Rozdział czwarty - Wenus cz.2

Grudzień przyniósł Julianowi zbyt wiele zadań, którym musiał podołać i jeszcze więcej sekretów i tajemnic. Brunet dąsał się na cały świat, ponieważ była zima, zaczynał się świąteczny czas, a dookoła nie było żadnego śniegu. Kiedy szatyn wspaniałomyślnie zaproponował mu, by włożył głowę do zamrażarki, a wtedy od razu poczuje mróz, został zmiażdżony spojrzeniem zielonym tęczówek, więc postanowił nie odzywać się i pozwolił Tristanowi na tak dużo marudzenia, ile tylko chłopak mógł z siebie wyprodukować.

Żaden z nich nie był wielkim fanem świątecznej gorączki. Owszem lubili spędzać ten czas z rodzinami, ale szał zakupów i przystrajania domów jakoś im nie odpowiadał. Dodatkowo Julian nigdy nie mógł pozwolić sobie na objadanie wszystkimi pysznymi potrawami, które przygotowała jego mama, ponieważ jego dieta nie pozwalała na to. Już i tak pobłażał sobie, jedząc z Tristanem pizze. Przyglądanie się, jak jego siostry pałaszują ze smakiem całe jedzenie, nie napawało go duchem świąt, więc wybaczcie, ale nie był największym entuzjastą na świecie, słysząc słowo święta.

Natomiast Tristan miał w zwyczaju co roku obrażać się na cały świat za to, że nie widział śniegu, nie czuł mrozu i nie potrafił cieszyć się nawet z wolnych dni, kiedy nie musiał pojawiać się na uczelni. Byli dwoma gburami i dobrali się idealnie. Mimo wszystko Sennett z uśmiechem przyglądał się Diannie, która krzątała się, ozdabiając cały dom świątecznymi ozdobami. Wybuchnął głośnym śmiechem, gdy kobieta zaproponowała synowi, by dołączył do niej i przestał wreszcie dąsać się jak pięciolatek, na co młodszy wydął swoją wargę i z miną godną przedszkolaka siedział na kanapie oglądając świąteczny film, w którym oczywiście padał śnieg.

Dni mijały jeden za drugim, Julian zrywał kolejne kartki z kalendarza i zgniatając je w kulki wrzucał do kosza, ciesząc się z każdego trafienia. Jednak nic nie przygnębiało go bardziej, niż zmieniające się cyfry, mówiące o tym, że ma mało czasu, coraz mniej czasu, a patrząc na to, co przyniosła mu przyszłość i co musiał zrobić w lutym, miał miesiąc by wymyślić, jak powiedzieć Tristanowi prawdę. Od jakiegoś czasu zaczął zastanawiać się nad reakcją Willisa. Co zrobi chłopak, gdy pozna prawdę? Zacznie płakać, krzyczeć, zamilknie, każe mu wyjść czy sam wyjdzie, zerwie ich relację od razu i usunie jego numer ze swojego telefonu? Było tyle opcji i nie miał pojęcia, co zrobi Tristan.

***

Miał wrażenie, że loczek nigdy nie przestanie go zaskakiwać, i nie mylił się, gdy trzydziestego pierwszego grudnia późnym wieczorem wpadł do jego mieszkania z włosami upiętymi w coś, co przypominało koka i błyszczącymi z ekscytacji oczami. Nie miał pojęcia, co się dzieję, ale słyszał tylko coś o jakimś wyjściu, do którego zmusili go Eliot z Laną i że nie pójdzie tam sam, ale z Julianem będzie mu raźniej, więc ma się szykować i być gotowym za pięć minut, bo zaraz wychodzą.

Nie zadawał pytań, ponieważ to był Tristan, a jeżeli wspomniał coś o Eliocie i swojej siostrze, to nie było to nic niebezpiecznego. Nie był zaskoczony, gdy zobaczył mały bar z widokiem na ocean. Z środka dobywała się stara muzyka z lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, a na jego twarzy od razu pojawił się nostalgiczny uśmiech, ponieważ kto nie lubił tamtych starych dobrych czasów, na pewno nie Julian. Connie Francis wyśpiewywała swoje słynne Who's sorry now, gdy wchodzili do środka, trzymając się za dłonie.

Nie wiedział, że istnieje takie miejsce, w którym gra się jeszcze taką starą muzykę, zapomnianą przez świat. Melodia z A Summer Place właśnie zaczęła płynąć z głośników, gdy przepychali się w stronę baru, by zamówić sobie coś do picia. Oczywiście nawet na moment nie zapomniał o tym, że nie może pić. Nawet jeżeli był sylwester. Widział, jak Tristan stara się nieudolnie dopchać do baru i zdusił chichot, ponieważ loczek nie pasował do takiego miejsca, tak samo jak on, ale nadal nie miał zamiaru zmieniać swojego stylu bycia. Zobaczył, jak Eliot przewraca oczami, odsuwa Willisa i sam zamawia im cztery piwa. Nie zdążył nawet powiedzieć, że nie pije, gdy blondyn zaczął cofać się z alkoholem, idąc w ich kierunku.

– To dziwne miejsce prawda? – usłyszał szept loczka i uśmiechnął się mimowolnie, ponieważ nawet w takim hałasie i zamieszaniu rozumieli się doskonale i myśleli podobnie.

– Tak – odparł głośniej, by chłopak go usłyszał. – Ale podoba mi się.

– Naprawdę? Nie jest zbyt nowoczesne – zauważył zdziwiony brunet, ale uśmiechnął się radośnie.

– Och kochanie, a czy my jesteśmy nowocześni? – zapytał ze śmiechem i zaczął nucić pod nosem piosenkę. – Każdej nocy pytam gwiazd, dlaczego muszę być zakochanym nastolatkiem.

– Racja – zgodził się młodszy i upił łyk piwa, ale skrzywił się i odstawił alkohol na stolik. – Ohyda, nigdy nie lubiłem tego świństwa. A ty nie pijesz dziś niczego? Jest sylwester.

– Dziękuję za poinformowanie mnie, jaki mamy dziś dzień – powiedział, uwielbiając drażnić w ten sposób Tristana. – I nie, nie piję.

– Kiedyś dowiem się, dlaczego nawet nie moczysz ust w alkoholowych napojach – powiedział, marszcząc nos i brwi, wyglądając przy tym komicznie.

– Oczywiście Sherlocku – zgodził się z nim od razu, obejmując go w pasie. – A do tego czasu... – urwał, słysząc, jaka piosenka właśnie się zaczyna – och musieli to włączyć – jęknął i starał się ukryć swoją ekscytację.

– Co jest złego w tej piosence? – zapytał konspiracyjnym szeptem Tristan.

– Nic, po prostu bardzo ją lubię – wyjaśnił i nie zastanawiając się długo, pociągnął loczka na parkiet.

– Co ty robisz?

– Tańczę z tobą.

– Ale mówiłeś, że nie tańczysz – zauważył Willis, mimo wszystko obejmując szatyna i przysuwając się bliżej.

– Kiedy powiedziałem takie okropne kłamstwo? – zapytał z udawanym przerażeniem, a młodszy zaśmiał się, odchylając swoją głowę do tyłu, eksponując mlecznobiałą skórę na szyi. Julian zastanawiał się, jak to możliwe, że chłopak nadal jest tak blady, mieszkając tutaj na Florydzie.

– Kiedy spotkaliśmy się na imprezie twoich sióstr – przypomniał mu chłopak, zerkając na niego niepewnie. – Pamiętasz?

– Och pewnie, miałem na myśli, że nie tańczę z nastolatkami – uszczegółowił i zaczął poruszać się w rytm melodii, rozejrzał się, widząc, że parkiet opustoszał i tylko kilka par tańczyło tak jak oni. – Gdzie oni wszyscy poszli?

– Eliot wspominał coś o tym, że prawdziwa impreza odbędzie się na plaży.

– Typowo, ale to znaczy, że zostało dla nas więcej miejsca – stwierdził i obrócił Tristana, który pisnął i przytrzymał się go mocniej. – Proszę, powiedz mi, że pozwolisz mi być twoim mężczyzną. I proszę, powiedz mi, że dasz się trzymać za rękę – zaśpiewał, śmiejąc się z opornie poruszającego chłopaka. – No już rozluźnij się – wymruczał mu do ucha.

– Nie lubię takich miejsc, nie czuję się tutaj pewnie, wiesz? – wyjaśnił skrępowany i przygryzł wargę, unikając jego wzroku.

– Hej, spokojnie, nikt nawet na nas nie patrzy, jesteśmy tylko ty i ja, tak jak zawsze – uspokajał go, delikatnym głosem. – A kiedy cię dotykam, czuję się szczęśliwy w środku. To takie uczucie, którego, mój kochany nie mogę ukryć, nie mogę ukryć, nie mogę ukryć.

– Nie wiedziałem, że śpiewasz – Tristan objął go mocniej, wtulając się w jego ciało.

– Bo nie śpiewam.

– Nieprawda – powiedział cicho. – Teraz śpiewasz i to wychodzi ci całkiem dobrze.

– A ty tańczysz.

– I czuję się kretyńsko.

Melodia zmieniła się w dużo szybszą i wolne kroki przestały pasować, więc Julian przyspieszył trochę, chcąc rozluźnić Tristana, który był dziwnie spięty, a przecież na początku, gdy tu przyszli, wydawał się radosny i szczęśliwy. Pogłaskał go między łopatkami i pocałował krótko w nos. Czasami zastanawiał się, jak to jest możliwe, że z totalnego braku zainteresowania kimkolwiek nagle wpadł w coś tak uczuciowego i nawet nie bał się obnosić ze swoją miłością. Nagle usłyszał śmiech chłopaka i spojrzał na niego zmieszany, ponieważ nie miał pojęcia, z czego ten może się śmiać. Popatrzył na niego pytająco.

– Och po prostu miałeś na twarzy takie dziwne coś, nie mam pojęcia o czym myślałeś, ale wyglądałeś inaczej niż zwykle – zaczął wyjaśniać chaotycznie Willis, podrygując w rytm piosenki. – Byłeś gdzieś daleko prawda? Wydawałeś się szczęśliwy, ale też zaskoczony i do tego jeszcze się uśmiechałeś. O czym myślałeś?

– Jesteś taki dziwny – powiedział krótko, ale nie potrafił przestać się uśmiechać, widząc tak radosnego chłopaka.

– Ej tylko nie dziwny – obruszył się natychmiast i odsunął od niego, tańcząc samemu na środku parkietu. – A ty jesteś tajemniczy Julianie Sennett i kocham cię – wyznał śpiewająco i szybko zakrył swoje usta, gdy uzmysłowił sobie, co przed chwilą powiedział. – Ja nie ... to nie, to nie miało tak być – jęknął i szybko zaczął się cofać, omal nie upadając na szafę grającą, stojącą za nim.

– Hej uspokój się dobrze – poprosił, podchodząc do chłopaka, który wpatrywał się w niego oczami pełnymi lęku.

– Jak mam się uspokoić, kiedy wypaliłem z czymś takim, Boże, kretyn ze mnie – mówił przygnębionym głosem. – I musiałem zrobić to akurat dziś i zepsuć całą zabawę.

– Po pierwsze nie kretyn, ponieważ to czułe słówko należy do mnie, a po drugie Tristanie nie przepraszaj mnie za coś takiego i błagam nie czuj się z tym źle – powiedział i objął chłopaka w pasie, przytulając go tak, by nie uciekł mu po chwili. – I cieszę się, że powiedziałeś to pierwszy, ponieważ ja nigdy nie ośmieliłbym się wyznać tego na głos, a w mojej głowie powtarzałem to już nieskończoną ilość razy.

– Naprawdę? – ciche pytanie rozbrzmiało w sali pogrążonej w muzyce i Jules mógł tylko przytaknąć i pocałować chłopaka, który patrzył na niego z niepewnością i nadzieją.

– Naprawdę Tris – wyszeptał, muskając jego usta, łącząc delikatnie ich wargi.

– Nigdy nikomu nie powiedziałem czegoś takiego – wyznał loczek, przytulając się do szatyna, który objął go ramieniem i przycisnął ich ciała bliżej. – Nie jestem zbyt wylewny, zresztą sam dobrze o tym wiesz.

– Jestem dokładnie taki sam, więc nie musisz się wstydzić, albo czuć się skrępowany – odparł, uśmiechając się na samą myśl o tym, jak byłby zawstydzony, gdyby miał powiedzieć Tristanowi, że jest w nim zakochany, bez pewności, czy ten odwzajemnia jego uczucia. To byłoby najbardziej przerażające doświadczenie w jego życiu i był wdzięczny loczkowi, że wybawił go od tego.

– Nie wiem, jak się odnaleźliśmy, ale sądzę, że nikt nie zrozumie nas popaprańców lepiej, niż my sami – powiedział ze śmiechem Tristan i wyraźnie rozluźnił się w jego ramionach.

– Cóż przypomnę ci, że spotkaliśmy się w bibliotece, gdy miałeś swój mały atak histerii i ...

– Dobrze, dobrze już wszystko rozumiem – przerwał rozbawiony  i skradł mu małego buziaka. – I dla twojej wiadomości, to nie był żaden atak histerii, nie miewam takowych.

– Oczywiście, że nie, a teraz może dołączymy do twojej siostry i reszty towarzystwa, chyba że masz ochotę zmyć się stąd i wrócić do mnie?

– Już myślałem, że nie zaproponujesz – powiedział zielonooki i nim Julian zdążył zareagować, został pociągnięty w stronę drzwi, pośpiesznie mijając w progu Eliota i Lanę, którzy popatrzyli na nich, nie kryjąc swojego zdziwienia.

– A gdzie wy idziecie? – zapytała blondynka, unosząc jedną brew. – Zabawa dopiero się zaczyna.

– Znasz swojego brata, nie jest duszą towarzystwa – odparł Jules i pomachał im na pożegnanie.

– Tylko pamiętajcie o zabezpieczeniu! – krzyknął za nimi Eliot i Julian zdążył jeszcze usłyszeć głos Lany, która rozpoczęła właśnie swój wykład, a później nie obchodziła go już impreza, głośne dźwięki muzyki i fajerwerki rozświetlające niebo, ponieważ był we własnym prywatnym niebie.

***

To co robili teraz było dość nieoczekiwane. W zasadzie było ostatnią rzeczą, jakiej pewnie Tristan się spodziewał, ale szatyn miał to w planach od dawna, a loczek mógł zobaczyć dzięki temu coś nowego. Czuł na sobie wzrok Willisa, gdy rozkładał jeden koc, układał poduszki i położył się wygodnie po jednej stronie. Przewrócił oczami, ponieważ oczywiście Tris nie mógł zrobić tego co on, musiał pokazać swoje niezadowolenie.

–Czy możesz położyć się obok mnie? – zapytał i już skupił swoje oczy na ciemnym niebie.

– Dlaczego niby mam to zrobić?  Rozumiem, że chciałeś nawdychać się świeżego powietrza, ale z całym szacunkiem, ja nie mam zamiaru odmrozić sobie tyłka tylko dlatego – mówił niezadowolonym głosem, podkreślając każde słowo.

– Nie bądź taką marudą – wytknął mu mężczyzna i ignorował chłopaka, który rozglądał się dookoła w poszukiwaniu jakiegoś miejsca, gdzie mógłby się schronić.

– Nie marudzę, jestem tylko racjonalny, mamy styczeń, jest zimno, a ty leżysz na kocu, gapisz się w niebo jak jakiś wariat i myślisz o bóg wie czym – jęknął i usiadł z cierpiętniczą miną.

– Tristan tak jak bardzo cię kocham, błagam, zamknij się, bo zaraz coś ci zrobię – powiedział poważnie, zerkając przez chwilę na loczka, który popatrzył na niego urażony.

– Jesteś sadystą Julianie Sennett – stwierdził powoli, ale położył się obok swojego partnera, starając znaleźć wygodną pozycję, tak by nic nie wbijało mu się w plecy. Leżał przez chwilę w ciszy, gdy postanowił, że musi się odezwać. – Co my tutaj właściwie robimy? Jest zimno, mamy połowę stycznia, najzimniejszego miesiąca na Florydzie, a my leżakujemy sobie i trzęsiemy się z zimna. Nie powiem, seks pod gwiazdami jest całkiem romantycznym pomysłem, nawet zbyt romantycznym jak na ciebie, więc powinienem zacząć się bać, ale wybacz, nie mam zamiaru odsłaniać nawet centymetra mojego ciała, a już na pewno nie wystawię tutaj swojego tyłka, który już zamarza.

– Jesteś taką dramatyczną istotą – westchnął Jules, gdy chłopak w końcu zamknął się i przestał paplać od rzeczy. – Z całym szacunkiem, ale nie przespałbym się z tobą w miejscu, gdzie możemy mieć świadków i jeżeli jest ci zimno, to proszę, po to zabrałem ze sobą koce – okrył ich i uśmiechnął się, gdy ciało zaczęło się przyjemnie rozgrzewać, a marudny Tristan zamruczał z przyjemności, przysuwając się bliżej niego. – A teraz kiedy w końcu jesteś cicho, zdradzę ci, że jesteśmy tutaj, ponieważ dziś na niebie znajduje się najpiękniejszy księżyc w roku, nazywany wilczym księżycem.

– Co? – mruknął loczek, patrząc na niego niezrozumiale.

– Skup się skarbie – poprosił i przyciągnął go bliżej siebie, pozwalając, by głowa młodszego spoczęła na jego piersi. – Co roku w styczniu mamy pełnię i ten księżyc został nazwany przez Indian wilczym, ponieważ właśnie w tym czasie na terenach, gdzie panowała prawdziwa zima, jedyne co można było usłyszeć, to wycie samotnych wilków, które poszukiwały pożywienia.

– Kiedy spada śnieg i wieje biały wiatr, samotny wilk umiera, ale stado przeżyje – wtrącił śpiącym głosem Tristan.

– Dokładnie tak, ładnie powiedziane – pochwalił go i objął mocniej, gdy poczuł dreszcze przechodzące przez ciało loczka.

– To z gry o tron – wyjaśnił cicho – kiedy spada śnieg i wieje biały wiatr, samotny wilk umiera, ale stado przeżyje. Latem jest pora na kłótnie. Zimą natomiast musimy chronić się nawzajem, ogrzewać, dzielić myślami. Dlatego jeśli już musisz nienawidzić, to nienawidź tych, którzy naprawdę mogą nas skrzywdzić.

– Dzisiaj w nocy Ziemia znajduje się najbliżej Słońca – powiedział powoli, wpatrując się w niebo, które dziś wyjątkowo nie było osnute żadnymi chmurami. – Mamy piękną noc, może dzięki temu uda nam się zobaczyć jakieś spadające gwiazdy, to powinno ci się spodobać.

– Jak to możliwe, że dziś Ziemia jest najbliżej Słońca, jeżeli mamy zimę? – zapytał Tristan, obracając się w ten sposób, że leżał na ciele szatyna i zasłaniał mu cały widok.

– Och Tris myślisz tak jak wszyscy ludzie prawda? – zaśmiał się i odgarnął loki z czoła młodszego, przewracając oczami na jego niezadowoloną minę. – Ziemia znajduje się najbliżej słońca zawsze zimą, a nie tak jak wszyscy by się spodziewali latem.

– To nielogiczne – burknął loczek. – Zresztą wszystko co ma związek z kosmosem jest dziwne i nielogiczne – dodał po chwili i ponownie położył się wygodniej, odsłaniając Julianowi widok na rozgwieżdżone niebo.

Zastanawiał się nad słowami Tristana. Dla niego kosmos był najważniejszy, był jakąś stałą częścią jego istnienia czymś, na czym opierało się całe jego życie. Wszechświat był jego częścią. Niestety zdawał sobie sprawę, że loczek nie podzielał jego pasji. Rozumiał to w pełni, mało kto fascynował się tym tak jak on czy ludzie w NASA, ale mimo wszystko poczuł jakiś bolesny uścisk w piersi, gdy z ust Willisa padły tak mało pochlebne słowa. Myślał, że może dziś powie mu prawdę, że przy tych spadających gwiazdach, jasnym księżycu rozświetlającym ich twarze, będzie w stanie to zrobić, że odważy się wyznać mu prawdę i wprowadzi go do swojego świata. Niestety po raz kolejny stchórzył, zresztą nie chciał mu psuć wieczoru i ich wspólnego czasu. Będzie miał jeszcze wiele dni, by w końcu powiedzieć wszystko.

– Och spójrz, spadająca gwiazda – rozentuzjazmowany głos Tristana sprowadził go na ziemię. – Pomyśl życzenie – zamiast wpatrywać się w niebo, śledził wzrokiem twarz Willisa, to jak zamknął oczy i zacisnął powieki, usilnie starając się wymyślić jakieś życzenie, jego nos zmarszczył się zabawnie, a po chwili twarz rozświetliła radość. – Pomyślane – ogłosił dumnie loczek i pochylił się w jego stronę. – A ty wymyśliłeś jakieś? – zapytał z taką szczerością i ufnością, że Julian nie potrafił powiedzieć mu, że nie widział żadnej gwiazdy, ponieważ potrafił patrzeć tylko na niego.

– Pewnie, że tak. Za kogo mnie masz? Nie można ignorować spadającej gwiazdy – odparł żartobliwie i z ulgą poczuł, jak chłopak, kładzie się wygodnie i wtula twarz jego szyję. Zdecydowanie łatwiej było kłamać, gdy nie miało się przed sobą tych zielonych tęczówek.

– Co sobie zażyczyłeś? – zapytał młodszy z ustami przyciśniętymi do jego skóry.

– Nie mogę tego zdradzić, bo wtedy się nie spełni – przeczesał dłonią jego splątane włosy i uśmiechnął się leniwie, słysząc, jak Tristan marudzi coś o tym, że ma w domu grzebień. – Myślę, że możemy wracać, jesteś przemarznięty, a za dwa tygodnie są twoje urodziny, nie możesz być chory na tej wielkiej imprezie, którą chcę zorganizować ci Eliot.

– Coo? – jęknął młodszy. – Nie chcę żadnej głupiej imprezy. Dlaczego moja siostra musi być z kimś takim jak Eliot? – podniósł się ciężko i szedł niezadowolony, tupiąc przy tym głośno.

– Nie zachowuj się jak pięciolatek – krzyknął za nim, składając koce.

– Będę zachowywał się tak, jak chcę, nawet jak czterolatek, a tobie nic do tego – odkrzyknął Tristan, nawet nie patrząc w jego stronę.

– Cokolwiek powiesz skarbie, ale w takim razie nie śpisz dziś ze mną – roześmiał się głośno, gdy loczek zatrzymał się w pół kroku i powoli obrócił. – Stało się coś?

– Cios poniżej pasa Sennett – wytknął mu chłopak, ale gdy wsiadał do samochodu, wydawał się już dużo spokojniejszy. – Po prostu nie chcę żadnej imprezy, przecież znasz mnie – powiedział cichym głosem, skulony tuż obok szatyna.

– Żartowałem Tris, nie będzie żadnej imprezy, Eliot nawet nie wie, kiedy masz urodziny – pocieszył go, łącząc ich dłonie razem, całując powoli nadgarstek chłopaka, który wstrzymał oddech na ten czuły gest.

– Nie żartuj tak kretynie – odpowiedział, ale uśmiechnął się, gdy Julian ruszył powoli, jadąc w stronę swojego mieszkania.

Przez całą podróż do domu, gdy wysiadali z samochodu, wchodzili po schodach, zrzucali buty w przedpokoju, w głowie Juliana rozbrzmiewało życzenie, którego nie zdążył pomyśleć nie pozwól by księżyc i gwiazdy nas rozdzieliły, nie pozwól by wszechświat skradł mnie na zawsze, zostań ze mną tu na ziemi i tam w przestworzach. Nie opuszczaj mnie.

***

Dianna wróciła z pracy i zastała cały dom pogrążony w ciemności. Domyśliła się, że syn jest u Juliana lub siedzi w swoim pokoju, robiąc coś na kolejne zajęcia. Podgrzała sobie obiad, który zostawił jej Tristan i usiadła na sofie, włączając po drodze telewizor. Jak zwykle o tej porze przełączyła na kanał informacyjny, by dowiedzieć się, co wydarzyło się na świecie przez ten cały czas, gdy była w szpitalu. Niespodziewanie znajomy głos dobiegł do jej uszu, więc podniosła gwałtownie głowę patrząc na ekran, na którym teraz Julian Sennett mówił coś podekscytowanym głosem, uśmiechając się przy tym promiennie. Nie miała pojęcia, co właściwie się tutaj dzieje, zwiększyła głośność, by dowiedzieć się czegoś więcej, ale jedyne na czym mogła się skupić, to napis u dołu ekranu ogłaszający wszem i wobec, że właśnie ma miejsce konferencja prasowa ekipy, która już za kilka miesięcy ma odbyć najdłuższy lot w kosmos, by później powrócić i polecieć po raz kolejny na międzynarodową stację kosmiczną.

Nie miała pojęcia, jak zareagować. Julian okazał się najmłodszym na świecie astronautą, który od lat był przygotowywany do przełomowej misji organizowanej przez NASA. To ją przeraziło, nie wiedziała o tym. Chłopak nie wspomniał o tym ani słowem, a Tristan zachowywał się w taki sposób, jakby nie zdawał sobie z tego sprawy. Do jej uszu dotarły słowa szatyna...

– ... to niesamowite, marzyłem o tym od kiedy tylko pamiętam, a teraz już za niespełna pół roku to wszystko stanie się prawdą. Po ponad dziesięciu latach przygotowań możemy śmiało stwierdzić, że jesteśmy gotowi do misji i już nie możemy się doczekać dnia startu.

– Nie przeraża was długość wyprawy? Nie będziecie widzieć bliskich przez lata – powiedziała jedna z dziennikarek i Dianna nieświadomie przysunęła się bliżej telewizora.

Jeżeli o mnie chodzi, moja rodzina od początku wiedziała, na czym będzie polegała misja. Oczywiście mama wolałaby mieć mnie na miejscu, ale rozumie moją miłość do kosmosu i akceptuje ją. Żyłem ze świadomością tego, że nadejdzie ten dzień, kiedy na jakiś czas zostawimy Ziemię za sobą.

– Jesteście świadomi ryzyka? Przecież musicie wiedzieć o chorobach, jakich możecie doświadczyć po powrocie. Zdajecie sobie sprawę z zagrożeń? Oczywiście istnieje też prawdopodobieństwo, że nie wrócicie wcale. Co o tym myślicie?

– Oczywiście każdy z nas wie, czym ryzykujemy i co możemy stracić, to jasne od samego początku – odparł z uśmiechem Julian, ale dziennikarka nie miała zamiaru dać mu spokoju.

– Jesteś najmłodszym uczestnikiem. Kto będzie czekał na twój powrót tutaj na Ziemi? Zostawisz za sobą jakieś złamane serca?

– To nie jest sprawa, którą musiałaby się pani przejmować, chyba że to pani serce złamię, wtedy to już inna kwestia – stwierdził żartobliwie i dziennikarze obecni na konferencji zaśmiali się głośno. – Jeżeli nie ma więcej pytań, to dziękujemy i do zobaczenia.

Dianna wpatrywała się w ekran, zastanawiając, czy to wszystko tylko się jej przyśniło, czy jednak okazało prawdą. Wyłączyła telewizor i w ciszy rozmyślała o tym, czego się dowiedziała. Jednego była pewna, jej syn nie miał o niczym pojęcia. Zakochał się w chłopaku, który niedługo zniknie i zostawi go zupełnie samego, w dodatku bez żadnej możliwości kontaktu. Zrani go, skrzywdzi i porzuci. Musiała porozmawiać z Julianem, rozumiała, że miał swoje plany i marzenia, ale mógł nie wchodzić z buciorami w spokojne życie Tristana. Zmusi go do powiedzenia prawdy, czy mu się to podoba czy nie, a jeżeli odmówi, sama porozmawia ze swoim synem i wyzna mu wszystko, czego się dowiedziała. Miała tylko nadzieję, że Tristan nie oglądał wiadomości i nie dowiedział się o wszystkim przypadkowo.

***

Był zdziwiony, kiedy odebrał telefon i usłyszał głos Dianny po drugiej stronie. Będąc zupełnie szczerym, nie domyślał się nawet, o co może chodzić mamie Tristana. Kobieta poprosiła o spotkanie, więc zgodził się od razu, zastanawiając, co takiego się stało. Zapukał krótko i wszedł do domu Willisa, od progu mówiąc głośne dzień dobry. Nie usłyszał odpowiedzi, więc ruszył w stronę kuchni, gdzie często można było zastać Diannę, siedzącą przy stole z jedną ze swoich ulubionych książek. Tak było też i tym razem, z tą różnicą, że kobieta nie czytała niczego, a na jej twarzy nie mógł dostrzec tego promiennego, pełnego ciepła uśmiechu.

– Dzień dobry – przywitał się i usiał na przeciwko kobiety. – Stało się coś? – zapytał po chwili, kiedy nie odezwała się do niego i nie zaszczyciła go nawet spojrzeniem.

– Julianie, lubię cię naprawdę, ale odpowiedz mi na jedno pytanie. Jakim prawem pojawiłeś się w życiu mojego syna, wiedząc, że za chwilę znikniesz?

– Słucham? – popatrzył na nią zaskoczony, jedno spojrzenie i wiedział, że Dianna zna prawdę i jest wściekła. – Skąd? Jak?

– Wczorajsza konferencja prasowa była transmitowana na żywo – wyjaśniła poważnym głosem. – Masz mi coś do powiedzenia, bo najwidoczniej mojemu synowi nie miałeś.

– To nie tak, wiem jak to wygląda, ale to zupełnie nie tak – starał się wyjaśnić wszystko, ale w najgorszym momencie zabrakło mu słów.

– Nie jak? Nie rozkochałeś w sobie mojego syna? Nie okłamywałeś go przez ten cały czas? Nie ukrywałeś najważniejszej części swojego życia?

– Nie rozkochałem w sobie Tristana – wydusił z trudem. – Nie planowałem tego wszystkiego, nie myślałem o tym, że się w nim zakocham. To ... to było niespodziewane, nie chcę mówić o przeznaczeniu, bo nie wierzę w takie głupoty, ale powiedz mi Dianno co to było, jeżeli nie przeznaczenie? Nie potrzebowałem ludzi, Bóg mi świadkiem, że nie mam nawet bliskich znajomych oprócz Eliota, który i tak wie o mnie mało, ale kiedy poznałem twojego syna, wpadłem na ten głupi pomysł przyjaźni i stało się. Nie potrafiłem pozwolić mu odjeść, każdego dnia patrzyłem w stronę kalendarza, widziałem zmieniającą się datę, ale nie umiałem wyznać mu prawdy, ponieważ bałem się, że stracę coś, co znaczy dla mnie tak dużo. Jestem tchórzem, bo nie chcę spojrzeć w jego oczy i zobaczyć tam złości, zdrady, poczucia krzywdy. Nie chciałem go okłamywać, ale łatwiej żyło mi się w kłamstwie, które nas przynajmniej nie raniło. Możesz mnie nie rozumieć, ale postaraj się uwierzyć, że nie chciałem skrzywdzić Tristana – zamilkł i spuścił wzrok na swoje dłonie, które nieświadomie zacisnął w pięści. To nie miało być tak, chciał powiedzieć chłopakowi, ale wbrew pozorom zwykła rozmowa była trudniejsza, niż ukrywanie prawdy.

– Julianie uwierz mi, rozumiem, ale zranisz Tristana tak bardzo, nawet nie wiesz, jak przeżył odejście swojego ojca, a teraz ...

– Wiem, powiedział mi co działo się po odejściu Petera– wtrącił bez zastanowienia.

– Wiesz? On nikomu o tym nie opowiadał – powiedziała zaskoczona, patrząc na niego z podejrzliwością.

– Powiedział mi już jakiś czas temu, Dianno naprawdę mi na nim zależy.

– W takim razie powiedz mu prawdę, albo ja to zrobię – z tymi słowami wstała od stołu i wyszła z kuchni, zostawiając go zupełnie samego do momentu w którym w domu zjawił się Tristan z radosnym uśmiechem na ustach, tak nieświadomy rozmowy, która miała miejsce chwilę temu.

***

– Jesteś takim nudziarzem – krzyknęła Alannah i pisnęła, kiedy Eliot szturchnął ją łokciem w bok. – No co? To są dwudzieste pierwsze urodziny? Błagam, ty byś się cieszył z takiej imprezy? Może powiesz, jak wyglądała twoja urodzinowa balanga? – pytała uszczypliwie, ale każdy kto ją znał, wiedział, że droczy się celowo.

Zresztą nikt nie spodziewał się hucznej imprezy, w końcu to był Tristan. Spędzali ten dzień w domu, objadając się ciastem, pijąc wino i rozmawiając. Dla kogoś to mogły być nudy, ale najważniejsza osoba, czyli Tristan czuł się idealnie. Nareszcie też Jamie i Julian mieli okazję się poznać. Obawiał się tego, co może się wydarzyć, ponieważ Jules nigdy nie chciał słuchać zbyt długo o Jamiem, a brunet śmiał się za każdym razem, gdy Tristan zaczynał opowiadać o szatynie. Całe szczęście był tutaj Eliot, który jak nikt inny potrafił rozmawiać z każdym, niezależnie od wieku, płci, narodowości czy orientacji. Willis obserwował wszystkich dokładnie, nie wiedział, co się stało, ale jego mama od kilku dni chodziła jakaś osowiała, niezadowolona, tak jakby przytłaczał ją jakiś problem. Nigdy nie był dobry w szczerych, uczuciowych rozmowach, więc nawet nie starał się wtrącać w sprawy innych, ale teraz wiedział, że coś jest nie tak, ale nie miał pojęcia, co takiego.

Zerknął na Juliana, który rozmawiał o czymś z Jamiem. Nie mieli ze sobą zbyt wiele wspólnego, ale zauważył, że Sennett potrafi mówić w taki sposób, by nawiązać rozmowę z każdym, nawet jeżeli nie ma na to ochoty. Pod tym względem byli przeciwieństwami, ponieważ Tristan nawet się nie starał udawać, że chce kogoś poznać. Zauważył, że szatyn nie je ciasta, w zasadzie na jego talerzyku leżał kawałek tortu urodzinowego, ale był nietknięty, tak samo jak wino w kieliszku. Jules miał dziwne upodobania co do jedzenia, tego zdążył się już dowiedzieć.

– Oj Lana, wolałabyś nie wiedzieć – stwierdził rozbawiony Eliot i cudem uniknął pięści Alannah zmierzającej w stronę jego ramienia.

– Dupek.

– O czym rozmawiacie? – przytulił się do ramienia Juliana, patrząc to na jednego to na drugiego chłopaka.

– A takie tam – brunet machnął dłonią, chcąc zmienić temat jak najszybciej, ale loczek nie miał zamiaru pozwolić mu na to.

– Hej, chcę wiedzieć, o czym rozmawiacie. To chyba nie jest żadna tajemnica prawda?

– Tris, gadaliśmy o głupotach, zwyczajne nic nieznaczące bzdety, mamy to powtarzać? Serio chcesz tego słuchać? – zapytał Julian, unosząc jedną brew i obserwując go z rozbawieniem. Tristan może by się na to nabrał, gdyby nie to, że wzrok chłopaka uciekł szybko w bok, gdy ich tęczówki się spotkały.

– Kłamiecie obaj – podsumował coraz bardziej zły. – Ty jesteś nerwowy, a Jamie kłamie. Od razu to rozpoznałem, więc słucham. O czym plotkowaliście? Zamieniam się w słuch – założył ręce na piersi i popatrzył na nich natarczywym wzrokiem, który mówił jasno, że nie odpuści im, dopóki nie dowie się prawdy.

***

Julian wiedział, że rozmowa z Jamiem będzie błędem i nie mylił się. Kiedy tylko usiedli obok siebie, a Tristan zniknął na moment w łazience, jakimś cudem Merrigan osaczył go. Od razu stwierdził, że Julian nie mówi całej prawdy i że ma gdzieś to, czego nie mówi Tristanowi, ale ma wyznać mu prawdę, ponieważ w innym wypadku sam z niego to wyciśnie. Chwilę później do jego boku przytulił się Willis i wiedział, że nie wymiga się i będzie musiał powiedzieć wszystko loczkowi, całą prawdę od początku do końca. To nie był najlepszy moment na coś takiego, nie chciał zepsuć urodzin chłopaka, który był szczęśliwy, uśmiechał się promiennie, zajadał swoje ulubione ciasto i śmiał cicho z kłótni Eliota i Lany, a on musiał to zepsuć. Cały czas zastanawiał się, jak zareaguje, co zrobi, czy uderzy go, rozpłacze się, każe mu się wynosić. Było tyle opcji i każda prawdopodobna w tym samym stopniu.

Wyciągnął chłopaka z salonu i zaprowadził do jego pokoju. Posadził go na łóżku i zaczął krążyć po pokoju w tą i z powrotem. Wiedział, że swoim zachowaniem denerwuje go, ale nie mógł usiedzieć w miejscu, był zbyt nerwowy i wystraszony. Czuł na sobie wzrok loczka, obserwujący czujnie każdy jego krok. Obrócił się powoli w jego stronę i zatrzymał w miejscu, kilka kroków od niego.

– Julian możesz mi powiedzieć, co się dzieje? – zapytał spokojnie Tristan i tym jednym, krótkim pytaniem sprawił, że szatyn uspokoił się, ponieważ wiedział, że nadszedł czas, by przestać okłamywać siebie i najbliższą mu osobę. To był czas na wyznanie prawdy, nawet jeżeli to miałyby być ostatnie słowa wypowiedziane do Tristana.

Musiał być uczciwy przed osobą, która sprawiła, że poczuł się szczęśliwy. Wiedział, że to tani frazes, ale w jego wypadku tak właśnie było. Miał wszystko, kochaną rodzinę, zdrowie, pieniądze, spełniał swoje marzenie, ale rzadko kiedy miał z kim pooglądać gwiazdy, pośmiać się z filmu, czy biegać po plaży. Loczek dał mu szczęście i Julian wiedział, że będąc tam daleko, oddalony od niego o miliony kilometrów, będzie miał w pamięci ich wszystkie wspólne momenty. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top