Rozdział 6
- Veronica. Czemu płakałaś w dormitorium, a podczas kolacji też byłaś jakaś nieswoja?- usłyszałam głos Lily.
Przez chwilę panowała cisza, ja natomiast głaskałam Adarę, wpatrując się w nią. Wyczuła, że jestem spięta i zaczęła mruczeć, ocierając się o moją rękę. Uśmiechnęłam się blado na ten gest.
- Przydział?- zapytał Syriusz, patrząc na mnie.
Westchnęłam.
- Oczywiście, że tak. Przecież już jest po mnie, ta Tiara dostanie honorowe miejsce na moim pogrzebie. Nie dość, że nie jestem w Shlythernie, to w najbardziej znienawidzonym domu mojej rodziny. Możecie mi już szykować miejsce na cmentarzu.
- Ej, mojej rodzinie też się nie spodoba, że tu jestem. Pewnie mnie wydziedziczą, ale dla mnie ważne jest to, że mam przyjaciół.- powiedział czarnowłosy.
Ciebie wydziedziczą, mnie czeka coś gorszego.
Na samą myśl o tym, co mnie czeka na święta, lekko się skrzywiłam.
- Ej rozchmurz się, ciesz się chwilą!- wykrzyknął Black.
Już po chwili razem z Potterem zaczęli mnie łaskotać.
- Nie...prze...przestańcie...- mówiłam między napadami śmiechu.
Adara widząc, że tamci mnie atakują, skoczyła na nich z pazurami i zaczęła syczeć. Jakby wpadła w jakiś szał. Szybko wstałam i zaczęłam ją uspokajać.
- Adara, spokojnie oni nie chcieli mi zrobić nic złego, tylko rozweselić.- mówiłam jednocześnie głaskając zwierzę lewą ręką, a prawą położyłam przed nią.
Zawsze tak robiłam, żeby ją uspokoić. Po chwili kotka położyła swoją łapkę na mojej dłoni i zamruczała.
- Wiem, że chciałaś mnie chronić, spokojnie.- powiedziałam jeszcze.
Usiadłam na swoim miejscu i wyciągnęłam ręce w jej stronę, ta migiem znalazła się na moich kolanach. Rozłożyła się na nich i położyła łebek, mrucząc.
- Co to było?- zapytał zszokowany, ale i rozbawiony Remus, patrząc jak jego przyjaciele wstają.
- Ona zawsze tak reaguję, po prostu mnie chroni i nie ufa ludziom. Przynajmniej mam obronę przed wami.- powiedziałam, śmiejąc się na ostatnie zdanie.
Nie chciałam, żeby dowiedzieli się całej prawdy.
- Nie widziałem jej u ciebie w domu.- powiedział Black.
- Bo zawsze zostawiałam ją w pokoju. Jakby weszła na przyjęcie, to chyba połowa osób leżała by w św. Mungu.- zaśmiałam się.
- Chwila, widziałam cię jeszcze z jakąś sową, masz dwa zwierzęta?- zapytała skołowana Lily.
- Uwielbiam zwierzaki i nie, nie mam dwóch. W domu mam jeszcze puszka pigmejskiego- Atrię, pufka- Polarisa i nieśmiałka- Aviora, a tutaj kotkę- Adarę, no i moją sowę- Mizar. Nie mogłam wziąć ich wszystkich, więc tamte zostały w domu z siostrą. Chociaż zastanawiam się czy nie kupić sobie jeszcze jakiegoś.- wyjaśniłam.
Na samo wspomnienie o zwierzakach, na myśl przyszła mi postać, która powinna być tu teraz. Siedzieć koło mnie i bawić się razem ze mną. Cholerne urodziny.
- Jak ty dajesz z nimi radę? Ja bym się wykończył, przecież mogą zabrać słodycze.- powiedział Peter zajadając się ciastkami.
- No co ja poradzę. Kocham zwierzęta, a one mnie, więc jest ok.
Zaczęliśmy znowu grać. Skończyliśmy dopiero gdzieś po pierwszej w nocy. Zastanawiałam się jak ja wstanę rano, skoro jestem takim śpiochem. Trudno, będę się nad sobą użalać jutro. Wzięłam szybki prysznic, przebrałam się w piżamy i zakopałam się w pierzynie.
No witam w ten idiotyczny dla wielu dzień!
Sorka, że rozdział taki krótki, ale następny będzie dłuższy, przysięgam.
Macie w mediach na pocieszenie mema.
Dzisiaj dużo osób już siedzi w szkole, ja na szczęście wracam dopiero w przyszłym tygodniu, ale zostawiam dla was znicz, żebyście jakoś przetrwali [*]. Jeszcze tylko kilka tygodni i wakacje :)
W ogóle wczoraj byłam na komunii, a dzisiaj online na siódmą ehh... Ledwo żyje, a teraz jeszcze mi baba od edb gada o jakiś tam atakach terrorystycznych. Ja takie ataki przeżywam codziennie rano jak muszę wstać.
Dobra, w każdym razie mam nadzieję, że rozdział się podobał, zostawcie gwiazdki i komentarze, a ja uciekam. Nie, wcale nie zamierzam słuchać nauczycielki hah, będę próbować jakoś składać powoli rozdział z drugiego ,,dzieła''.
Do następnego❤
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top