Rozdział 3

Alec zaprowadził mnie do mojego pokoju który nawiasem mówiąc był ogromny. Westchnęłam zachwycona. To był jeden plus tej koszmarnej niewoli. Usiadłam na łóżku które było miękkie jak piórko.
_ Mam.._ zamruczałam z rozkoszy.
- Zadowolona?- zachichotał Alex patrząc na mnie z uśmiechem.
- Nawet bardzo.- odpowiedziałam i rozejrzałam się. Ściany były za gołe.- ten pokój zagoły trzeba będzie tu coś zmienić. Oprócz łóżka wielkich rozmiarów z baldachimem był tu jeszcze elegancki marmurowy kominek ogromne lustro z komodą i szafka nocna z lampką. Drzwi na przeciw za pewne prowadziły do łazienki a obok znajdowały się drzwi do garderoby. Ten pokój był idealny. Dominowały w nim białe i złote akcenty. Westchnęłam zamyślona. Alec zauważył moje zmartwienie.
- Co się stało?- spytał wyraźnie zaniepokojony.
- Nie mogę przestać myśleć że po uszy utknęłam w gównie.- Alec zachichotał.
- Niestety. Ale może nie będzie tak źle?- próbował mnie pocieszyć za co byłam wdzięczna ale z marnym skutkiem.
- Dziękuję że przy mnie jesteś. Lubię twoje towarzystwo.- zauważyłam jak Alec mi się przygląda i zarumieniłam się. Uż wcześniej mi się tak przyglądał jakbym mu się spodobała.
- Masz chłopaka? - zapytał z nadzieją w oczach.
- Nie.- odpowiedziałam i zobaczyłam jego szeroki uśmiech.
- To dobrze bo bardzo mi się spodobałaś i chciałbym poznać cię lepiej.
- Ja też tego chce.- podeszłam do niego. Staliśmy tak blisko. Nabrałam ochoty żeby go pocałować ale po chwili pokręciłam głową i szybko odsunęłam się. To się dzieje za szybko ledwo co go znam a na tym nie można zbudować relacji. Alec wygląda jakby walczył sam że sobą.
- Nie możemy. - odsuwa się rozczarowany.- oczarowałaś króli jeśli się dowiedzą czeka nas los gorszy niż śmierć. Przełykam gorzkie rozczarowanie które czuję. Wściekłoś paląca znowu we mnie uderza. Volturi nigdy nie żartują ani nie dają drugiej szansy. Lepiej się teraz wycofać.
- Jest tu gdzieś biblioteka?- pytam. Alec kiwa głową.
- Jest ale nie możesz iść tam sama.
- Zaprowadzisz mnie?- chłopak potakuje. Następnego dnia zostaję wezwana na badania. Mój strażnik prowadzi mnie prosto przed drzwi do gabinetu Aro. Staję przed nimi nerwowa bo solidnym śniadaniu. Może nie powinnam tyle jeść?
- Wejdź moje dziecko.- odzywa się gładkim tonem Aro a ja wchodzę przerażona do paszczy lwa. Otwieram drzwi i widzę Aro siedzącego przy biurku. Uśmiecha się do mnie delikatnie. Nie mogę powiedzieć tego samego o człowieku. Wygląda na zdenerwowanego. Też bym była. W kącie dostrzegam Marka i Kajusza. Stoją obaj wyraźnie spięci i zdenerwowani.
- Proszę usiądź moja droga.- odzywa się Aro.- lekarz cię zaraz zbada. Siadam a doktor zaczyna mi się przyglądać i zapisuje coś w notesie.
- Proszę się rozebrać.- instruje a ja się czuję niekomfortowo. Oczy Kajusza niebezpiecznie ciemnieją. Mam wrażenie że zaraz rzuci się doktorowi do gardła. Aro i Marek łącznie z Aleciem zaczynają niebezpiecznie warczeć.
- Przestańcie.- rozkazuję i zsuwam część bluzki dla lekarza. Przykłada metalowe urządzenie do mojej szyi.
- Oddychaj.- poleca doktor a ja wykonuję jego polecenie. Mija kilka minut.
- Nic jej nie jest.- oznajmia doktor.- stany zdrowia są w normie.- ale dopiero badania krwi to potwierdzą. Lekarz wyciąga strzykawkę z probówką.- muszę pobrać jej krew. Kajusz reaguje pierwszy. Blondyn w mig jest obok mnie.
- Nie zgadzam się.- warczy tonem nie z noszącm sprzeciwu.
- Bracie tylko tak dowiemy się czy coś jej jest.- odzywa się zirytowany Aro.
- To ją zrani!- warczy Kajusz groźnym tonem.- nie pozwalam! Szczególnie oddać jej krwi do analizy człowiekowi!- wypluł ostatnie jak robactwo. Jego oczy zrobiły się ciemniejsze. Dotykam jego ramienia uspokająjąco.
- Nic mi nie będzie. Nie martw się.- posyłam mu delikatny uśmiech. Jego spojrzenie łagodnieje teraz wygląda na zmartwionego ale posłusznie się odsuwa. Warczy ponownie ale nic nie mówi. Pozwala lekarzowi pobrać krew.
- Wyniki bedą za kilka godzin.- oznajmia doktor i opuszcza pomieszczenie. Wzdycham. Myślę o tym co potrafię zrobić z nimi jednym dotykiem. Myślę też o tym co biędzie kiedy dostaną ode mnie więcej.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top