Epilog

Media standardowo włączcie przy fragmencie z gwiazdkami.

Pcham wózek, w którym jest moja córka wzdłuż cmentarnej alejki, w drugiej dłoni trzymając bukiet czerwonych róż. Jest ciepło, słońce przygrzewa, niebo bezchmurne, wokół mnóstwo zielonych drzew.

Dwudziesty czwarty czerwca. Dwudzieste piąte urodziny mojej zmarłej żony. Pierwsze urodziny po jej śmierci. Pięć miesięcy po jej odejściu.

Docieram pod grób. Kładę na nim bukiet, po czym wyciągam Tess z wózka, aby potrzymać ją na rękach.

- Witaj, Sarah. Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. Przyszedłem do Ciebie z naszą córką. Tęsknimy za Tobą, wiesz? Dlaczego odeszłaś? Dlaczego nas zostawiłaś? - uraniam jedną łzę. - Potrzebujemy Cię. Kochamy Cię. Skarbie...

Budzę się nagle. Przez chwilę dochodzę do siebie, a później dociera do mnie to, co mi się śniło. Przecieram oczy dłonią, próbując się uspokoić. Odrywając ręce od twarzy, spoglądam przed siebie na portret Sarah z Tess. Dzień chrztu naszej córki.

W każdym możliwym miejscu powiesiłem jej zdjęcia. W sypialni musiało być, chciałem patrzeć na nią każdego ranka i każdego wieczora. Robię to już od pięćdziesięciu dwóch lat.

Zwlekam swoje stare osiemdziesięcioczteroletnie ciało z łóżka i idę do łazienki. Pomimo mojego wieku nie chodzę podparty o laskę, mogę poruszać się o własnych siłach.

Kiedy przemywam twarz wodą, odczuwam coś dziwnego. Moje serce i myśli chcą, abym odwiedził dzisiaj moją żonę. Przez pięćdziesiąt jeden lat robiłem to codziennie, nie opuściłem żadnego dnia. Ostatnio niestety podupadłem na zdrowiu, dlatego takie odwiedziny przestały być możliwe. Wiem, że dzisiaj muszę do niej iść.

Przygotowany do wyjścia schodzę powoli na dół, gdzie w kuchni krząta się już moja wnuczka, Madison.

- Dziadku, gdzie Ty się wybierasz? - pyta, gdy zauważa mnie stojącego w drzwiach.

- Zawieź mnie do babci - proszę ją. Dziewczyna patrzy na mnie przez chwilę, po czym kiwa głową. Zgodziła się.

***

Kładę na grobie Sarah jedną czerwoną różę i razem z wnuczką siadamy na ławeczce przed mogiłą. Madison trzyma moją dłoń w swoich, a swoją głowę kładzie na moim ramieniu.

- Dziadku - odzywa się cicho.

- Tak?

- Opowiedz mi o babci. O was. O waszej miłości.

Przełykam cicho ślinę. Natychmiast przypomina mi się moje krótkie życie z Sarah. Krótkie, ale szczęśliwe. Zamykam na chwilę oczy, nabierając powietrza w płuca, po czym zaczynam opowiadać.

- Twoja babcia była piękną kobietą. Kochana, empatyczna, mądra, urocza. Była wyjątkowa. Tylko ona potrafiła naprawdę mnie uszczęśliwić. Była i nadal jest kobietą mojego życia, dlatego po jej śmierci nie znalazłem sobie innej. Nie mógłbym. Za bardzo ją kocham.

- Minęło ponad pięćdziesiąt lat, uczucie nie wygasło?

- Nigdy nie przestanę jej kochać. Doświadczysz prawdziwej miłości, to zrozumiesz.

- Mama mówiła, że wzięliście ślub spontanicznie, to prawda? - uśmiecham się, słysząc jej pytanie.

- Tak. Na Florydzie. Poleciałem tam za nią, żeby ją odzyskać. Poznałem ją jako siedemnastolatkę, ale byłem zmuszony z nią zerwać i po sześciu latach znowu ją spotkałem. Musiałem o nią zawalczyć i wygrałem. Zaryzykowałem i poprosiłem ją o rękę, a ona się zgodziła. Dzień później pobraliśmy się.

- Chciałabym ją poznać - w głosie Madison słyszę bezradność. Głaszczę ją po głowie.

- Odeszła za wcześnie. O wiele za wcześnie. Nigdy nie pogodzę się z jej śmiercią. Nigdy - patrzę na zdjęcie Sarah na nagrobku.
Nigdy nie pogodzę się z Twoją śmiercią, kochanie.

Po drodze do domu wstępujemy jeszcze do sklepu. Wnuczka chciała kupić coś na obiad. Ostatnio przeprowadziła się do mnie ze względu na mój stan zdrowia. Kiedy wychodzimy z marketu, zaczynam odczuwać ból w sercu.

- Dziadku, co Ci jest? Dziadku! - Madison rzuca siatkę z zakupami, gdy osuwam się na ziemię.

Czuję, że to już koniec. Wystarczy mojego życia na tym świecie. Zrobiłem to, co miałem zrobić. Już dość.

Wychodzę z mojego ciała. Jestem duchem. Moja dusza jest młoda, jakby nie starzała się od kilkudziesięciu lat. Oglądam to, co się dzieje na dole. Moja wnuczka próbuje mnie reanimować, jednak bezskutecznie. Wokół zebrało się kilka osób. Wszyscy są przerażeni.

Nagle z góry przybywa światłość. Powoli przybiera kształt innego ducha. Kiedy równa się ze mną, rozpoznaję moją żonę.

- Sarah?

- Witaj, kochanie. Czekałam na Ciebie. W końcu możemy być razem - posyła mi swój cudowny uśmiech i łapie mnie za rękę.

- Tęskniłem za Tobą.

- Wiem. Dlatego po Ciebie przyszłam.

- Tak bardzo Cię kocham - mówię, po czym nasze dusze unoszą się i znikają w przestworzach nieba.

KONIEC

Skończyliśmy! Dziękuję wam za wszystko, za poświęcony na czytanie czas, za gwiazdki i komenatrze, za miłe słowa, które podnosiły mnie na duchu. Jesteście naprawdę wspaniali i to dzięki wam miałam siłę na stworzenie tego, co już dobiegło końca. Ciężko rozstawać mi się z państwem Bolton, ale każdy koniec jest początkiem czegoś nowego. Dlatego z całego serca zapraszam was na moją kolejną książkę, która pojawi się na dniach! Nowe pomysły, nowi bohaterowie, nowa historia. Mam nadzieję, że będziecie czekać. Buziaki!

rosella_t

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top