5. Chcę wyjaśnień, a nie pączka
Patrzyłam na niego zupełnie zamrożona z szoku. Lakier mienił się pod kątem światła. Wzrostem zupełnie nikt nie był mu równy. Ciało miał podobne do ziemskiego mężczyzny, tyle, że metalowe. I z bardzo widocznym sześciopakiem. Jego duże, cyjanowe oczy spoczęły na mojej twarzy tak, jakby chciał przez to poznać wszystkie informacje dotyczące mnie. Poczułam dyskomfort jak i niepokój, ponieważ to wszystko działo się dla mnie za szybko. On raczej znał mnie aż zbyt dobrze przez to, że jechałam... razem z nim. Ja natomiast w ogóle nie miałam pojęcia, kim jest. Na dodatek wspomniał o moim ojcu, czyli pewnie zadarł z nimi, a teraz ja mam przerąbane, przez co na tym ucierpię.
- Wiedziałem, że skądś kojarzę to nazwisko! - nagle krzyknął uradowany Bulkhead, klaszcząc w swoje potężne dłonie, przez co podskoczyłam do góry przestraszona.
Miko widząc to, zaczęła się śmiać. Podeszła do mnie chwiejnym krokiem i podniosła obie ręce, aby złapać za moje ramiona. Obróciła mnie w swoją stronę i otworzyła buzie, aby coś powiedzieć, ale szybko, oraz w miarę delikatnie ją od siebie odepchnęłam. Dziewczyna była zaskoczona moją reakcją, ale jedynie fuknęła coś pod nosem po japońsku, mając na twarzy chytry uśmiech. Moja uwaga ponownie spoczęła tylko na nim.
- Kim jesteście? Dlaczego tu przebywacie? Skąd znasz mojego ojca? - zaczęłam zasypywać ich pytaniami z obawą w głosie. Może zostałam przez nich uratowana, ale to nie zmienia faktu, że muszą być tego samego pochodzenia, co nasi wcześniejsi oprawcy. Przy czym jedni chcą zabić drugich.
Czerwono-granatowy robot uklęknął na jedno kolano. Powoli zaczął przybliżać swoją twarz do mojej, aby mnie nie wystraszyć. Gdy dzieliło nas od siebie zaledwie kilka metrów, poczułam, że stres wylewa na mnie wiadro zimnej wody. Zrobiłam jeden krok do tyłu. Wszystko jest takie niepewne.
- Nie musisz się nas bać. - zaczął - Nazywam się Optimus Prime. Jestem przywódcą Autobotów. - spokojnie pokazał swoją dużą dłonią na ową drużynę. - Pochodzimy z planety Cybertron, którą niestety musieliśmy opuścić. Nasz dom, ogarnięty wojną domową, został całkowicie pozbawiony życia. Na dodatek, naszej rasie zaczęło brakować cennego paliwa, energonu. Na naszej rodzimej planecie już go nie było, więc zaczęliśmy podróżować między światami oraz galaktykami, aby je znaleźć. Primus chciał, że akurat na Ziemi były cenne złoża naszej życiodajnej materii. - mówił spokojnie - Przybyliśmy tutaj wraz ze swoim częściowym wyposażeniem, dzięki któremu możemy szybko się ze sobą komunikować, namierzać i szybciej przemieszczać.
- Wow, kosmiczne FBI - zareagowałam równocześnie zaskoczona i zachwycona. Po chwili zorientowałam się, że weszłam mu w zdanie, przez co spaliłam buraka i wymamrotałam przeprosiny. - Kontynuuj proszę...
- Wiem o co ci chodzi, ponieważ twój ojciec uświadomił mnie po jednej z naszych akcji. Gdy przybyliśmy na Ziemię, wasze wojsko wydało w nas ostrzał. Kategorycznie zabraniam walki z ludźmi, dlatego też w tamtym momencie Arcee przedostała się do generała i przywiozła do miejsca, gdzie się schroniliśmy. Tam wytłumaczyłem, kim jesteśmy i dlaczego się znaleźliśmy na tej planecie. Odwołali swoją armię, a nam polecił, abyśmy mieli swojego zwierzchnika. W taki sposób pojawia się twój tata, zwerbowany do naszej misji. Fakt, nie był zadowolony przy pierwszym spotkaniu, jednak wydaje mi się, że powoli się do nas przekonuje - zakończył swoje przemówienie.
- A kim byli ci, którzy chcieli nas zabić? To też były autoboty? - dopytałam się.
- Nie - zaprzeczył - Zaatakowały was Decepticony. Dowodzi nimi Megatron, który jest rządny władzy nad wszystkim, brutalny, bezwzględny i nieprzewidywalny. Nie można mu zarzucić braku sprytu jak również kreatywności, ponieważ z każdą chwilą, jego pomysły są coraz bardziej pozbawione moralności i godności. To on rozpoczął wojnę na naszej ukochanej planecie. Gdy dotarł na Ziemie, od razu zapragnął mieć ją pod swoim panowaniem. Nieważne jakim kosztem. Dlatego każdy, kto o nas wie, jest na celowniku.
- Poczekaj chwilę - powiedziałam nad wyraz spokojnie, łapiąc się za policzek prawą dłonią. - Skoro już was znam, to znaczy, że w każdej chwili gigantyczny, metalowy robot może mnie zabić?
- Tutaj pojawiają się nasi opiekunowie! - wykrzyknął uradowany Raf, stojący obok dużej dłoni Bumblebee.
- Oni chronią nas praktycznie cały czas. Nie ważne o której godzinie czy porze. Zawsze możesz do niego zadzwonić i powiedzieć mu nie tylko o niebezpieczeństwie, ale też jak ci minął dzień, co cię trapi, poszukać porady albo po prostu zatkać dziurę samotności!
Cicho się zaśmiałam na jego entuzjazm. Patrząc na niego i żółtego autobota, widać, że mimo różnic rasowych oraz faktu, że Bee nie potrafi mówić, tylko puszcza niezrozumiałe dla mnie dźwięki, to łączy ich silna wieź. Obróciłam się powoli wokół własnej osi przyglądając się wszystkim w pomieszczeniu.
Ratchet nie był raczej zbyt zadowolony, ponieważ miał grymas na twarzy. Na ustach Arcee gościł delikatny uśmiech, ale czuć od niej można było milsze nastawienie. Bumblebee, jak i również Bulkhead, nie kryli swojego zadowolenia. Chociaż ten drugi musiał mieć chyba jakieś wątpliwości. Chłopaki i Miko zachowywali się podobnie do żółto-czarnego kosmity. Optimus był... raczej też w porządku nastawiony do mnie, bo jednak wyjaśnił mi dosyć szczegółowo kim są i dlaczego znajdują się na tej planecie, w małym oraz nudnym mieście w Nevadzie. Rozmowa z nim trochę uspokoiła moje nerwy.
- W takim razie, kto zostanie moim opiekunem? - zapytałam się przywódcy, stając do niego przodem.
Gdy miał mi odpowiedzieć, ich medyk wyskoczył z zaalarmowaniem, że jakiś obiekt zbliża się do bazy. Prime natychmiast wstał i skierował się do zielonego panelu, przy którym stał Ratchet. Femme nakazała pójść w głąb bazy, by się schować. Japonka kategorycznie się z nie zgadzała i tupnęła nogą mówiąc, że nigdzie nie idzie. Bulkhead ciężko westchnął i złapał dziewczynę w swoją dłoń. Zaczął iść przed siebie, w stronę korytarza. Popatrzyliśmy na siebie z Jackiem i szybko podążyliśmy za nimi.
Korytarz był zdecydowanie ogromny i szeroki. Ściany miały szary kolor, a na nich samych znajdowały się wystające rury. Małe lampki dawały znikome światło, ale pewnie im to nie przeszkadzało. Gdzieniegdzie znajdowały się wentyle z kratami. W pierwszej części korytarza musiały znajdować się ich pokoje, ponieważ na drzwiach były umieszczone emblematy w różnych kolorach. Dokładniej mówiąc, to odpowiadały kolorom lakieru całej drużyny. Mijając je, wchodzi się do drugiego holu. Znajdują się tam zapewne magazyny, ponieważ na drzwiach są dziwne znaki, a może to ich język?
- Czy to mogły być decepticony? - zapytał się niebieskooki chłopak, kiedy udało nam się dogonić tą dwójkę.
- Wątpię w to, ale lepiej nie ignorować tych alarmów. Oni na tyle nas nienawidzą, że jak się uprą, to znajdą wszystko, aby nam uprzykrzyć życie. I przy okazji, pozbawić go nas - odparł zielony autobot, kładąc Miko na podłodze przed ogromnymi drzwiami przypominającymi te garażowe.
Kiedy podszedł do nich bliżej, te automatycznie się otworzyły, ukazując ogromną halę. Kolorystycznie nie różniła się od reszty bazy, ale miała też swoje odcienie bieli oraz pomarańczu. W kątach znajdowały się jakby duże piłki i pudła. Na wprost stał panel, który zapewne musi skanować postępy w treningach, a może nawet daje im hologramy, by z nimi walczyli. Pewnym krokiem wkroczyłam do środka.
Rozglądając się, zauważyłam prowizoryczny, fioletowy fotel z oparciem. Byłam zaskoczona, że znajdował się w takim miejscu, ale podeszłam i usiadłam na nim. Złączyłam ściśle nogi, a ręce położyłam na kolanach. Delikatnie pochyliłam się do przodu i spuściłam głowę, ciężko wzdychając. Mam nadzieje, że nikt przeze mnie nie ucierpi.
- Wybacz nam za to zajście. Nie mieliśmy w planach narażać ciebie i Miko - zagaił Bulk, stojąc blisko mnie, jakby zaniepokojony bądź zestresowany. Widać po nim było, że żałuje tego, co wydarzyło się kilkanaście minut temu.
- Nie masz za co. To nie jest wasza wina, że nagle was namierzyli i postanowili unicestwić. Znalazłam się tam czystym przypadkiem i tak o tutaj jestem. Zapewniam cię, że gdyby na twoim miejscu był inny autobot, to ta akcja inaczej by się potoczyła i to niekoniecznie w dobrym kierunku. Uratowałeś nas i przy okazji skopałeś tyłki swoim wrogą. Czego można chcieć więcej?
Kosmita był w szoku. Otworzył delikatnie usta po czym je zamknął. Musiał nigdy wcześniej nie słyszeć takiej odpowiedzi na taką sytuację. Ja uśmiechnęłam się do niego szeroko, by zapewnić go, że to, co powiedziałam było prawdą. On odwzajemnił gest i powiedział ciche "dziękuję".
Nagle poczułam nieprzyjemne pieczenie w lewym ramieniu, przez co syknęłam przez zęby. Gwałtownie wstałam i złapałam się za to miejsce. Zauważyłam, że rana nie była już pokryta brudem, tylko oczyszczona. Jednak małe stróżki krwi pozostały. W pewnym momencie usłyszałam chrząknięcie z drugiej strony. Stał tam Raf z płynem dezynfekującym oraz spirytusem w rękach, a za nim znajdowała się niewielka, biała apteczka z pomarańczowym krzyżykiem. Patrzył na mnie smutno.
- Keira wiem, że to cię boli. Jednak muszę to zrobić, bo inaczej może pojawić się zakażenie, a wraz z nim, jakaś choroba. Przecierpisz teraz chwilę, to nie będziesz musiała się potem męczyć. Na dodatek, nie fajnie wyglądasz z tymi ranami i siniakami. Proszę, usiądź z powrotem, a zobaczysz, że będziesz dużo ładniej wyglądać. Jeżeli wiesz o co mi chodzi - dzieciak powiedział spokojnie, szukając słów, które w żaden sposób by mnie nie obraziły.
- Niech ci będzie - mruknęłam, posłusznie siadając na fotel i wystawiając obie ręce za oparcie.
Chłopiec przysunął się bliżej mnie i zaczął mnie opatrywać. Przetarte ramie oraz łokcie owinął białym bandażem. Na zadrapanie na policzku położył jakiś krem i zaczął mi go wcierać. Przynajmniej przez chwilę czułam milsze uczucie. Wziął jedną z moich dłoni i delikatnie nałożył wodę oczyszczającą na waciki, po czym położył je na skórze. Zaczęło mnie wykręcać z bólu. Chciałam zabrać rękę, ale wiedziałam, że muszę ją jednak zostawić. Wiedziałam również, że nie mogłam dopuścić to tego, abym się popłakała. Raf widząc to, szybko ją obmył i nałożył gaziki, a na nie bandaże. To samo zrobił z drugą dłonią. Miałam już tego dosyć. Paznokcie, które nie zostały połamane bądź wyrwane, obciął mi do skóry. A takie ładne były. Niewielkie rany na ciele przemył czymś i nakleił na nie błękitne plasterki. Teraz zdecydowanie czułam się lepiej, pomimo pulsującego bólu w niektórych miejscach. Chodź pewnie wyglądałam idiotycznie. Gdy dotknął mnie mocniej w okolice prawego nadgarstka, czym prędzej zabrałam rękę.
- Musi być pęknięty lub złamany, ponieważ jeszcze gdy rozprawialiśmy się z conami, w czasie przesuwania kamienia coś mi poszło. Najwyraźniej to musiał być ten nadgarstek. - wyjaśniłam, patrząc na podłogę. Po chwili spojrzałam na brązowowłosego i uśmiechnęłam się. - Dziękuje, że mnie opatrzyłeś, Raf.
Chłopak wstał z podłogi i delikatnie mnie przytulił. Niepewnie odwzajemniłam ten gest. Położyłam głowę na jego ramieniu i zaczęłam spokojniej oddychać. Dawno nie miałam takiej bliskości. Brakowało mi jej i to bardzo. Moja mama z czasem przestała mnie obejmować, jak zresztą i ja ją. Jednak każdy czasem potrzebuje zwykłego przytulenia. Pewnego w swoim rodzaju resetu, który pokazuje nam, że nie jesteśmy sami. Że możemy na kimś polegać.
Nagle do sali wszedł Bumblebee i zaczął pikać, usiłując nam coś powiedzieć. Jednak zanim Bulk z Rafem zdążyli nam to przetłumaczyć, ktoś gwałtownie i głośno pojawił się w pomieszczeniu. Odsunęłam się od chłopaka i spojrzałam na tą osobę z dezorientacją.
- Prime, masz tu straszny bałagan! - krzyknął mężczyzna w niebieskim garniturze, czarnych włosach oraz o brązowych oczach, który był nikim innym, jak moim ojcem. Po chwili chodzenia dookoła i wymachiwania rękoma w końcu mnie zauważył.
- O cholera...
Patrzyliśmy na siebie w milczeniu. Pewnie to jego Ratchet wykrył jako osobę zbliżającą się do bazy. Ja w porównaniu do niego, już zostałam w większości uświadomiona, w przeciwieństwie do niego. Pewnie ostatnią rzeczą, jaką chciałby dzisiaj zobaczyć, była moja osoba w bazie autobotów. Nerwowo zaczęłam pocierać bandaż na łokciu. W końcu ojciec ocknął się z szoku i szybkim krokiem do mnie podszedł. Uniósł obie dłonie do góry, po czym zaraz je opuścił, a otwartą buzie zamknął. Nie miałam pojęcia jak na to zareaguje.
- Tato...
- Na Statuę Wolności! Keira, co ci się u licha stało!? - wrzasnął zaniepokojony, ale chyba też trochę zdenerwowany. - Przypominasz mi zakrwawioną mumię, tyle, że żywą! I co ty w ogóle robisz w tym miejscu? Jak się o nich dowiedziałaś i ile wiesz? Chcę natychmiast wyjaśnień! - zażądał.
- To skomplikowane, ale ty też nie powiedziałeś mi o współpracy z autobotami i ich istnieniu - zaczęłam, spoglądając raz na niego, a innym razem na resztę osób w pokoju. - Wracając do rzeczy. Gdy z Miko jechałyśmy ze szkoły do domu, zaatakowały nas wrogie roboty. Bulkhead na początku nadal pozostawał pod przykrywką, ale po pewnym czasie uznał, że lepiej będzie, gdy zacznie z nimi walczyć. No i w taki sposób znalazłam się w tamtej sytuacji. Musiałyśmy z Miko wymyślić jakiś plan, aby pokonać cony bądź je osłabić. Oczywiście udało się i dzięki nam nie doszło do większego starcia. Z tym, że ja zostałam poharatana. Jednak liczy się to, że żyje, co nie?
Usłyszałam ciche parsknięcie owej dziewczyny i skarcenie ją przez jej przyjaciela. Boty stały w ciszy i przyglądały się naszej dyskusji, jednak jedynie Optimus wyglądał tak, jakby chciał się do niej wtrącić. Tata bacznie przyglądał się mi oraz bandażom na moim ciele. Nie pomagał fakt, że moja niegdyś biała koszulka, była teraz czerwona.
- Tak, rzeczywiście fajnie, że żyjesz, ale mogłaś tam zginąć! Borykanie się z transformerami nie należy do twoich zajęć, zwłaszcza, jeśli chodzi o decepticony. Wystarczy im chwila, by zamienić cię w mokrą papkę! Nie mówiłem ci o nich, ponieważ wiem jakie niesie to za sobą konsekwencje. W każdej chwili możesz zostać namierzona przez Megatrona, a wtedy on może cię wykorzystać. Owszem, pewnie są tego plusy jak na przykład możliwość rozmawiania z kosmitami i wdrażanie się w najnowocześniejszą technologię, plus własny transport, ale ryzyko jest zbyt duże! - gorączkowo tłumaczył.
- Nie jestem dzieckiem! Umiem o siebie zadbać. Poza tym, Optimus powiedział, że da mi jakiegoś członka swojej drużyny, by został moim opiekunem. Więc nie została bym przez nikogo uprowadzona, a na dodatek świetnie bym się bawiła - powiedziałam spokojnie i z uśmiechem spojrzałam na lidera, a później na ojca. Ten pierwszy delikatnie odwzajemnił mój gest, a rodzic jeszcze bardziej się zirytował.
Mężczyzna złapał się dłonią za czoło. Zaczął coś mamrotać pod nosem, po czym znów w pełni skupił swoją uwagę na mnie. Wziął głęboki wdech, zanim do mnie przemówił.
- Czego ty nie rozumiesz w mojej wypowiedzi?
Gdy już miałam mu odpowiedzieć, niespodziewanie, czerwono-granatowa ręka znalazła się obok nas. Spojrzeliśmy delikatnie w górę, a dosłownie parę centymetrów od nas, była twarz Primea. Zrobiłam jeden krok do tyłu i skrzyżowałam ręce na piersi. Cokolwiek by on nie powiedział, wiedziałam, że jego zdania nie można podważyć. Dlatego, teoretycznie, wyjdzie na moje.
- Zapewniam cię, agencie Fowler, że pańskiej córce nic się nie stanie. Zwłaszcza, że jej opiekunem będę ja. - ogłosił spokojnie Optimus, wywołując tym samym szepty i krzyki w pomieszczeniu.
- Nie możesz tego zrobić! - zdenerwował się medyk, wymachując czymś dziwnym w ręku. - Jesteś naszym przywódcą, a nie niańką dla dzieci, czy tam nastolatków! Skoro dziewczyna uważa, że sama da radę się uchronić, to dajmy jej taką możliwość. Wszyscy na tym skorzystamy. Nie tylko nerwy będą stabilniejsze, ale też nie będzie żadnych, jak to mówi Miko, odpałów!
- A masz, stary przyjacielu, kogoś lepszego na to stanowisko? Oprócz mnie, pozostajesz ty i Wheeljack.
Po tych słowach biało-pomarańczowy bot zamilkł. Musiał to być dobitny argument. Reszta osób w pomieszczeniu również była cicho. Zadowolona z siebie, stanęłam obok dłoni lidera i oparłam się o nią. Tak jak sądziłam, nikt oprócz medyka nawet nie próbował mu się przeciwstawić. Ojciec teraz nie ma nic do gadania.
- Niech będzie - uległ, poprawiając swój pognieciony krawat. - Ale jeśli coś jej się stanie, to wiedz Prime, że to będzie tylko i wyłącznie twoja wina. Dopilnuje tego, abyś wtedy surowo za to zapłacił.
Po tym rodzic wyszedł z pomieszczenia widocznie podenerwowany, a ja zostałam z uśmiechem na twarzy. Jednak szkoda mi było mojego taty. Już raz mnie stracił, ale nie na zawsze. W porównaniu do tego, co może dopiero nadejść. Nie mogę go zawieść i zostawić samego. Odwróciłam się przodem do swojego nowego opiekuna. Patrzył na mnie przerażająco spokojnym spojrzeniem, którego nie mogłam odgadnąć. Skrępowana wzięłam swój kosmyk włosów i założyłam za ucho.
- Czyli teraz będziesz chronił mnie dwadzieścia cztery godziny na dobę? - zapytałam się, niepewnie przeskakując z nogi na nogę. Po usłyszeniu mruknięcia, które było swoistym potwierdzeniem, odetchnęłam z ulgą, a do głowy przyszła mi nagła myśl.
- To trochę jak stalking.
------------------------------------------------------
Dziękuje wam bardzo za 1 tyś wyświetleń! Książka ma dopiero 6 rozdziałów, a tyle razy została już "otworzona" 🖤❤
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top