Rozdział dziewiętnasty - Pluton część 3
Iris zerknęła na zegarek wiszący na ścianie, nie chcąc spóźnić się na umówione spotkanie z jedną z przyjaciółek, gdy w domu rozległ się dźwięk dzwonka oznajmiający, że ktoś czeka przed domem. Nie miała pojęcia, kto mógłby odwiedzić ją o tej porze w ciągu tygodnia. Tristan był u nich wczoraj wieczorem, zresztą chłopak nie dzwonił ani nie pukał, wchodząc zawsze jak do siebie i Iris bardzo to odpowiadało, ponieważ w sercu już dawno brunet był jej synem.
Otworzyła drzwi i spojrzała na dwie osoby stojące na schodach przed domem. Odchrząknęła cicho, ale nagle zauważyła naszywkę na koszulce postawnego mężczyzny i zamarła, bo obecność tych ludzi mogła oznaczać tylko coś złego, a ich poważne twarze wyraźnie mówiły, że coś się stało.
– O mój Boże – zakryła usta i starała się nie rozpłakać w obecności obcych osób, które patrzyły na nią, jakby zdziwione jej reakcją. – Co się stało? Co z Julianem? Czy on żyje? – wyrzuciła z siebie całą serie pytań, oczekując na szybkie odpowiedzi, ale kobieta i mężczyzna popatrzyli tylko na siebie bez słowa.
– Dzień dobry Pani Sennett – powiedziała kobieta wyciągając w jej stronę dłoń. – Jestem doktor Clare Smith, a to generał David Rhodes. Czy możemy wejść?
– Tak, proszę – odsunęła się i wypuściła ich do środka, wskazując im salon, w którym mogli spokojnie usiąść i porozmawiać. – Napiją się państwo czegoś?
– Nie, dziękujemy – odparł mocnym głosem mężczyzna. – Niech pani usiądzie.
– Co się stało z Julianem?
– Niech się pani uspokoi – powiedziała doktor Clare. – Nie ma potrzeby się denerwować.
– Niech mi pani nie mówi, że mam się uspokoić. Jesteście z NASA i właśnie pojawiliście się w moim domu, a mój syn powinien wrócić do domu za siedem miesięcy, więc lepiej miejcie dobre wytłumaczenie dla waszej obecności tutaj.
– Dobrze, do rzeczy. Misja MARS została przerwana, a załoga sprowadzona bezpiecznie na Ziemię ponad rok temu. Niestety część załogi była w złym stanie psychicznym, dlatego byliśmy zobowiązani do zapewnienia im odpowiedniej opieki medycznej, by doprowadzić ich do jak najlepszego stanu fizycznego oraz psychicznego. Julian w tym momencie przebywa w Centrum i jego stan jest dużo lepszy, niż był dotychczas, w związku z czym postanowiliśmy wspólnie, że to odpowiedni czas, by spotkał się z rodziną. Stąd nasza obecność w pani domu.
– Mój syn od roku jest na Ziemi? – wydusiła, zduszonym głosem. – Czy wy sobie ze mnie żartujecie? I mówicie mi to dopiero teraz!
– Przykro nam, ale stan Juliana był naprawdę zły i ...
– Zły? Co to znaczy zły? –przerwała szybko, chcąc odpowiedzi na nurtujące ją kwestie. Miała dość tej powściągliwej mowy i oszczędności w słowach.
–Był niestabilny psychicznie. Jakikolwiek kontakt z innymi ludźmi był niebezpieczny zarówno dla niego jak i dla innych, dlatego nie mogliśmy poinformować pani wcześniej. Przepraszamy. Naprawdę nam przykro z tego powodu, ale mamy nadzieję, że rozumie pani w jakiej sytuacji byliśmy postawieni.
– Chcę zobaczyć się z moim synem – zażądała i była gotowa wyruszyć już teraz, byleby tylko być przy Julianie.
– Oczywiście, dlatego tutaj jesteśmy – odezwał się David, gburowaty dowódca, o którym Iris zupełnie zapomniała, skupiając się na kobiecie, która rozmawiała z nią od samego początku.
– Rozmawialiśmy już z Julianem – zaczęła doktor Smith. – Bardzo ucieszył się z możliwości spotkania z panią, ale na razie chcielibyśmy prosić, żeby informacja o powrocie załogi została między nami. Proszę nie mówić o tym nikomu.
– Nie mogę powiedzieć rodzinie?
– Na razie niech pani spotka się z synem, a później będzie pani mogła powiedzieć córkom, rodzinie i Tristanowi, jeżeli on jest jeszcze ważny w tej sytuacji.
– Tristan jest rodziną – warknęła zdenerwowana i gdyby nie to, że ci ludzie mieli zaprowadzić ją do Juliana wyprosiłaby ich w tej chwili. – Co ma pani na myśli mówiąc, jeśli jest jeszcze ważny?
– Po prostu nie chcemy, żeby pojawiał się i mieszał mu w głowie, jeżeli ruszył już ze swoim życiem dalej i może założył rodzinę. Jules naprawdę nie jest w pełni zdrowy i nie będzie jeszcze przez długi czas, dlatego potrzebuje w swoim otoczeniu osób, które będą dla niego bezpieczne, otoczą go wsparciem i uwagą, ale też pozwolą mu zacząć żyć.
– Tristan jest ważny. Ten chłopiec zrobiłby dla Juliana wszystko i gdyby nie to, że jestem egoistyczna i jedyne czego teraz pragnę, to zobaczyć swojego synka, to powiedziałabym, żebyście jechali do niego i to jego zabrali na pierwsze spotkanie, bo zasługuje na to o wiele bardziej niż ktokolwiek inny.
– Czyli ... czyli Tristan zaczekał? – głos Clare zadrżał od ukrywanych emocji, które chciały wydostać się na powierzchnię.
– Oczywiście, że zaczekał.
***
To, że była podenerwowana, było niedopowiedzeniem. Wydawało jej się, że zaraz zwymiotuje, albo ucieknie. Nie wiedziała, czego tak naprawdę się bała. Chciała w końcu zobaczyć syna, tak naprawdę nie widziała swojego dziecka przez siedem lat. Kiedy wyjechał, był młodym chłopakiem, a teraz wiedziała, że spotka mężczyznę, który jest już po trzydziestce. Dotarło do niej, że Jules z nikim nie świętował swoich trzydziestych urodzin i że ominęło go tyle ważnych wydarzeń, których nie będą w stanie przeżyć jeszcze raz. Teraz jednak nie to było dla niej ważne. Wiedziała, że nie będzie mogła zabrać Juliana do domu, na pewno nie dziś, ale liczyła, że może za tydzień, albo dwa jej syn wróci do miejsca, w którym będzie czuł się dobrze, w którym będzie bezpieczny i szczęśliwy.
– Czy powinnam wiedzieć coś jeszcze, zanim go zobaczę? – spojrzała na doktor Clare, która stała obok niej i spoglądała na drzwi, za którymi było jej dziecko.
– Niech panie zachowuje się naturalnie, niczego nie udaje i nie traktuje go jak chorego. Julian cały czas funkcjonuje na zasadzie rozkazów. Staraliśmy się jak najbardziej wygasić to zachowanie, ale on nadal czuje się dowódcą i często w jego głosie słychać żądanie, a nie prośbę, więc niech pani się tym nie zrazi. To na pewno minie, ale potrzeba czasu. Jest też nerwowy i może zachowywać się dość ... agresywnie.
– Mój syn jest nerwowy? On nigdy nawet nie podnosił głosu.
– Zmienił się trochę, odkąd pani go widziała, ale to nadal on – zapewniła lekarka, ściskając lekko ramię Iris, chcąc dodać jej otuchy. – Śmiało, to tylko pani syn, wszystko będzie dobrze, a gdyby coś się działo, proszę po prostu zawołać.
Spojrzała jeszcze raz na drzwi, po czym zrobiła kilka kroków i zatrzymała się z dłonią na klamce. Odetchnęła spokojnie i weszła do pokoju. Od progu uderzyła ją sterylność tego pomieszczenia, ale jej wzrok od razu odszukał fotel, na którym ktoś siedział, nie ktoś, tylko jej syn. Kiedy zamknęła cicho drzwi, Jules natychmiast poderwał się z miejsca i dzięki temu mogła przyjrzeć mu się dokładnie. Gdy tylko podniosła wzrok na jego twarz, wybuchła głośnym płaczem, którego chyba nic nie było wstanie powstrzymać. Miała się trzymać, być dla niego wsparciem a teraz szlochała, nie robiąc nawet kroku, by zmniejszyć odległość między nimi. Starała się opanować, by przyjrzeć się synowi, ale nie była w stanie niczego dostrzec, ponieważ łzy rozmazywały jej cały obraz.
– Cześć mamo – powiedział cicho i Iris zamilkła nagle, zdziwiona jego spokojem. Łzy nadal toczyły sobie mokrą ścieżkę po jej policzkach, ale szloch nie wydobywał się z jej gardła.
– Synku – podeszła do niego powoli, ocierając twarz. – Julianie – wyciągnęła w jego stronę ręce i gdy nie odsunął się, objęła go ostrożnie. – Kochanie tak bardzo za tobą tęskniłam – wyszeptała, przytulając go mocniej, czując pod palcami tak znajome i zarazem obce ciało. – Wszyscy za tobą tęskniliśmy – wypuściła go z objęć i uważnie prześledziła dłonią każdą zmianę na jego twarzy. – Wyglądasz inaczej, doroślej.
– A ty nadal tak samo piękna – powiedział, odsuwając się od jej wścibskich dłoni i siadając na jednym z foteli.
– Jak się czujesz? – zapytała i gdy zobaczyła, jak skrzywił się nieznacznie, uświadomiła sobie, że zadała niewłaściwe pytanie.
– Dobrze.
– Cieszę się – usiadła nieopodal i chwyciła jego dłoń, ściskając ją lekko – odliczałam dni do naszego spotkania.
– Długo to trwało prawda?
– Bałam się, że coś ci się tam stanie, że nie wrócisz do nas, że nie będziemy mogli porozmawiać tak jak teraz – chciała dodać coś jeszcze, ale Julian przerwał jej szybko.
– Jak się mają dziewczynki? – zmiana tematu była dość prosta do zauważenia.
– Gdyby usłyszały, że ktoś nazywa je dziewczynkami, oburzyłyby się, bo są przecież takie dorosłe – uśmiechnęła się do syna, który starał się odpowiedzieć tym samym. – Wszystko u nich dobrze. Rebbeca skończyła studia, pracuje, zmienia chłopaków jak rękawiczki i gdyby nie Tri ... ciągle musimy wybijać jej z głowy niewłaściwych kandydatów na męża – wiedziała, że Julianowi nie umknęło to, co powiedziała, ale nie skomentował tego w żaden sposób. Jedynie jego lewa dłoń zacisnęła się mocniej. – A Rose tak samo jak Becca, skończyła już studia, nigdy w życiu nie powiedziałabym, że jedno z moich dzieci zostanie weterynarzem, ale mogłam się tego spodziewać. To wpływ tylko jednej osoby i ... i poza tym jest szczęśliwa, zaręczyła się z Oliverem, który jest naprawdę przesympatycznym mężczyzną, może trochę nie podoba mi się to, że jest od niej starszy, ale obiecałam sobie, że nie będę się wtrącać.
– Ile ma lat ten cały Oliver? – zapytał, mrużąc lekko oczy.
– Jest twoim rówieśnikiem.
– Jest dla niej za stary, dobrze o tym wiesz – powiedział poważnym głosem, nieznoszącym sprzeciwu i teraz zrozumiała, przed czym ostrzegała ją pani doktor.
– Nie będziemy się wtrącać. To jest życie Rose, jest dorosła i może sama podejmować decyzje, które dotyczą jej życia. Zresztą Oliver jest dobrym człowiekiem i troszczy się, więc zostawimy to tak, jak jest teraz – zarządziła tonem, którego nie używała już od kilku lat. Jej dzieci dorosły, nie musiała już nikomu dawać szlabanów i kar.
– Jasne – mruknął szatyn, odwracając od niej wzrok i to bolało, ponieważ nie takiego spotkania oczekiwała. Myślała, że wpadną sobie w ramiona, zaczną opowiadać o wszystkim, co działo się w ciągu tych lat i nie będą mogli przestać mówić, ale teraz siedzieli w ciszy, która nie była przyjemna i kojąca. – Dobrze sobie radzicie – zauważył, wybudzając ją z dziwnego odrętwienia.
– Tak, na początku było nam ciężko, ale nie byłyśmy same, miałyśmy wsparcie i pomoc, a z czasem nauczyłyśmy się żyć z ciągłym poczuciem tęsknoty.
– Nauczyłyście się żyć beze mnie – wtrącił chłodnym tonem, patrząc na nią beznamiętnie.
– Julian nie rób tego – poprosiła, wyciągając do niego rękę, ale szatyn odsunął się, unikając jej dotyku.
– Czego mam nie robić?
– Nie zachowuj się tak, jakby było nam łatwo, jakbyśmy przestały o tobie myśleć, kochać cię i czekać na twój powrót. Nie było dnia, żebym nie zastanawiał się, czy żyjesz, czy jesteś bezpieczny i szczęśliwy. Jesteś moim jedynym synem i nigdy nie nauczyłabym się, jak żyć bez ciebie. Cokolwiek teraz czujesz i myślisz, to nie jest prawda. Kochamy cię, więc nie odtrącaj nas, proszę. Tak długo czekaliśmy na to spotkanie, nie krzywdźmy się teraz w ten sposób.
– Przepraszam – ledwie słyszalny szept Juliana sprawił, że kolejne nieproszone łzy wypłynęły z jej oczu. – Nie chciałem, żebyś odebrała to w ten sposób, nie o to mi chodziło, po prostu ... to wszystko teraz ... – nie potrafił wyjaśnić tego, co czuje i taka słabość i kruchość była niepodobna do chłopaka, którego pamiętała, do silnego, niezależnego młodego mężczyzny, który był jej synem.
– Nic się nie stało Jules, nie przepraszaj, nic się nie stało – zapewniła i spróbowała jeszcze raz chwycić jego dłoń i tym razem udało się. – Kochamy cię.
– Wiem o tym, ja też was kocham – odparł automatycznie i Iris obiecała sobie, że będzie powtarzała mu to każdego dnia, do chwili, kiedy jej syn w końcu przypomni sobie, że ma w swoim życiu ludzi, którzy zrobiliby dla niego wszystko. – Przepraszam.
– Wszystko będzie dobrze. Jeżeli będziesz chciał, następnym razem przyprowadzę ze sobą dziewczynki – już dawno nie nazywała tak swoich córek, ale zrozumiała, że dla Juliana czas w pewien sposób stanął w miejscu. On pamiętał swoje siostry, jako dwie nastolatki, które urządziły imprezę dla znajomych w szkole, a on był zmuszony je pilnować. Nie znał dwóch dorosłych kobiet, które były samodzielne i niezależne, żyły swoim życiem i radziły sobie całkiem nieźle.
– Byłoby świetnie, ale tylko jeżeli one będą chciały. Nie zmuszaj ich do niczego.
– Oczywiście, że będą chciały, one martwiły się i tęskniły za swoim starszym bratem.
– Mam psa – powiedział nagle Julian i ta rozbrajająca szczerość, sprawiła, że zaczęła śmiać się głośno i nie miała pojęcia, czy łzy które spływały po jej policzkach były wywołane śmiechem czy smutkiem. – Dlaczego się śmiejesz mamo?
– Masz psa? Od kiedy?
– Od jakiś dwóch miesięcy. Jest ... jest naprawdę uroczy, całkowicie szalony, ciamajdowaty i okropna z niego gapa, ale rozśmiesza mnie i odgania ... – przerwał nagle, parząc na nią wystraszonym wzrokiem. – Dzięki niemu nie myślę tyle o ... o pewnych sprawach.
– To cudownie kochanie, chciałabym go poznać. Czy możemy wyjść z tego pokoju i pospacerować, a później wrócić i napić się razem herbaty?
– Tak. Sądzę, że nie będzie z tym problemu – podniósł się powoli i Iris widziała jak jest spięty i zagubiony, dlatego chwyciła go za dłoń i splotła ich palce.
Trzymając go tak jak wtedy, gdy był małym chłopcem i nie chciał odstąpić jej na krok w obcym miejscu, poprowadziła ich w stronę drzwi, a chwilę później opuścili pokój i wolnym krokiem szli przed siebie, nie mówiąc zbyt wiele. Wiedziała, że jej syn wróci zmieniony, wiedziała, że to nie będzie ten sam Julian, który uścisnął ją na pożegnanie przed domem i poprosił, by zaopiekowała się Tristanem, ale osoba, którą spotkała dziś, była w pewien sposób obca. Jednak gdzieś tam pod skórą czuła, że gdy runą te wszystkie mury i bariery, jej prawdziwy Julian powróci, a jeśli nie, będzie kochała po prostu swojego syna takiego, jakiego zwrócił jej wszechświat.
***
Osiemdziesiąt sześć miesięcy później – październik
Zawsze, kiedy myślała o powrocie Juliana, wydawało się jej, że to będzie coś oczywistego. Media zaczną nagłaśniać powrót astronautów z misji na Marsa, pojadą z całym tłumem obserwować pierwsze kroki całej załogi i tyle. Nigdy nie spodziewała się, że będzie musiała powiedzieć córkom i Tristanowi, że wrócił wcześniej, że misja się nie powiodła i wszystko spektakularnie się zniszczyło. Kiedy loczek wszedł do salonu z pogodnym uśmiechem na twarzy i sińcami pod oczami ze zmęczenia po kolejnym nocnym dyżurze w szpitalu, była całkowicie nieprzygotowana na to, co miało nadejść.
– Dzień dobry –pochylił się i cmoknął przelotnie jej policzek, po czym opadł na kanapę z głośnym westchnieniem. – Stało się coś? Brzmiałaś na zaniepokojoną, kiedy dzwoniłaś.
– Cześć kochanie – posłała mu zmęczony uśmiech. – Po pierwsze jak mogłeś się przeprowadzić i nie wspomnieć mi o tym słowem?
– Przepraszam, nie planowałem tego, ale Eliot dał mi znać, że zwolniło się mieszkanie, a Julian wraca za pół roku i chciałbym mieszkać bliżej niego, kiedy już tu będzie. To wyleciało mi z głowy, przepraszam, nie to żebym miał przed tobą jakieś tajemnice – mrugnął do niej okiem, ale widząc jej poważną minę, wyprostował się i spoważniał. – Co się dzieje Iris? Zadzwoniłaś tak nagle. Coś jest nie tak prawda?
– Nic takiego, nie denerwuj się.
– Mówisz, że mam się nie denerwować, ale sama masz taką minę, jakby ktoś umarł – powiedział, a po chwili dotarło do niego co powiedział. – O Boże, ktoś umarł, Julian. Coś się stało Julianowi prawda? Co z nim? Nie mów tylko, że on ...– zielone załzawione tęczówki wpatrywały się w nią błagalnie.
– Uspokój się, nikt nie umarł.
– Więc co się stało? Coś z Julianem? Z Rose albo Beccą?
– Julian wrócił – powiedziała krótko, nie chcąc bardziej stresować tego biednego chłopca, który zaczynał się trząść.
– Co? O czym ty mówisz? Jules wraca za pół roku.
– Julian wrócił, cała załoga wróciła. Misja została przerwana wcześniej, wszyscy są cali i zdrowi.
– Nie żartujesz? Jesteś poważna w tej chwili, bo jeżeli żartujesz, to przysięgam, że ...
– Nie żartuję. Widziałam się z nim już kilka razy, dziewczyny też go widziały. On naprawdę wrócił – obserwowała, jak ramiona bruneta rozluźniają się, a po chwili dźwięk cichego płaczu dobiegł do jej uszu. – Tristanie, naprawdę nic mu nie jest, możesz być spokojny.
– Nie rozumiesz? Jules wrócił, mój Julian wrócił, to jest ... to jest najszczęśliwszy dzień mojego życia. On jest cały i zdrowy, to cud. Jak on się czuje? Jest szczęśliwy? Dlaczego misja musiała zostać przerwana? Jakiś ważny sprzęt nawalił?
– Powoli Tristan. Nie zapomnij o oddychaniu dobrze? – pokręciła głową, obserwując jego zachowanie. Widać było, że z trudem jest w stanie siedzieć w jednym miejscu, energia rozpierała go od środka.
– Jasne, ale powiedz coś więcej – poprosił zniecierpliwiony.
– Misja została przerwana ze względu na stan zdrowia załogi. Nie było z nimi dobrze, dalsze przebywanie na Marsie mogłoby doprowadzić do tragedii, tak przynajmniej wytłumaczyli mi to ci wszyscy specjaliści. Z Julianem ... – przerwała, by znaleźć odpowiednie słowa, które opisałyby to, co działo się teraz z jej synem. – Z Julianem teraz jest już lepiej. Minęło sporo czasu i on powoli dochodzi do siebie, ale nadal nie jest w pełni sobą.
– Co masz na myśli, mówiąc, że nie jest w pełni sobą? Nie rozumiem – poprzeczna zmarszczka pojawiła się na czole chłopaka, gdy usilnie starał się zrozumieć, o co chodzi, co go ominęło lub co do niego nie dotarło.
– Tristanie, on dużo przeżył i to trochę go zmieniło. To nadal ten sam Julian, ale jego zachowanie czasami odbiega od normy – powiedziała delikatnie, obserwując reakcję zielonookiego, który przyglądał się jej zmieszany.
– Chcesz powiedzieć, że przechodzi jakieś załamanie? On nie jest szczęśliwy prawda? Wszystko poszło nie tak, jak planował.
– Przykro mi, chyba nikt z nas przed tym wszystkim nie pomyślał, jak to może się skończyć.
– Przeciwnie, cały czas zastanawiałem się, co pójdzie nie tak – wstał powoli, drapiąc się po karku z nerwowością, dziwnie do niego nie pasującą. Widać było, że coś go trapi i nie daje mu spokoju. – Kiedy mogę się z nim zobaczyć? Czy on w ogóle chce się ze mną spotkać? – cała jego niepewność wyszła na światło dzienne w ostatnim pytaniu i Iris była dziwnie wzruszona takimi zwyczajnymi słowami.
– Tak, jestem pewna, że z chęcią się z tobą zobaczy – powiedziała to, ale to było tylko jej zdanie. Lekarka mówiła, że na początku Jules ciągle pytał o Tristana, że to jego imię krzyczał, kiedy nie było z nim żadnego kontaktu, ale po kilku miesiącach nagle przestał i temat loczka zniknął całkowicie. Miała nadzieję, że kiedy jej syn zobaczy bruneta, nagle wszystko wróci na swoje miejsce. Nie była naiwną romantyczką, ale w tym wypadku wierzyła, że jedno spojrzenie zadziała. Liczyła na to, że nie jest w błędzie.
***
– Czas tutaj na Ziemi mija tak szybko. Naprawdę mam wrażenie, że dopiero wróciłem i to wszystko zaczęło się dziać, a teraz mama była tu już tyle razy, dziewczynki – odchrząknął cicho, poprawiając się. – Dziewczyny zresztą też i niedługo będę mógł wrócić do domu prawda?
– Tak, myślę, że za tydzień będziesz już w domu.
– Za to tam czas wlókł się, dni mijały tak wolno, można było zwariować. Nieustannie ten sam widok, ten sam krajobraz, ci sami ludzie. To było trudne. Nie wiem w ogóle, dlaczego zacząłem o tym mówić.
– Możemy porozmawiać o wszystkim, o czym chcesz.
– Tak wiem, ale skończmy już ten temat – poprosił cicho, wycofując się w głąb siebie, tak jak zawsze, gdy poruszany był temat misji.
– Pojutrze konferencja prasowa, jak się z tym czujesz? – musiała go o to zapytać. Cała ekipa była zestresowana tą konferencją, tym jak poradzą sobie astronauci, pierwszy raz w kontakcie z zupełnie obcymi ludźmi i ich pytaniami. To mogło wymknąć się spod kontroli w każdej chwili, a najwięcej będzie dźwigał na swoich barkach Julian, który był dowódcą tej misji.
– Dobrze. Uważasz, że powinienem się przejmować? Bo na razie mam to gdzieś i jeśli mam być szczery, to wolałbym uniknąć tej konferencji, ale wiem, że to niemożliwe, więc akceptuję zadanie, które muszę wykonać.
– To nie jest żadne zadanie, nie zmuszamy cię do tego i ...
– Przestań – przerwał jej ostro. – Dobrze wiem, że to jest zadanie i nie mogę od tak odmówić. Kim byłbym wtedy? Tak się po prostu nie robi. Jaki dowódca zostawia swoją załogę? I tak ich zawiodłem, więc mogę zrobić chociaż jedną porządną rzecz.
– Nikt tak nie uważa, nikogo nie zawiodłeś.
– Przestań, po porostu przestań – zlustrował ją wzrokiem, w którym było coś szaleńczego. – Wiesz jaka jest prawda? Największy sprawdzian przychodzi w chwili, kiedy jest całkowicie źle, kiedy porażka jest nieunikniona, a ja ten sprawdzian oblałem. I tyle, nie będziemy o tym więcej rozmawiać. Skończyłem, zrobię to, co muszę i mam zamiar wyjść stąd i nigdy więcej nie wrócić. Chcę zapomnieć o tej części swojego życia – wstał i ruszył w stronę drzwi, nie zwracając uwagi na milczącą Clare, dopóki ta się nie odezwała.
– Masz zamiar zapomnieć o całym swoim dotychczasowym życiu?
– Jeżeli będę musiał to tak, właśnie taki mam zamiar.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top