9. Zdrada?

UWAGA! KOMENTARZE MOGĄ NIE ZGADZAĆ SIĘ Z EDYCJĄ OPOWIEŚCI!

_____________________________________________











Ciemna pustka...
Zapełnia całą powierzchnię,
Nic nie widać...
Ja nic nie czuję...
Nie żyję?
Czy to dobrze?
Gdzie Toby?
Kim była ta dziewczynka?
Gdzie ja jestem?
Może w Piekle?
Niee...
Jestem w nicości,
która pochłania mą duszę,
kawałek po kawałku.
Drobne szpileczki wbijają mi się w ciało...
Krzyk..
Ja czuję ból?
Co się ze mną dzieje?
Czemu ja tu wogóle jestem?

Chciałabym znowu zobaczyć tatę...
Mamo, czy tak właśnie wygląda mój koniec?

***

Słyszę stłumione, jakby przez szybę znajome mi głosy. Cholernie dzwoni mi w uszach. Staram się otworzyć oczy, ale utrudnia mi promień jasnego światła. Moje oczy od razu go wyłapują i natychmiast zaciskam powieki. Jest mi okropnie zimno. Niezbyt czuję każdą kończynę mego ciała, tylko nieprzyjemne mrowienie.

Ktoś mnie szturcha. Uchylam powoli powieki, tym razem światło mnie nie oślepiło. Jestem... no właśnie... Gdzie? Nerwowo rozglądam się po obcym mi miejscu. Chciałam wstać, ale poczułam kilka ciał obcych na moim ciele. W rękach miałam kroplówki... z krwią? Przy klatce piersiowej miałam poprzyczepiane jakieś kabelki.

─ Spokojnie, jesteś w szpitalu ─ usłyszałam obok siebie kobiecy głos. Odwróciłam głowę i dostrzegłam całkiem młodą wampirzycę. Skąd wiem, że to wampir? Ma bladą skórę i krwistoczerwone oczy, co jest charakterystyczne u wampirów.

─ Czemu tu jestem? ─ Spytałam zdziwiona. Kobieta westchnęła.

─ Chciałaś się zabić, choć do tej pory nie wiadomo czemu to zrobiłaś. Znalazł cię niejaki Uriel. Na chwilę obecną o twoim pobycie tutaj wie tylko on i twój ojciec, który osobiście ciebie w tym miejscu umieścił ─ momentalnie przypomniałam sobie cały wczorajszy wieczór. Taniec, pijany Uriel, pojawienie się Toby'ego, kłótnia, łazienka, żyletka, ciemność...

Kiedy mogłabym stąd wyjść?

─ Właściwie możesz nawet dzisiaj ─ uśmiechnęła się ciepło. ─ Leżysz tutaj wprawdzie tylko dwa dni, ale twój stan zdrowotny jest na chwilę obecną dobry ─ kiwnęłam głową, lekko się uśmiechając. ─ Dobrze, ja musze ciebie niestety zostawić samą, ponieważ musisz jeszcze odpoczywać, do zobaczenia ─ powiedziała i opuściła pokój.

Zapanowała okropna cisza. Słychać było mój miarowy oddech i spokojne bicie serca. Postanowiłam nie siedzieć bezczynnie i się trochę przejść.

Ostrożnie pozdejmowałam wszelakie kabelki poprzyczepiane do mojego ciała i powolutki zeszłam z łóżka. Moje ciało mimowolnie zadrżało, kiedy pod moimi stopami poczułam zimną, kremową posadzkę. Nie zważając na lekkie zimno wyszłam z pomieszczenia.

***

Minęło kilka cholernie długich godzin. Musiałam podpisać wypis ze szpitala i chwilę potem przyjechał po mnie ojciec. Okazało się, że jesteśmy w wymiarze dla wampirów, gdyż stwierdził, że tam jest najlepszy szpital i, że dostanę tam odpowiednią opiekę.

─ Co ci, do cholery odbiło, aby próbować się zabić?! ─ Starał się spokojnie powiedzieć Lucyfer, co niezbyt mu to wychodziło. Spuściłam głowę. Co mam mu odpowiedzieć? "Tato, chciałam się zabić, bo Toby żałuje, że mnie kocha". To byłoby żenujące... ─ Doczekam się odpowiedzi? ─ Spojrzał na mnie trochę zniecierpliwiony.

─ Nie twoja sprawa ─ odparłam obojętnie bez żadnych emocji patrząc w oczy mego rodzica, w których dostrzegłam żal, smutek i złość. Westchnęłam i zaczęłam trochę łagodniej. ─ Posłuchaj, tato... Miałam powody, aby to zrobić, ale nie sądzę, abyś musiał je znać. Wystarczy, że żyję, a nie umarłam ─ próbowałam się uśmiechnąć, ale na mojej twarzy pojawił się lekki grymas.

─ No dobrze... Ale obiecaj mi jedno, ─ zbliżył swoją twarz bliżej mojej i wyszeptał ─ że więcej tego nie zrobisz ─ przytulił mnie, co po chwili odwzajemniłam.

─ Obiecuję...

***

Ziemia... Wreszcie powrót do domu. W sumie przedtem cieszyłabym się, ale teraz? Co powiedzą Creepypasty, kiedy mnie ujrzą? Jak zareaguje Toby? Na samą myśł czuję uścisk w brzuchu.

Stoję pod drzwiami i wciąż waham się czy zapukać, czy też nie. W końcu głośno wypuszczam powietrze i ostatecznie wchodzę do środka.

W pomieszczeniu wszystkie czynności robione przez domowników zostały nagle przerwane. Spojrzenia wszystkich spoczęły na mojej osobie. Poczułam się od dawna niezręcznie w ich obecności.

─ Po co tu wróciłaś? ─ Spytał oschle Jeff.

─ Posłuchajcie... Ja... To nie było tak, jak widzieliście...

─ No to niby jak? ─ Przerwała mi ostro Nina.

─ Uriel był pijany i nie miałam siły go odepchnąć... Stałam tam, jak sparaliżowana tym, że on był w stanie mnie molestować. Kiedy się od niego uwolniłam było już za późno i wy to wszyscy widzieliście, a szczególnie Toby... ─ spuściłam głowę. Cholernie bałam się ich reakcji, gdyż wiedziałam, że uważają mnie za szmatę, dziwkę i za zdrajczynię...

   Panowała grobowa cisza, która była dla mnie niezręczna. Widziałam, jak wszyscy analizowali słowa, które wypowiedziałam. Pierwsza w końcu przełamała się Jane.

─ Rose, czyli nie zdradziłaś Toby'ego? ─ Spytała cicho, jakby obawiając się reakcji reszty morderców.

─ Nie, ja go... kocham... ─ ostatnie słowo wyszeptałam ponownie spuszczając głowę i spoglądając na swoje buty, które teraz nagke stały się bardzo interesujące.

   Nagle poczułam szarpnięcie w przód i mocny uścisk, a potem cichy płacz. Spojrzałam zdziwiona na przyczynę tego i okazała się nim moja przyjaciółka the Killer.

─ Tak strasznie cię przepraszam... Powinnam od początku ci uwierzyć... ─ cichy szept wydobył się z jej gardła. Nie chciałam się rozkleić, ale poczułam jak samotna łza spłynęła mi po policzku, zostawiając mokry ślad.

─ Nic się nie stało, spokojnie... Mieliście prawo tak myśleć ─ głaskałam dziewczynę po głowie, próbując ją w ten sposób uspokoić, co po kilku minutach się udało.

   Spojrzałam na wszystkich. Wszyscy patrzyli na mnie przepraszająco i po chwili usłyszałam Przepraszamy, że ci nie uwierzyliśmy... . Uśmiechnęłam się lekko pod nosem. Wreszcie odzyskałam przyjaciół.

   Ale kogoś  brakowało...

   W tłumie wszystkich Creepypast nie było... Toby'ego. Otwierałam usta by coś powiedzieć, ale wyprzedził mnie Puppeter.

─ Jeśli szukasz Rogersa to idź do jego pokoju ─ posłuchałam rady marionetkarza i ruszyłam dosyć starymi już schodami na górę.

   Czułam, jak szybciej bije mi serce za każdym krokiem, który przybliżał mnie do mojego obiektu miłości. Bałam się, tak cholernie się bałam go ponownie zobaczyć... Oczywiście nikt nie wiedział o moim "wypadku" i w sumie tak będzie chyba lepiej...

   Stałam pod drzwiami młodego Proxy. Słyszałam czyjeś chichoty, a po chwili męski, jak i żeński głos. Niepewnie otworzyłam drzwi i moim oczom ukazał się bolesny widok, który będzie mi się śnił po nocach w postaci koszmarów... Na łóżku siedział Toby, a na jego kolanach okrakiem... Clockwork, która jakimś cudem żyje?! Dziewczyna była bez koszulki, tylko w samym staniku, którego jedno ramiączko ssunęło się z jej ramienia. Brunet był również bez koszulki i namiętnie całował się z dziewczyną z zegarkiem w oku.

─ T-toby?! ─ wydusiłam załamana, rękę mocno trzymając na moich ustach, które mimowolnie zaczęły drżeć, jak i całe ciało.

─ Rose?! Co ty tu robisz?! ─ Zapytał jednocześnie zdziwiony, jak i zdenerwony Rogers.

─ Ty... z nią... Jak mogłeś?! ─ Krzyknęłam załamana, starając opanować w sobie chęć mordu.

─ Jak ja mogłem?! Ja?! To TY pierwsza dawałaś się dotykać tamtemu chujowi na moich oczach, to TY mnie zraniłaś i to TY mnie pierwsza zdradziłaś, a ja cię kochałem, rozumiesz? ─ Ryknął z nadmiaru emocji Proxy. Dostał tiku nerwowego, przez co jego powieka zaczęła drzeć, jak i jego prawa ręka. Clockwork stała dumnie, wypinając swoje sztuczne cycki i zawieszając się na ramieniu bruneta.

─ Czego tu chcesz, Rose? Nie widzisz, że jesteśmy zajęci? Nie? No to... SPIERDALAJ! ─ Kopnęła mnie mocno w brzuch, przez co zgięłam się w pół.

─ J-ja... też... c-cię... ko-ocham... ─ wyjąkałam dusząc się. ─ I proszę... a-abyś wysłucham t-tego, jak naprawdę... było...

─ Nie słyszałaś? Mam powtórzyć? ─ warknęła, łapiąc mnie za włosy brunetka i z całej siły ciskając mną o ścianę, przez co zawyłam z bólu.

   Miałam dość. Moja psychika już obumarła. Zaczęłam się trząść i psychicznie śmiać.

*Zabij ich, Rose... ZABIJ!*

   Ponownie słyszę ten sam głos...

*Oni tylko ciebie ranią, nie widzisz? Nie potrzebne ci są uczucia! ZABIJ ICH!*

   Znajomy mi głos ryknął tak głośno, że głowa mnie przez moment rozbolała niemiłosiernie i w pewnym momencie straciłam panowanie nad sobą, bowiem nade mną przejęła kontrolę ta dziewczynka...

─ M-muszę... za-abić... ─ wychrypiałam. ─ Wszyscy zginiecie! ─ Ryknęłam, nie swoim głosem, lecz takim... demonicznym. Nie panowałam nad sobą, bo to nie byłam ja, tylko... to coś...

   Skoczyłam na dziewczynę, a moje palce zamieniły się w kilkunasto centymetrowe, ostre pazury, które po chwili zatopiłam w nadgarstkach dziewczyny, która krzyknęła. Chłopak próbował mnie z niej zrzucić, ale niewidzialną silą rzuciłam nim o ścianę, przez co stracił przytomność.

─ Powiedz mi, jak to jest mieć świadomość, że zaraz zginiesz? ─ Spytałam, wykrzywiając głowę w bok i uśmiechając się złowieszczo.

─ T-ty jesteś p-potworem! Toby nigdy z t-tobą nie będzie! ─ Wychrypiała, plując mi w twarz swoją krwią, wymieszaną ze śliną, na co warknęłam i głębiej wniłam paznokcie, a Clockwork zawyła z bólu.

─ Coś jeszcze, laleczko?

─ Pierdol się! ─ Odparła, a ja pazurami rozerwałam jej nadgarstki, z których wypłynął strumień krwi, która pobrudziła mi twarz, jak zarówno u ubranie.

─ Do zobaczenia w piekle... ─ szepnęłam jek do ucha, po czym zatopiłam swoją dłoń w jej klatce piersiowej i jednym, szybkim, sprawnym ruchem wyjęłam serce z martwego po chwili ciała. Jej oczy rozszerzyły się w szoku, a usta lekko otworzyły i przypominały literę "o", lecz pp chwili jej wzrok był pusty, tylko w jej oczach można wciąż było dostrzec przerażenie. ─ Dobranoc... ─ szepnęłam, po czym zaczęłam się psychicznie śmiać.

   Nagle zaczęłam niekontrolowanie kaszleć krwią, którą po chwili się dusiłam. Czułam, jak tracę przytomność, lecz przed tym poczułam ból w całym ciele, który po chwili zniknął, a przede mną pojawiła się przerażająca dziewczynka...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top