Typ niepokorny.

,, Wiesz, że to miłość, kiedy tylko chcesz, żeby ta osoba była szczęśliwa, nawet jeśli nie jesteś częścią szczęścia. "


* Nic nie zapowiadało buntu. Kolacja jaką jedli w posiadłości Czarnego Pana przebiegała niemal w milczeniu. Wystraszona Rowena nie miała odwagi zabrać głosu i po posiłku opuściła ich tak szybko jakby sam szatan gonił ją ze sto mil. *
- Jak w szkole synu? * zapytał Czarny Pan rozsiadając się w fotelu. Alexia miała ochotę wracać z mężem i dziećmi do domu, ale wiedziała że zostałoby to surowo ukarane. *
- Dobrze ojcze. Ten rok również udało mi się ukończyć z wyróżnieniem. * rzekł ujmując w dłoń kielich z winem. Upił łyk, rozglądając się po zebranych. *
- A jak twoje wyniki Rosalie? * zapytał zwracając uwagę na swoją najmłodszą córkę.*
- Dziękuję że pytasz ojcze. Również otrzymałam wyróżnienie. * rzekła spoglądając na otwierające się drzwi. Do pomieszczenia weszła śliczna dziewczyna o ciemnym spojrzeniu i zmysłowym jak na swój wiek ciele, oraz postawny chłopak o zimnym spojrzeniu. Panienka delikatnie uśmiechnęła się do zebranych.*
- Przepraszamy za spóźnienie. Mieliśmy po drodze małe komplikacje. * mruknęła siadając obok swojej matki jaką była i tu niespodzianka Bellatriks. Czarny Pan nie mogąc uwolnić się od afektów pani Lestrange rozkazał jej poślubić Rabastana, młodszego brata jej zmarłego męża. Zobowiązał ją do przedłużenia rodu Lestrange. Niezadowolona ale pokorna Bella urodziła Rabastan'owi syna Cygnus'a i córkę Aurorę. Chłopak był w wieku Salazara a dziewczyna o rok młodsza. Oboje uczęszczali do Drumstrang'u i byli dumą swojej matki. Zebrani od razu zlustrowali Salazara i Aurorę. Zawsze spędzali wiele czasu razem i oczywiście szalona matka dziewczęcia widziała kiedyś w nich parę. Alexia westchnęła wiedząc że rodzicielka nie spocznie dopóki nie osiągnie swojego. Czarny Pan wysłał dzieciaki na spacer, chcąc oczywiście podsłuchiwać ich rozmowy. Był idealnym taktykiem i wiedział że wówczas dowie się więcej niż przy zwykłej, sztywnej kolacji. Gdy młodzi wyszli nalał sobie wina czekając na akcję.*



* Wychodząc z jadalni Salazar poczuł jak w jego rękę Aurora wsuwa swoją drobną dłoń. Uścisnął ją by po chwili złożyć na niej subtelny pocałunek.*

- Bardzo zmartwił mnie przyjacielu twój ostatni list. * szepnęła. Tą wiadomością zaskoczyła obserwujących ich dorosłych. Chłopak pozwolił reszcie iść przodem.*
- Dlaczego zmartwił cię mój list ? * zapytał zrównując z nią swój krok.*
- Pisałeś bardzo chłodno o tej jak jej tam było Rowenie. * mruknęła przysiadając na ławeczce.*
- A co miałem ci o niej napisać Auroro? Przeciętna jak każda inna. Lepiej powiedź co u ciebie. * rzucił zajmując miejsce obok dziewczęcia.*
- Oprócz tego co napisałam Ci w liście to dziś ojciec oznajmił mi że szuka dla mnie kandydata na męża. Salazarze ja nie chce nikogo innego. * szepnęła cicho opierając głowę na jego ramię. Zdradzieckie łzy popłynęły po jej policzkach. Obserwujący nie rozumieli jej słów. Bellatriks zapytała męża czy to prawda co powiedziała o ich rozmowie córka, a on potwierdził to skinieniem głowy. Salazar wstał i spojrzał w stronę księżyca.*
- Auroro tak będzie lepiej. * rzucił przez ramię. Dziewczyna wstała podeszła do niego od tyłu i oparła czoło o jego plecy.*
- Jeśli uważasz że tak będzie lepiej, to odwróć się i powiedz mi prosto w oczy że mnie nie kochasz, że jestem ci obojętna, że te pocałunki nic dla ciebie nie znaczyły. * mruknęła wsłuchując się w bicie jego serca. Ze słów dziewczyny chyba tylko Bellatriks była dumna, bo w końcu mogła dopiąć swego. Po chwili ciszy chłopak odwrócił się do niej przodem i ujął jej twarz w swoje na co dzień chłodne dłonie. *
- Auroro Melanio Lestrange kocham cię i nigdy nie wyprę się tego uczucia, ale nie mogę ci dać tego czego pragniesz. Nigdy nie będziesz mi obojętna a twoje pocałunki są dla mnie ambrozją. * szepnął i oparł swoje czoło o jej czoło.*
- Ty dajesz mi więcej niżeli pragnę Salazarze. Proszę cię przestań wmawiać mi te głupoty, że nie jesteś dla mnie zbyt dobry, bo nigdy ci w to nie uwierzę. * szepnęła zaplatając dłonie na jego szyi.*
- Posłuchaj mnie najdroższa. Nigdy nie wybaczyłbym sobie gdybym cię skrzywdził. Twój ból to mój ból. Twoje szczęście to moje szczęście i twoja śmierć to moja śmierć. Jestem pieprzonym sadystą. Podnieca mnie zdawanie bólu i cierpienia. Uwielbiam wyłudzany seks i uległe kobiety, które traktuje jak swoje zabawki. Znudzi mi się to do kosza i kolejna. Nie chce abyś ty tak cierpiała. * powiedział wypuszczając jej twarz ze swoich dłoni.*
- Nie chcesz abym cierpiała ale pozwolisz podzielić mi los Alexii i Severusa. Ona od zawsze kochała Dracon'a i cierpiała musząc żyć ze Snape'm i dopiero jego śmierć z rąk Czarnego Pana pozwoliła jej zaznać szczęścia z miłością swojego życia. Czy naprawdę musimy tak cierpieć u boku innych? Czy naprawdę jesteś tak pieprzonym egoistą aby myśleć tylko o sobie? * zapytała patrząc prosto w jego ciemne tęczówki. *
- Jestem sukinsynem, który nigdy nie miał prawa żyć. Jestem sadystą, który się zakochał i masochistą, który bez bólu nie potrafi się zaspokoić. Jestem skurwielem, który prędzej czy później cię skrzywdzi i doprowadzi do przewlekłej depresji. Wystarczy spojrzeć na małżeństwo moich rodziców. Chcesz być wiecznie nieszczęśliwa tak jak moja matka? * zapytał opierając się plecami o ścianę. Aurora podeszła do niego i przytuliła się jego torsu.*
- Chcę, bo wiem że to serce, które bije w twojej piersi należy tylko dla mnie. Chce budzić się i zasypiać przy tobie bez względu jak bardzo będę poobijana czy obolała. Chcę dzielić z tobą radości czy troski. Chcę zostać matką twoich dzieci, owoców naszej miłości. Patrzeć jak dorastają, gubią się w życiu i odnajdują. Salazarze nie jesteś swoim ojcem. Nie neguje tego że on nie potrafi kochać, ale ty potrafisz. * szepnęła gładząc go po policzku. Obserwującym na widok tej sytuacji zabrakło słów. Nagle chłopak głośno roześmiał się.*
- Bardzo śmiałe słowa jak na piętnastolatkę. Obiecuje, że zaczekam na ciebie. Jeśli w dniu swoich siedemnastych urodzin nie zmienisz zdania będziesz skazana na mnie do końca swoich dni. Na razie ciesz się życiem i módl abyś zmieniła zdanie. * rzekł i odsunął się od niej widząc zbliżającego się Scorpiusa.*
- Hej nie widzieliście Rosalie i Cygnusa? Nie możemy ich znaleźć. * rzucił i cała trójka wróciła do reszty, która przeszukała już większą część ogrodu. Zaniepokojony informacją Czarny Pan za pomocą zaklęcia znalazł ich w starej szopie, znajdującej się za dworem. Chłopak rozwalony na resztkach siana słuchał opowiadań dziewczyny o jej koleżankach. Rose leżała przytulona do jego boku. To zawsze Cygnus był dla niej wzorem starszego brata. *
- Do tego Salazar ciągle wtrąca się w moje sprawy, jakby sam nie miał nic do roboty. * szepnęła patrząc na lewy profil swojego przyjaciela.*
- Martwi się o ciebie. Jesteś Rose śliczną młodą panną. Wielu chłopcom mogą przyjść na twój widok głupoty do głowy.* rzucił żując źdźbło trawy.*
- Tylko że ja jestem chora i wybrakowana. * rzekła chowając twarz w jego bok. Słysząc jej słowa chłopak odwrócił się do niej przodem i spojrzał prosto w te piękne oczy.*
- O czym ty mówisz? * zapytał ujmując ją za dłoń by dodać jej otuchy.*
- Bo widzisz rozmawiałam z dziewczynami i one już dawno są kobietami a ja nie.* szepnęła cicho czerwieniąc się ze wstydu. Dłuższą chwilę Cygnus musiał się zastanowić by zrozumieć sens jej słów.*
- Rose na miłość boską przecież ty masz dopiero trzynaście lat. Każda dziewczyna dojrzewa inaczej. Przyjdzie i czas na ciebie, spokojnie. Nie masz się o co martwić. * odparł gładząc ją delikatnie po policzku.*
- Ta jasne. Ciekawe kto będzie chciał mieć wybrakowaną żonę?* syknęła przygryzając dolną wargę.*
- Wybrakowany to ty masz ale rozum. Jak w ogóle możesz tak myśleć Rossie? Aurora też dopiero rok temu stała się kobietą i jakoś nie panikowała tak jak ty. Jeśli tak bardzo się tego boisz poproś matkę, a na pewno zabierze cię do uzdrowiciela, który powie ci że niepotrzebnie panikujesz. * mruknął uspokajając ją swoimi słowami. Nagle do szopy wpadła reszta. *
- Ale żeście się schowali. Chyba z godzinę was szukaliśmy. * rzuciła Lacerta wpychając się pomiędzy Cygnus'a a Rosalie. Salazar upewniwszy się że wszystko gra poszedł do swojego pokoju. Usłyszawszy skrzypnięcie drzwi nie musiał się odwracać by wiedzieć że ona jest za nim. Odwrócił się do niej przodem a ona popchnęła go mocno na łóżko. Upadając na nie porwał ją za sobą. Razem opadli na materac patrząc w swoje oczy. *
- Nawet jeśli mnie zabijesz pamiętaj że zawsze kochałam tylko ciebie. * szepnęła całując go w spierzchnięte wargi. Nie mogąc powstrzymać swego pożądania niemal usiadł na niej i pogłębiał ich pieszczoty tracąc nad sobą panowanie. Czując jej dłonie na swoim swetrze złapał je i przytrzymywał nad jej głową. Rozsądek powoli opuszczał jego umysł ustępując miejsca uczuciom. Normalnie typ niepokorny.*


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top