Rozdział XLVI

Pępkowe 1/2

DAN

Czekam w kawiarni niedaleko firmy na Victorię. Przerwę na lunch postanowiłem tym razem spędzić w milszym towarzystwie niż durni koledzy z pracy. Z brunetką dogaduję się świetnie, więc nie widziałem przeszkód. Nawet moja żona i jej nieuzasadnione urojenia na nic się tu nie zdały. Przyjaźnię się z Vic, a Sarah powinna to zaakceptować. Przecież nie muszę mieć przyjaciół wyłącznie płci męskiej, bez przesady.

W końcu zauważam kobietę wchodzącą do środka. Rozgląda się chwilę po wnętrzu, aż natrafia na mój wzrok. Uśmiechając się lekko, podchodzi do stolika i całuje mnie w policzek.

- Przepraszam za spóźnienie, coś mi wypadło - siada zdyszana naprzeciwko mnie, przewieszając swoją torebkę przez oparcie krzesła.

- Mogę wiedzieć co? Czy to tajemnica? - zagaduję, mając nadzieję, że mi powie.

- Jesteśmy przyjaciółmi, a Ty zapewne i tak byś się dowiedział - wzdycha. Mrużę oczy, zastanawiając się, o co jej chodzi. To coś związanego ze mną?

- Tak więc?

- Byłam u Twojej żony.

Przyznam, że zaskoczyła mnie. Niestety w ten negatywny sposób. Po jaką cholerę szła do niej bez mojej wiedzy? Co chciała tym osiągnąć?

- Po co? - oddycham głęboko zdenerwowany usłyszaną przed chwilą informacją.

- Chciałam jej wyjaśnić, że nic między nami nie ma. Nie mogę dalej patrzeć jak się zadręczasz, Dan. Przez wasze kłótnie ulatuje z Ciebie życie. A przecież nic złego nie robisz, tak? - spogląda mi w oczy, jakby szukając w nich odpowiedzi.

- Masz rację. Nie zdradziłem jej ani z Tobą, ani z nikim innym. Nie mógłbym jej tego zrobić, kocham ją - spuszczam głowę w dół, przeżywając naszą sytuację małżeńską. - I jak przebiegło wasze spotkanie? - na moje pytanie Vic spina się. - Coś się stało?

- W zasadzie tak. Wiesz, pójdę coś zamówić - wstaje szybko, po czym odchodzi w kierunku baru.

Sarah nadal nie chce przyjąć ode mnie pierścionka i obrączki. Nie mam już siły się z nią kłócić. Nie chcę być z nią na wojennej ścieżce. Cholera jasna, to moja żona! Powinniśmy spędzać razem każdą wolną chwilę, szczególnie teraz, kiedy poród naszego dziecka zbliża się wielkimi krokami. Jeszcze miesiąc i maleństwo przyjdzie na świat, a jego rodzice co? Kłócą się o coś, czego nie ma.

Ciekawe, czy nasza córka odziedziczy po mamusi tę zadziorność i upartość. Na pewno będzie piękna tak, jak ona. Będzie jej małym klonem. Może przejąć po niej wszystkie cechy, kocham ją za każdy szczegół i za całokształt. Muszę ją przekonać, że tylko ona się dla mnie liczy, że ona i nasza córka są dla mnie jedynym priorytetem.

- Jestem - moje myśli przerywa pojawienie się Victorii.

- To jak spotkanie? - dopytuję, koniecznie chcąc się dowiedzieć, jak zareagowała moja szatynka.

- Przykro mi to mówić, Dan, ale Sarah zwyzywała mnie od najgorszych. Bezpodstawnie. Nie dała sobie przemówić. Tylu przezwisk w swoją stronę nigdy nie słyszałam - w jej oczach widzę łzy.
Sarah, do kurwy nędzy!

- Ej, przepraszam Cię za nią. Nie wiem, co się z nią ostatnio dzieje. Nie wszystko da się wytłumaczyć ciążą - przysiadam się obok niej, po czym obejmuję ją ramieniem, a blondynka wtula się w mój tors.

- Ja chciałam wam pomóc, a ona...

- Ciii, już dobrze. Porozmawiam z nią. Nie może Cię obrażać, bo tak jej się podoba - kołyszę jej lekkim ciałem, próbując ją uspokoić.

Sarah przegina. Ostro przegina. Tym razem nie będę się z nią cackał. Nie będzie mi nawet przeszkadzało to, że jest w ciąży. Nie ma prawa odstawiać takich cyrków i wyżywać się na Victorii. To są nasze problemy, które ona sama sobie wymyśliła i wplątała w to moją przyjaciółkę, robiąc z niej winną.

- Jedzmy - wypowiada brunetka, kiedy kelner przynosi nam kanapki.

Tak wściekły nie byłem bardzo dawno. Brak mi słów na zachowanie mojej żony. Czy ona w każdej kobiecie będzie widziała zagrożenie? Nawet jeśli zmieniliby mi szefową, o kolejną też robiłaby mi sceny? Chora zazdrość zabija nawet najlepszy związek.

W pracy ledwo się powstrzymuję, żeby czegoś nie rozwalić. Jeśli mam przeżyć całe życie z kobietą, która doprowadza mnie do szału, to długo sobie nie pożyję. Problem w tym, że jeszcze krótszy byłby mój żywot bez niej. Jestem jakimś bohaterem tragicznym.

- Ej, Bolton, ogarnij poślady, bo zamiast naprawić auto to bardziej je uszkodzisz - zaczepia mnie Nick, kiedy zauważa, że próbuję przykręcić wkręconą już śrubę.

- Odpierdol się - warczę na niego.

- Co, nowa szefowa dupy Ci nie dała? - śmieje się, czym wyprowadza mnie z równowagi. Opuszczam na ziemię klucz i rzucam się na Johnsona. - Pojebało Cię?!

- Kocham jedną kobietę. Tą kobietą jest moja żona, a dupa żadnej innej laski mnie nie obchodzi, więc stul pysk albo Ci go rozpłaszczę - grożę mu, po czym go puszczam. Mężczyzna poprawia się, a następnie wystawia mi środkowy palec. Spluwam w jego stronę, a tam zauważam stojącego prezesa Cartera.
O kurwa.

- Bolton do mnie. Natychmiast - jego twarz nie zdradza żadnych emocji, jedynie głos jest lekko podniesiony. Klnę pod nosem i ruszam za starszym mężczyzną.

Kiedy wchodzimy do jego gabinetu, niepewnie siadam na krześle przy biurku. Szef usadawia się naprzeciwko mnie i patrzy na mnie, nie odzywając się. Ta cisza jest dosyć niekomfortowa, jednak nie wiem, jak ją przerwać.

- Czekam na wyjaśnienia tej nieprzyjemnej sytuacji, której byłem świadkiem - Carter splata swoje dłonie i kładzie je na swojej klatce piersiowej.

- Przepraszam, nie powinienem tak wybuchać. To było nie na...

- O co chodzi z panią Sewell? Ma pan z nią romans?

- Co? Nie! - odpowiadam trochę za głośno. Wypuszczam cicho powietrze, aby się skupić. - Pani Sewell jest moją znajomą z dawnych lat. Nie łączy mnie z nią nic oprócz przyjaźni.

Chciałbym mu powiedzieć o mnie i o Sarah, ale wiem, że nasza sytuacja mogłaby być wtedy nieciekawa. Co prawda mi już na tym zbytnio nie zależy, gdyż niedługo odchodzę, ale moja żona zostanie na swoim stanowisku. Nie chcę jej narażać na nieprzyjemności. Wiem, jak ważna jest dla niej ta praca i ile musiała zrobić, żeby osiągnąć to, co zyskała. Zapracowała sobie na to.

- Dobrze. W takim razie proszę trzymać swoje nerwy na wodzy i nie rzucać się na współpracowników. Dzisiaj kończy się na ostrzeżeniu, ale nie będę tolerował bójek w firmie, jasne?

- Tak. Mogę już iść?

- Proszę. Do widzenia - żegna się, a ja wstaję i wychodzę z jego biura.

Oddycham z ulgą. Wolę sam odejść niż być wyrzucony za wszczynanie awantur. Spoglądam na zegarek, który wskazuje godzinę siedemnastą czternaście. To znaczy, że na dzisiaj skończyłem już pracę. A to znaczy, że czas na rozmowę z Sarah.

Podjeżdżam pod blok, w którym mieszka moja mama, po czym szybko opuszczam auto i wchodzę do środka. Na szczęście mam zapasowe klucze, dlatego nie muszę się ceregielić z domofonem. Kiedy jestem już na odpowiednim piętrze, postanawiam zapukać. Nie chcę wchodzić jak do siebie. Chciałbym okazać trochę kultury mojej mamie, która właśnie otwiera mi drzwi.

- No proszę, znalazł się syn marnotrawny - och, jest zła.

- Mamo, nie mam teraz ani czasu, ani nastroju na jakieś zagadki. Gdzie jest Sarah? - zaglądam do sypialni, jednak tam jej nie zastaję.

- W dupie - odpowiada kobieta, czym wbija mnie w ziemię. Z jej ust takie coś do mnie? Nigdy jej się nie zdarzyło kierować w moją stronę żadnych nieprzyjemnych słów, poza gówniarzem. Coś poważnego musiało się stać.

- O co Ci chodzi? - podchodzę do rodzicielki, która stoi tyłem do mnie i wpatruje się w widok za oknem.

- Gdzie byłeś? Co robiłeś?

- Gdzie miałem być? W pracy - przewracam oczami. Przecież doskonale to wie.

- Na pewno? Z młodą Sewell nigdzie nie wyskoczyłeś? - odwraca się w moją stronę, wlepiając we mnie swój groźny wzrok.

- Tobie też już namąciła w głowie? Czy wy już całkiem zwariowałyście? - wyrzucam ręce w powietrze, łapiąc się przy tym za głowę.

- Oskarżasz Sarah? Może oskarż tę lafiryndę! - okej, mama zadziwia mnie coraz bardziej. Zawsze lubiła Victorię. - Byłeś z nią czy nie?

- Byłem na lunchu! To jakieś przestępstwo?

- Och, a pochwaliła Ci się, że tutaj była? - pyta przesłodzonym głosem. Ludzie, gdzie moja matka? Kto ją podmienił?

- Tak, powiedziała mi. I Sarah przegięła, wyzywając ją bez powodu. Gdzie ona jest do cholery? - uderzam pięścią w ścianę. Ukrywa się skubana, bo wie, co zrobiła. Nieźle.

- W szpitalu! Przez tę Twoją przyjaciółkę, a przy okazji przez Ciebie! Nie tak Cię wychowałam, synu. Nie tak. Zdradzasz żonę? Czyś Ty na głowę upadł?

- Jak to w szpitalu? Nie zdradzam jej, mamo.

- A Victoria powiedziała Sarah, że sypiacie ze sobą - mama krzyżuje ręce na piersiach, nie odrywając ode mnie wzroku.

- Dlaczego moja żona jest w szpitalu?! - wydzieram się przestraszony.

- Odsłuchaj wiadomość to się dowiesz - wrzeszczy kobieta, po czym kieruje się do sypialni i z trzaskiem zamyka drzwi.

W pośpiechu wyciągam komórkę z kieszeni kurtki. Zauważam kilka nieodebranych połączeń od mamy.
Kurwa!

Łączę się z pocztą głosową, aby odsłuchać wiadomość. Po chwili słyszę w słuchawce przerażony głos mojej rodzicielki:

Dan, Sarah rodzi! Przyjedź tu szybko albo jedź od razu do szpitala! Jasna cholera, jaki Ty jesteś głupi, synu.

Rodzi.

Rodziła.

Urodziła.

Urodziła?

- Mamo! - wchodzę do sypialni. Kobieta siedzi na łóżku przodem do mnie. Podnosi zrezygnowana głowę, aby na mnie spojrzeć.

- Hm?

- Co z dzieckiem?

- Z Tess jest wszystko w porządku, leży...

- Tess? - mrużę oczy, słysząc to imię.

- Twoja córka. Nazywa się Tess.

Moja córka nazywa się Tess.

Tess.

Tess.

Tess.

Moja córka.

- Gdybyś był przy swojej żonie, zapewne miałbyś jakiś wpływ na wybór imienia - dopowiada blondynka.

- Tess mi się podoba. Jadę do nich - chcę wyjść z pokoju, jednak zatrzymuje mnie ręka mamy.

- Ta Victoria naprawdę powiedziała, że z nią sypiasz. To bardzo źle wpłynęło na Sarah. Tak źle, że musiałam wzywać karetkę, bo zaczął się poród. Nie skrzywdź jej jeszcze bardziej, synu - wzrok kobiety niemal błaga, żebym obiecał, że nie zrobię nic złego swojej żonie.

- Nie skrzywdzę - całuję rodzicielkę w policzek, po czym natychmiast wybiegam z domu.

Jakim ja jestem idiotą. Nie było mnie przy porodzie mojej córki. Na dodatek uwierzyłem przyjaciółce w oszczerstwa skierowane w stronę Sarah. Moja mama nie okłamałaby mnie, szczególnie, że naprawdę lubiła brunetkę. Mam coś z mózgiem. Nie jestem mądry. Skrzywdziłem moją szatynkę.

Wynagrodzę to obu moim kobietom.

Już niedługo drugie pępkowe!


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top