Rozdział 6
Dedykuje ten rozdział @KopiaraKopjuje, która już trzy razy z rzędu zapytała mnie o kolejne rozdziały książki... Mam nadzieje, że spodoba ci się ten rozdział i postaram się go napisać jak najlepiej potrafię. XOXO
—————————————————-
Nie mogła znieść czekania, zdenerwowana stukała butem o podłogę denerwują nie tylko samą siebie a sekretarkę, trochę tęga i niską, panią Truthy oraz jednego z wybranych uczniów „szczęśliwców" ( jak to nazywała ich w zwyczajów). Bardzo ją kusiło by uciec z pokoju, mniejszego niż jej pokój w sierocińcu, i rzucić w cholerę inne konsekwencje, mogłaby żyć na ulicy jakby to od niej zależało by tylko znaleść jej ojca.
Marzyła o tym odkąd mogła normalnie mówić i chodzić, a jak dowiedziała się co to komputer i zaoszczędziła na niego to dwa razy szybciej, jednak zawsze coś jej ucinało, gdy tylko była bliżej celu niż zazwyczaj. Bardzo często zamyśliła die na jego temat i zastanawiała się w czym była do niego podobna. Wygląd? Usta? Zachowanie? Jakiś talent? Może hobby? Ale również miewała pytania, o których wolała nie rozpamiętywać. Czy założył swoją rodzinę? Czy był żonaty? Jak tak to ile razy? Czy ma przybrane rodzeństwo ? Czy matka w tajemnicy znów się z nim „spotkała" i z tego spotkania wynikło kolejne dziecko?
Bardzo nie lubiła pytań, zaprzątały jej tylko wolne miejsca w głowie, które bardziej przydały by się w nauce niż w normalnym życiu. Nie lubiła również pytajników bez odpowiedzi, a jak już to by były zwięzłe i na temat.
-Samaela Smith.
Nie zauważyła jak sekretarka podniosła słuchawkę i kiwnęła głową, więc jej reakcja wyglądała jakby została oblana wielkim kubłem zimnej wody.
-A to nie moja kolej?- spytał Freddy Gilber, dość chudy i mizerny chłopaczyna klasę wyżej od Sam.
-Nie moja sprawa jak pan dyrektor przyjmuje uczniów- powiedziała złośliwie i wróciła do pisani na komputerze.
Sam podniosła się z miejsca i (z plecakiem w ręce ) przekroczyła próg gabinetu dyrektora. Była tam tyle razy, że znudziło jej się patrzenie na rozmaite ozdoby mężczyzny, który z zamiłowania zajmował się ogrodnictwem, więc w swoim pokoju miał bardzo dużo donic z różnorakimi kwiatami lub drzewkami. Nie patrząc na krzesło obok usiadła na swoim i spojrzała na Dereka Cobba.
- No słucham, pana- powiedziała lekko podirytowana.
-Proszę, panienko Smith, by zwracała się do mnie kulturalniejszym sposobem- zwrócił je uwagę i upił łyk herbaty.- Chciałbym przedstawić, panience pana Ethana Browksyego, jednego z przedstawicieli reprezentowanej placówki.
Szarooka odwróciła się w stronę licealisty i powstrzymała się od wydania okrzyku. Została przydzielona do tego chłopaka, który (nie wiadomo jakim sposobem) przypominał stalkera z dzieciństwa.
-Ethan- przedstawił się i wystawił rękę.- Cieszę się, że cię poznam.
Sam dość nieufnie spojrzała na bruneta i uścisnęła jego dłoń, Ethan poczuł jakby zderzenie w miejscu zetknięcia się ciał, ogarnął szybko wzrokiem dziewczynę i potrząsnął głowa. Natomiast blondynka nic nie poczuła a zachowanie chłopaka uznała za dziwne.
-Skoro już się poznaliście się, oczekuje was jutro o godzinie ósmej w moim gabinecie. Wasi koledzy dostali takie same polecenie.-Uśmiechnął się w ich stronę.
-Do widzenia- rzuciła na odchodne i szybko wyszła z gabinetu dyrektora. Chłopak w grzeczniejszy sposób pożegnał się z „nowym dyrektorem" i ruszył na dwór, gdzie stał autokar z jego szkoły. Cały czas przed sobą widział Sam i starał się znaleść podobieństwo, wyglądała normalnie, niczym się nie wyróżniała. Jednak jej oczy, były nie z tego świata, niespotykane i rzadkie, przypominały kolorem platynę.
Kiedy wyszedł z budynku nie spuścił z wzroku dziewczyny, dopiero gdy skręciła w stronę przystanku autobusowego po drugiej stronie ulicy, spojrzał na swoich kolegów.
-Ej, Ethan!
Poderwał głowę bardziej do góry i zobaczył Eddiego, chłopaka o kolorowych włosach, oraz Michela, blondyna z prostokątnymi oprawkami szkiełek, siedzących na ławce niedaleko autokaru. Podbiegł do nich i na przywitanie powiedział;
-Wydaje mi się, że to ona.
Obaj chłopcy zerwali sir ze swoich siedzisk i zaczęli patrzyć na niego, jakby chcieli wywiercić w nim dziurę.
-Na pewno?- spytał Mic, mimo tego że prosił wiele razy by do niego tak się nie zwracali to nadal to robili.
-Poczułem to.- Na dowód uniósł dłoń, z którą przywitał się z uczennicą.- I to uczucie, gdy tu przyjechaliśmy, mówiłem wam o tym!
-Spokojnie, bo inni się na nas patrzą.- Zerknął nad ramie chłopaka i zauważył kilkoro innych chłopaków z ich szkoły.- Mieliśmy się zachowywać normalnie pamiętasz?!
-Spokojnie Ed- wtrącił się Mic.- Bo zaraz ty będzie bardzo interesującym obiektem do oglądania, gdy przestaniesz nad sobą panować.
Ed z powrotem usiadł na ławkę i wychylił mocno głowę do tylu.
-No to po ptakach, będziemy jej pilnować i kiedy nabierze tylko do nas zaufania zrobimy co musimy zrobić i do domu, nareszcie!- Uśmiechnął się szeroko i wyrzucił ręce do góry.
-Nie wydaje się tak proste jak powiedziałeś.- Usiadł obok niego blond włosy.- Trzeba co przypomnieć, że zostaliśmy tu wysłani tylko po to by ją usidlić, resztą zajmą się Wielcy.
Dlaczego ona się tak zmieniła?, pomyślał Ethan stojąc nad chłopakami. Miał teraz w nosie co oni mówią do niego, przeżywał wewnątrz siebie coś na wzór taśmy filmowej, która zaczęła cofać się do tyłu. Wydany rozkaz, przybycie do Las Vegas i obserwowanie jej, jak była małą dziewczynką. Wydawała mu się taka... niewinna, słodka i nieskalana żadnym grzechem, była jego przeciwieństwem. Jednak minęło kilka lat od ich „spotkania" i teraz widział wielkie zmiany, zbyt wielkie, upodabniała się do niego.
- Ethan! Jedziemy, chłopie!- krzyknął Eddie, gdy wsiadła do autokaru.
Brunet spojrzał za siebie i (rzeczywiście) wiele już osób przebywało w pojeździe. Westchnął uciążliwie i powolnym krokiem udał się do kolegów, ale wiedział, że prawdziwa trudność zaczęła się w tamtym monecie, gdy za szyby zobaczył postać Samaeli Smith, która również spojrzała na maszynę, lecz nie wiedziała o jednej rzeczy, że patrzy prosto w oczy swojego dawnego stalkera.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top