3. Cicha woda brzegi rwie

Kiedy tylko zadzwonił dzwonek na przerwę, wszyscy poderwali się ze swoich ławek i popędzili w stronę drzwi, aby wybiec na korytarz. Podniosłam swój plecak z ziemi i wyszłam z klasy jako ostatnia. Spojrzałam na telefon, na którym miałam plan lekcji, aby zobaczyć jakie zajęcia są następne w kolejce. Niestety, stanęłam na środku korytarza, przez co rozpędzone stado uczniów wpadło na mnie. Zostałam trącona ramieniem i straciłam równowagę. W porę jednak udało mi się dopaść ściany i ochronić siebie przed upadkiem. Odwróciłam się za siebie, by zobaczyć twarze tych dzikusów, ale tak szybko jak się pojawili, tak szybko znikli z pola widzenia. Zapewne znowu udali się gdzieś, gdzie zrobią podobne zamieszanie. Westchnęłam i usiadłam na podłodze, blisko ściany, tak, aby nie zostać ponownie rozdeptana.

Położyłam dłoń na swoim otartym ramieniu i zaczęłam je delikatnie masować. Ten dzień w sumie nie zapowiadał się aż tak źle. Nagle poczułam małą, drobną dłoń, dotykającą mojej ręki. Podniosłam swój wzrok i zobaczyłam niskiego chłopca. Miał brązowe oczy oraz włosy zaczesane do tyłu i ułożone w taki sposób, że łamały wszelkie prawa fizyki. Ubrany był w jasną koszulę, na którą był założony pomarańczowy sweter. Posiadał też granatowe spodnie i szaro-pomarańczowe, sznurowane buty. Na dodatek miał na nosie czerwone okulary.

- Czy wszystko w porządku? - zapytał się zmartwiony, patrząc na moją twarz oraz ramie. 

- Nic mi nie jest. Po prostu jestem nową uczennicą i nie spodziewałam się, że co niektórzy wybiegną z sali jak wystraszone, dzikie zwierzęta – powiedziałam, śmiejąc się nerwowo. Nie wiedziałam, czy odbierze moją wypowiedź jako żart, czy jako obrazę.

- Ciężko się z tobą nie zgodzić – zaśmiał się i usiadł obok mnie, wyciągając w moją stronę dłoń. – Nazywam się Rafael Esquivel, ale możesz mi mówić po prostu Raf.

- Keira Fowler - uśmiechnęłam się do niego i delikatnie złapałam go za rękę, potrząsając nią. – Bez żadnego przydomka, póki co.

Odwzajemnił mój gest i puściłam go. Podczas gdy czekaliśmy na dzwonek na lekcję, zaczęliśmy między sobą miłą rozmowę. Powiedział mi, że ma dwanaście lat, co mnie bardzo zdziwiło, ponieważ był naprawdę inteligentny jak na swój wiek. W porównaniu do szalonej, ale sympatycznej Miko, nad wyraz wyróżniał się spokojem podczas konwersacji. 

Dowiedziałam się na dodatek, że lubi grać w gry wideo, spotykać z przyjaciółmi, którymi swoją drogą byli Jack oraz czarnowłosa, oraz że ma dużą rodzinę z czego to właśnie on jest najmłodszy. Oczywiście opowiedziałam mu też trochę o sobie. 

- Czym dokładnie zajmuje się twój ojciec, Keira? - zapytał się, bardzo zaciekawiony, gdy wspomniałam o swoim rodzicu.

- Według mamy jest on sklepikarzem i sprzedaje komiksy o kosmitach. On przedstawił mi się jako agent, więc pewnie pracuję dla FBI lub CIA. A może po prostu dla wojska - odpowiedziałam zgodnie z prawdą, czując się trochę głupio, że nie wiem, dla kogo konkretnie pracuje. Wiem jednak, że ojciec z czasem mi powie.

Kiedy chłopiec miał już mi coś powiedzieć, zadzwonił dzwonek na lekcje. Obydwoje podnieśliśmy swoje cztery litery i zauważyłam, że chłopak sięgał mi do bioder. Nie mam bladego pojęcia, jakim cudem jeszcze nic mu się nie stało. Mi oberwało się już pierwszego dnia, mimo tego, że jestem wysoka. Poprosiłam go, aby zaprowadził mnie pod klasę, gdzie miałam mieć fizykę, co nastolatek uczynił z wielką chęcią. Będąc już na miejscu, podziękowałam mu i weszłam do środka. Usiadłam przy ławce koło Jacka, uśmiechając się do niego. Kto wie, może pozwoli mi od siebie ściągać, wiedząc, że on jest z tego przedmiotu dobry, a ja tępa jak nóż. 

Kiedy miałam się go o to zapytać, do pomieszczenia wszedł niski i chudy mężczyzna z brodą. Już od progu zaczął o czymś mówić, przez co nie mogłam się odezwać do czarnowłosego. Jednak, gdy robiliśmy jakieś zadania w zeszytach, zerkałam do jego rozwiązań, a Jack nie miał raczej nic przeciwko temu, ponieważ nie reagował na to jakoś specjalnie, mimo, że widział co robię. Już zaczyna mi się tu podobać!

**** 

- Teraz masz idealny moment, aby odpowiedzieć na moje wcześniejsze pytania! - krzyknęła w moją stronę rozochocona Miko, gdy tylko ruszyliśmy w stronę wyjścia ze szkoły po skończonych zajęciach. 

Usiadłam na białych schodach i chicho westchnęłam. Poklepałam miejsce obok siebie, dając jej tym samym znak, aby usadowiła się blisko mnie. Szeroko się uśmiechnęła i zrobiła to, o co ją poprosiłam. Założyła jedną nogę na drugą i oparła brodę na otwartej dłoni. Był to wyraźny znak, abym zaczęła mówić.

- A więc tak... - zaczęłam, przypominając sobie jej pytania. – Zgadłaś, mówiąc, że jestem tutaj nowa. Przeprowadziłam się do Jasper z Phoenix. Jestem w połowie Węgierką, ponieważ moja mama jest właśnie owej narodowości. Chodzę do klasy z Darbym, więc mamy tyle samo lat. Poznałam również Rafa. Lubię pączki, sportowe samochody, historie oraz wieczorne oglądanie gwiazd. Co do muzyki, to kocham heavy metal, a szczególnie Shockey Monkey. A no i uwielbiam grać na swojej elektrycznej gitarze!

Po usłyszeniu ostatniego zdania, Nakadai zaczęła skakać i piszczeć. Byłam zdezorientowana przez jej zachowanie. Nie wiedziałam, czy w przypadku tej dziewczyny, było to normalne, czy też nie. W momencie kiedy złapała mnie za szyje i mocno mnie wyściskała, zauważyłam, że jestem od niej wyższa o głowę.

- Nareszcie spotkałam kogoś takiego jak ja! - wrzasnęła szczęśliwa, przyprawiając mnie o chichot. 

Również owinęłam swoje ramiona wokół niej i odwzajemniłam uścisk. Nie ukrywam, że jej reakcja trochę mnie wzruszyła, ponieważ w poprzedniej szkole dziewczyny unikały mnie ze względu na moje upodobania, które według nich, były zbyt chłopięce.

Po kilku chwilach odsunęłyśmy się od siebie. Usłyszałam, jak ktoś wychodzi ze szkoły, ale naturalnie zignorowałam ten dźwięk. No bo przecież jesteśmy w szkole, w miejscu, gdzie uczniowie ciągle wchodzą lub wychodzą z terenu należącego do tej placówki.

Cofnęłam się, aby coś pokazać, ale nieoczekiwanie na kogoś wpadłam. Ten ktoś wywinął orła na schodach, kończąc swój efektowny upadek twarzą na betonie. Wszyscy zaczęli się śmiać, podczas gdy ja byłam zaniepokojona.

- Ej ty, blondyna! - krzyknął chłopak, kiedy podniósł się z twardej powierzchni. Miał rude włosy sięgające mu do kołnierza zgniłozielonej kurtki. Jego oczy były zielone, a na twarzy znajdowały się piegi. Ubrany był jeszcze w białą koszulkę, niebieskie spodnie i brązowe buty. Nie był zbyt zadowolony. – Zapłacisz za to! 

- Vince, wyluzuj trochę! Ta blondynka, Keira, jest nowa i zapewniam cię, że właśnie przez ten fakt nie zrobiła tego umyślnie – powiedział Jack, pojawiając się znikąd.

Rudowłosy zmierzył go srogim spojrzeniem i odepchnął mnie na bok, aby do niego podejść. Jack opuścił ręce wzdłuż tułowia i wyprostował się tak, aby pokazać mu, że się nie boi. Vince jednak nie został poruszony tym czynem. 

- I co teraz zrobisz, Darby? Będziesz się bił ze mną o nowicjuszkę, czy zaczniesz mnie wyzywać? - pytał się z kpiącym uśmieszkiem na twarzy, aby sprowokować chłopaka do złego czynu bądź słów.

Obydwoje stali niebezpiecznie blisko siebie. Widać było po nich, że to nie pierwszy raz, kiedy stoją twarzą w twarz. Gdy Jack miał mu już coś odpowiedzieć, wyszłam na przekór im, aby nie doprowadzić do niepotrzebnej bójki.

 - Hagyják békén! - nieświadomie wykrzyknęłam do zielonookiego po węgiersku. Kiedy jednak zauważyłam ich zdezorientowane miny i szepty zebranych uczniów, ponownie to powiedziałam, tyle, że po angielsku. – Zostaw go w spokoju. 

Jak na zawołanie, chłopak zaczął iść w moim kierunku. Nie wiedziałam, czy będzie chciał mnie uderzyć, czy też nie, ale podniosłam swoje ręce na wysokość piersi, wyciągając bardziej na przód prawą z nich i delikatnie zacisnęłam pięści. Zrobiłam mały rozkrok i delikatnie zgięłam kolana. Byłam gotowa na ewentualną możliwość ataku. 

- Nie biję się z dziewczynami, ale wątpię, abyś była jedną z nich, demonie. – powiedział, uśmiechając się wrednie, podczas gdy odwiódł rękę, aby się zamachnąć.

Kiedy jego pięść zaczęła się zbliżać do mojej twarzy, zrobiłam unik w bok i uderzyłam go w pachwinę, sprawiając, że cicho zaskomlał i nieco opuścił gardę, tym samym delikatnie się odsłaniając. Odwróciłam się do niego przodem, chcąc go uderzyć w twarz, ale złapał mnie za nadgarstek i wykręcił, go tak, że moja głowa po delikatnym wygięciu się ciała, znajdowała się na jego ramieniu. Warknęłam, czując delikatny bólu w ręku. Adrenalina w moich żyłach zaczęła szybciej pompować krew, nakręcając mnie jeszcze bardziej. Zgięłam nogę i mocno kopnęłam go w pachwinę. Krzyknął, czując rwanie i puścił mnie, łapiąc dłońmi za to miejsce, a dolne kończyny ścisnął razem tak mocno, jak tylko mógł. Wykorzystałam to i swój następny cios poprowadziłam w sam środek jego brzucha. Gdy moje twarde kostki spotkały się z jego delikatnym miejscem, zawył i złapał się za obszar uderzenia. Upadł na kolana. Swoje ostatnie natarcie skierowałam w jego podbródek, odsyłając całe jego ciało do tyłu. Na wpółprzytomny, znalazł się w czyiś krzakach na podwórku.

Uczniowie zebrani wokół nas mieli szeroko otworzone oczy, wpatrzone we mnie i moje czerwone kostki. Niektórzy zaniemówili, a część szeptała między sobą na mój temat. Szczerze mówiąc, nie byłam zbyt zadowolona ze swojego czynu. Najpierw mogłam spróbować z nim porozmawiać, a nie od razu rzucić się nań z pięściami. To był bardzo głupi pomysł, ale mleko już zostało rozlane i nie ma co nad nim płakać. Spojrzałam w bok, aby zobaczyć Jacka, Miko i Rafa, którzy byli tak samo zszokowani jak reszta. Na dodatek Nakadai nagrywała wszystko swoim różowym telefonem. 

- To było świetne! - krzyknęła zachwycona dziewczyna, gdy zaczęłam iść w ich kierunku. Ja jednak miałam małe wyrzuty sumienia.

- Takie sceny tylko w filmach widziałem. Gdzie nauczyłaś się tak bić? - zapytał Rafael, ciągle nie dowierzając sytuacji, która rozegrała się przed chwilą.

- No cóż... - zaczęłam, przystając przy nich. - Pół roku temu, po obejrzeniu wszystkich filmów Marvela, zostałam ogromną fanką Czarnej Wdowy. Tak jak ona, chciałam walczyć, bić się i strzelać, dlatego też któregoś dnia udało mi się uprosić matkę, aby ta zapisała mnie na Kick-boxing. Nie ukrywam, początki były ciężkie ze względu na to, że w ogóle nie miałam kondycji, ale na szczęście z czasem szło mi coraz lepiej. I tak jak teraz widzę, to bardzo mi się to przydało.

Cała trójka wydała z siebie ciche "wow" przez co zaśmiałam się głośno. Nagle usłyszeliśmy dwa podjeżdżające pojazdy. Pierwszy z nich był sportowym samochodem - Urbaną 500 z żółtym lakierem, czarnymi paskami oraz przyciemnionymi szybami. Bardzo mi się podobał. Druga zaś była zgniłozielona, duża terenówka, również z ciemnymi oknami. Fajnie by było jeździć nią po pustyni, czy innym ciężkim terenie.

- Słuchaj Keira, mogę cię podwieźć do domu. Oczywiście jeśli chcesz – powiedział czarnowłosy, podchodząc do stojącego nieopodal, granatowo-różowego motoru, którego jakimś cudem wcześniej nie zauważyłam. 

- Póki co, mój ojciec nic mi nie napisał, więc zapewne nie przyjedzie po mnie. Z chęcią skorzystam z propozycji – odparłam, idąc w jego stronę. Zatrzymałam się, gdy zobaczyłam jak... rozmawia ze swoim dwukołowcem.

- Czy wszystko w porządku, Jack?

Gwałtownie odwrócił głowę w moją stronę. Na jego twarzy znajdowało się coś jakby skrępowanie spowodowane moim pytaniem. Kiedy już chciał mi coś odpowiedzieć, zostałam złapana za ramię i pociągnięta delikatnie do tyłu.

- Nie tym razem! - krzyknęła Miko, nadal trzymając mnie blisko siebie. – Na randkę umówicie się innym razem. Teraz Fowler pojedzie ze mną! 

Niestety, niedane było mi zaprotestować z dwóch głównych powodów. Po pierwsze, nie chciałam psuć z nią relacji. A po drugie, od razu zaczęła mnie ciągnąć w stronę swojej terenówki. Podniosłam rękę do góry i zgięłam trzy środkowe palce, zostawiając ten najmniejszy oraz kciuk robiąc z nich "telefon" i tym samym dając chłopakowi znak, że się zdzwonimy. Kiwnął głową i siadł na swój motor. 

Zauważyłam, jak Raf siada do sportowego samochodu, co bardzo mnie zdziwiło. On kosztuje kilkaset tysięcy! Nie mam pojęcia jak jego rodzice go kupili, ale szczerze mu zazdroszczę. Urbana ma piękny ryk silnika. 

- Poczekaj tu chwilkę – powiedziała i wsiadła do Jeepa, zamykając za sobą drzwi i zostawiając mnie zmieszaną na chodniku. Naprawdę, tutaj w Jasper mają jakiś dziwny zwyczaj rozmawiania ze swoim transportem.

Wyciągnęłam telefon i napisałam do taty, że do domu pojadę ze swoją nową koleżanką. Akurat po wysłaniu wiadomości, drzwi pasażera nagle same się otworzyły... Podejrzane. Z powrotem schowałam komórkę i weszłam do wnętrza terenówki. Z grzeczności powiedziałam ciche "dzień dobry". Po zapięciu pasów, samochód od razu ruszył przed siebie.

- Cieszę się, że zgodziłaś się na moją propozycję! – powiedziała tym jej donośnym głosem i szeroko się uśmiechnęła, co też automatycznie zrobiłam. 

- Uwierz mi, zanudziłabyś się na śmierć z tym facetem!

Cicho się zaśmiałam i rozejrzałam po wnętrzu pojazdu. Siedzenia były czarne, z zgniłozieloną tapicerką, a deska rozdzielcza szara z niebieskimi wstawkami. Niewątpliwie, był to bardzo zaawansowany technologicznie wóz. Dopiero po chwili zauważyłam dużego, umięśnionego mężczyznę siedzącego w kombinezonie tego samego koloru, co auto. Na rękach miał czarne rękawiczki, a na głowie białą apaszkę. Jego oczy były niezwykle niebieskie. Musiał zauważyć, że mu się przyglądam, ponieważ nieznacznie odchrząknął. 

- Jestem Bulkhead, przyjaciel Miko – zagaił niskim głosem, patrząc na mnie przez krótki moment w lusterku. – Powiedz mi, proszę, jaki jest twój adres, abym mógł cię zawieść w odpowiednie miejsce. 

Kiwnęłam głową i powiedziałam mu, gdzie znajduje się mój dom oraz podałam swoje imię. Gdy usłyszał nazwisko, wydawało mi się, że powiedział "Skądś je znam". 

- Nauczysz mnie trochę węgierskiego? - dziewczyna wypaliła nagle, wprawiając mnie tym faktem w oszołomienie. Byłam zdziwiona, że to właśnie ona się o to spytała. 

Odwróciłam się do niej, aby potwierdzić, ale kątem oka zauważyłam jadące za nami trzy eleganckie, czarno-fioletowe samochody. 

------------------------------------------------

Czy przypadkiem nie zepsułam Keiry pisząc, że biła się na pięści z Vincem?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top