2. Nauka przyprawia o zawrót głowy.

Obudziłam się z tą koszmarną myślą, że dziś mam zajęcia. Zadrżałam na samą myśl spotkania z Eryniami. Tak, to one mnie uczą takich przedmiotów jak: matematyka, astronomia, chemia, łacina, greka czy angielski. To masakrycznie koszmarne. Szczególnie, że na sam ich widok masz ochotę wyrzygać żołądek i gałki oczne wydłubać.
Podniosłam się do pozycji siedzącej i przetarłam zaspane oczy. Po chwili wygramoliłam się z łóżka i stanęłam przed ogromną szafą z lustrzanymi drzwiczkami. Mój wygląd mógł odstraszyć każdego kto by teraz wszedł do mojego pokoju. Dlaczego nie mogę budzić się jak w bajce? Z ułożonymi włosami, z lekko rozchylonymi i zaróżowionymi ustami, a nie zwisając w połowie z łóżka w dodatku chrapiąc i się śliniąc. Oczywiście ja tak nie robię tylko to podałam jako przykład. Moja jedyna wada jaką mam podczas spania? Wiercę się jak rosomak i moje włosy wyglądają jak tej rudej z "Meridy walecznej". Jednym słowem wielki pudel.
Wyjęłam z szafy spodnie, podkoszulkę i bluzę i podeszłam drapiąc się po głowie do komody. Wyjęłam z niej bieliznę i głośno ziewając poszłam się wykąpać. Rozbudzona i mokra zaczęłam się ubierać. Wytarłam włosy i je rozczesałam związując w wysokiego kucyka i zaplatając w warkocz. Umyłam pospiesznie zęby i wyszłam z łazienki. Zerknęłam na budzik. O żesz kurwa.. Jest 9.15.. Mam pięć minut na dojście do sali w najdalszej części pałacu. Alekto nienawidzi jak się spóźniam. Na szybkiego założyłam skarpetki, a buty wciągałam w biegu podskakując. Wypadłam z pokoju i jak wariatka biegłam na skręcenie karku na naukę łaciny, którą mam opanowaną w małym palcu. Wpadłam zdyszana do sali i pochyliłam się łapiąc haustami oddech jak tonący na wraku titanica.

- Masss ssszczzzęściiie - usłyszałam syk przed sobą. - jesssceee dziesssięć sssekund, a miała byśśś kłopoty.

Podniosłam wzrok i napotkałam jej spojrzenie. Przełknęłam z trudem ślinę. Każda Erynia wygląda tak samo. Alekto jest wysoką, lecz zgarbioną kobietą z czarnymi poszarpanymi skrzydłami. Wszystkie są odziane jak zwykle na czarno. Zamiast włosów mają wężowe sploty. Nie mają oczu tylko puste oczodoły z których płynęła krew. Jej długi wężowaty język poruszał się wyłapując drgania i temperaturę. Tak one widzą. Miała wyciągnięty palec z długim szponem w moją stronę. Nie chciałabym jej wkurzyć i zostać nimi podrapana. Pod ścianą stały Tyzyfone i Megajra czekając na swoją kolej.

- Miała bym, ale jednak zdążyłam. Am.. Alekto.. Obiecałaś, że przy mnie nie będziesz pokazywać swojej prawdziwej postaci - powiedziałam pewnym głosem, lecz w środku drżałam z obrzydzenia i zbierających się torsji. - To was obie też się dotyczy - spojrzałam na pozostałe Erynie.

Kiwnęły posłusznie głową i zmieniły postać przybierając ludzki wygląd. Westchnęłam z ulgą.

- No to zaczynajmy - powiedziała Alekto normalnym głosem siadając przy stole i zaplatając ręce. To doceniałam w transformacjach. Zero seplenienia się i syczenia. Usiadłam naprzeciwko niej. No to zaczynamy koszmar.

- No to zaczynajmy - powiedziałam na luzie wyciągając nogi.

- Nic bez Ciebie, wszystko z tobą - spojrzała zielonymi oczami z zacięciem na mnie.

- Nec tecum, nec sine te - odpowiedziałam z wyższością znając odpowiedź. Zmarszczyła brwi i odrzuciła kasztanowe włosy do tyłu.

- To po grecku, tego się nie czyta - uśmiechnęła się drwiąco patrząc w moje oczy.

- Graecum est, non legitur.

- Co dla jednych jest lekarstwem, dla innych jest straszną trucizną. Na to napewno nie odpowiesz - pochyliła się w moją stronę marszcząc brwi.

- Quod medicina aliis, aliis est acre venenum - pochyliłam się tak samo jak ona i drwiąco na nią spojrzałam.

Przerobiłyśmy tak samo grekę po czym ona zadowolona opuściła salę. Następnie zajęła jej miejsce Tyzyfone. Siedziałyśmy nad matematyką i ostrosłupami. Jak ja tego nie cierpie. Nauka przyprawia o zawrót głowy. Szczególnie taki przedmiot jak matematyka. Ble.. Po niej przyszedł czas na astronomię i chemię z Megajre. Przerobiłyśmy próbę Trommera i Tolensa oraz główne konstelacje. Wszystkie były ze mnie zadowolone.

Wyszłam z sali nie tylko zmęczona, ale i z burczącym brzuchem. Powolnym krokiem weszłam do kuchni.

- Hahaha ktoś tutaj jest głodny - odparł z rozbawieniem Nico. Spojrzałam na niego spod łba.

- Musisz mnie dobijać? - zapytałam drwiąco.

- Spokojnie siostra. Póżniej przyjdzie Alex. Masz ochotę z nami potrenować?

- A przyjdzie jego siostra? - zapytałam z nadzieją, że usłyszę negatywną odpowiedź.

- Khloe też tam będzie - skrzywiłam się na te słowa.

- Nie dzięki - odparłam.

- Oj no proszę.. - spojrzał na mnie błagalnie. - Zrób to dla mnie.. Za to, że pomagam ci wejść do świata ludzi.

Drgnęłam lekko, na co uśmiechnął się triumfalnie. Westchnęłam znużona.

- Nico.. Jestem tolerancyjna.. Akceptuję to, że jesteś gejem.. Akceptuję to, że chodzisz z synem Afrodyty.. Ale dlaczego ja mam zajmować się jego rodzeństwem?!

- Khloe nie jest taka zła. To tylko jeden dzień, a póżniej jej nie zobaczysz - spojrzałam na niego niepewnie.

- Obiecujesz?

- Obiecuję - powiedział lekko patrząc na mnie swoimi brązowymi oczami.

- Niech ci będzie, ale tylko ten jeden raz.

- Dziękuję - rzucił się na mnie łapiąc mnie w pasie i okręcając dookoła własnej osi. Zaśmiałam się z tego.

- A teraz mnie postaw przyszły panie podziemi, bo jestem głodna.

Postawił mnie delikatnie, a ja poszłam przygotować sobie płatki na mleku. Gdy już wszystko było gotowe usiadłam, by w ciszy i spokoju zjeść. Ale się przeliczyłam. Jeszcze nie zjadłam połowy, a już usłyszałam głos tej wywyższającej się, egoistycznej córeczki Afrodyty. Jakiego jednego słowa bym użyła, by ją opisać? Oczywiście, że suka. Zjadłam pospiesznie śniadanie do końca i podniosłam się idąc z własnej woli na męki. Podziękuje ci braciszku później.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top