrzenia, ale nasi chłopcy są silni. Ta cudowna maszyna wywołuje taki sam efekt, jak podwyższona grawitacja. To wszystko dzięki ruchom obrotowym. Żebyś zrozumiał, na przykład jeśli nasza wirówka zrobi piętnaście okrążeń na minutę, na naszych chłopców zadziała przyspieszenie 2G czyli dwa razy większe, niż ziemskie przyspieszenie grawitacyjne. Zrozumiałeś? – popatrzyła na niego wyczekująco i poczuł się dokładnie tak, jak na studiach.
– Myślę, że tak.
– Świetnie, pewnie zastanawiasz się, dlaczego to wszystko? Po co męczymy ich tak bardzo? Odpowiedź jest krótka, żeby uratować im życie. Sprawa wygląda tak, astronauci po powrocie na Ziemię często nie są w stanie ustać na własnych nogach. Nie wiem, czy widziałeś nagranie z powrotu naszych na ziemię kilka lat temu, jeżeli nie, to nadrób zaległości. Oni z trudem utrzymywali się w pozycji pionowej, jeżeli przyjrzysz się dobrze, dostrzeżesz ludzi za nimi, którzy podtrzymywali ich. Dzieje się to, ponieważ dochodzi do zaburzeń pracy układu naczyń krwionośnych oraz do utraty masy mięśniowej nóg. Nadążasz?
– T–tak – wyjąkał coraz bardziej przerażony nowymi informacjami. Obserwował, jak Julian wchodzi do tej dziwnej kapsuły, a kilku mężczyzn przypina go ciasno pasami.
– Dobrze, podczas startu na Juliana zadziała siła 3,2G, a podczas lądowania 1,4G, a przez całą resztę czasu będą żyli w stanie nieważkości.
– Co się teraz będzie działo? – zapytał, ponieważ to co mówiła ta kobieta, nie brzmiało bezpiecznie.
– Och oczywiście, na początku przebadaliśmy chłopaków, określiliśmy ich tolerancję na hipergrawitację, teraz zostają podłączeni do EKG, dzięki czemu zbadamy serce, przepływ krwi i całą resztę, następnie włączymy wirówkę, która będzie przyspieszała coraz mocniej, by grawitacja osiągnęła stan podwojenia. Dokładniej mówiąc, krew z głowy spływa w dół do brzucha i nóg, w momencie kiedy siła będzie bardzo duża, krew nie będzie w stanie docierać do głowy, co może spowodować tymczasową utratę wzroku i to jest właśnie moment tolerancji hipergrawitacji – zakończyła z samozadowoleniem w głosie.
– To przerażające – wyszeptał sam do siebie. Myślał, że to wszystko jest bezpieczne, ale teraz to wyglądało jak dobrowolne narażanie siebie i swojego życia. Nawet głupiec słysząc to, co mówi ta kobieta, zrozumiałby, że to niebezpieczne.
– Nie martw się skarbie, wszystko mamy pod kontrolą, z naszych badań wynika, że przeciętny człowiek przestaje widzieć, gdy występuję przeciążenie 3 do 5G. Co zmusza nas do tego, by nasz test trwał zaledwie minutę, a nawet mniej. Gdyby działo się coś złego, oni sami mogą nas poinformować, wciskając odpowiedni guzik, ale też właśnie po to tutaj jestem, monitoruję ich stan, by przerwać w odpowiednim momencie.
– To i tak brzmi strasznie źle.
– Oczywiście to nie jest nic przyjemnego. Jeżeli miałeś kiedykolwiek chorobę lokomocyjną, wiesz o czym mówię – posłała mu uśmiech, dzięki któremu miał się chyba poczuć lepiej, jednak to wcale nie pomogło. – Widzę, że jesteś zieloniutki w tych sprawach, więc wprowadzę cię, bo Julian na pewno nie opowie ci o tym, żeby cię nie zdenerwować. Po powrocie Julian i chłopcy mogą cierpieć na zaburzenia widzenia, nie będą potrafili utrzymać równowagi, przez cały czas będą chcieli tylko spać, co więcej zawroty głowy, kłopoty z sercem, brak odporności – wyliczała na palcach, i Tristan zaczął się zastanawiać, czy miała na celu odstraszyć go i przerazić, bo jeżeli tak, to zaczynało się jej to udawać. – Nie martw się, liczymy na to, że tym razem nie będzie już tak źle, ponieważ pierwszy raz polecą pojazdem kosmicznym, który będzie przygotowany do wieloletniej podróży. Co więcej specjalnie dla nich została stworzona stacja kosmiczna, która jest przystosowana do tak długiego przebywania w kosmosie. O zaczynamy – zamilkła i skupiła się na ekranie wyświetlającym stan astronautów, mruczała coś do siebie, a Tris starał się zrozumieć wszystko, co przed chwilą usłyszał i przyswoić to bez paniki. – Możesz nie wiedzieć, ale Julian jest w tym najlepszy, nikt nie wytrzymuje tak długo jak on, a po wszystkim zachowuje się tak, jakby wysiadł z samochodu po długiej jeździe. Zresztą sam zobacz – maszyna zatrzymała się i wahadło przestało wirować. Musiał przyznać, że odwrócił wzrok już na początku, ponieważ od tego kręcenia się, zaczęło go mdlić. – Wychodzą, chodźmy do nich.
Wyszli z pomieszczenia i po chwili znaleźli się w przestronnej sali. Obserwował, jak specjaliści odpinali mężczyzn, a lekarka krzątała się obok, sprawdzając ich stan zdrowia. Zauważył, jak jeden wstając, zatoczył się i został szybko podtrzymany. Zaniepokojony spojrzał na Julian, który powoli podniósł się do pozycji siedzącej z zamkniętymi oczami, po czym otworzył je i wstał z uśmiechem.
– I jak było? – zapytała szybko pani doktor.
– Świetnie, jak zawsze – szatyn wzruszył ramionami i przeciągnął się leniwie. – Dobrze, to co teraz?
– Macie przerwę, odpocznijcie. Jules oprowadź swojego gościa po centrum, pokaż mu nasze najfajniejsze zabawki, a później wracajcie na kolejne testy – zarządziła i wyszła z pomieszczenia, zostawiając ich samych.
– I jak wrażenia? – Zobaczył szatyna, idącego w jego stronę, który uśmiechał się tak promiennie jak zawsze, ale tego było chyba trochę za dużo.
– Chyba muszę usiąść – wydusił ciężko i zsunął się po ścianie, siadając na białej podłodze.
***
Leżeli zwróceni do siebie twarzami w pokoju pogrążonym w ciemności. Julian zastanawiał się, co Tristan myśli o tym dniu, spędzonym w centrum badań. Mimo to nie zapytał, chyba bał się odpowiedzi, tego, że był zawiedziony i nie spodobało mu się to, co jego zachwyca każdego dnia. To byłoby najgorsze, brak zrozumienia od osoby, która jest najważniejsza. Pomimo ciemności widział dokładnie jego jasną twarz, błyszczące oczy, które były skupione tylko na nim, usta które, chciał poczuć. Wyciągnął dłoń i powoli, niemal niezauważalnie położył ją na policzku młodszego. Otulił jego twarz, sunąc lekko opuszkiem palca po jego czole, na którym zazwyczaj pojawiały się zmarszczki, gdy Tristan myślał o czymś bardzo mocno. Niespiesznie dotykał jego brwi, powiek, gdy oczy młodszego zamknęły się. Uśmiechnął się czule, słysząc westchnienie, które uciekło z ust loczka, kiedy dotknął jego nosa. Nie potrafił się powstrzymać i pochylił się, składając całusa w tym miejscu.
– Co się dzieje? – wychrypiał dziwnym głosem młodszy.
– Co masz na myśli? – odpowiedział pytaniem na pytanie, cały czas obejmując policzek chłopaka.
– Jesteś niespotykanie dotykalski – zażartował zielonooki, ale nie odtrącił go, a przeciwnie przykrył jego drobną dłoń swoją.
– Od razu niespotykanie – prychnął oburzony. – Może chcę tylko dokładnie zapamiętać.
– Co takiego?
– Ciebie, twoją twarz, skórę, twój zapach, wszystko – zaczął wyliczać, ale musiał przerwać, gdy Tristan nachylił się w jego stronę po pocałunek i połączył ich wargi. To było zaledwie kilka muśnięć, ale Julian zapomniał choć na chwilę o tym, że niedługo zostanie tylko wspomnieniem loczka. Rozkoszował się momentem przyjemności, ale nic nie może trwać wiecznie, a szczególnie szczęście.
– Przestań tak mówić – poprosił brunet, odsuwając się od niego. Jednak teraz nie patrzyli na siebie z dużej odległości, ich nogi były splatane pod ciepłą kołdrą, a ciała wtulone w siebie. – Nie rozstajemy się na zawsze, wrócisz i wtedy wszystko będzie jak teraz, my też.
– Nie wiesz tego, nie możesz być pewny – powiedział szybko Sennett, wiedząc, że ma rację, co więcej był tego pewny.
– Och no dobrze, będziemy starsi, ale coś mi się wydaje, że będziesz starzał się ze stylem, więc na pewno staniesz się jeszcze przystojniejszy niż teraz i to tyle Jules, nic więcej się nie zmieni – zapewnił mocnym głosem zielonooki, chcąc przekonać Juliana, ale też siebie.
– To bardzo dużo czasu Tris – pogłaskał go po włosach, już za nimi tęskniąc. – Może zdarzyć się wszystko, jesteś najbardziej racjonalną osobą, jaką znam, więc nie udawaj, że tak nie myślisz.
– Nie udaję, jedyne o czym mogę myśleć, jest to, jak bardzo cię kocham, jak będę tęsknił za tobą, ale nie wyobrażam sobie siebie bez ciebie, więc nie wmawiaj mi czegoś takiego. Nie mów, że myślę o tym, jak cię zostawiam, ponieważ nie ma cię obok, bo to się nie stanie, chyba że ty chcesz zostawić mnie. Z tym niestety nie mogę już nic zrobić – ogień w oczach Tristana i pewność w jego głosie, poruszyła go. Nie oczekiwał, że Willis jest tak pewny tego wszystkiego, ich związku, swoich uczuć. To nie tak, że on nie był, ale Tristan zostawał tutaj i miał wiele możliwości i z całą ufnością i miłością jaką do niego miał, niestety nie wierzył w to, że chłopak poczeka i z nim zostanie.
– Nie rozmawiajmy o tym – pocałował go w czoło i przytulił trochę mocniej niż zwykle. – Chciałbym, żeby nasze życie było wieczną wiosną, taką jak ten maj spędzony w Szkocji.
– Czasami taki maj może wydarzyć się tylko raz w życiu – wymruczał Tristan, rozkładając się coraz mocniej na jego ciele. Zaczynał wyglądać jak wielka rozgwiazda, Jules zaśmiał się cicho na tę myśl. – Co?
– Pomyślałem, że wyglądasz jak rozgwiazda – wyznał ostrożnie, ciekaw reakcji loczka.
– Rozgwiazdy są ładne – stwierdził po dłuższej chwili.
– Nie skarbie, rozgwiazdy są śliczne – zaczął śmiać się głośno na widok miny młodszego, która wyrażała niedowierzanie i złość.
– Kretyn, ty zawsze musisz sobie ze mnie żartować prawda? – chciał odsunąć się, ale przytrzymał go w miejscu, pozwalając szamotać się przez chwilę. – Wiedz, że gdybym miał więcej siły, to nie leżelibyśmy już razem, więc czuję się teraz jak zakładnik tego łóżka.
– Zakładnik mojego łóżka – wymruczał mu do ucha szatyn niskim głosem. – Podoba mi się ten pomysł. Masz jutro zajęcia, czy jesteś wolny? Bo jeżeli tak, to mam dla nas całkiem ciekawy pomysł spędzenia dnia.
– Kretyn. Mam zajęcia od samego rana, więc nawet nie myśl o męczeniu mnie. Może ty masz siły po tych treningach i dziwacznej wirówce, ale ja od samego patrzenia czuję się wykończony, więc pozwolę ci się dotknąć tylko wtedy, jeżeli zaproponujesz mi masaż. O niczym więcej nie marz.
– Zastanawiam się, kiedy stałeś się taki pewny siebie. Gdy się poznaliśmy, byłeś dramatyzującym kolesiem.
– Po prostu przy tobie odzywa się we mnie to, co najgorsze – stwierdził Tristan, marszcząc nos i kręcąc się w miejscu. Ostatecznie obrócił się do szatyna plecami i sam chwycił jego rękę, układając ją dookoła swojego pasa. – A teraz jeżeli nie proponujesz masażu, bo jesteś tak leniwy, to możemy poleżeć i pójść spać?
– Co tylko zechcesz – zgodził się z uśmiechem i pocałował go w odkryte ramię. – Kiedyś kupię ci kota – powiedział nagle i nie wiedział, skąd ta myśl pojawiła się w jego głowie.
– Dlaczego kota? – wymruczał Tristan, brzmiąc dokładnie jak mały kociak.
– Bez powodu, po prostu myślę, że polubiłbyś mieszkanie ze zwierzątkiem.
– Mam ciebie – w głosie loczka pobrzmiewała psotność i radość, więc pochylił się i ugryzł go lekko w szyję, wymuszając głośny pisk u chłopaka. – Albo nie, wolę kota, on przynajmniej mnie nie ugryzie.
– Już lepiej idź spać – burknął i w pokoju zapanowała przyjemna cisza. Czuł każdy ruch Tristana i wiedział doskonale, że chłopak nie śpi, tylko myśli o czymś usilnie. Miał tylko nadzieję, że naprawdę nie zastanawia się nad kupnem kota.
– Jules – odezwał się po kilku minutach i szatyn musiał powstrzymać śmiech.
– Tak?
– Masz mundur?
– Co? – zmarszczył czoło, nie rozumiejąc, jak przeszli od tematu kotów do mundurów.
– Mówiłeś, że jesteś porucznikiem i kończyłeś szkołę wojskową prawda?
– Tak i odpowiadając na pytanie, mam mundur – poczuł, jak łóżko skrzypi, a Willis obraca się natychmiast w jego stronę, wpatrując się w niego tymi swoimi wielkimi oczami. – Co się stało? – zapytał, zaalarmowany dziwnym zachowaniem loczka.
– Pokażesz mi?
– Co? Mundur? – zapytał zaskoczony.
– A o czym rozmawiamy? Oczywiście, że mundur.
– Tris nie teraz dobrze? Pokażę jutro, kiedy wstaniemy – jęknął, wtulając się w poduszkę. Chciał tylko spać, a nie wstawać, wyciągać mundur z pokrowca i prezentować go Tristanowi.
– Jutro na pewno? – upewnił się Willis i ziewnął głośno, zapominając zasłonić usta – przepraszam.
– Tak, jutro mogę nawet przeparadować się przed tobą w mundurze, ale teraz błagam cię, śpijmy już.
Nie doczekał się odpowiedzi, więc popatrzył na młodszego i nie mógł w to uwierzyć. Willis spał sobie w najlepsze, pochrapując cicho. Spokój wymalowany na jego twarzy był chyba zaraźliwy, ponieważ Julian poczuł, jak jego serce zwalnia, a oddech uspokaja się. Powinien pójść spać, przecież jeszcze chwilę temu był wykończony, jednak teraz patrząc na Tristana, wiedział, że musi coś napisać. Powoli, tak by nie obudzić śpiącego chłopaka, wysunął się z łóżka i usiadł na fotelu. Chwycił jedną z kartek położonych na biurku i nie zastanawiając się zbyt długo, zaczął pisać.
Pisał po to, by nie zostawić chłopaka bez słowa, po to, by być przy nim chociażby w tak małym stopniu, po to, by opóźnić swój sen, opóźnić nadejście poranka, kolejnego dnia, który przybliży ich do dnia rozstania.
***
Szedł powoli, mijając studentów spieszących się na kolejne egzaminy. Był początek czerwca i chyba wszyscy czuli już zbliżające się wakacje. Temperatura rosła każdego dnia i miał już dość upałów i słońca. Powinien przyzwyczaić się do takiej pogody, ale lubił narzekać, więc manifestował swoje niezadowolenie na każdym kroku. Czuł na sobie wścibskie spojrzenia zupełnie obcych ludzi i to też działało mu na nerwy, jednak nie mógł nic z tym zrobić. Rozumiał, że stacje telewizyjne trąbiły już tylko o zbliżającym się locie i twarz Juliana była na okładkach gazet nie tylko w Stanach, ale na całym świecie. Uśmiechnął się na samą myśl Leili, która musiała być zachwycona widząc swojego wujka w telewizji i gazetach. Tęsknił już za tą małą gromadką, która potrafiła go rozbawić do łez.
Uważał, że ludzie mimo tego powinni się powstrzymać i nie gapić na niego. Był tylko Tristanem, nic się w nim nie zmieniło, ale oczywiście wszyscy wiedzieli, że spotyka się z Julianem. Nie chcieli się ukrywać, ale też nie afiszowali się ze swoją relacją. Po prostu czasami Jules czekał na niego po zajęciach, albo siedzieli na plaży po porannych ćwiczeniach, a ludzie nie byli głupi i ślepi, chociaż czasami Tristan wątpił w to pierwsze.
Starał się ich ignorować, ale czasami to było trudne, na przykład teraz, kiedy grupka dziewczyn patrzyła wprost na niego i chichotała głośno. Nie rozumiał, co w nim było śmiesznego, ale najwyraźniej nie rozumiał kobiet. Niestety musiał przejść obok nich, ponieważ stały w samym przejściu. Odetchnął głośno i wbijając wzrok w podłogę ruszył w stronę dziewczyn. Oczywiście nie mogły się przesunąć.
– Przepraszam – obrzucił je krótkim spojrzeniem i czekał, aż pozwolą mu wyjść.
– Pozdrów Juliana – krzyknęła jedna z nich, gdy był już jedną stopą na zewnątrz.
Nie odpowiedział na tę zaczepkę i wyszedł z budynku uczelni. Nagle wszyscy zaczęli zachowywać się tak, jakby byli jego przyjaciółmi, albo znajomymi Juliana. To stało się męczące i niedorzeczne. Nie znał tych dziewczyn, tak jak większości ludzi na uczelni, a wszyscy uśmiechali się do niego, zagadywali go. Pewnie mógłby być zazdrosny o szatyna, ale znał go zbyt dobrze i wiedział, że jest to zbędne. Jules był tak zainteresowany kontaktami z ludźmi, jak on, czyli wcale. Czasami zastanawiał się, czy gdyby w tamtą noc, kiedy leżeli razem na hamaku, nie odważył się i nie wyznał mu swoich uczuć, byliby w ogóle parą. Wydawało mu się, że odpowiedź brzmiała nie. Sennett nigdy nie powiedziałby mu, że lubi go trochę bardziej, niż każdego innego kumpla i pewnie żyliby w takim dziwacznym zawieszeniu. Nie żałował tego, że odkrył przed nim swoje serce, nie potrafiłby być obok Juliana i wiedzieć, że nie może go pocałować.
– Cześć braciszku! – usłyszał znajomy głos i podniósł głowę, by dostrzec Lanę, stojącą pod jednym z drzew. Podniósł dłoń i dał znać, że ją widzi.
– Co tutaj robisz? – zapytał, zatrzymując się przed nią i pozwalając się przytulić.
– Miłe powitanie Tris – parsknęła dziewczyna i ruszyła wolnym krokiem przed siebie. – Byłam w okolicy i pomyślałam, że poczekam na ciebie – wyjaśniła, ale Tristan od razu wyczuł w jej głosie kłamstwo. Zresztą siostra nie znała jego planu zajęć, więc musiała kontaktować się z mamą.
– Mhm – mruknął tylko, nie chcąc zdradzać, że nie wierzy w ani jedno jej słowo.
– Myślałam, że może spotkam tutaj Juliana – zagadnęła lekkim tonem, chwytając go pod ramię.
– Nie, jest dziś u swojej mamy. Planują spędzić razem weekend, wiesz dziewczyny będą miały wolne, Jules też wyjątkowo nie ma żadnych treningów, więc mogą pobyć trochę w swoim towarzystwie. Iris stęskniła się za nim, zresztą Julian jest świadomy tego, że jest już czerwiec i wie, jak trudno jest teraz jego mamie – powiedział zgodnie z prawdą.
Mama Juliana od jakiegoś czasu prosiła o to, by wrócił do rodzinnego domu, wprowadził się tam choć na miesiąc. Jules odmawiał, chcąc zostać w swoim mieszkaniu, ale obiecał Iris cały weekend, więc teraz dotrzymywał swojego słowa. Tristan postanowił im nie przeszkadzać, w końcu on tracił na jakiś czas faceta, ale Iris czuła, jakby jej syn znikał na zawsze. To musiało boleć, nawet nie wyobrażał sobie, jak bardzo.
– Och to miłe z jego strony, że chce być z rodziną – wtrąciła blondynka.
– Tak – zgodził się niespiesznie, czekając, aż siostra przejdzie do natarcia.
– Myślałam o tej całej sytuacji wiesz? I nie wyobrażam sobie, jak musisz się czuć. Z drugiej strony nie byłeś z Julianem aż tak długo, żeby cierpieć po rozstaniu z nim, ale jednak zawsze to musi być trudne. Zerwaliście już, czy zostawiacie to na ostatnie dni? – zapytała prosto z mostu, wmurowując go w ziemię.
– Przepraszam? – odsunął się od niej i popatrzył prosto w jej ciemne tęczówki, które wpatrywały się w niego twardo.
– Jeżeli nie chcesz mi o tym mówić, to zrozumiem, to wasza prywatna sprawa, ale czasami lepiej się wygadać i mieć to już za sobą. Mam nadzieję, że mimo wszystko rozstaniecie się w zgodzie i przyjaźni. Jules to fajny facet. Kto mógł wiedzieć, że okaże się związany z NASA? – wzruszyła ramionami i dalej kontynuowała spacer.
– Dlaczego uważasz, że ja i Julian się rozstaniemy? – zapytał, nie mogąc zrozumieć jej toku myślenia.
– To chyba oczywiste prawda? On zniknie z twojego życia, nie będzie z nim żadnego kontaktu po za krótkimi rozmowami raz w miesiącu. Ty zostaniesz tutaj zupełnie sam, przecież nie będziesz siedział tutaj, tęsknił i czekał na niego, jak jakiś zakonnik. Jesteś młody, jasne rozumiem, pierwsza miłość i te sprawy, ale wszystko ma swoje granice. Teraz trochę pocierpisz, będzie ci przykro, ale w końcu o nim zapomnisz i zaczniesz żyć tak, jakbyś nigdy nie spotkał Juliana Senneta. Znajdziesz sobie jakiegoś miłego faceta, który będzie podobny do ciebie, będzie lepszym kandydatem na męża niż Sennett i zakochasz się. Będziesz chciał normalnego związku, a tego nie da ci Jules. Dobrze o tym wiesz, dlatego lepiej skończyć to teraz i rozstać się. Nie pozwól zamknąć się w klatce obietnic i uczuć. Nie możesz stać się niewolnikiem młodzieńczej miłości. Jesteś taki niewinny i naiwny Tristanie – pogłaskała go po policzku, nim zdążył się od niej odsunąć. – Nawet nie wiesz, czy on wróci. Nie jestem głupia, oglądam wiadomości, słyszę co mówią. To może być misja, która ich wykończy. Najdłuższa misja w historii świata, rozumiesz, co to znaczy? Oni posyłają ich na śmierć. A nawet jeżeli wrócą, mogą być wrakami ludzi. Julian nie będzie przypominał tego młodego faceta, jakim jest teraz. Poszukaj w Internecie, poczytaj sobie. On może wrócić i być niezdolnym do poruszania się, może mu odwalić. Wyobraź sobie bycie zamkniętym przez tyle lat z tymi samymi ludźmi. A jeżeli coś się stanie tam u góry? On może wrócić z PTSD. Nie będzie tym samym człowiekiem, zrozum to w końcu i skończ ten związek raz na zawsze. Oszczędź mamie stresu i nerwów.
Zamilkła, wpatrując się w niego, ale on nie mógł już na nią patrzeć. Najpierw mama, a teraz Alannah, czuł się atakowany z każdej strony. Nikt ich nie wspierał, był pewny, że Iris zrobi dziś Julianowi taki samy wykład. Obrócił się na pięcie i ruszył w przeciwną stronę. Ostatnie czego chciał, to obecność siostry. Nie mógł wyrzucić z głowy jej słów, ale nawet jeżeli były prawdziwe niczego nie zmieniały. Nie miał zamiaru zostawiać Juliana ani dziś, ani jutro, a już na pewno nie w trakcie jego misji. Wrócił do domu okrężną drogą i wszedł do środka, zauważył mamę i siostrę, które od razu pojawiły się w przedpokoju. Nie spojrzał na nie, wchodząc po schodach, ale usłyszał głos Lany.
– Tristanie ...
– Ani słowa – zatrzymał się na schodach, nie obracając w ich stronę. – Jeżeli usłyszę jeszcze raz o tym, że mam zostawić Juliana, obiecuję wam, że przeprowadzę się do niego, a po jego wylocie wyprowadzę się do Szkocji.
***
Był późny wieczór, kiedy w domu w końcu zapanował spokój. Dziewczyny zniknęły w swoich pokojach po całym dniu spędzonym razem i nareszcie mógł posiedzieć trochę z mamą. Wyszedł na taras i usiadł na fotelu, wpatrując się w migoczące światła miasta w oddali. Usłyszał skrzypnięcie drzwi i po chwili Iris dołączyła do niego, siadając obok z filiżanką herbaty w dłoni. Nie odezwał się ani słowem, nadal rozkoszując się ciszą panującą dookoła, jednak jego mama miała coś innego w planach.
– Julianie – zaczęła delikatnie, kładąc dłoń na jego kolanie. – Cieszę się, że spędziłeś z nami cały dzień, tęskniłyśmy za tobą.
– To był miły dzień – zerknął na nią krótko, nie chcąc widzieć zmartwienia na jej twarzy.
– Tak, miły – zgodziła się po chwili milczenia. –powiedz mi szczerze, nie okłamując mnie, co planujesz w związku z Tristanem?
– Co masz na myśli? – zapytał, odchylając głowę na oparcie, wzdychając głośno. Spodziewał się, że cały dzień zmierzał w tym kierunku, do tej jednej rozmowy.
– Wiesz dobrze, co mam na myśli. Planujecie się rozstać, zostać razem, zrobić sobie przerwę? Zadecydowaliście cokolwiek?
– Mamo – zaczął cicho, zamykając oczy, chcąc znaleźć jakąś odpowiedź na jej pytania. Miał nadzieję, że znajduje się gdzieś wewnątrz niego, głęboko ukryta przed światem, ale wiedział, że to kłamstwo.
Nie miał pojęcia, co zrobić. Wszystko czego pragnął, to zatrzymanie go przy sobie na zawsze, ale to byłoby egoistyczne i samolubne. Był świadom tego, jak będzie wyglądało jego życie. Wiedział, że Tristan zostanie tutaj zupełnie sam i mimo że kochał go i chciał mieć tylko dla siebie, nie mógł skazać go na samotność. Musiał pozwolić mu odejść i właśnie to miał zamiar zrobić. Obawiał się jednak tego, jak zareaguje na to chłopak.
– To proste pytanie. Został wam niecały miesiąc, niedługo będziesz siedział tylko w centrum. Doskonale wiem, jak będą wyglądały dwa ostatnie tygodnie, nie ruszysz się stamtąd, nie będziemy się widywać, a później znikniesz tak po prostu i zostawisz nas samych – słyszał poważny głos Iris. Zawsze wiedział, że jego mama była twarda, życie nauczyło ją tego, zawsze powtarzała mu, że jest wojownikiem i wiedział, po kim to odziedziczył. Jego mama nie dramatyzowała, oczywiście nie raz płakała myśląc o jego przyszłości, ale później ocierała łzy i wspierała go tak, jak tylko mogła. Był pewny, że teraz też tak będzie.
– Co jeżeli powiem, że nie wiem, co zrobić mamo? Nie chcę go zostawiać, ale wiem, że muszę. Nie chcę go ranić, ale cokolwiek zrobię i tak go skrzywdzę. To nie jest proste, moje życie nigdy nie było proste, ale nie myślałem, że będę musiał zastanawiać się nad tym, jak złamać komuś serce. Cokolwiek zrobię i tak będę żałował.
–Ty i ja wiemy, że podjąłeś już decyzję – odparła krótko kobieta, wyciągając w jego stronę dłoń, którą chwycił z wahaniem. – Musisz skupić się na swoim zadaniu, on sobie poradzi, jest mądrym chłopakiem, da sobie rade. Oboje przetrwacie, ale oddzielnie, tak musi być. Czasami chwila, w której tracimy najwięcej, jest momentem, gdy zyskujemy wszystko, a niektórzy ludzie mogą zostać z nami tylko tutaj – dotknęła delikatnie miejsca, gdzie wyraźnie można było poczuć bicie jego serca. – Nigdzie więcej.
– Nigdy tego nie mówię mamo, ale kocham was wszystkich, ciebie i dziewczynki. Wiesz o tym prawda? – wydusił zduszonym głosem, starając się nie zrobić nic głupiego, jak na przykład popłakanie się. – Zawsze mówiłaś, że jestem takim emocjonalnym robotem, który nie umie mówić o uczuciach i to prawda, ale kocham was.
–Oczywiście że to wiem, dziewczynki też wiedzą. My też cię kochamy, dlatego będzie nam tak trudno wytrzymać bez ciebie.
– Zawsze możemy pisać maile, kiedy będę już na stacji kosmicznej prawda? I gdy będziemy w zasięgu odpowiedniego połączenia, możemy zadzwonić, są jeszcze telekonferencje. To nie tak, że nie będziecie mnie widzieć mamo – pocieszał ją i pomyślał, że przecież mógłby przetrwać tak z Tristanem, ale mama nie przytulała go, nie całowała, nie chodziła z nim na spacery po plaży. Musiał pozwolić mu żyć, a ciągłe oczekiwanie, nie jest życiem.
– Tak, tak właśnie będzie, kiedy dolecicie do stacji i spędzicie tam trzy lata, ale później dobrze wiemy, co się wydarzy. Ściągną was tutaj, przebadają i ruszycie dalej, na kolejne pięć lat, ale nie rozmawiajmy już o tym – poklepała go po kolanie i podniosła się. – Zostajesz na noc?
– Nie, wrócę do siebie – wiedział, że Tristan ma klucze i miał nadzieję, że loczek jest już u niego i śpi spokojnie.
– Jesteś pewien? – upewniła się Iris i kiedy skinął głową, cmoknęła go krótko w policzek i zniknęła w domu z cichym dobranoc.
***
Wszedł do mieszkania i cicho zamknął za sobą drzwi, od progu zauważając buty Willisa ustawione na korytarzu. Uśmiechnął się do siebie i od razu skierował swoje kroki do sypialni. Zamarł, gdy tylko znalazł się w pokoju. Chłopak spał skulony na łóżku, przyciskając do swojej piersi jego koszulkę. Nawet stąd był w stanie zauważyć zeschnięte ślady łez na jego policzkach. Jeżeli tak to miało wyglądać, wolałby zostać. Nie chciał widzieć takiego Tristana nigdy więcej, nie miał pojęcia, co się stało, nawet nie chciał wiedzieć. Nieśpiesznie zdjął spodnie, następnie odrzucił koszulkę na krzesło i wsunął się pod kołdrę za zielonookim, obejmując go w pasie. Starł kciukiem łzy z policzków chłopaka i musnął ustami jego czoło. Poczuł, jak loczek wierci się i grymas niezadowolenia pojawił się na jego twarzy. Nagle powieki podniosły się, odsłaniając zamglone od snu oczy, wpatrujące się w niego z jakimś żalem, smutkiem, determinacją.
– Obiecaj mi, że mnie nie zostawisz – wychrypiał, zaspanym głosem. – Obiecaj mi, że za chwilę nie zerwiesz ze mną dla mojego dobra. Obiecaj – zażądał twardo.
– Tristanie – zaczął uspokajająco, ale chłopak zawisnął nad nim i patrzył prosto w jego oczy.
– Nie, obiecaj mi, nie możesz mnie zostawić, poradzimy sobie, nie musimy się rozstawać – mówił gorączkowo, wbijając mu palce w ramiona.
– Nie rozmawiajmy o tym teraz.
– Porozmawiamy o tym teraz, nie dam ci czasu na zrobienie listy powodów, dla których powinniśmy zerwać.
– Dobrze – podniósł się do siadu i odepchnął chłopaka. – Co chcesz usłyszeć? Że wytrwamy? Że damy sobie radę? Że nie zdradzisz, kiedy mnie nie będzie? Nie zakochasz się w kimś innym? Boże, zrozum że nie poradzisz sobie, to będzie prawie dziewięć lat Tristan! Nie skażę cię na coś takiego, wybacz mi, ale nie.
– Ja nie mam tutaj nic do powiedzenia?! – krzyknął Willis. – Nie jestem dzieckiem, nie czekam na jakieś cholerne i żyli długo i szczęśliwie. Wiem, co mnie czeka, wiem co czeka nas i nie boję się tego. Nie boję się tej pracy, którą będziemy musieli włożyć w nasz związek. Nie wiem, czy zasługujesz na mnie i moją miłość, moja mama i siostra uważają, że nie, ale równie dobrze ty możesz zastanawiać się, czy ja zasługuję na ciebie. Pewnie nikt na tym pieprzonym świecie nie zasługuje na prawdziwą miłość, ale to nie znaczy, że mamy odpuszczać. Będę cierpiał. Myślisz, że tego nie wiem? Nie jestem idiotą, wiem że będę płakał każdego wieczora, kiedy będę zastanawiał się, gdzie jesteś i co robisz, ale poradzę sobie, ponieważ będę żył ze świadomością, że nie jestem z tym sam, że jesteś gdzieś tam i myślisz o mnie i kochasz mnie. Już wyobrażam sobie momenty, gdy będę miał cię dosyć, będę chciał pozbyć się ciebie z mojej głowy, będę cię nienawidził za to, co mi zrobiłeś, ale chcę tego Julian, chcę każdego bólu, który będzie wiązał się z byciem z tobą, ale nie zniosą ciebie zostawiającego mnie.
– Nie wiesz, o co prosisz – wyszeptał Julian, ale nie był w stanie odepchnąć Tristana, który przylgnął do niego całym ciałem i objął go trzęsącymi się dłońmi. – Nie wiesz, o co prosisz.
– Wiem, proszę tylko o ciebie.
*Sleeping At Last – Mercury
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top