Rozdział 3.

„Życie (nie) jest piekłem"


Po kilku dniach wszyscy jakby zapomnieli o incydencie. Zaakceptowali mnie taką, jaka jestem i traktowali normalnie. Dni wolne od zadań spędzałam, słuchając kłótni Kandy, Allena i Laviego lub docinając głównie temu pierwszemu. Jeśli akurat był, bo dostawał naprawdę wiele misji i to wysoko priorytetowych. Musiałam przyznać, że Japończyk był silnym egzorcystą, choć nie ustępowałam mu siłą, co Komui wykorzystywał, aby zapewnić mi zajęcie.

Sytuacja zaczęła się pogarszać. Akumy atakowały ze zdwojoną siłą, ale też przyniosły ze sobą wiadomość od Earla: „Czas nadszedł. Siedmiotysiącletni prolog minął i zaczynamy przedstawienie. Bądźcie gotowi, gdy kurtyna się podniesie. Jesteście aktorami, egzorcyści". Zrozumiałam, co miał na myśli. Cóż, przeczuwałam to już wtedy, gdy Tyki Mikk z Klanu Noah ujawnił swoją obecność. Earl zakończył przygotowania i zamierzał podkręcić tempo. Chodziło głównie o znalezienie Serca Innocence – kawałek, który ma w sobie moc zasilającą pozostałe sto osiem części kryształu. Gdyby je zniszczono, byłby to koniec egzorcystów.

Nerwówka zaczęła się, gdy zginął jeden z generałów. Kevin Yegar był najstarszym z egzorcystów, ale to nie ograniczało jego potencjału bojowego. Starł się z Klanem Noah i stracił wszystkie innocence, które miał przy sobie. Misją generałów bowiem jest także odnajdywanie kolejnych kompatybilnych użytkowników, więc w swoje podróże zabierają kryształy, które Zakonowi udało się odzyskać. Noah, którzy potrafią niszczyć innocence, pozbyli się tych, które wpadły w ich łapy. Sam Yegar żył jeszcze, gdy go odnaleziono, ale był w strasznym stanie zarówno psychicznym, jak i fizycznym. Autopsja wskazała, że umarł w ten sam sposób co Daisya – brakowało mu organów wewnętrznych pomimo braku śladów na ciele po ich usunięciu. To była moc Noah, a dokładnie Tyki Mikka. Jeszcze nie do końca wiedzieliśmy, jak to działa, ale było dość przerażające.

Zakon zaczął intensywnie działać. Głównym celem Earla stali się generałowie, więc egzorcyści zostali rozdzieleni i posłani do ich ochrony. Nie było to proste, bo w ruchu ciężko namierzyć daną osobę, ale mniej więcej wiedzieliśmy, gdzie powinni być poszczególni generałowie. Prócz jednego.

Akurat wróciłam ze swojej misji. Poszczęściło mi się i zdobyłam innocence, choć nie obyło się bez lekkiego cięcia w łydkę. Goiło się już, więc nawet nie kulałam. Atmosfera w Kwaterze Głównej była dość ponura, szybko uświadomiono mi, skąd ten nastrój. Kryształ zaniosłam na dół, do Hevlaski, która opiekowała się innocence bez użytkowników, po czym zamierzałam nieco się odświeżyć i coś zjeść.

Nie było mi to jednak dane. Na korytarzu spotkałam jednego z naukowców, młodego okularnika o jasnych włosach. Chyba nazywał się Johnny, choć pewności nie miałam.

– Vivian, Kierownik cię wzywa – poinformował mnie.

Nie było mi to w smak zwłaszcza, że nie skończyłam jeszcze raportu z misji – przysnęłam w pociągu. Jednak wolałam go nie drażnić, podobno też dopiero co wrócił. To chyba niecodzienne, bo odkąd tu jestem, wszyscy robili wszystko, by przykuć go do biurka i nakłonić do papierkowej roboty. No i głupio byłoby narażać, bądź co bądź, naszego dowódcę na niebezpieczeństwo.

Gabinet Komuiego jak zawsze tonął w papierach. Były wszędzie, na biurku, na podłodze, część nawet na sofie. Całe sterty porozrzucane jak leci, więc nie zdziwiły mnie historie o gorączkowych poszukiwaniach ważnych w danej chwili dokumentów.

– Chciałeś mnie widzieć – powiedziałam bez zbędnych wstępów.

Zamiast białego uniformu Komui miał na sobie cywilne ubrania w chińskim stylu. Trochę niecodzienny widok, ale nie skomentowałam tego faktu.

– Vivian, dobrze, że już jesteś. Usiądź – Wskazał zawaloną dokumentami sofę.

Odsunęłam część papierów i wykonałam polecenie, obserwując Kierownika. Wydawał się zmęczony.

– Pewnie już słyszałaś najnowsze wieści.

– Zginął jeden z generałów – potwierdziłam. – Przykra sprawa.

– Milenijny Earl zaczął działać, więc nie możemy pozostać w tyle. Większość egzorcystów jest już w drodze do pozostałych generałów. Chciałbym, abyś wspomogła grupę Allena w poszukiwaniach generała Crossa.

– Nie powinnam zostać przydzielona do generała Tiedolla? – zapytałam nieco zaskoczona tą rewelacją. – Teoretycznie to właśnie do jego jednostki należę.

– Owszem. Jednak ufam, że Kanda i Marie poradzą sobie z tym zadaniem. Jak wiesz, generał Cross gdzieś zniknął. Jedyny kontakt z nim w ciągu ostatnich czterech lat to list, który wysłał tuż przed przybyciem Allena do Zakonu. Może być wszędzie, więc chciałbym, abyś wsparła Allena i pozostałych w poszukiwaniach.

– Rozumiem sytuację. Dokąd mam wyruszyć?

– Gdy się z nimi rozstałem, kierowali się na wschód. Pojedziesz ich śladem. Mam nadzieję, że dzięki kontaktowi będziemy mogli cię pokierować i dość szybko do nich dołączysz. Za pół godziny powinienem mieć dla ciebie wszystkie dokumenty.

– Nie skończyłam jeszcze raportu z ostatniej misji – przyznałam.

– Wiem, dopiero wróciłaś, ale sama widzisz, jaką mamy sytuację. Raport jest na razie nieważny. Przygotuj się do wyjazdu. I bądź ostrożna.

Uśmiechnęłam się lekko, po czym wyszłam. Widziałam, że Komui się martwi. Jako dowódca musiał nas wysyłać do niepewnej walki, wielu jeszcze może zginąć. Pomimo posiadania innocence byliśmy zwyczajnymi ludźmi, łatwo było nas zabić, a wróg był potężny. Do tego Komui traktował egzorcystów i pracowników Kwatery Głównej jako członków rodziny, a to miejsce jak dom. Serce i rozum wciąż ze sobą walczyły. Teraz było jeszcze trudniej.

Ogarnęłam się szybko i niedługo później ruszyłam w drogę. Dogonienie grupy Allena początkowo nie było zbyt proste. Poruszali się dość szybko, a ja miałam do dyspozycji jedynie konwencjonalne środki transportu. Cały czas byłam w kontakcie z Kwaterą Główną, która prowadziła mnie według raportów, które mieli od Lenalee.

Pewnie bym ich nie dogoniła, gdyby nie to, że Allen i Lavi zostali zmuszeni do pomocy w wiosce, którą nawiedzał wampir. Nie znałam wszystkich szczegółów, ale miało to coś wspólnego z Crossem, więc nieco opóźnili swoją podróż na wschód. Lenalee i Kronikarz – tak kazał na siebie mówić, a zajmował się głównie obserwacją wojen, by zapisać ich przebieg dla potomnych – mieli poczekać na chłopaków. Skoro byłam w pobliżu, cała grupa czekała na mnie.

Okazało się, że sprawa z wampirem nie należała do tych z opowieści. Baron Arystar Krory, domniemany wampir, był tak naprawdę egzorcystą, którego pasożytnicze innocence znajdowało się w zębach. Cross wywołał jego pierwszą synchronizację, zostawiając baronowi mięsożernego kwiatka. Przez to też Krory atakował ludzi, którzy w rzeczywistości byli akumami ukrywającymi się w ludzkich ciałach. Oczywiście wyjaśnienie tego wieśniakom nic nie pomogło, więc Arystar mógł z czystym sumieniem do nas dołączyć.

– Vivian, nareszcie dotarłaś – uśmiechnęła się Lenalee.

– Niełatwo was dogonić, ale podobno mieliście sporo przygód – wzruszyłam ramionami. – A to kto?

Obok Allena stał wysoki, chudy mężczyzna o czarnych włosach z białą grzywką i dość żałosnym wyrazie twarzy.

– To Arystar Krory, nasz nowy towarzysz.

Kiwnęłam głową, że zrozumiałam i więcej wampirowaty mnie nie interesował. Mieliśmy inne rzeczy na głowie przecież.

– Nie przejmuj się Vivian. Jest trochę oschła, ale to dobra dziewczyna – pocieszył Krory'ego Lavi. – Jak minęła podróż? – spojrzał na mnie.

– Znośnie.

– Oj, nie bądź taka. Opowiedz coś więcej.

Zignorowałam go i jako pierwsza wsiadłam do pociągu. Już się przyzwyczaiłam, że rudzielec zawsze tyle gada. Nie dał się też tak szybko zapomnieć. Wystarczy, że ruszyliśmy w drogę, a ten znów się odezwał:

– Czemu nadal nosisz bandaż na prawej dłoni? Rana po Mugenie powinna się już dawno zagoić.

– Nie twój interes, rudy króliku.

„Królikiem" nazywał go Kanda. Zresztą Japończyk dla wielu osób wymyślał jakieś przydomki, nie kłopocząc się zapamiętywaniem imion innych. Moim zdaniem był nieco ograniczony umysłowo, ale już lepiej go zignorować. Nic tylko szukał zaczepki.

– Chyba to żaden wstyd?

Westchnęłam ciężko. Lavi nie rozumiał aluzji i zawsze parł przed siebie. Może to kwestia tego, że jest następcą kronikarza i twierdzi, że musi wszystko wiedzieć. Dla mnie to zwykłe wścibstwo.

– Na prawej dłoni noszę przekleństwo – wyjaśniłam. – Zwykli ludzie boją się takich jak ja, więc je ukrywam. Poza tym jest zbyt niebezpieczne, by je wystawiać. Zaspokojony?

– Jesteś dość skryta – zauważyła Lenalee.

– Nie ma o czym opowiadać. Poza tym rozgadani na ulicy giną najszybciej. Tam nie ma miejsca dla dobrze ułożonych panienek i miłych chłopców. Każdy dzień to walka o najwyższą cenę. Niewielu wygrywa – spojrzałam przez okno przedziału.

Niechętnie wracałam do tamtych czasów. Moje życie było złe, łamałam wiele zasad, które normalnym ludziom zaznaczały granice moralności. Nigdy się od tego nie uwolnię, to zawsze będzie we mnie.

Podróż trwała. Cross wciąż miał przed nami przynajmniej kilka dni przewagi, ale nieustannie poruszał się na wschód. Wiedzieliśmy to dzięki Timcampy'emu, złotemu golemowi, który należał do Allena, a wcześniej właśnie do generała, oraz zapewnieniom ludzi, których przepytywaliśmy po drodze. W wielu miejscach Cross zostawiał długi, więc czasami pytanie o niego było bardzo niebezpieczne.

Tak trafiliśmy do Chin. Początkowo nie mieliśmy szczęścia, ale w końcu złapaliśmy dość świeży trop. Cross widziany był w miejscowym burdelu, jego właścicielka prawdopodobnie była jego kochanką, co nie było takie dziwne – generał otaczał się pięknymi kobietami, które z niewiadomych przyczyn garnęły się do niego jak pszczoły do miodu. Cóż, nie znam go, więc trudno mi powiedzieć, jak jest naprawdę.

Burdel był naprawdę pięknym budynkiem, wieczorem było go widać z daleka, tak wiele świateł go przyozdabiało. W Europie żaden dom publiczny nie wyglądał tak dobrze i dumnie, ale w Chinach panowała inna mentalność. Zresztą to nie było ważne.

Nim spróbowaliśmy wejść do środka, na drodze stanął nam prawdziwy wielkolud. Umięśniony, pozbawiony włosów, ale również obdarzony dość obfitym biustem okazał się kobietą, która od razu zaatakowała Allena i Laviego, mówiąc coś po chińsku. Znałam parę słów, ale już z samej postawy dało się zrozumieć, że nie jesteśmy tu mile widziani.

Ledwo Lenalee powiedziała kobiecie, by puściła chłopaków, Allen wskazał nam, żebyśmy odeszli.

– Mamy wejść od tyłu – poinformował nas cicho Walker. – Są po naszej stronie.

Tak też zrobiliśmy. Kobieta wpuściła nas tylnym wejściem i poprowadziła prosto do swej pani. Była to piękna, około trzydziestoletnia Chinka o długich, czarnych włosach i ciemnych oczach. Piękna kolorowa szata i mocny makijaż dodawały jej uroku. Wielu mężczyzn musiało stracić dla niej głowę.

– Witajcie, moi drodzy egzorcyści. Jestem Anita, pani tego przybytku – przedstawiła się. – Wybaczcie, że was zawiodę, ale generała Crossa już tu nie ma. Wypłynął osiem dni temu i zginął.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top