| 32 | Ucieczka do Londynu

Resztę popołudnia spędziłam u Sikorskich z Wiktorią. Koło dwudziestej wyszłam z mieszkania braci, a blondynka za mną. Prawie całą drogę szłyśmy w ciszy, dopiero koło mojego domu blondynka przerwała ciszę.

- Lena, mogę zostać u ciebie na noc? - spytała, gdy miałam zamiar wchodzić już do środka. Kiwnęłam głową, a ona poszła za mną i po chwili znalazłyśmy się w domu.

Zdjęłam buty i usłyszałam głos Krychowiaka i Kapustki, no to zapowiada się świetnie. Weszłam do salonu, w którym ujrzałam Kapustkę, Krychę, Lewandowskiego i mojego tatę. W kuchni siedziały Marina i Ania oraz Celia. Brunet podszedł do mnie, a ja go odepchnęłam.

- Daj mi spokój! Idź do swojej Klauduni! - krzyknęłam.

- Lena przeginasz! - krzyknął i podniósł rękę, tak jakby chciał mnie uderzyć.

- No co uderzysz mnie, że mówię Ci prawdę?! - podeszłam bliżej niego, a po chwili się odsunęłam i wyszłam z pokoju.

Poszłam z Wiktorią do mojego pokoju. Włączyłam jakiś film na laptopie, a po chwili obie usnęłyśmy.

(...)

Obudziłam się leżąc na podłodze. Podniosłam głowę i zobaczyłam Wiktorię rozwaloną na całym łóżku. Zaśmiałam się i podeszłam do szafy. Wyciągnęłam z niej biały t-shirt i czarne dresowe spodenki. Weszłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic. Umyłam także włosy. Założyłam czystą bieliznę i ubrania. Włosy wysuszyłam i związałam w kitkę. Gdy wyszłam z łazienki, zobaczyłam nadal śpiącą blondynkę. Zeszłam na dół. W kuchni siedział mój tata z Mariną. Usiadłam na krzesełku.

- Co wam jest? - spytałam, spoglądając na nich.

- To ty mi powiedz Lena... - usiadł obok mnie, a za nim stanęła Marina. - Puszczasz się na prawo i lewo. Jak nie z Bartkiem to z Jeremim... Nie tak cię wychowałem.

- Ja się nie puszczam! - krzyknęłam i wstałam z krzesełka, a on za mną. - Poszłam z Arturem, Wiktorią, Jeremim i resztą na plażę nie moja wina, że jakiś dziennikarz zrobił mi zdjęcie z Jeremim! Szkoda, że nie widział jak go odepchnęłam! - krzyknęłam.

- Przestań już kłamać! - krzyknął. - Zachowujesz się jak dziwka! - znów krzyknął, a ja poczułam jak samotna łza spłynęła mi po policzku.

Nigdy nie słyszałam czegoś takiego od mojego taty. Założyłam na stopy jak najszybciej air force i wybiegłam z domu. Przez jakiś czas słyszałam krzyki Mariny i mojego taty, ale ja miałam to gdzieś. Biegłam tak i biegłam, aż wbiegłam w jakieś miejsce, którego w ogóle nie znałam. Usiadłam na pobliskiej ławce i zaczęłam płakać. Mój własny tata, powiedział mi, że zachowuje się jak dziwka... Nienawidzę go! Mój telefon nagle zaczął wibrować. Myślałam, że to mój tata, jednak to była Wiktoria. Odebrałam od razu.

- Lena gdzie ty jesteś?! - krzyknęła do słuchawki.

- Gdzieś daleko.. - odparłam i rozłączyłam się.

Na telefonie była już godzina szesnasta, siedzę tu już jakieś sześć godzin. Poszłam na przystanek i zauważyłam, że jedzie autobus w kierunku mojego domu. Wsiadłam do niego i pojechałam. Droga zajęła mi dość długo. Gdy już miałam wchodzić na posesję mojej babci, zauważyłam przez płot mojego tatę, Marinę i babcię. Schowałam się za jakimś krzakiem i obserwowałam ich. Wsiedli do samochodu i odjechali. Weszłam do domu, za pomocą mojego zapasowego klucza. Zamknęłam dom od wewnątrz. Pobiegłam do swojego pokoju i wyciągnęłam walizkę. Zaczęłam pakować tam wszystkie moje ubrania i różne inne rzeczy. Po dziesięciu minutach wyszłam z pokoju z walizką. Otworzyłam drzwi, a po chwili zamknęłam. Pobiegłam na lotnisko i zamówiłam bilet do Anglii. Do Londynu. Kiedyś tam mieszkałam, gdy mój tata grał w Arsenalu. Przeszłam odprawę i po chwili znalazłam się na pokładzie samolotu.

3 godziny później

Jestem już w Londynie. Zamówiłam taksówkę i pojechałam do mojego dawnego domu. Właściwie Marina często tu przebywa. Otworzyłam drzwi kluczem i weszłam do środka. W środku było pusto. Nie było, żadnej żywej osoby. Zamknęłam drzwi i usiadłam na kanapie. Włączyłam telewizję, a później laptopa. Zalogowałam się na facebook'a. Dwadzieścia nieodczytanych wiadomości. Między innymi od Wiktorii, taty, Mariny, Artura i Jeremiego. Na początku weszłam w rozmowę z moim tatą.

Wojtek Szczęsny: Lenka skarbie gdzie ty jesteś?

Wojtek Szczęsny: Lena martwię się!

Wojtek Szczęsny: Do jasnej cholery wracaj!

Lena Szczęsna: Po co mam wracać?! Żebyś mi mówił, jaka to jestem?

Wojtek Szczęsny: Lenka proszę cię wracaj!

Lena Szczęsna: Za późno! Jestem daleko od Warszawy i Polski!

Wojtek Szczęsny: Lena nie mów, że pojechałaś za granicę?!

Wylogowałam się. Odłożyłam laptopa i usnęłam po chwili.

Wojtek P.O.V.

Obudziłem się rano i od razu poszedłem do pokoju Leny. Nie ma jej tam. Ona to zrobiła. Uciekła. Ja też mogłem nie mówić jej takich słów. To przeze mnie. Stałem tak w drzwiach, dopóki nie pojawiła się obok mnie Marina.

- Boje się o nią. - odparłem, zamykając drzwi.

Lena P.O.V.

Obudziłam się w pokoju, okryta kocem. Przecież usnęłam w salonie. Bardzo się boję. Wzięłam do ręki jakiś wazon i zeszłam po woli na dół. W kuchni zauważyłam Aarona. Zupełnie zapomniałam, że on ma klucze do mieszkania taty. Podeszłam do niego.

- Co ty tu robisz? - spytałam po angielsku, a on podskoczył i zapiszczał jak dziewczyna.

- Lena? - zmarszczył brwi. - Lena Szczęsna?

- Nie duch święty. - zaśmiałam się. - Tak to ja.

- Dlaczego jesteś sama w Londynie?

- Yyy... - podrapałam się po głowie. - Uciekłam z domu...

- CO?! - spojrzał na mnie zdenerwowany. - Zaraz zadzwonię do Wojtka i mu o tym powiem.

- Nie nie dzwoń! - krzyknęłam, ale on to zlekceważył i zrobił to.

Zrezygnowana poszłam na górę.

Wojtek P.O.V.

Usłyszałem dźwięk mojej komórki. Spojrzałem na wyświetlacz, na którym wyświetlił się Aaron. Zdziwiłem się i odebrałem.

- Cześć, Aaron! - odparłem. - Po co dzwonisz?

- Twoja Lena, jest u was w mieszkaniu w Londynie. - powiedział, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech.

- Pilnuj jej, przylecę po nią dzisiaj. - odparłem i rozłączyłem się.

***

Jak wam mija Weekend? Właściwie to niedziela xd

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top