8. "Żałuję, że ciebie pokochałem"
UWAGA! KOMENTARZE MOGĄ NIE ZGADZAĆ SIĘ Z EDYCJĄ OPOWIEŚCI!
_____________________________________________
Nadeszła ta wyczekująca chwila. Stałam przy tronie u boku mego ojca, który spoglądał na mnie z dumą. Na sali były demony i inni przedstawiciele różnych ras. Mogłoby się wydawać, że wszyscy, nie biorąc pod uwagę wyglądu, zachowują się jak przeciętni ludzie, z czym się zgodzę, lecz to tylko złudzenie, które zasłania nam oczy, niczym mgła, powodując, że widzimy rzeczy sztuczne, nieprawdziwe... Zgromadzeni zaczęli klaskać i wiwatować. Promieniował od nich ogromny entuzjazm i radość. Nie rozumiałam ich, a przecież byłam jedną z nich... Nie, nie jesteś, Rose.
─ Moi drodzy, dziękuję, że jesteście tu z nami. Wreszcie po szesnastu latach odzyskaliście księżniczkę, a ja swoją córkę ─ zerknął w moim kierunku. W jego oczach dostrzegłam dumę. Po chwili ponownie wzrok przeniósł na swoich poddanych. ─ W końcu Piekło przestanie pogrążać się w gorszej nicości i nienawiści, niż tak, jak kiedyś, bowiem tutaj przed wami stoi osoba, która zwycięży zło! ─ Zebrani zaczęli jeszcze bardziej się cieszyć. Nie rozumiałam ich, ja siebie uważałam wyłącznie za przeciętną nadprzyrodzoną.
Skrępowana spuściłam wzrok, zagryzając przy tym wargę. Rękami chwyciłam za materiał sukienki, który palcami zaczęłam miętosić, przez co piękny jedwab był trochę pomiętolony. Nie lubiłam być w centrum uwagi. W rzeczywistości energiczna, wiecznie uśmiechnięta dziewczyna to naprawdę drobna, krucha, strachliwa i nieśmiała osóbka, która chowa się za drugim wcieleniem, które niegdyś było tylko cieniem, a teraz? To ono obecnie dominuje, a ja powoli odkrywam coraz mroczniejsze barwy mojego drugiego "ja". Czyżbym to ja była jednak największą zagładą dla wszystkich istot?
***
Lucyfer kontynuował jeszcze swoją przemowę dłuższą chwilę. Przez ten czas podeszłam do stolika z przekąskami, gdyż jak zwykle mój brzuch dał o sobie znać głośnym, uciążliwym burczeniem. Palcami chwyciłam ciastko z kremem i już miało wylądować w moich ustach, ale zatrzymała mnie czyjaś dłoń na ramieniu. Odruchowo pisnęłam podskakując. Energicznie odwróciłam się i napotkałam czarno - czerwone tęczówki chłopaka.
─ Uriel! Przestraszyłeś mnie! ─ Powiedziałam z pretensją.
─ Wybacz, chciałem poprosić cię do tańca ─ spojrzałam na czarnowłosego, który wyciągnął dłoń w moim kierunku. Niepewnie chwyciłam jego rękę, a chłopak pociągnął nas w tłum tańczących par. Rękę położył na mojej talii, drugą zaś trzymał moją. Moja dłoń wylądowała na ramieniu Uriela, a głowa spoczęła w zagłębieniu szyi, chowając lekkie rumieńce oraz kołysząc się w rytm muzyki.
─ Boisz się? ─ Ciszę przerwał jego ochrypły głos tuż przy moim uchu. Zaskoczona spojrzałam na Uriela.
─ Czego mam się bać?
─ Walki z Hariosem, obowiązki księżniczki...
─ Nie wiem... ─ westchnęłam. ─ Teraz jest mi to obojętne.
─ A to czemu? ─ Spojrzał na mnie z zainteresowaniem.
─ Bo widzisz... Przedtem, owszem, bałam się, bałam się wszystkiego, śmierci... To wszystko mnie przytłaczało, ale teraz zrozumiałam, że to nieuniknione i po dłuższym czasie mój strach stopniowo malał, dlatego teraz dla mnie jest to... normalne? ─ Spostrzegłam, że chłopak uważnie mnie słuchał, jak zahionotyzowany. Uśmiechnęłam się pod nosem. ─ Dziękuję.
- Za co? - Spojrzał na mnie zdziwiony.
─ Za to, że jesteś ─ szerzej się uśmiechnęłam, ukazując przy tym szereg białych zębów. Ponownie zostałam wciągnięta w wir tańca, o mało raz nie depcząc stóp chłopakowi.
***
Nie zauważyłam, że przetańczyłam trzy godziny z Urielem. Szczerze? Podobało mi się. Teraz siedziałam przy stole obok ojca, w ręku trzymając kielich wypełniony winem. Mój żołądek ponownie dał o sobie znać. Na mojej twarzy pojawił się grymas. Na talerz nałożyłam sobie karkówkę w sosie z ryżem i sałatkę z kurczakiem oraz trochę ryżu z warzywami. Niezły miks - pomyślałam. Po chwili talerz był opróżniony.
***
Rozglądałam się po sali, próbując wyłapać jakąś znajomą twarz. Po chwili na mojej twarzy zagościł uśmiech z lekkim rumieńcem, bowiem spostrzegłam moją kochaną creepy rodzinkę razem z... Toby'm! Energicznie wstałam, rękami lapiąc za materiał sukni, abym przypadkiem o nią nie zahaczyła pantofelkiem, po czym pobiegłam w ich kierunku. Radośnie im machałam. Po chwili zauważyli mnie i również podążali w moim kierunku.
W pewnym momencie poczułam, jak ktoś łapie mnie w talii i wtula się w zagłębienie szyi. Moje mięśnie spięły się, przez niespodziewany dotyk, nerwowo zagryzłam przy tym dolną wargę.
─ Już chciałaś mnie opuścić? ─ Usłyszałam przy uchu zachrypnięty głos trochę pijanego już Uriela. Zaczerwieniłam się, gdyż chłopak zaczął całować mnie po szyi, powoli zbliżając się do ust. Byłam sparaliżowana, a najgorsze było to, że temu zdarzeniu przyglądał się Rogers. W końcu oprzytomniałam i z trudem odepchnęłam demona, podbiegając do bruneta.
─ T-toby, daj mi to wyjaśnić! ─ Krzyknęłam załamana.
─ Co chcesz mi wyjaśniać?! Dałaś się temu kolesiowi całować! Nie zrobiłaś nic, aby go powstrzymać, dopiero zareagowałaś, kiedy zauważyłaś, że ja na to wszystko patrzyłem! ─ brązowooki podniósł głos. Widziałam ból w jego oczach, żal, smutek, zawiedzenie i ogromną złość. Mimowolnie kąciki moich oczu wypełniły się słoną cieczą, która stróżkami zaczęła spływać po moich policzkach.
─ A-ale...
─ Nie chcę tego słuchać! Nie rozumiesz, że ciebie kocham...? ─ szepnął prawie nie słyszalnie, ale wystarczająco cicho, abym usłyszałam. Jego słowa mnie zszokowały. On mnie kocha?! W głowie dudniły mi te słowa i w myślach skakałam z radości, ale cóż, rzeczywistość nie była zbyt kolorowa... ─ Chciałem ci to dzisiaj wyznać przy tańcu, ale najwidoczniej masz juz kogoś do towarzystwa, a ja nie jestem ci już potrzebny ─ spojrzał z odrazą na czerwonookiego, po czym z bólem wypisanym na twarzy powiedział. ─ Nie chcę słuchać twoich zbędnych wyjaśnień... Żałuję, że ciebie pokochałem, żałuję, że cię wogóle poznałem... ─ szepnął i ze spuszczoną głową wyszedł z sali. Wszyscy moi przyjaciele spojrzeli na mnie jak na zdrajczynię. Nawet Jane wahała się czy nie zareagować jak reszta. W jej oczach widziałam podobne emocje, co u bruneta. Zraniłam wszystkich... To moja wina... Tylko potrafię ranić... Załamana nie powstrzymywałam łez, które teraz strumieniami lały się po moich policzkach.
─ Toby, ja też ciebie kocham... ─ szepnęłam. Wybiegłam z pomieszczenia w poszukiwaniu łazienki, w której zamierzam zaszyć się nawet do pieprzonej śmierci.
W końcu znalazłam mosiężne drzwi, które prędko otworzyłam i zamknęłam na klucz, a następnie wyrzuciłam wspomniany przedmiot gdzieś na bok. Osunęłam się po drzwiach, po czym zaczęłam głośno szlochać, wciąż głową opierając się o nie.
─ Limetise ─ szepnęłam, a w ręku pojawiła się żyletka. Pomimo, że moje rany regenerowały się to nauczyłam się to zatrzymywać, co rzadko się przydaje.
Akurat dzisiaj również...
Metalowym przedmiotem zrobiłam nacięcie wzdłuż nadgarstka, z którego poleciała stróżka krwi
─ Jedna kreska za to, że przeze mnie Toby mnie nienawidzi. Druga za to, że nie potrafię być silna, tylko słaba. Trzecia, że potrafię się nad sobą tylko użalać...
Robiłam kreskę za kreską, aż w końcu przypadkiem przecięłam żyłę. Poczułam naglą ulgę, którą po chwili zastąpiła mgła, która zaczęła zamazywać mi widok. Czułam, że opadam z sił. Uśmiechnęłam się smutno, po czym zamknęłam oczy, a kilka słonych łez spłynęlo mi po policzkach. Podłoga pokrywała się coraz większą plamą szkarłatnej cieczy, która wyciekała z mojej rany na nadgarstku. Traciłam kontakt z rzeczywistością, co było skutkiem szybkiej utraty takiej ilości krwk. Wiedziałam, że postąpiłam głupio, ale emocje wzięły górę, co niestety często mi się zdarza. Po chwili wyszeptałam:
─ Przepraszam Toby, że nie potrafiłam mu się od razu przeciwstawić... ─ Po wypowiedzeniu tych słów straciłam przytomność, klatka piersiowa już później się nie podnosiła, a złamane serce przestało bić.
Ciemność, ponownie widzę ciemność,
spowija mnie jak wieczna, mroczna mgła, która zdaje się nigdy nie zniknąć.
Dookoła wielka pustka,
której nic nie może zapełnić.
Co ja tu robię?
W jakim celu tutaj jestem?
Dlaczego nic nie widzę?
Co to miłość?
Co to ból?
Co to cierpienie?
NIE WIEM,
NIC NIE WIEM!
NIE POTRAFIĘ NA NIC ODPOWIEDZIEĆ...
Dlaczego mnie zostawiłaś mamo?
Dlaczego jestem sama?
Nie kochasz mnie już?
Dlaczego...?
Czym jest radość?
Czym jest smutek?
Ktoś może mi odpowiedzieć?
Kim jest Toby?
Czy go kocham?
Kto to Uriel?
To mój chłopak, przyjaciel?
Dlaczego nic nie pamiętam?
Nie odchodź, mamusiu!
*Oj, siostrzyczko, stęskniłaś się za mną?* Ten sam piskliwy śmiech, ten dziecięcy, mały głosik... *Zostaw mnie, daj mi spokój!* Krzyczę, a ona popada w większy śmiech. * Och, siostrzyczko, nie opuścisz mnie już... Już na zawsze będziemy razem...
POMOCY!
_____________________________________________
Kochani, przepraszam, że nie wyrobiłam się w danym terminie z rozdziałem, ale wiele czynników utrudniało mi dokończenie go. Niestety, mam pecha, gdyż Wattpad zaczyna mi "wariować" i się zawiesza, a rozdziały nie zapisują się, przez co muszę od nowa pisać rozdział.
Jak kiedyś wspominałam, będą się one pojawiać coraz rzadziej. A co do wyniku konkursu, to jestem zawiedziona, gdyż nikt nie podesłał mi swojej pracy. Jest mi przykro, ale cóż, nie mogę nic od nikogo wymagać. Byłabym wdzięczna, gdybyście w rekompensacie za moją pracę w pisaniu rozdziałów dawali gwiazdki. To jedno malutkie kliknięcie, a dla mnie wiele znaczy... <3
Do następnego! (;
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top