Niedaleko spadają jabłka od jabłoni.
,, Bo nienawiść dużo łatwiej wzbudzić, niż skłonić do miłości. Nienawiść jest łatwa. Miłość wymaga wysiłku i poświecenia. "
* Czując jej ciepłe usta na swoich nie mógł się powstrzymać. Całował jej usta z pasją i pożądaniem nad którym nie potrafił zapanować. Sam nie wiedział kiedy został w samych spodniach a ona w samej bieliźnie. Jej ciało, zapach, krew przyzywało go do niej jak heroina narkomana. Dziewczyna siedziała na nim odpowiadając na każdą czułość. Alexia nie chciała aby potem oboje cierpieli. Prosiła matkę aby poszła im przeszkodzić, ale ta nie chciała o tym słuchać. Nie interesował jej fakt, że jej zaledwie piętnastoletnia córka straci dziewictwo i zaprzepaści szansę na normalne małżeństwo. W tym samym czasie Salazar oderwał wargi od jej ust.*
- Auroro proszę wstań. Za chwilę będzie za poźno.* rzucił do jej wpół otwartych ust. Niestety jego słowa na nic się zdały, a uparta dziewczyna nie zamierzała przestać. Nie panując nad sobą zerwał z niej bieliznę. Delikatnie aczkolwiek stanowczo począł napierać na jej kobiecość swoim członkiem. Aurora syknęła zaciskając swoje dłonie na pościeli. Zdradzieckie łzy poczęły ścielić jej rozpalone policzki. Salazar scałował każdą jej łzę, gładząc ją po nagim biodrze. Zamarł w jej wnętrzu dając jej możliwość oswojenia się z uczuciem pełna. Gdy dała mu znak powoli wznowił ruchy ale widząc ból w jej oczach opanował się i wyszedł z niej. Nakrył ich ciała cienką narzutką.*
- Salazarze ja przepraszam. * wydukała pomiędzy salwami płaczu. Chłopak przygarnął ją do siebie i pocałował w czoło.*
- Za co mnie przepraszasz głuptasko? * zapytał opierając brodę na czubku jej głowy.*
- Ja naprawdę chciałam dać ci całą siebie. Może spróbujmy jeszcze raz? * zapytała całując go w usta. Panicz Riddle stanowczo ujął jej twarz w swoje dłonie.*
- Nie ma mowy. Auroro nie mamy się z czym spieszyć. Poza tym jesteś mocno obolała. Nie udało się nam osiągnąć spełnienia, ale straciłaś swoje dziewictwo. Każda kobieta odczuwa to inaczej. Najwyraźniej ty jesteś ulepiona z delikatniejszej gliny. * mruknął i pozwolił jej wdrapać się na siebie i wtulić się jak małe dziecko w matkę. Spokojnymi ruchami gładził jej długie włosy.*
- Musisz jutro wyruszyć na tę misję? * zapytała wsłuchując się w bicie jego serca.*
- Maleńka zbyt dobrze znasz odpowiedź. Muszę iść. Wykonam swoje zadanie i obiecuję że jak wrócę to poproszę twojego ojca o twoją rękę. Masz rację skarbie, nie zniosę myśli że inny mógłby trzymać cię w swoich ramionach. Ty jesteś moja Auroro Melanio Lestrange. Podarowałaś mi coś, co nawet trudno nazwać. Poruszyłaś we mnie coś, o istnieniu czego nawet nie wiedziałem. Jesteś i zawsze będziesz częścią mojego życia. Zawsze. * powiedział złączając ich wargi w namiętnym pocałunku. *
* Chyba tylko Bellatriks była szczęśliwa z tej sytuacji ale przecież każdy wie że ona nie jest do końca normalna. Czarny Pan nie komentował poczynań swojego jedynego syna. Uważał że dopóki jego relacje damsko - męskie nie zakłócają jego osiągnieć jest w stanie przymknąć na nie oko. Elizabeth była szczęśliwa że jej syn nie jest zepsuty do końca jak jego ojciec. Do pomieszczenia wróciły dwie córki Alexii. Kobieta była z nich niewymownie dumna. Uśmiechnęła się do nich. *
- A gdzie Scorpius? * zapytała a obie zaczęły coś ściemniać. Widząc to Draco zdenerwował się nie na żarty. Zawsze pokładał wielkie nadzieje w swoim synie. Gdy jego nieobecność się przedłużała Czarny Pan poszukał go za pomocą czarów. Znaleźli go przy jeziorze z Rosalie. Byli zaskoczeni gdyż ta dwójka przeważnie unikała swojego towarzystwa. Nie przepadali za sobą a teraz razem patrzyli na taflę wody.*
- Nabrałaś chyba wszystkich Rose. Jesteś znakomitą aktorką diablico. * rzekł chłopak chowając jej kosmyk włosów za ucho.*
- Scorpius'ie jestem jak wąż. Prześlizguje się pomiędzy spiskami i intrygami. Lepiej jest grać słodką, głupią idiotkę. Wtedy można dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy. * rzuciła śmiejąc się. Widząc przeszkadzającego im w odpoczynku królika wyjęła różdżkę. *
- Avada Kedavra. * wrzasnęła. Zielony strumień światła ugodził zwierzątko w ciało. Zadowolona panienka Riddle odchyliła się do tyłu i wsparła na dłoniach. Chyba wszyscy obserwujący sytuację doznali szoku, a największego Elizabeth Riddle. Kobieta uważała swoją córkę za słodką niewinną istotę. Nikt z ich obserwujących nie wiedział że zna ona zaklęcia niewybaczalne.*
- Gdzie ten debil jest. Naprawdę nie można na nim polegać. * mruknęła zajadle. Po kilku minutach ciszę przerwał huk teleportacji.*
- Pani przepraszam... * zaczął Avery ale nie było dane mu dokończyć. Cruciatus uderzył go z wielką siłą. Chłopak padł rażony klątwą, krzycząc w niebogłosy. Rose spojrzała zimno na Scorpius'a, który wyciszył okolicę. Po kilku chwilach tortur przestała i podeszła do leżącego na ziemi. Przesunęła butem jego głowę w lewą stronę.*
- Taki słaby. * syknęła i odeszła od niego.*
- Nie mam całego dnia na to abyś zbierał się do kupy. * rzuciła i odwróciła głowę w stronę osoby jaka się za nimi teleportowała.*
- Travers dobrze że jesteś. Gotowy na nowe zadanie? * zapytała nie zwracając uwagi na jęczącego niedaleko Avery'ego.*
- Tak pani. Będzie to dla mnie zaszczyt. Czy mogę poznać szczegóły? * zapytał zaciekawiony.*
- Jak wiesz przez ostatni rok szkolny urabiałam sobie grunt po to aby ten imbecyl George Weasley syn Fred'a Weasley'a się we mnie zakochał. Uważa mnie za słodką istotę, którą los strasznie skrzywdził takim pochodzeniem. Mówi mi bardzo wiele o planach tego całego Zakonu Feniksa. W pociągu zapytał mnie czy zostanę jego dziewczyną. * mruknęła i skrzywiła się tak jakby zjadła całą cytrynę na raz.*
- Oczywiście musiałam się zgodzić. Twoja misja polega na trzymaniu w rydzach mojego braciszka gdy się dowie o moim związku. Oczywiście zrobiłam co mogłam aby razem z Aurorą w końcu padli sobie w ramiona. Ich podchody niezmiernie mnie irytowały. Domyślam się że będzie na niej mocno skupiony, ale gdyby coś ty będziesz w pogotowiu.* rzuciła odgarniając swoje włosy do tyłu.*
- Pani to strasznie niebezpieczny plan. Co zrobisz jak zakochasz się w tym całym Weasley'u? * zapytał Avery. Na jego słowa Rosalie wybuchła niepohamowanym śmiechem.*
- Nie ma takiej opcji. Od urodzenia jestem przyrzeczona innemu i nigdy nie złamię danego przez ojca słowa. Poza tym Avery nie interesuj się nieswoimi sprawami. * syknęła i znów poczęła go torturować. Po chwili w ich towarzystwie pojawił się niejaki Klaus Dołohow syn Antonina Dołohowa. Podszedł do panienki Riddle i położył swoje dłonie na jej tali.*
- Witam Rosalie. Jak widzę znów świetnie się bawisz. * szepnął a ona roześmiała się perliście.*
- Panowie wrócił ten co chce być moim wiecznym przyjacielem. * rzuciła rozbawiona patrząc prosto na niego. Mężczyzna podszedł do niej uśmiechnięty.*
- Tak, chcę być tym przyjacielem, w którym się beznadziejnie zakochasz. Tym, którego weźmiesz w ramiona i do swojego łóżka, do osobistego świata w swojej głowie. Takim przyjacielem, który zapamięta rzeczy, które mówisz, i kształt twoich ust, kiedy je mówisz. Chcę znać każdą krzywiznę, każdy pieg, każde drżenie twojego ciała, Rosalie. Chcę wiedzieć, gdzie cię dotykać. Chcę wiedzieć, jak cię dotykać. Chcę wiedzieć, jak cię przekonać, żebyś stworzyła uśmiech tylko dla mnie. Chcę wiedzieć jak w końcu przekonać cię, abyś przyjęła moje oświadczyny, bez presji że jesteśmy sobie przyrzeczeni przez naszych ojców. * powiedział ujmując jej dłoń w swoją.*
- Ale ja nie potrafię kochać Klaus'ie. * szepnęła zdezoriętowana.*
- Nie musisz, ja będę nas kochał za nas dwoje. * szepnął patrząc prosto w jej piękne oczy.*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top