Rozdział dziewiąty - Księżyc cz.3
Czasami taka wiosna jest tylko raz w życiu.... pozostaje mi tylko życzyć miłego czytania 💙
Piętnaście miesięcy później – październik
– Zacząłem studia – powiedział szybko, chcąc przekazać Julianowi, jak najwięcej w krótkim czasie.
– Naprawdę? – uśmiech szatyna rozświetlił jego twarz.
– Tak i mój wybór jest szalony, ale jestem taki szczęśliwy.
– Więc co to jest? No mów, nie trzymaj mnie w takiej niepewności – ponaglił go mężczyzna, przysuwając się bliżej ekranu.
– Położnictwo – wyznał zarumieniony, bojąc się reakcji szatyna, ale jego obawy były niepotrzebne, ponieważ Jules wydawał się jeszcze bardziej podekscytowany.
– To wspaniale, będziesz w tym świetny, masz podejście do tych maluszków i uwielbiasz je, więc praca będzie sprawiała ci tyle przyjemności.
– Naprawdę tak sądzisz? – powinien być pewny swojego wyboru, ale ostatnio potrzebował takiego zapewnienia, pochwały od kogoś znaczącego.
– Oczywiście, że tak. Widziałem cię w szpitalu tyle razy, promieniałeś tam taką radością, a twoje oczy błyszczały jasno, gdy patrzyłeś na bobasy.
– Wydaje mi się, że to jest to, teraz jestem naprawdę szczęśliwy wiesz?
– Cieszę się skarbie, niczego więcej nie pragnę, niż twojego szczęścia – znów twarz Julesa stała się pełna miłości i delikatności i Tristan pragnął zobaczyć ten wyraz twarzy tak bardzo, by przypomnieć sobie uczucia Juliana, by ponownie poczuć jego miłość, by mieć pewność, że niczego sobie nie wymyślił.
– A co u ciebie?– zapytał, mając nadzieję, że odpowiedź będzie pozytywna. Nie zauważył żadnych oznak zmęczenia, czy załamania u szatyna, a to było najważniejsze.
– Jest świetnie, może troszkę ciasno, ale uwielbiam przebywanie tutaj. Wysłałem ci na maila kilka świetnych zdjęć Ziemi nocą, spójrz na nie w wolnej chwili, może ci się spodobają. Jedzenie naprawdę mogłoby być lepsze i tęsknie za twoimi uściskami.
– Ja też tęsknie za tobą i nie narzekaj tak na jedzenie. Tutaj na Ziemi też jadłeś jakieś dziwne potrawy. Jestem pewien, że chociaż tam jesz coś normalnego – zażartował i zauważył mały uśmiech Juliana.
– Nie wierzę, że to mówię, ale zjadłbym sobie kawałek pizzy. Nie powtarzaj Eliotowi moich słów dobrze? Nigdy by mi tego nie zapomniał.
– Masz to jak w banku, chyba że mnie zdenerwujesz, wtedy od razu pobiegnę do niego i wszystko mu wypaplam – obiecał, obserwując reakcję Juliana. Zastanawiał się, czy szatyn w końcu zapyta go o listy, ale na razie nie zdradził się.
– Dzięki Bogu –teatralnie westchnął i mrugnął do loczka. – A jak tam jest na twojej nowej uczelni, zajęcia są fajne? Jacyś przystojniacy chodzą po korytarzach?
– Uczelnia jest świetna, zupełnie inna niż poprzednia, wykładowcy są mili i rozumiem wszystko, o czym mówią, w przeciwieństwie do tego, co przeżywałem przez ostatnie trzy lata. Zajęcia są naprawdę interesujące, zresztą dorabiam sobie w szpitalu mojej mamy. Wiesz, wszyscy mnie tam znali, więc zgodzili się mnie zatrudnić. To tylko takie grosze, ale zawsze coś prawda? – celowo ominął pytanie o facetów. Nie mógł uwierzyć, że zapytał go o coś takiego. Jak on w ogóle mógł? Myślał, że Tristan chodzi po korytarzach i szuka sobie potencjalnego kandydata na chłopaka? Zaczynał rozumieć, dlaczego koperty zatytułowane były tak, a nie inaczej. Julian czekał, kiedy on znajdzie sobie kogoś innego, lepszego, na miejscu tuż obok.
– Zawsze lubiłeś pracować w szpitalu – zauważył szatyn, a kąciki ust podniosły się lekko ku górze. – Jesteś taki szczęśliwy Tris, nawet nie wiesz, jak mnie to cieszy. Chciałbym już zawsze widzieć cię takiego uśmiechniętego, pełnego pasji, spełniającego się. To piękny widok, dobry do zapamiętania na zawsze. Kocham cię tak bardzo Tristan, kochałem przez cały czas będąc na Ziemi i kocham teraz. Wiesz to prawda? – jego głos zmienił się i nie mógł zrozumieć, co się nagle stało. Siedział w tym samym miejscu i obserwował Juliana, który gorączkowo wyrzucał z siebie słowa, tak jakby nagle coś miało się wydarzyć.
– Oczywiście, że to wiem. Nic się nie zmieniło, ja kocham ciebie, ty kochasz mnie, dwa odludki i dziwadła razem – posłał mu radosny uśmiech, ale twarz szatyna była poważna i nie wyrażała już żadnych emocji, była pusta.
– Nie chciałbym cię skrzywdzić w jakikolwiek sposób Tristanie.
– Nie krzywdzisz, uszczęśliwiasz mnie, zrozum to – zapewniał mocno, ponieważ coś wymknęło się właśnie spod kontroli.
– Jeżeli bym cię zranił, to wybacz mi, wszystko co robię, robię z miłości do ciebie. Muszę już kończyć, przeproś ode mnie mamę za to, że nie porozmawiałem z nią w tym tygodniu, odbijemy to sobie za tydzień.
– Julianie co się ...
– Kocham cię skarbie.
– Julian ...
Ekran rozbłysnął i zgasł, stał się całkowicie czarny. Nie rozumiał tego, co wydarzyło się przed chwilą, od zwykłej rozmowy przeszli do czegoś dziwnego i zachowanie ukochanego zmieniło się diametralnie. Coś było na rzeczy, ale Tristan nie wiedział, co takiego. Usłyszał kroki i obrócił się w stronę Iris, która weszła właśnie do pokoju i z zaskoczeniem wpatrywała się w ciemny ekran.
– Stało się coś?
– Nie mam pojęcia.
***
Osiemnaście miesięcy później – styczeń
Włączyła laptopa, by sprawdzić pocztę i tym razem spotkała ją miła niespodzianka, nowa wiadomość od syna. Uśmiechając się tęsknie na myśl o chłopaku, kliknęła w odpowiednie miejsce i czekała, aż mail otworzy się i będzie mogła przeczytać, co też znów napisał.
Wiadomość była krótka i dość zwięzła, nie pozostawała żadnych wątpliwości, ale Iris nie miała pojęcia, co ma teraz zrobić. Nie rozumiała postępowania swojego dziecka i nie popierała go. Miała zamiar powiedzieć mu o tym przy najbliższej okazji, czyli jak się okazało w nadchodzący czwartek. Zostało zaledwie pół roku do jego powrotu z pierwszego etapu misji i jego zachowanie było nieroztropne, a co najważniejsze nielogiczne. Musiała przemówić mu do rozumu i wyraźnie dać znać, co o tym wszystkim myśli. Zamknęła wiadomość i wyłączyła komputer, teraz nie miała już głowy do pracy. Jej syn postanowił wszystko zniszczyć, a na samą myśl o Tristanie, jej serce zakłuło nieprzyjemnie. Co ona powie temu chłopcu?
Nagle przypomniała sobie ten moment, chwilę przed odejściem Juliana, gdy żegnali się i dzielili ostatni uścisk. Słowa, które wtedy wypowiedział jej syn zabrzmiały w jej głowie ponownie.
Zaopiekuj się Tristanem, on jest silny, ale nadejdzie moment, gdy będzie nienawidził mnie tak bardzo, wtedy wytłumacz mu, że zrobiłem to dla jego dobra i kochałem ... kocham go, ale ma ruszyć dalej beze mnie.
***
Przemierzał szybkim krokiem drogę, która dzieliła go do domu Iris. Jeszcze chwilę wcześniej siedział razem z Jamiem w pubie, do którego został zaciągnięty niemal siłą i musiał wysłuchiwać spokojnego głosu bruneta, który co jakiś czas wspominał o jakimś chłopaku. Nie zapamiętał imienia, ponieważ w głowie cały czas miał nadchodzącą rozmowę z Julianem, której nie mógł się już doczekać. Zapukał do drzwi i wszedł do środka, już jakiś czas temu kobieta powiedziała mu, że nie musi czekać na zaproszenie.
– Cześć – zawołał od progu, zsuwając buty ze stóp i idąc w stronę salonu, gdzie zawsze odbywali pogaduchy z Julesem.
– Hej Tris – Rose minęła go i wbiegła po schodach na piętro.
Idąc jasnym korytarzem dotarł do pokoju i od razu zauważył Iris siedzącą na kanapie. Nie zauważył nigdzie laptopa i to wydawało mu się dziwne, ale nie przejął się tym i usiadł na fotelu.
– Dzień dobry Tristanie – kobieta posłała mu łagodne spojrzenie, które tak bardzo w niej lubił, ale dziś była dziwne przygaszona i to go zaniepokoiło.
– Nie spóźniłem się prawda? – zapytał z uśmiechem, ale Iris spięła się słysząc jego słowa, więc teraz wiedział, że coś jest nie tak. – Co się dzieje?
– Julian rozmawiał z nami w czwartek – powiedziała poważnym głosem, nie patrząc w jego stronę.
– W czwartek? Dlaczego właśnie wtedy? – nie rozumiał tego. Czy stało się coś, że trzeba było zmienić dzień? Był zdezorientowany i zupełnie niepoinformowany. – Wydarzyło się coś?
– Nie, po prostu chciał zmienić dzień.
– Ale dlaczego na czwartek? – jęknął, opierając ramiona na swoich kolanach. – Przecież doskonale zdaje sobie sprawę, że w czwartek jestem na zajęciach do samego wieczora i nie mogę się z nich urwać. Jak mam z nim porozmawiać, jeżeli to ma być w czwartek?
– Tristanie – zaczęła kobieta, ale jej głos brzmiał dziwnie i niepewnie, jakby nie wiedziała, co ma powiedzieć, ale mimo to starało się go pocieszyć.
– Coś wykombinuję, może uda mi się przepisać do innych grup, albo zamienię się z kimś – planował głośno, nie zwracają uwagi na mamę Juliana, która starała się mu przerwać, jednak robiła to nieudolnie.
– Tristan! – powiedziała w końcu głośniej i usłyszał pierwszy raz, jak podniosła głos.
– Tak?
– Nie wiem, jak mam ci to powiedzieć, ale nie zmieniaj swojego planu zajęć, nie rób już niczego dla Juliana.
– Co masz na myśli? Czego mi nie mówisz? – przesunął się na sam brzeg sofy i spojrzał na nią szeroko otwartymi oczami, które niczego nie ukrywały, były szczere, pełne lęku i obaw o to, co może zaraz usłyszeć.
– Nie wiem, jak mam ci to wyjaśnić. Jules podjął pewną decyzję i nie pochwalam jej. Starałam się wyperswadować mu ją z głowy i wytłumaczyć, że to co robi, to szczyt głupoty, ale on nigdy nie słuchał innych osób, zawsze sam decydował i tym razem również to zrobił – wyjaśniała szybko, gestykulując i nerwowo poprawiając włosy.
– O czym ty mówisz? Jaką decyzję podjął Julian?
– Tristanie, on postanowił to skończyć.
– Skończyć co?
– Wasz związek. Przykro mi, ale on jest taki uparty – wyciągnęła dłoń w jego stronę, ale odsunął się szybko, umykając jej.
– Słucham? Mówisz poważnie? – zapytał szczerze, ponieważ jeszcze tydzień temu rozmawiał z Julianem i szatyn nie dał po sobie poznać, że to chodzi mu po głowie, a teraz jego matka mówiła mu coś takiego.
– Tak, napisał do mnie maila z prośbą o zmianę dnia naszych rozmów, ponieważ nie chce, żebyś w nich uczestniczył.
– To jest prawda, on nie żartuje tak? – spojrzał na Iris, która skinęła krótko głową potwierdzając to, co już wiedział.
– Będę próbowała mu to wytłumaczyć. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby zmienił zdanie, obiecuję, ale nie zmuszę go.
– Co on sobie w ogóle myśli? Że tylko on jest w tym związku? Że ja nie zasługuję nawet na jedną głupią rozmowę? Oczekuje, że zerwie ze mną kontakt, przestanie odpisywać na wiadomości i to będzie znaczyło koniec? Odejdzie ode mnie, obróci w proch wszystko, co razem zbudowaliśmy? W imię czego? Ochrony mojego serca?
–On się troszczy, wiem, że robi coś niewłaściwego, ale wydaje mu się, że robi dobrze – tłumaczyła matka chłopaka, ale nawet ona wydawała się rozchwiana.
– Wszystko czego chcę, to Julian. Żyłem dla tej głupiej godziny w tygodniu, kiedy mogłem go zobaczyć, a teraz on co? Odejdzie, nie mówiąc nawet żegnaj? I będzie to tłumaczył miłością do mnie? Nie zgadzam się na to, mówię nie.
– Mam mu coś powiedzieć?
– Nie, przyjdę tutaj w czwartek i sam powiem mu, co o nim myślę i mam nadzieję, że nie będzie takim tchórzem i znajdzie w sobie odwagę, by spojrzeć mi w twarz.
–Nie chcę żebyście się kłócili. – powiedziała stanowczo kobieta. – Po co rozpoczynać wojnę z kimś, kogo i tak nie ma obok?
– To się tak nie skończy Iris – podniósł się ze swojego miejsca i popatrzył na nią z góry – to nie jest koniec i Julian może wybić to sobie z głowy, jeżeli chce się rozstać, to niech poczeka jeszcze pół roku i powie mi to w twarz, z chęcią tego posłucham.
– To nie skończy się dobrze – zawyrokowała pokonanym głosem, obserwując go, kiedy zmierzał do wyjścia.
– Oczywiście, że nie, ponieważ to się w ogóle nie skończy.
***
Trzasnął drzwiami i oparł się o nie, nie potrafiąc zrobić nawet kroku, był wyczerpany. Czuł się wykończony tym wszystkim. Mógł prowadzić bitwy z wszystkimi, z własną matką, która ciągle uważała, że Jules to pomyłka jego życia, z Laną, która cały czas posyłała mu te znaczące spojrzenia, nawet z Jamiem, który wspominał od czasu do czasu, że Tristan powinien się zabawić i korzystać z życia, ale nie mógł toczyć wojny z Julianem o Juliana. Nie mógł walczyć z szatynem o ich związek, mógł zmagać się z nimi wszystkimi, ale to Jules powinien być jego sprzymierzeńcem, osobą, która zawsze stanie po jego stronie. Nie mógł bronić się sam, był na to zbyt słaby, ale w sytuacji, w jakiej postawił go szatyn, miał zamiar walczyć. Jeżeli będzie musiał, to stanie nawet przeciwko Julianowi. Odnajdzie w sobie siłę, której nigdy nie miał.
To, że teraz wszystko tak wyglądało, nie oznaczało, że takie będzie całe życie. To, że wszystko się zmieniało, nie sprawiało, że całe ich wspólne życie jest skazane na porażkę. To, że oni wszyscy nie rozumieli tego, nie widzieli, co ich łączy, nie sprawiało, że miał zamiar zapomnieć i odkochać się nagle. Przecież nie musieli się rozstawać, nie musieli się żegnać, ponieważ Jules wróci. I jeżeli Tristan był czegoś pewny, to właśnie tego. Julian wróci, a on będzie na niego czekał.
***
Był czwartek, kiedy siedział ponownie w salonie Sennettów i czekał niecierpliwie na rozmowę. Zerknął na zegarek dokładnie w momencie, w którym na ekranie pojawiła się twarz mężczyzny. Z tego miejsca, w którym stał, Jules nie mógł go zauważyć.
– Cześć mamo – przywitał się ciepłym głosem, tak jak miał w zwyczaju.
– Cześć, ktoś chciałby z tobą porozmawiać – powiedziała Iris i odsunęła się.
– Kto taki? – zapytał ciekawsko szatyn i Tristan usłyszał, jak głośno wciąga powietrze, kiedy pojawił się w zasięgu jego wzroku.
– Ja.
– Co ty tu robisz? – wydusił starszy, wpatrując się w zielonookiego, który przyglądał się twarzy Juliana ze złością.
– Musimy porozmawiać – warknął w jego stronę i Tristan naprawdę nie spodziewał, że jego głos będzie tak ostry.
– Nie mamy o czym.
– Naprawdę Jules? Nie mamy o czym?
– Tak Tristanie, to koniec. Nie chcę, żebyś tutaj przychodził i ze mną rozmawiał, przestań też pisać do mnie maile i najlepiej nie nachodź mojej rodziny. Następnym razem ma cię tutaj nie być, nie narzucaj się mojej rodzinie – z tymi słowami zniknął z ekranu, przerywając połączenie.
W salonie zapanowała cisza i nikt nie odważył się odezwać, gdy podniósł się z kolan, na których wylądował w pewnym momencie i ruszył w stronę drzwi. Czuł na sobie wzrok Rose i wiedział też, że Iris na niego patrzy, ale nie potrafił się odwrócić i spojrzeć na nie. Nie był w stanie tego zrobić. Nie tego oczekiwał, nie takich słów się spodziewał. Nie myślał, że zostanie odrzucony. Gdyby życie było filmem, to teraz powinien rozpłakać się, wrócić do domu i zwinąć pod kocem na swoim łóżku i Tristan wiedział, że jego życie to nie film, a już na pewno nie bajka. Nigdy nie wierzył w szczęśliwe zakończenia, ale teraz miał w planach dokładnie to i w zasadzie jego plan zaczął być realizowany właśnie w tej chwili, gdy łzy zaczęły toczyć sobie mokrą ścieżkę po jego twarzy, a cichy szloch wyrwał się z jego ust.
To było zbyt dramatyczne dla zwykłego Tristana, ale idealne dla chłopaka, którego serce zostało właśnie złamane po raz drugi w życiu.
***
Nie wierzył, że został postawiony w takiej sytuacji, ale najwyraźniej los miał zamiar z niego zakpić, dlatego teraz otwierał kopertę z odręcznie napisanym słowem Pożegnaj tamten maj ...
Nie lubię tego słowa. Żegnaj brzmi tak bardzo dramatycznie i filmowo. Łatwo można sobie wyobrazić bohatera jakiegoś filmu, który pełnym rozpaczy głosem wykrzykuję żegnaj w stronę drugiej osoby i odchodzi w strugach deszczu. Tak właśnie widzę moment, w którym ludzie mówią to przeklęte żegnaj. Jednak nas to nie spotka, dzięki Bogu, bo kto chciałby w takim momencie stać na deszczu i moknąć. Nie ja i ty pewnie też nie. Prawa jest taka, że w ogóle nie chciałbym używać tego słowa, ale tylko ono jest w tej sytuacji odpowiednie. Zwyczajne do widzenia byłoby kłamstwem, ponieważ nie zobaczymy się już nigdy, zadbam o to. Do zobaczenia dawałoby zbyt wiele nadziei i zdecydowanie brzmiałoby jak niedopowiedzenie, więc muszę użyć tego słowa, żegnaj Tristanie, ponieważ to odbiera nam nadzieję, na kolejne spotkanie, a ostatnie czego chcę, to trzymanie cię w ciągłej niepewności i oczekiwaniu. Nie tak ma wyglądać twoje życie.
Teraz pewnie uważasz mnie za wielkiego dupka i chciałbyś mnie uderzyć, więc dobrze, że nie ma mnie obok. Tristanie nie robię tego dla siebie, nie rezygnuję z nas dla zachcianki. Odchodzę, ponieważ wierzę w ciebie, wierzę w twoje cudowne przyszłe życie, wierzę w każde twoje marzenie, wierzę w twoją przyszłość, ale dopóki ja będę w twoim życiu, ty będziesz stał w miejscu i na koniec znienawidzisz mnie, ponieważ uczynię cię nieszczęśliwym. Nie przestałem Cię kochać i szczerze wątpię, czy kiedykolwiek jeszcze się zakocham. W moim sercu zawsze będziesz Ty. Chyba miłość nie jest dla mnie, nie dla kogoś takiego jak ja, kogoś, kto jest tak poplątany. Raczej nikt by mnie nie zrozumiał, chociaż ty rozumiałeś wszystko, ale sami widzimy, co się teraz z nami dzieje. Ty masz się zakochać, zrozumiałeś? Nie zmuszę cię do tego, ale proszę cię o to Tristanie. Otwórz swoje serce na kogoś, pozwól się pokochać. Nawet nie wiesz, jak łatwe było kochanie ciebie, to był dla mnie zaszczyt i przyjemność.
Nie wiem, czy wierzę w przeznaczenie Tris, ale wydaje mi się, że coś faktycznie kieruje naszym życiem. Pory roku się zmieniają, kolejne lata mijają, pewni ludzie pojawiają się w naszym życiu, a inni znikają, taka jest już kolej rzeczy. Czasami musimy sobie odpuścić, pozwolić komuś zniknąć, uwolnić kogoś i siebie. Czasami musimy cierpieć, żeby później poczuć się dobrze. I tak jest też z nami, musimy się rozstać, by coś nowego mogło się dla Ciebie zacząć. Mam nadzieję, że to rozumiesz, a jeżeli nie teraz, to dotrze to do Ciebie za jakiś czas.
Boję się Tristanie. Boję się o Ciebie i o mnie, boję się, że zostanę sam, zupełnie sam, boję się, że załamiesz się i upadniesz, a nikt nie będzie na tyle czuły i odważny, by podejść i Cię podnieść. Boję się błędów, które popełnię i które Ty również będziesz popełniał, boję się że nasze życia zostały połączone już na zawsze, a ja rozłączam teraz coś, co powinno być nierozłączne, ale ten cały strach nie powstrzyma mnie, ponieważ nie mogę pozwolić, żebyś czekał. Nie spędzisz życia na czekaniu.
Pisząc te słowa, myślę o naszych marzeniach, o wszystkim tym, co zaplanowaliśmy. Teraz to wszystko stanie się tylko wspomnieniem. Powinienem wiedzieć to od początku. Tristanie naszym przeznaczeniem od samego początku było pożegnanie się, byliśmy na to skazani od pierwszego dnia naszej znajomości. Nawet gdybyśmy walczyli o sobie niczym lwy, my przeciwko światu, nie poradzilibyśmy sobie. Nie byliśmy przeznaczeni do walki, a do pożegnania.
Na koniec musisz wiedzieć Tristanie, że gdziekolwiek zaprowadzą Cię ścieżki twojego życia, będę o Tobie myślał, ale ktoś z nas musiał podjąć tę decyzję, ktoś z nas musiał odejść. Nie musisz nikomu, a już szczególnie mi, udowadniać miłości. Nie musisz pokazywać, jak bardzo mnie kochasz, ponieważ wiem, że nikt nigdy nie mógł kochać mnie bardziej niż Ty, ale w tym momencie odchodzę, a Ty masz ruszyć dalej. Mnie już nie ma.
Czasami taka wiosna jest tylko raz w życiu.
Twój Julian.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top