2. Niespodziewany wyjazd
Obudziły mnie promyki słońca, które raziły mnie w oczy. Powieki cholernie piekły, a ciało domagało się jeszcze odpoczynku.
Czułam się pusta. Zaczęłam masować skroń, próbując przypomnieć sobie coś z wczorajszego wieczoru. Nie pamiętałam NIC.
Zauważyłam, że moje ręce są całe we krwi, a także włosy, ubrania i łóżko. W tym momencie moje oczy były wielkości pięciozłotówek. Pośpiesznie wstałam z łóżka i zbiegłam na dół w szybkim tempie, jakby się paliło.
Wszyscy swój wzrok skierowali na mnie. Nie lubiłam być w centrum uwagi, ale przecież nie trudno zauważyć kogoś, kto wręcz jest prawie cały pokryty w zaschniętej, czerwonej cieczy.
- Emm... Rose? Co ci się stało?
- Sama chciałabym to wiedzieć Zero. Właśnie przyszłam tu czy wiecie może, co sie wczoraj wieczorem stało? Ja nic nie pamiętam!
- Musisz iść do Operatora. Chodź, pójdę tobą - powiedział Proxy w goglach, na co przytaknęłam głową i ruszyłam za brunetem.
***
Staliśmy pod drzwiami gabinetu mężczyzny bez twarzy. Delikatnie zapukałam, a już po chwili usłyszałam znajomy głos w głowie Proszę wejść.
Powoli weszłam do pokoju. Zastałam w nim Slendermana, który grzebał coś w dokumentach.
- Wiem, po co tu jesteś. Mogę ci to wyjaśnić, lecz pan Rogers musi wyjść. To dosyć... skomplikowana sprawa.
- No ok... - powiedziawszy to wyszedł z naburmuszoną miną, na przez chwilę na moich ustach pojawił się lekki uśmiech.
- Usiądź - nakazał Operator, co zaraz uczyniłam - Jak zapewne wiesz, nie jesteś biologiczną córką Veronicy i Alexa Bethlew oraz, że twoją rodzicielką jest Lilith, a ojcem Lucyfer. Twoja matka była aniołem, natomiast ojciec demonem, a wręcz ich królem. I tak, jest on władcą piekieł, diabłem, jak wolisz, ale nie o tym chciałem porozmawiać. Pora, abyś poznała całą prawdę. Lucyfer ma brata Hariosa. On zabił Lilith, a ona oddała ci wtedy swoją moc. Twój ojciec oddał cię państwu Bethlew, aby on ciebie nie znalazł i zabił. Niedługo spotkasz go, co jest pewne. Posiadasz cechy charakteru częściowo po matce, lecz i po Lucyferze. Wczoraj jedna z tych cech ci się objawiła. Zabiłaś swoją zastępczą rodzinę, po czym byłaś wyczerpana i zasnęłaś. Twój organizm jest zbyt niezrozumiały, nawet dla mnie. Wiem tyle, że jesteś hybrydą demona i anioła. Ty jedyna urodziłaś się taka. Ty jesteś pierwszą przedstawicielką Upadłych, czyli twoja rasa jest między aniołem i demonem. Wkrótce powinnaś mieć przemianę. Niestety, ale z tym nie mogę ci pomóc...
- ... Mogę już iść...?
- Naturalnie dziecko.
Bez żadnej reakcji wyszłam z gabinetu Operatora. MAM DOSYĆ!
Nie wiem, kiedy zaczęły pokolei łzy pojawiać się na moich policzkach. Przyśpieszyłam kroku, aż dotarłam do swojego pokoju i z prędkością wskoczyłam na łóżko, chowając twarz w poduszkę mocno szlochając.
***
Obudziłam się wieczorem. A skąd to wiem? Widziałam niebo w kolorach czerwieni, pomarańczy i żółci. Powoli wstałam i ruszyłam na korytarz do łazienki.
Kafelki podłogi były zimne, co przyprawiło mnie o przyjemne dreszcze. Podeszłam do lustra i ujrzałam zupełnie inną dziewczynę. Niegdyś moje włosy były śnieżnobiałe, a teraz są kruczoczarne. Szary kolor oczu zastąpił czerwony z czernią. Moja cera stała się jeszcze bledsza, niż dotychczas.
Wyszłam z prędkością światła z łazienki i pobiegłam do pokoju. Gwałtownie otworzyłam drzwi od mojej sypialni, przez cozamknęły się z hukiem. Zapaliłam światło, a na podłodze był napis "Już niedługo się spotkamy" H.
Wystraszyłam się, a z moich strun głosowych wydobył się głośny krzyk, przez co zaraz przybiegli mieszkańcy willi Creepypast.
- Co jest?! Czemu tak się darłaś na cały dom?! Spać tu nie można w spokoju! - wydarł się z pretensjami "wielki", "sławny" Dżef de idiota.
- N-napis... t-t-tu n-na... p-pod-łodze... - ledwo wyjąkałam przez strach, który zawładnął całkowicie mną. Creepypasty spojrzały na wskazany przeze mnie punkt i ich zdziwienie było podobne, co do mojego.
- Sama to napisałaś? - spytał L.J.
- Nie! T-to nie j-ja! Nie wymyśliłam t-tego! - wypowiedziałam ze łzami w oczach, które zebrały mi się w kącikach oczu, gdyż oni nie chceli mi uwierzyć.
- Rose ma rację. Obawiam się, że już niedługo ktoś złoży nam niespodziewaną wizytę - powiedział telepatycznie Slenderman, przez co wszystkich wzrok spoczął na nim.
- W takim razie musimy coś zrobić! Sam widzisz Slendermanie, że wkrótce psychika Rose będzie na skraju załamania! - krzyknęła z furią Jane.
- A niby co mamy zrobić, hm? - zapytał ze stoickim spokojem beztwarzowiec, ale nie otrzymał odpowiedzi. - No właśnie. Toby! - Rogers jak na zawołanie zjawił się na przeciwko Operatora. - Chodź ze mną do gabinetu, a ty - wskazał na Jane - zajmij się Rose, dopóki jej nie wezwę - "powiedział", a dziewczyna skinęła głową.
Toby's POV
Pperator teleportował nas do gabinetu, po czym usiadł i ruchem ręki pokazał, abym uczynił to samo.
- Posłuchaj, nie będę owijał w bawełnę... Musisz chronić Bethlew. W tym przypadku ty i ona wyjeżdżacie.
- Gdzie? - spytałem zdziwiony.
- Do Polski. Wiem, że ona zna ten język znakomicie. Pojedziecie na czas narazie nieokreślony, gdyż narazie nie jest tu bezpiecznie. Lecicie samolotem jutro, więc radzę wam się spakować.
- To wszystko Operatorze?
- Tak. Możesz już iść Toby. - powiedział Slenderman, a kiedy miałem zamiar wyjść. - Wiem, że czujesz do Rose coś więcej niż przyjaźń - to ostatnie co powiedział totalnie mnie zdziwiło. Momentalnie na moich policzkach zaczęły pojawiać się rumieńce, więc założyłem maskę i szybko wyszedłem.
Rose's POV
Siedziałam razem z Jane w salonie. Dosłownie duszę się ze śmiechu, a dlaczego? Gramy w butelkę i Jeff jest obecnie strojony na księżniczkę przez Sally, bo takie dostał wyzwanie od Bena. W końcu mój uśmiech zniknął, kiedy butelka zakręciła się i zatrzymała w moim kierunku, a E.J. uśmiechnął się zadziornie.
- Pocałuj gofrożercę. W USTA. - domyślacie się mojej reakcji. Oczy miałam jak pięciozłotówki, a policzki oblała fala rumieńców, a co było najgorsze? Wspomniana osoba właśnie zeszła ze schodów i szła w moim kierunku! Help mee!
- No już, już. Wszyscy wiemy, że tego chcesz. - powiedział E.J., a ja się bardziej zaczerwieniłam, przez co wszyscy zaczęli się śmiać. Napotkałam spojrzenie zdezorientowanego bruneta, który patrzył na wszystkich po kolei.
- O Tobiaaasz, już jesteeeś! To dobrzeee, boooo Rose muuuusi ciebieeee pocałowaaaać w ustaaaaa! - krzyknęła śmiejąc się lekko naćpana Nina.
- Eeee c-co?! - powiedział zszokowany brunet, zaskoczony słowami pijanej Niny.
Głośno westchnęłam i czerwona, jak soczysty pomidor podeszłam do Rogersa, zarzuciłam ręce na jego kark, po czym zamknęłam oczy i złożyłam pocałunek na jego ustach. Moja twarz stała się, jeśli się da, bardziej czerwona. Powiedziałam do chłopaka ciche Przepraszam i pobiegłam do swojego pokoju, zostawiając młodego Proxy'ego w osłupieniu.
***
Od godziny leżę nieruchomo na łóżku. Można pomyśleć, iż ja, jako seryjna morderczyni przejmuję się zwykłym pocałunkiem, lecz dla mnie on nie był ZWYKŁY. Moje uczucia wobec niego w krótkim czasie się nasiliły. Darzę do niego coś więcej niż przyjaźń. Może nawet i miłość? NIE WIEM. Czy on może coś do mnie czuć? NIE WIEM. Czy odwzajemni moje uczucia? NIE WIEM. Jesteś w bagnie. ZGADZAM SIĘ.
Kiedy nadal leżałam w tej samej pozycji, drzwi lekko zaskrzypiały. Słyszałam kroki skierowane w moją stronę, a po chwili ujrzałam zmartwione oblicze mojej przyjaciółki Jane.
- Rose, czy coś się stało? Od dwóch godzin nie wychodzisz z pokoju. Czy to ma coś wspólnego z tym pocałunkiem?
- Ech... Sama nie wiem Jane. On jest dla mnie kimś więcej niż... przyjacielem, lecz nie wiem czy on darzy mnie tym samym uczuciem - Jane smutno się uśmiechnęła, gdyż nie miała maski, ponieważ przy mnie ją zawsze ściąga.
- Posłuchaj, widzę jak on na ciebie patrzy. Porozmawiaj z nim kochana. Może dla rozluźnienia sytuacji pójdziemy "zabawić się"? - gdy to powiedziała na moje usta wpełzł lekki uśmiech.
- Potrzebuję czasu Jane. A jeśli chodzi o propozycję... Skoro jestem jedną z was to co mi szkodzi? Idziemy! - odpowiedziałam, szczerze się uśmiechając, co odwzajemniła czarnowłosa i razem wyszłyśmy z domu w poszukiwaniu ofiar.
***
Chodziłyśmy z dobre parę minut. W końcu Jane wskazała palcem na skromny dom. Na oko mieszka pewnie w nim ze dwie osoby. Akurat jedna dla każdej. Po cichu otworzyłyśmy okno i weszłyśmy do pomieszczenia. Mój wzrok jest dobry, więc od razu spostrzegłam, że znajdujemy się w małej kuchni. Ruszyłyśmy po schodach na górę. Ogółem dom prezentował się nieźle, lecz jak już wspomniałam - skromnie. Wszystko było urządzone w staroświeckim stylu.
Jane wykonywała ruch ręką, abym szła za nią, co też zaraz uczyniłam. Ostrożnie wchodziłyśmy na górę, gdyż jak prawdopodobnie tam jest sypialnia naszych ofiar.
Będąc na górze, rzuciły nam się w oko ciemne drzwi. Dziewczyna delikatnie uchyliła je, uważając, aby nie zaskrzypiały. Weszłyśmy, uważając, aby nie wykonać gwałtownego ruchu, który mógłby nam trochę pokrzyżować plany.
Na łóżku leżała kobieta, na oko po trzydziestce i niewiele starszy mężczyzna. Czarnowłosa podeszła do mężczyzny, po czym dźgnęła go w udo, w celu wybudzenia go ze snu. Od razu podziałało. Kobieta otworzyła oczy, spoglądając na swojego partnera, a po chwili zaczęła krzyczeć. Zaczęło mnie to drażnić, więc moja ręka wylądowała na jej policzku, pozostawiając czerwony ślad.
- Przestań się drzeć! - krzyknęłam ciut wkurzona, ponieważ od jej głosu zaczęła boleć mnie głowa. Kobieta od razu zamilkła.
Zerknęłam w stronę killer. Kończyła swoje "dzieło", a mężczyzna już nie żył. Wycięła nerki dla E.J. i spoglądała na mnie. Kobieta, widząc, jak jej mąż nie żyje, zaczęła płakać. Ponownie rozniósł się dźwięk siarczystego uderzenia w polik. Zaczęłam robić jej nacięcia na rękach i nogach, również dźgając kobietę na oślep. Wszystko szło po naszej myśli, lecz ona niespodziewanie powiedziała coś, czego obydwie z Jane się nie spodziewałyśmy.
- Dlaczego nam to robisz księżniczko?
_____________________________________________
Witajcie! Przepraszam was za taką długą przerwę, lecz na chwilę obecną brakuje mi weny i czasu. 😔 Niestety, ale rozdziały będą pojawiać się nieregularnie. Wybaczcie, ale nie zamierzam publikować opisu postaci w obu książkach. Miłej nocy!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top