rozdział 5

Leżałam na łóżku, trzymając wciąż w ręku zakrwawiony scyzoryk.
Czułam narastajacą obojętność.
Nie miałam najmniejszych wyrzutów sumienia a wręcz przeciwnie byłam z siebie niezmernie dumna gdyż zabiłam kogoś kto na to zasłużył.
Bo jaki ojciec chce zgwałcić własne dziecko ?
Napewno nie żaden normalny, nagle złapało mnie zmęczenie więc nie myśląc długo schowałam scyzoryk do szafki i po chwili już stałam w dobrze znanym mi korytarzu.

Gdy weszłam do wielkiego pomieszczenia o dziwno nie widziałam ani jednej osoby prócz Lucyfera.

- jestem z Ciebie dumny - powiedział przytulając się do mnie.

Boshe pierwszy raz ojciec mnie przytulil zawsze był obojętny w zgledem mnie i reszty.
Nasze rozmowy nie trwały więcej niż 5 minut.

- dziękuję - powiedziałam po chwili.

- Abi jako perwsza z was tak szybko wybralas swoją drogę , dobrze postąpiłaś wybierając tę drogę. Myślę że zrobisz dużo dla mnie Jak i Boga. Pewnie slyszalas ze walczę z Bogiem ale wcale tak nie jest. Oby dwoje sobie pomagamy. Bo gdyby zabrakło mnie zli ludzie by nie umierali czyniąc jeszcze gorsze zło.

Uśmiechnęła się szeroko a po chwili znów znalazłam się w swoim małym krolestwie.

Krótki wiem wybaczcie brak weny ;)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top