Rozdział XXIX

Piosenkę włączcie przy fragmencie z gwiazdką, tak trafnie opisuje miłość Sarah i Dana.

DAN

Od rana organizuję wszystkie sprawy związane z naszym ślubem. Wynająłem fotografa, załatwiłem formalności związane z ceremonią na plaży, zadbałem o jej odpowiedni wygląd, byłem u księdza, a nawet zorganizowałem małe wesele. Niedawno kupiłem sobie garnitur. Pomimo że na Florydzie jest strasznie gorąco, nie wziąłbym ślubu w zwykłej koszuli i spodenkach.

Teraz siedzę u fryzjera, który zajmuje się moimi włosami. Układa je elegancko z przedziałkiem na bok.

- Zgodziłby się pan zostać moim świadkiem? - wypalam nagle.

- No pewnie! - wykrzykuje mężczyzna.

- Łatwo mi poszło - śmieję się.

- I fryzurę Ci za darmo zrobię. Landon jestem.

- Dan - ściskam podaną przez niego dłoń. - Mogę zapłacić.

- No coś Ty! Nie będziesz płacić świadkowi. To co, teraz mam być Twoim pomocnikiem?

- Jakbyś mógł.

- Dobra, to kończę Twoją fryzurę i zamykam zakład - Landon wraca do pracy.

Ostatnie na liście jest kupno obrączek. Muszą być wyjątkowe - tak jak moja narzeczona. Nie mogę się doczekać, aż w końcu ją zobaczę i poślubię. Jestem tak bardzo szczęśliwy, że udało mi się ją odzyskać. Moja podróż nie poszła na marne.

Wchodzę z Landon'em do jubilera. Od razu podchodzę do gabloty z obrączkami i oglądam każde po kolei.

- Przepraszam - zagaduję ekspedientkę. - Czy mógłbym prosić o obrączki z białego złota?

- Już podaję - kobieta uśmiecha się, po czym wyjmuje kolejną partię biżuterii.

Szukam i szukam, i szukam... i nic. Żadne obrączki nie przykuwają mojej uwagi, dlatego ekspedientka pokazuje mi jeszcze inne. I tutaj znajduję to, czego szukałem. Męska obrączka prosta, klasyczna, natomiast damska zdobiona jakby falą małych diamentów wokół całej zewnętrznej strony pierścionka. To jest to.

- Wezmę te - pokazuję kobiecie mój wybór.

- Czy będzie grawerunek?

- Chciałbym, ale ślub mam dzisiaj o dziewiętnastej, więc nie zdążymy.

- Wygrawerujecie po wszystkim - wtrąca Landon.

- Dokładnie - przytakuję, po czym wyciągam z portfela kartę, aby zapłacić.

Nie zostało mi nic innego, jak wrócić do hotelu i zacząć ostatnie przygotowania do ceremonii. Muszę zrobić to w miarę sprawnie, gdyż z Tampy do Clearwater jedzie się około godzinę. Na szczęście nie muszę wzywać taksówki, bo Landon zaoferował się zawieźć nas swoim samochodem. Dla Sarah wynająłem limuzynę.

- Wow, niezły pokój - komentuje mój świadek, kiedy wchodzi za mną do mojej hotelowej sypialni.

- Landon, w co Ty się ubierzesz? - zaczynam nowy temat.

- Właśnie! Słuchaj stary, Ty sobie poradzisz, a ja lecę do siebie, żeby się przebrać. Będę jak najszybciej, do zobaczenia - krzyczy i już go nie ma.

Cóż, przynajmniej będzie wyglądał jak na świadka przystało.

Po prysznicu zakładam mój ślubny strój. Biała koszula, szelki, czarny garnitur oraz tego samego koloru muszka i buty. Kiedy zapinam drugą spinkę do mankietu, do pokoju wraca mój świadek.

Landon to niewysoki mężczyzna o blond włosach. Jest bardzo chudy, wręcz sama skóra i kości. Założył granatowy garnitur i czarną muszkę.

- Jest dobrze? - pyta, żeby się upewnić.

- Tak, okej.

- Gotowy?

- Jak nigdy - uśmiecham się, po czym biorę z szafki pudełko z obrączkami i wychodzę z pokoju.

Myśl o tym, że ta najważniejsza chwila w moim życiu jest już coraz bliżej, napawa mnie jeszcze większym szczęściem. Sarah już oficjalnie będzie moja. Będzie moją żoną.
Moja żona. Moja żona.

Jak to pięknie brzmi. Tyle czasu na nią czekałem. Zawalczyłem i wygrałem. Najważniejszą walkę w moim życiu. Moja, w końcu spełniona, miłość do Sarah przyniesie mi największe szczęście. Będzie moją żoną, matką moich dzieci, moją muzą i moim jutrem. Moim wszystkim.

Około pół godziny przed dziewiętnastą jesteśmy już na miejscu. Jestem zachwycony wystrojem plaży. Od chodnika aż do kobierca znajdującego się przy samym oceanie rozwinięty jest czerwony dywan. Niesamowitego nastroju dodają rosnące wokół palmy. Turyści z zaciekawieniem przyglądają się temu, co się dzieje.

Nagle podchodzi do mnie ksiądz, który ma nam udzielić ślubu.

- Pięknie jest patrzeć na tak zakochanego mężczyznę - spogląda na mnie z lekkim uśmiechem.

- Dlatego chcę się z nią jak najszybciej ożenić - wypowiadam.

- To, jak rozumiem, jest świadek? - kapłan wskazuje na Landon'a.

- Tak. Jestem wierzący, jakby co - odzywa się blondyn.

- Dobrze, to chodźmy czekać na pannę młodą.

*

Wpatruję się w ocean. Jest mi już trochę gorąco, ale wytrwale nie luzuję nawet koszuli. Czekam na moją narzeczoną i wiem, że za chwilę tutaj będzie. Nie umiem myśleć dzisiaj o niczym innym jak tylko o tym, że już niedługo ożenię się z miłością mojego życia.

Tyle przetrwaliśmy. Tyle nas dzieliło. Tyle złego się wydarzyło. Jednak potrafiliśmy to wszystko pokonać i pokazać zwycięstwo miłości nad wszystkim i wszystkimi. Mimo że traciłem już nadzieję na odzyskanie szatynki, nie chciałem przestać o nią walczyć. Opłacało się. Zawsze trzeba walczyć do końca.

- O w mordę, ale masz narzeczoną, stary - wypowiada nagle Landon, na co odwracam się. To, co widzę przed sobą, zapiera mi dech w piersiach.

Moja Sarah zmierza do mnie wolnym krokiem po czerwonym dywanie. Ubrana w piękną suknię ślubną, z białym welonem na głowie. Jej włosy falami spływają po jej piersiach, a jej uśmiech olśniewa wszystko dookoła. W dłoni trzyma bukiet białych kwiatów, a za nią kroczy jakaś blondynka, na którą i tak nie zwracam uwagi. Nie obchodzą mnie ludzie, których zbiera się coraz więcej. Nie obchodzi mnie nic oprócz niej.

Kiedy staje już obok mnie, muszę się powstrzymywać, żeby jej nie pocałować.

- Będę miał najpiękniejszą żonę na świecie - szepczę do niej, a jej uśmiech poszerza się.

- Gotowi? - ksiądz zadaje pytanie.

- Tak - odpowiadamy w tym samym momencie.

- Zebraliśmy się tutaj, aby połączyć węzłem małżeńskim dwoje kochających się ludzi - Sarah Creig oraz Dana Boltona. W ich życiu nadszedł w końcu moment, kiedy chcą oni zatwierdzić swoją miłość przed samym Bogiem i powiedzieć sobie sakramentalne tak.

Patrzymy sobie z Sarah w oczy, ciesząc się swoją obecnością. Już nic nas nie rozłączy.

- W imieniu Kościoła pytam was, jakie są wasze postanowienia. Sarah, Dan, czy chcecie dobrowolnie i bez żadnego przymusu zawrzeć związek małżeński?

- Chcemy - mówimy zgodnie.

- Czy chcecie wytrwać w tym związku w zdrowiu i w chorobie, w dobrej i złej doli, aż do końca życia?

- Chcemy.

- Czy chcecie z miłością przyjąć i po katolicku wychować potomstwo, którym was Bóg obdarzy?

- Chcemy.

- Skoro zamierzacie zawrzeć sakramentalny związek małżeński, podajcie sobie prawe dłonie, aby złożyć sobie w imię Boga i Kościoła przysięgę małżeńską - kapłan wiąże nasze dłonie stułą, kiedy je sobie podajemy.

Nadszedł mój czas.

- Ja, Dan, biorę sobie Ciebie, Sarah, za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.

Po mnie, z łzami w oczach, zaczyna moja narzeczona.

- Ja, Sarah, biorę sobie Ciebie, Danie, za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.

To taka niesamowita chwila. Nasze dusze łączą się w jedność. Stają się nierozerwalne. Związują się na całe życie.

- Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela. Małżeństwo przez was zawarte ja powagą Kościoła katolickiego potwierdzam
i błogosławię w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen - wypowiada ksiądz, po czym zwraca się do mnie po cichu - Obrączki.

Wyciągam z wewnętrznej kieszeni marynarki pudełko, które podaję kapłanowi. Ten kontynuuje.

- Na znak zawartego małżeństwa nałóżcie sobie obrączki.

Wyciągam z pudełeczka mniejszą z nich, po chwili zakładam ją na palec Sarah, na którym znajduje się już pierścionek zaręczynowy.

- Sarah, przyjmij tę obrączkę na znak mojej miłości i wierności. W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego.

Szatynka jest widocznie zachwycona swoją obrączką. Spogląda na mnie i bezgłośnie wypowiada dziękuję.

- Danie, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności. W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego - po jej policzku spływa łza. Łza szczęścia.

- Oficjalnie ogłaszam was mężem i żoną! - kończy uśmiechnięty kapłan, a wokół nas rozbrzmiewają oklaski. Przybliżam się do Sarah i całuję ją.

Stało się, w końcu się stało. Moja ukochana została moją żoną. Moją i tylko moją. Nie oddam jej nikomu, nie dopuszczę do tego.

Dzisiaj, dziewiętnastego stycznia o godzinie dziewiętnastej ożeniłem się z najważniejszą kobietą w moim życiu.

Partnerami byliśmy krótko, narzeczonymi jeszcze krócej, ale małżeństwem będziemy na całe życie.

Cześć! Nastał w końcu ten moment, który, mam nadzieję, was ucieszył. Ślub przedstawiłam polski i katolicki. Jeśli komuś by to przeszkadzało, to od razu mówię, jest to moje opowiadanie i będę w nim pisała to, co uważam. Pozdrawiam :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top