Rozdział XXXIII
Zestresowana pukam do drzwi Jane. W myślach przetwarzam sobie, co mam jej powiedzieć, ale kiedy dziewczyna otwiera, wszystko ulatuje, pozostawiając po sobie tylko małe powodzenia.
- Creig! Wróciłaś w końcu - blondynka rzuca się na mnie i mocno przytula.
I jak ja mam jej powiedzieć, że wzięłam ślub bez jej obecności? No jak?
- Właściwie to nie Creig - wypowiadam cicho. Przyjaciółka odsuwa się ode mnie i mierzy mnie swoim badawczym wzrokiem.
- Jak to?
W tym momencie podnoszę do góry swoją prawą rękę, ukazując tym samym pierścionek zaręczynowy oraz obrączkę. Jane od razu domyśla się o co chodzi, a z jej twarzy niestety nie mogę wyczytać kompletnie nic. Nie wiem czy jest zła, czy cieszy się, że w końcu jestem z Danem. A może i to, i to.
- Powiesz coś? - pytam skrępowana ciszą, która między nami zaistniała.
- A więc pani Bolton? - odzywa się w końcu z nutką smutku w głosie. Jest mi tak cholernie głupio, iż ją zawiodłam. Domyślam się, że podobna będzie reakcja Zoey.
- No... tak - spuszczam głowę.
- W takim razie czemu się smucisz? To wspaniale! - blondynka zaczyna piszczeć jak opętana i ponownie się na mnie rzuca.
Jestem zszokowana. Co to... co tu się dzieje? Byłam przekonana, że mogę pożegnać się z życiem albo z przyjaciółką. A tutaj ona bierze mnie w ramiona, bo jest szczęśliwa. Bo cieszy się z mojego małżeństwa. Czy ja ją kiedyś zrozumiem?
- Ale Jane. Ty przed chwilą...
- Kamuflaż - macha od niechcenia ręką, po czym prowadzi mnie do domu.
- Wiesz jak mnie przestraszyłaś? - chwytam się za serce, kiedy siedzę już na łóżku w jej pokoju.
- Zauważyłam. Tylko nie myśl sobie, że Ci odpuszczę. Będziesz musiała jakoś odpokutować - grozi mi palcem.
- Mhm, już się boję.
- Dobra, teraz opowiadaj mi wszystko ze szczegółami!
Tak więc streściłam przyjaciółce najpiękniejszy dzień mojego życia. Jej oczy świeciły się z zachwytu, czasem zdarzyło jej się westchnąć. Była pełna podziwu wobec postawy Dana, zresztą nie tylko ona. Mnie również zaimponowało to, co zrobił.
Nie poddał się, mimo że tyle razy go pogoniłam. Patrząc z perspektywy czasu, czy mogę się jeszcze zastanawiać nad prawdziwością jego uczuć? Nie mam nawet takiego prawa, żeby mieć jakiekolwiek wątpliwości. Kocha mnie, a ja jestem tak niesamowicie zaszczycona tym, że ten wspaniały facet jest mój i tylko mój. Nie pomyślał o mnie gówniara, nie byłam dla niego za młoda. Wypełnia mnie tak mocna i żarliwa miłość do mojego mężczyzny, że to chyba aż zakazane.
Zakazana miłość.
Uśmiecham się do siebie na tę myśl.
- Co się tak cieszysz? - wypala nagle Jane.
- No bo nasza miłość jest zakazana.
- Hm - zamyśla się. - Ty wiesz co? Faktycznie. Brak akceptacji ze strony ojca, teraz jesteś jego szefową. A propo ojca, rodzice już wiedzą?
- Tak - wzdycham ciężko.
- I jak?
- Tak jak myślałam. Skończyło się na kłótni. Zagroziłam im, że mnie stracą, jeśli nie zaakceptują mojego małżeństwa.
- Ty tak na poważnie? - dziewczyna wybałusza oczy.
- Ja już sama nie wiem, Jane. Nie mam zamiaru rozstawać się z Danem dla kaprysu mojego tatusia. Tylko że kocham rodziców bardzo bardzo i nie wyobrażam sobie nie mieć z nimi kontaktu.
- Jesteś w dupie, Creig. Znaczy, Bolton - poprawia się.
- I tak ma być! - śmieję się.
- Ale słuchaj... właśnie to do mnie dotarło. Sarah Bolton. Wow! - wykrzykuje, czym naprawdę mnie rozśmiesza.
- Przyzwyczajaj się.
- Zoey wie? - pyta blondynka.
- Jeszcze nie i , szczerze mówiąc, trochę się boję jej reakcji.
- Mojej też się bałaś. Dzwoń teraz! - rozkazuje Osborne. Patrzę na nią pytająco, ta jednak wyciąga z mojej torebki komórkę oraz podaje mi ją.
Zmuszona przez blondynkę wybieram numer do mojej drugiej przyjaciółki. Po niej również nie wiem, czego się spodziewać. Zoey i Jane są całkiem inne, także Thompson może na mnie nawrzeszczeć i rzucić słuchawką.
- Słucham moją kochaną brązowowłosą - odbiera po kilku sekundach brunetka.
- Cześć, co słychać w Nowym Jorku? - pytam niepewnie, a Jane patrzy na mnie niemiłosiernie.
- Wszystko po staremu, studia, studia i jeszcze raz studia. Zauczę się na śmierć. A jak u Ciebie? Masz już wyniki, wiesz coś?
- Nie, ale niedługo się dowiem. Za to nastąpiła inna, równie ważna zmiana w moim życiu. Chyba nawet ważniejsza.
- Jesteś z Danem?! - wyrzuca z siebie dziewczyna. Wiem, że jest teraz podekscytowana.
- Wyszłam za niego - odpowiadam, zamykając ze strachu oczy, jakby mi to w czymś pomogło.
- Aaaaaaaaaaaa! - Zoey zaczyna wrzeszczeć jak opętana. Muszę odsunąć telefon od ucha z obawy o mój słuch.
- Przełącz na głośnik - szepcze Jane, więc spełniam jej polecenie.
- Ale czekaj! - brunetka uspokaja się, więc dochodzi do niej powaga tej informacji. - Wyszłaś za niego? Jak? Kiedy? Gdzie? I czemu mnie do kurwy nie zaprosiłaś?!
- Mnie też nie zaprosiła. Ani rodziców. Nikogo! - wtrąca blondynka, na co dostaje ode mnie kuksańca w bok. Bezgłośnie wypowiada auć.
- To był spontaniczny ślub podczas mojego równie spontanicznego wyjazdu na Florydę. Zrozum...
- Rozumiem - przerywa mi. - I cieszę się niezmiernie. W końcu się ten Twój mąż wziął w garść i Cię zdobył. I to porządnie!
Wybucham głośno śmiechem. Zoey jest po prostu mistrzem wypowiedzi. W ogóle dziewczyny zawsze podtrzymują mnie na duchu, poprawiają humor, wspierają mnie. Drugich takich przyjaciółek jak one nie znajdę nigdzie.
- Kocham Was, wiecie? - spoglądam na Jane, która rozczula się na moje słowa.
- Ma się rozumieć, bo tak powinno być! - wykrzykuje Thompson.
- Ale my też ją kochamy, co? - blondynka zwraca się do brunetki.
- No też też. Kochamy tę Boltonową.
W świetnym humorze wracam do mojego mieszkania. Przeprowadzka już się zaczęła, więc tę noc spędzę jeszcze w moim małym domku. Oczywiście mój kochany mąż postanowił nie zostawiać mnie samej, dlatego on również będzie tam spał. Zakładam, że niecierpliwi się teraz, gdyż jest już dobrze po pierwszej w nocy. Nie sądzę, że poszedłby spać beze mnie.
Tak jak się spodziewałam, Dan siedzi przy stole w kuchni i pije herbatę. Rozchmurza się, gdy mnie zauważa.
- Co tak długo? - pyta, upijając łyk gorącego napoju.
- Musiałam się wygadać. Poza tym wczoraj spędziliśmy cały wieczór z Twoją mamą, więc dzisiaj chciałam poświęcić trochę czasu przyjaciółce - wypowiadam, po czym podchodzę do niego i całuję go na powitanie.
- Trochę - wypowiada ironicznie.
- Kochanie, nie czepiaj się. Przecież spędzę z Tobą całą noc.
- Kusząca propozycja, jednak tylko jedną noc? - podpuszcza mnie. Kręcę głową z rozbawieniem, opierając się biodrem o blat kuchenny.
- Zamierzam całe życie, ale czy mi to umożliwisz to już...
- Nigdzie Cię nie puszczę - podnosi się nagle i podchodzi do mnie, obejmując mnie w talii.
- Mówisz? - zarzucam mu ręce na szyję, przekrzywiając lekko głowę.
- Mhm - mruczy, po czym zaczyna mnie całować.
Władczo wdziera się językiem do mojego gardła, a w tym samym czasie jego ręce wędrują na moje pośladki. Wskakuję na niego, oplatając się nogami w jego pasie. Dan zanosi mnie do sypialni, po czym kładzie mnie na łóżko oraz na chwilę odrywa swoje usta od moich.
- To najpierw zaczniemy od tej nocy - uśmiecha się seksownie i ponownie wpija się w moje wargi.
Witam witam! Bardzo miło zaskakujecie mnie ilością wyświetleń i gwiazdek oraz treścią komentarzy, za co niezmiernie dziękuję! Jesteście naprawdę świetni i kochani, uwielbiam was. Lubię do was wracać. Buziaki!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top