Rozdział 5
Czasy klątwy Storybrooke
Luna
Spacerowaliśmy razem jedząc lody aż usiedliśmy na ławce przy placu zabaw. Jadłam lody swoją łyżeczką kiedy Piotruś nagle się do mnie odezwał.
- Bardzo kochasz matkę?- zauważył. Zdziwiłam się tym pytanie bo skąd on niby znał moją matkę? Ale on sam też wyglądał dla mnie znajomo. Postanowiłam to zignorować pewnie nic takiego.
- Tak bardzo.- potwierdziłam. Złość pojawiła się w jego spojrzeniu ale nic nie powiedział.
- To trochę taka starsza przyjaciółka bardziej niż matka. Mogę porozmawiać z nią o wszystkim.- kontynuowałam zupełmnie nie zrażona jego milczeniem.
- Rozumiem.- warknął zaciskając pięści. Po chwili uśmiech pojawił się na jego twarzy.- masz tu coś.- zauważył że miałam trochę loda na policzku. Starł go kciukiem gładząc moją twarz. Poczułam przyjemne ciepło.
- Dzięki. Idziemy się jeszcze przejść?- spytałam miedy zjadliśmy lody.
- Pewnie.- odpowiedział wesoło i chwycił mnie z powrotem za rękę. Znowu poczułam to cholerne ciepło rozchodzące się po moim ciele. To tylko zwykły chłopak dlaczego tak na niego reagowałam? Szliśmy ulicą dalej trzymając się za ręce kiedy Piotruś nagle przystanął schował mnie za siebie. Z jego ust wydobył się niekontrolowany warkot. Jak z osoby na przeciwko. Zastanawiałam się o co chodzi. Zobaczyłam pana Golda stojącego na przeciwko nas. Patrzył wrogo na Piotrusia zupełnie jakby chciał go zabić. Wzdrygnęłam się. O co tu chodzi? Myślałam niczego nie świadoma.
- Dzień dobry panie Gold.- przywitałam się.
- Dzień dobry Luno.- warknął pan Gold. Zdziwiłam się bo dla mnie był zawsze uprzejmy i miły.
- Witaj mój chłopcze.- zaszydził z niego Piotruś Pan a ja zastanawiałam się tylko z kąd się znają.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top