Rozdział 23.

„Im więcej wiem, tym więcej nie wiem,
im więcej nie wiem, tym bardziej poznaje siebie."


Komui wiedział o truciźnie wcześniej, lecz nic nie wspominał do czasu, aż wróciliśmy. Na szczęście znał tylko te fakty, cała reszta zajść z Watykanu pozostała poza jego zasięgiem, choć sama myśl o tym, że Kanda wie, doprowadzała mnie do szału. A to był tylko wierzchołek góry lodowej. Trucizna zrobiła spore spustoszenie w moim organizmie, synchronizacja z innocence spadła do pięćdziesięciu procent, czyniąc mnie najsłabszym ogniwem, które Komui postanowił trzymać pod kluczem w Kwaterze Głównej. Po trzech miesiącach walki o samą siebie mogłam w końcu wrócić do walki, a musiałam siedzieć na tyłku i łaskawie czekać, aż uznają, że nie mają wyboru puścić mnie na misję.

Z drugiej jednej strony miałam sporo czasu na analizowanie listów moich rodziców. Było w nich sporo miłości. To nie był przelotny romans, lecz prawdziwe uczucie. Gdyby to wszystko inaczej się potoczyło, miałabym normalną rodzinę. Tylko Czternasty musiał wszystko zepsuć. Ważniejsze były dla niego jakieś bzdurne idee niż ukochana kobieta i własna córka.

Jeden z listów pochodził z późniejszego okresu. Adresowany do mnie list od Many, w którym wyjaśniał mi wszystko, co się wtedy wydarzyło. Prosił w nim o wybaczenie i zapewniał o swej miłości. Nie potrafiłam powstrzymać łez, gdy pustka po Manie uderzyła mnie z całą siłą. Brakowało mi jego obecności obok, ramienia, do którego mogłabym się przytulić, opowiadając o wszystkich lękach.

Pukanie wyrwało mnie z myśli. Pospiesznie otarłam łzy, nim do pokoju wszedł Timothy – mały egzorcysta, którego Allen z Kandą i Mariem przywieźli z Paryża.

– Kronikarz kazał ci przyjść do biblioteki – powiedział arogancko.

– Wrócił?

– Skoro cię woła.

– Nie tym tonem, młody – ostrzegłam go.

– Bo? Wszyscy wiedzą, że jesteś od nas gorsza.

– W czym? – Jeszcze przez chwilę nad sobą panowałam.

– Jesteś Noah.

Złapałam go za kołnierz koszuli, wychylając się z łóżka tak szybko, że nawet nie zdążył krzyknąć. Hearst był wkurzający już w dniu, kiedy dołączył do Zakonu, więc chyba czas go utemperować. Jeden Kanda wystarczy. Durnego Japończyka już się nie da zresocjalizować.

– Przede wszystkim jestem egzorcystką. Pamiętaj o tym, bo inaczej będziesz miał kłopoty.

Wstałam i wypchnęłam dzieciaka z pokoju, puszczając go na korytarzu, po czym ruszyłam na spotkanie z Kronikarzem. Słyszałam, jak młody się jeszcze odgraża, ale postanowiłam go zignorować.

– Wzywałeś mnie? – zapytałam.

Kronikarz siedział jak zwykle otoczony papierami w towarzystwie Laviego pochylonego nad grubym tomiszczem. Rudzielec podniósł głowę, gdy mnie usłyszał.

– Chciałem z tobą porozmawiać o twojej matce i o Manie Walkerze. – Spojrzałam na niego zszokowana. – Oczywiście, jeśli nie masz nic przeciwko.

– Nie, nie. Zaskoczyłeś mnie po prostu tym pytaniem.

– Pomyślałem, że skoro Komui cię tu trzyma, masz czas, żeby spokojnie porozmawiać.

Wątpiłam, żeby te informacje miały mi jakkolwiek zaszkodzić, choć też nie miałam pojęcia, po co Kronikarzowi tak nieistotne, w moim mniemaniu, fakty, ale opowiedziałam im o pierwszych latach życia. Dziwiłam się sama sobie, że tak łatwo mówiłam o moich bliskich, w końcu te okruchy były tak bardzo cenne.

– Później więcej go nie widziałam – skończyłam.

Lavi ziewnął, po czym uchylił się przed ciosem Kronikarza.

– Przepraszam – powiedział.

– Nic się nie stało. Kronikarzu, wiem, że raczej nie dzielisz się swoją wiedzą, ale możesz mi powiedzieć coś więcej o Klanie Noah? – zapytałam, mając niewielką szansę, że czegoś nowego się dowiem.

– To bardzo stara rodzina, która zbuntowała się przeciw Bogu. Przez wieki stali z boku i nie uczestniczyli czynnie w wojnie pomiędzy egzorcystami a Earlem, ale zawsze pojawiają się tam, gdzie ma dojść do przełomu. Są okrutni i bezwzględni. Za każdym razem jednak było ich trzynaścioro.

– Ale pojawił się Czternasty – mruknęłam.

– Tak. Nie za wiele o nim wiemy pomimo tego, że Zakon obserwował jego poczynania, gdy tylko dostrzegł tę anomalię. Jeden z generałów miał z nim bezpośredni kontakt.

– Cross.

– Tak. On też przyniósł wieść o twoich narodzinach.

Przez chwilę nie wiedziałam, co powiedzieć. O tym Cross mi nie wspominał, a że przyjaźnił się z Maną, nie byłam pewna, co o tym myśleć. Przecież to nie miało sensu.

– Ale po co? – zapytałam. – Czemu Zakon miałby się interesować dzieckiem Noah?

– Czternasty był anomalią, więc Zakon podejrzewał, że ty również możesz nią być. Generał Cross miał dowiedzieć się, czy zsynchronizujesz się z innocence i przywieźć cię do Kwatery Głównej, ale nigdy do tego nie doszło. Nim wysłani po ciebie poszukiwacze dotarli do waszego domu, twoja matka była martwa, a ty zniknęłaś. W końcu uznano, że też nie żyjesz albo Noah cię wychowują.

Przez chwilę obserwowałam poruszające się rytmicznie wskazówki zegara. Lavi stłumił kolejne ziewnięcie, a do mnie wróciły słowa Crossa o Kluczu. Nie miałam nadziei, że uzyskam jakiekolwiek informacje, gdy zapytałam:

– Powiedziałeś, że Czternasty był anomalią i ja też miałam nią być, ale czemu Zakonowi aż tak na tym zależało, żeby mieć z nami kontakt?

– Powstała kiedyś przepowiednia o Kluczu. Miał być to egzorcysta, który potrafi rozpoznać Serce i pomóc w szybszym odnalezieniu zaginionych kryształów. Co ważne, ten egzorcysta miał mieć silne powiązania z rodziną Noah. Kiedy Czternasty się zbuntował, zaszło podejrzenie, że jego dziecko może być Kluczem.

– Jestem Kluczem?

– Tego nie wiem. To możliwe, ale nie jest pewne. Sama musisz odkryć w sobie to co potrafi tylko Klucz. Jeśli jednak to prawda, strzeż się. Milenijny nie spocznie, póki nie zmusi cię do wskazania Serca i pomocy w unicestwieniu innocence.

Przeszedł mnie dreszcz strachu. Przy pierwszym spotkaniu z Tyki Mikkiem wspomniał on, że jestem kimś wyjątkowym. Kimś, kto może wszystko zmienić. Ode mnie może zależeć los tej wojny w zależności od tego, po której stanę stronie. Jeśli jestem Kluczem, z obu stron grozi mi niebezpieczeństwo. Żadna ze stron nie pozwoli mi zdradzić imienia posiadacza Serca drugiej. Teraz rozumiałam, dlaczego Leverrier tak mnie tępił. Moja śmierć lub bezwarunkowe posłuszeństwo pozwoli Zakonowi przetrwać.

– To nie musi być prawda. Na Klucz możemy czekać jeszcze kolejne lata. – Kronikarz przerwał mój tok myślowy. – Lavi, odprowadź Vivian do jej pokoju. Jest już późno.

– Dziękuję. Dobranoc, Kronikarzu.

Wróciliśmy na nasze piętro w ciszy. Musiałam to wszystko jeszcze sobie przemyśleć, jednak zostawiłam to na później, gdy dostrzegłam minę Laviego. Skoro dotarliśmy na miejsce, powinien odejść, a nadal stał niezdecydowany na progu mojego pokoju.

– Vivian, możemy porozmawiać? – zapytał niepewnie.

Kiwnęłam głową, siadając na łóżku. Lavi oparł się o zamknięte drzwi, zmierzwił rudą czuprynę.

– Chodzi o to, że... – zawahał się, ale zaraz kontynuował: – Tamtego dnia nie podziękowałem ci właściwie, a jeszcze sprawiłem, że poczułaś się niekomfortowo.

Przez chwilę nie wiedziałam, o co mu chodzi, ale zaraz wróciło do mnie wspomnienie tamtej rozmowy i mojego paranoicznego zachowania. Westchnęłam.

– Było, minęło – stwierdziłam. – Nic, czym musiałbyś się przejmować.

– Vivian, ja po prostu chcę cię poznać i zrozumieć. Jesteś z nami już dłuższy czas, a ja nadal nie potrafię przewidzieć, jak się zachowasz, co powiesz.

– Może niepotrzebnie próbujesz mnie poznać – stwierdziłam chłodno. – Zwłaszcza po tym, czego się właśnie dowiedziałeś. Nie zbliżaj się do mnie, Lavi. Dobrze ci radzę. To nie jest tyle warte.

Lavi uśmiechnął się bezczelnie, co mnie nieco rozdrażniło. Nic jednak nie powiedziałam na ten gest.

– Pozwól, że sam ocenię, czy jest to tyle warte – odparł. – Nie boję się twojego chłodu, Vivian. Nie odstraszysz mnie.

Brzmiało, jakby próbował mnie podpuścić, żeby osiągnąć cel. Albo był tak pewny siebie, albo zbyt głupi, by nie pomyśleć o tym, że mogę być lepsza w te klocki. Podniosłam się i podeszłam tak, że dzielił nas jedynie krok. Lavi patrzył mi w oczy, nie odwrócił spojrzenia nawet na moment.

– Możesz sobie wyobrażać, co chcesz, Lavi – powiedziałam powoli. – Możesz wierzyć, że to ma sens, ale powinieneś o mnie zapomnieć. Mnie trzymają się kłopoty, tańczę ze śmiercią częściej niż ktokolwiek w tym budynku. Nie bądź głupi, króliku. Zapomnij o tym, co sobie teraz roisz w łebku, bo to prosta droga do drewnianej skrzyni.

– Wciąż udajesz zimną i niedostępną – odparł podobnym tonem. – Myślisz, że nikt z nas nie dostrzega, jak bardzo tęsknisz za normalnością, którą ci odebrano dawno temu. Pamiętasz jeszcze, jak to było. Widywałaś to wiele razy i wciąż zazdrościłaś tym wszystkim, którzy nie musieli iść naszą ścieżką. Nie pozwalasz sobie nawet na te okruchy normalności, które chcemy ci podarować. Nie jesteś tak zepsuta, jak myślisz. Ktoś ci to w końcu udowodni.

Zaczęłam się śmiać na tę śmiałą analizę. Trochę mnie to irytowało, trochę imponowało, że nie uciekł, kiedy pomiędzy nami pojawiło się dość wyczuwalne napięcie. Spoglądaliśmy sobie w oczy przez kilka chwil ciężkiej ciszy.

Lavi pierwszy wyciągnął rękę, przyciągnął mnie do siebie i pocałował. Smakował czekoladą, którą piliśmy w bibliotece w czasie rozmowy z Kronikarzem, i desperacją, z którą próbował do mnie dotrzeć. Pozwoliłam mu na to, obejmując go za szyję. Jego dłoń niespiesznie wędrowała po moich plecach, druga nadal trzymała mnie za ramię.

Odsunęłam się ku jego żalowi, który widziałam w zielonym oku. Wiedziałam, jak to powinno zadziałać dalej. Łóżko w końcu było niedaleko. Nie mogłam się jednak przemóc, a i nie chciałam dawać mu złudnych nadziei na cokolwiek. Wątpiłam, że chodzi o przygodę na jedną noc, Lavi był mną zbyt mocno zainteresowany, żebym mogła pozostać przy tej wersji.

– Czas, byś poszedł spać do siebie, Lavi – powiedziałam.

– A już miałem nadzieję, że cię przekonałem – mruknął.

– Trzeba dużo więcej, żeby mnie przekonać – odparłam. – I lepiej mnie posłuchaj dla własnego dobra.

– Ech, zmuszać cię nie będę, ale gdybyś zmieniła zdanie...

– Dobranoc, Lavi.

– Dobranoc, Vivian.

W końcu zostałam sama. Odetchnęłam z ulgą, bo nie panowałam nad tym, co się działo. Już dawno straciłam kontrolę nad własnym życiem i nie zapowiadało się, żeby miało się coś w tej kwestii zmienić. Nie chciałam się więc angażować i robić komuś krzywdy.

Westchnęłam. Zgasiłam wszystkie światła prócz jednej świecy. Spod poduszki wyciągnęłam list od Many. Znałam go na pamięć, mimo to chciałam wyciągnąć z niego jeszcze więcej. Tęskniłam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top