Rozdział 1

Byłam raze z moimi przyjaciółmi we Włoszech na wakacjach. Świetnie się razem bawiliśmy chodziliśmy na lody i pływaliśmy w hotelowym basenie. Włochy były takim pięknym miejscem tu zawsze świeciło słońce ale jakże tu było gorąco. Normalnie czekałby mnie dzień jak co dzień czyli śniadanie a potem kąpiel w basenie bo przy tym upale aż nie chce mi się wystawiać stopy po za hotel. Tak mam słabe zdrowie. Dzisiaj jednak wszystko się zmieniło kiedy zadzwoniła do mnie Bella moja przyjaciółka.
- Lana!?- Bella miała spanikowany głos.- potrzebuję twojej pomocy.
- Jasne zawsze możesz na mnie liczyć. Co się dzieje?- pytam szybko.
- Chodzi o Edwarda. On zamierza się zabić! - krzyczy przerażona.- idzie do Volturi wywoła skandal a oni go dobiją.
- Co!?- piszczę.- dobra jak mogę pomóc?
- Co widzisz?- szatynka pyta Alice.
- Wieża zegarowa. Będzie czekał do półudnia.- odpowiada Alice.
- Spoko lecę.- rozłączam się i migiem wypadam z pokoju hotelowego tak jak stoję. Biorę taksówkę i w mig jestem na miejscu. Ponieważ jest dzisiaj święto Marka wszyscy są ubrani na czerwono więc trudno mi namierzyć przyjaciółkę. Biegnę prosto do wieży zegarowej. Widzę Bellę i Edwarda razem i już odczuwam ulgę że nic mu nie jest.
- Wchodzimy.- ciągnę bruneta za ramię do środka zamku tam na szczęście jest ciemniej na zewnątrz. Wzdycham patrząc jak zakochani się całują.
- Zakochani.- wzdycham rozdrażniona i przewracam oczami. Jane zabiera nas razem z resztą strażników do sali tronowej. Dobrze wiedziałam że to nie uniknione. Byłam spięta kiedy jechaliśmy windą. Ale nic dziwnego bo kiedy stajesz przed śmiercią trzeba być przygotowanym na wszystko. Wchodzimy do ogromnego miejsca na którym stoją trzy wielkie trony a nich siedzą trzej królowie. Zaczynają ze sobą rozmawiać ale ja wógle nie zwracam na nich uwagi bardziej koncentruję się na Bellii ich mam gdzieś. Szatynka bez żadnych mocy jest całkowicie bezbronna i zdana na mnie Edward też. Nagle Aro paatrzy na mnie.
- A kimże ty jesteś słodka dziewczyno?- brunet dotyka mojego policzka pieszcząc go z czułością ale podobnie nic nie widzi jak w przypadku Belli. Wzdycha z fascynacją.
- Fascynujące. Nie mogę nic zobaczyć.- patrzy na mnie z zachwytem w oczach. Pozostała dwójka króli też patrzy na mnie z dziwnym pożądaniem w oczach.
- Ale Edward może czytać w moich myślach.- oznajmiam patrząc na Aro groźnie i wyzywająco.
- Tak i dobrze słyszę ile Bella dla niej znaczy.- dodaje Edward spoglądając na mnnie. Uśmiecham się do niego. Okazuje się że pozostałe moce nie  działają na mnie. Królowie patrzą na niego z zadrością ale nie roozumiem o co im chodzi. Kajusz odzywa się pierwszy.- Chodź do mnie kochanie.- mruczy ze swojego tronu jak zadowolony kot.- będziesz bezpieczna chroniona i kochana.- wyciąga zachęcająco ręce w moją stronę ale ja się nie ruszam.
- Idź do niego kochanie.- nakazuje delikatnie Aro dotykając moich pleców i popychając łagodnie w stronę blondyna. Ja jednak się nie ruszam stoję jak zamrożona w miejscu. Kajusz się irytuje moim zwlekaniem.
- Chodź do mnie moje drogie słodkie dziecko.- mówi a w jego głosie słychać czysty miód. Jest bardzo zachęcający w niczym nie przypomina teraz drapieżnika ani sadystycznego władcy. Nie ruszam się nawet o milimetr za to wkurzam się kiedy chcą zrobić krzywdę Belli. Odpieram wampira atakiem mojej telekinezy. Siła jest tak wielka że Felix ląduje z chukiem na posadzce robiąc spore wgniecenie. Królowie są w szoku.
- Dotknijcie ją choćby palcem albo któregoś z Cullenów a zabiję was wszystkich jednym ruchem.- warczę ostro patrząc na nich z góry. Aro klaszcze w dłonie.
- Niesamowite! Drodzy bracia wygląda że matka natura nas hojnie błogosławiła! Co za wspaniały dar!- brunet był mną zachwycony. W końcu pozwolili wszystkim odejść. Ruszyłam razem z Cullenami do wyjścia ale zatrzymała mnie silna dłoń Aro na moim ramieniu.
- Ty zostajesz kochanie.- odwróciłam się piorunając go wzrokiem.
- Nie zostaję!!- warknęłam tonem nie znoszącym sprzeciwu.
- Jeśli nie zostaniesz twoja rodzina będzie cierpieć.- powiedział bezlitośnie Aro patrząc mi w oczy. Zamarłam. Pomyślałam o mojej rodzinie.
- Dobrze zostanę.- warknęłam. Strzepnęłam dłoń bruneta z mojego ramienia. Ruszyłam razem z moimi przyjaciółmi do wyjścia.
- A ty dokąd?- zapytał mnie Aro.
- Pożegnać się z moimi przyjaciółmi.- odwarknęłam groźnie. Kajusz wstał gwałtownie ze swojego tronu. Jego wściekły wzrok mógłby zabijać. Blondyn odprowadzał mnie cały czas wzrokiem kiedy wychodziłam z sali tronowej.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top