Rozdział XXXVIII

Spoglądam na zegarek, który wskazuje godzinę pierwszą czterdzieści siedem w nocy. Nie mogę zasnąć. Myśli kotłują się w mojej głowie i mam wrażenie, że mój mózg zaraz eksploduje. Chciałabym odpocząć, oderwać się od chorych wymysłów mojej wyobraźni i od prawdy, której się dowiedziałam. Chciałabym, żeby to w ogóle się nie wydarzyło.

Niestety właśnie się wydarzyło. Wiem, że nie powinnam winić Dana za jego przeszłość, w której jeszcze mnie nie było, ale jakoś nie potrafię. Mam przed oczami obrzydliwy obraz sytuacji, którą mi przedstawił. Wzdrygam się na samą myśl, a świadomość tego, że on naprawdę wykorzystywał te kobiety, napawa mnie rozczarowaniem i bólem.

Najgorsze jest to, że moje serce rwie się do niego, nie potrafi bez niego żyć, nie chce go opuszczać, ale mój rozum i wszystkie myśli... to trudne. Jestem naprawdę pamiętliwą osobą, do tego bardzo wrażliwą. Chcę wyrzucić z głowy nieprzyjemne wymysły, ale nie da się.

On mnie chyba kocha. Ja kocham go całą sobą. Na naszej drodze stało wiele krzywd i przeciwności, jednak zdołaliśmy je pokonać, dlatego z jego przeszłością też sobie poradzimy. Prawda?

I znowu w moim umyśle pojawia się obraz mojego męża w łóżku z jakąś kobietą. Dlaczego, dlaczego mi to robisz cholerny mózgu?! Dlaczego każesz mi patrzeć oczami wyobraźni na te obrzydliwe obrazy? Nie chcę ich widzieć, nie chcę!

Mój rozum wręcz na siłę próbuje uświadomić mi, że Dan pieprzył się z wieloma kobietami, że nie byłam dla niego jedyna tak jak on dla mnie. Nie mam ochoty o tym myśleć, ale to cały czas do mnie wraca.

Chce mi się wymiotować. Szybko zrywam się z łóżka i biegnę do łazienki, po czym nachylam się nad sedesem oraz zwracam mój ostatni posiłek. Przytrzymuję sobie ręką włosy, żeby ich nie pobrudzić. Po chwili kończę i oddycham głęboko.

- Dajesz mamie o sobie znać, co? - masuję mój brzuch, zwracając się do mojej kruszynki.

Powiem szczerze, że obawiam się, jak będzie wyglądało moje... nasze życie po pojawieniu się na świecie dziecka. Nic już nie będzie takie samo. Będę odpowiedzialna nie tylko za siebie, ale też za tę małą istotkę.

Po nagłych torsjach odczuwam zmęczenie. Wstaję więc z podłogi i wracam do sypialni, gdzie z powrotem kładę się na łóżko oraz okrywam się kołdrą, którą zostawiłam przy przeprowadzce. Odczuwając przyjemne ciepło, zasypiam.

Budzę się spocona i przestraszona. Próbuję wyrównać swój oddech, a przy przecieraniu oczu dłońmi wyczuwam pod palcami łzy.

Śniło mi się, że Dan pieprzy jakąś zdzirę w naszej sypialni na moich oczach. Nie mogłam ruszyć się z miejsca ani odwrócić wzroku. Moje serce rozrywało się na miliony, miliardy kawałeczków, ale nie mogłam nic zrobić. Byłam zmuszona patrzeć na seks mojego męża z inną.

Na szczęście w końcu się obudziłam. To był obrzydliwy i krzywdzący widok. Teraz wracam do rzeczywistości. Zdaję sobie jednak sprawę, że muszę iść do pracy oraz na uczelnię, a nic ze sobą nie mam. Nie mogę się nawet przebrać, jedynie mam możliwość wziąć prysznic, co prawda samą wodą, ale zawsze coś. Jakiś ręcznik powinien gdzieś tu być.

Zwlekam się z łóżka i nagle w oczy rzuca mi się kupka ubrań leżąca na szafce. Marszczę zdziwiona brwi, po czym podchodzę do ciuchów i oglądam je. Jest to świeża bielizna, czarne rurki oraz bordowa jedwabna koszula.
Co u licha?

Wychodzę powoli z sypialni i rozglądam się po mieszkaniu. Kiedy podchodzę do kanapy, zauważam śpiącego na niej mojego męża. Wydaję z siebie ciche westchnienie, rozczulając się jego widokiem.

Przyjechał do mnie, nie chciał zostawić mnie samej. Mało tego, przywiózł mi rzeczy na zmianę. Jak tu go nie kochać? Pochylam się nad nim ostrożnie i głaszczę lekko jego policzek. Uśmiecham się, a następnie idę do łazienki, aby się odświeżyć.

Pod prysznicem ponownie wracają do mnie obrazy z mojego snu. Nie dadzą mi spokoju, nie pozwolą normalnie żyć. Ponownie napawają mnie obrzydzeniem. Tak bardzo, że znowu nachodzą mnie mdłości.

Obmywam twarz wodą, po czym spoglądam w lustro. Wyglądam jak jedno wielkie nieszczęście. A nie powinno tak być. Powinnam być teraz szczęśliwa i cieszyć się z mężem poczęciem naszego dziecka. Tymczasem ja rozmyślam o jego nieciekawej przyszłości i boję się do niego zbliżyć. Pięknie!

Kiedy wychodzę z łazienki owinięta ręcznikiem, Dan już krząta się po kuchni, a do mnie dochodzi zapach świeżej kawy. Zatykam nos i powstrzymuję się od kolejnych wymiotów.

- Nie mogę znieść kawy w ciąży, proszę Cię wylej ją - odzywam się, a zaskoczony blondyn po chwili spełnia moją prośbę.

- Przepraszam, nie wiedziałem - mówi skruszony, uchylając lekko okno, aby wywietrzyć mieszkanie.

- Nic się nie stało - uśmiecham się sztucznie.

Mój mąż podchodzi do mnie niepewnie. Widzę, że rozprasza go widok mojej osoby w samym ręczniku. Wiem, że powstrzymuje się, żeby się na mnie nie rzucić. Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że to nie czas na amory.

- Sarah...

- Muszę iść się ubrać - przerywam mu, po czym znikam za drzwiami sypialni.

Spanikowałam. Bałam się jego słów. Chciałam usłyszeć, co ma mi do powiedzenia, jednocześnie tak bardzo chciałam przed tym uciec. I uciekłam.

Dan przywiózł mi jeszcze kosmetyczkę, dzięki czemu mogłam się również pomalować. Pomyślał o wszystkim. Chociaż nie. Nie wziął żadnej apaszki ani kolii, abym mogła zasłonić swoją bliznę. Na szczęście koszula jest zapinana pod samą szyję, więc jakoś ukryję tę ranę.

Wychodzę z pokoju. Dan siedzi na krześle przy stole i chowa twarz w dłoniach. Kiedy wyczuwa moją obecność, podnosi się szybko.

- Porozmawiaj ze mną, proszę - wypowiada cicho, ale pewnie.

- Okej - zgadzam się. Siadam na kanapie, a blondyn podchodzi do mnie i usadawia się na podłodze przede mną.

- Nie wiem, jak mam Cię przekonać, że nie chciałem Cię w nic wciągać ani wykorzystywać Cię. Chcę jedynie, żebyś wiedziała, że kocham Cię najbardziej na świecie i nie mogę Cię znowu stracić. Tym bardziej teraz, kiedy nosisz pod sercem nasze dziecko...

- Nie mam zamiaru odchodzić - wtrącam. - Za bardzo Cię kocham, Dan. Po prostu ta informacja... potrzebuję czasu, żeby się z nią oswoić. Na razie czuję lekkie obrzydzenie, którego najchętniej bym się pozbyła, ale na ten moment nie potrafię. Jednak pamiętaj, że nie odejdę.

- Dzięki Bogu - blondyn chwyta moje dłonie w swoje, po czym całuje je. Jego dotyk sprawia, że drżę lekko, jednak nie wyrywam mu rąk. - Przepraszam Cię za wszystko. Widziałem w nocy, że miałaś mokre od łez policzki.

- A ja Ci dziękuję za ubrania i kosmetyki. Pomyślałeś - uśmiecham się nieśmiało.

- Cały czas o Tobie myślę - odwzajemnia uśmiech.

- Chyba musimy już jechać do pracy - zmieniam temat, po czym podchodzę do drzwi i z wieszaka biorę swój płaszcz.

- Pojedziemy razem? - mój mąż pyta z nadzieją.

- Mam tutaj swój samochód, nie dzisiaj.

- Ale wrócisz do domu?

- Wrócę - zapewniam go, a on kiwa głową z ulgą, po czym również zakłada ubranie wierzchnie i razem wychodzimy z mieszkania.

Mam nadzieję, że powoli wszystko wróci do normy.

Dobry wieczór! Trochę was chyba zaskoczyłam wczoraj. Wasze komentarze naprawdę fajnie się czyta, potrafią poprawić humor. Często jest tak, że przez was uśmiecham się do telefonu. Dziękuję wam za to! Do następnego.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top