Wy jeszcze niczego nie wiecie o piekle...

- Mamo nalegam abyś opowiedziała mi wszystko od początku, całą prawdę jaka by nie była. * rzekła buntowniczo dziewczyna, patrząc to raz na rodzicielkę to na jej brata. Westchnęła wiedząc że nie ma innego wyjścia. Poprosiła tylko aby weszli do domu i poczekali na powrót Mordred'a, bowiem chciała aby i on to usłyszał. Każde z nich zajęło swoje miejsce, a chłopak nie kazał im na siebie długo czekać. *

- Ostatnio nie powiedziałam ci całej prawdy Arianno, ale teraz to zrobię. Proszę aby żadne z was mnie nie oceniało. * szepnęła po czym odchrząknęła.*

- Urodziłam się jako pierwsze dziecko Agathy i Jacoba Bons'ów. Mama miała wtedy dwadzieścia lat a tato trzydzieści. Dwa lata po moim urodzeniu przyszedł na świat Danny.To prawda, że wasza babcia miała niezwykły dar pochodzący ponoć od samej Roweny Ravenclaw. Ów dar miał być przekazywany z pokolenia na pokolenie w żeńskiej linii rodu, a jego charakterystyczną cechą miały być soczysto zielone oczy, takie jakie mam ja czy Ariannna. Nie wiem jakim cudem Czarny Pan dowiedział się o naszej przypadłości, ale bardzo pragnął poznać przyszłość, ze względu na przepowiednię jaką usłyszał w kawałku od swego sługi. Mówiła ona o chłopcu urodzonym pod koniec lipca i jego rodzicach którzy wyparli się go trzy razy. Ogarnięty rządzą tego co było przed nim ukryte przybył do naszego domu. Aghata nie widziała tego o co pytał ale w jej umyśle pojawiła się wizja dziewczynki- wizjonerki, której moc będzie nie do pokonania w tej materii. Mówiła że to będzie jego córka i jej córki. Riddle na początku nie był do tego przekonany, ale wiedział że musi posiąść tą moc, w taki oto sposób dogadał się z moją matką. Ja miałam stać się jego żoną i być bezpieczna w świecie czarodzieji, a on miał dostać nieprzeciętną córkę, której moc otworzy przed nim to co nieznane nikomu. Pierwszego stycznia tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego roku zostałam jego żoną. Zamieszkaliśmy w nieznanym mi domu. Byłam tam więźniem, uważnie pilnowana na każdym kroku. Nie pamiętam swojego pierwszego razu, bowiem z bólu straciłam przytomność. Obudziłam się rano z brudnymi od krwi udami i bolącym kroczem. Szybko wzięłam prysznic i ubrałam jedną z sukien jakie zabrałam z domu. Chodziłam tam jak cień. Unikałam wszystkich i wszystkiego. Około kwietnia Czarny Pan oznajmił mi że wyjeżdża do końca września. Nie chciałam zdradzić swojego szczęścia, dlatego wówczas skinęłam tylko głową. Został ze mną na posterunku tylko jeden śmierciożerca, do dziś nie pamiętam jak się nazywał. Moja matka odwiedziła mnie dzień po jego wyjeździe. Wtedy jej powiedziałam że jestem w ciąży i że się bardzo boję. Uspokoiła mnie i kazała iść spać. Modyfikowała pamięć mojego strażnika tak że mówił swemu panu że jest wszystko w porządku, ale nie było. Z każdym mijającym tygodniem, nie byłam w stanie ukrywać swojego odmiennego stanu. Matka usiadła jednego wieczora próbując ustalić datę poczęcia by wiedzieć kiedy możemy spodziewać się rozwiązania. Bałyśmy się okropnie, że Riddle wróci za wcześnie i dowie się o ciąży. Pytała mnie kiedy ostatnio krwawiłam i wtedy zdałam sobie sprawę że od ślubu nie miałam okresu. Moja mama była zaskoczona że Riddle nie wyczuł poruszania się dziecka przy ostatnim stosunku, ale co miał czuć jak nigdy nie pieścił mego ciała tylko wchodził, robił swoje, wychodził i znikał. Tak było za każdym razem. Okazało się to być moim błogosławieństwem. Na początku września dostałam bóli. Wezwałam za pomocą patronusa matkę, która odebrała poród. Po trzech godzinach mogłam trzymać w ramionach swoje dziecko, synka, którego wiedziałam że będę musiała oddać aby mógł żyć. Czarny Pan nie zostawiłby go przy życiu, nie byłby mu potrzebny, bowiem dar dziedziczyły tylko dziewczynki. Płacząc z bólu i rozpaczy zawinęłam Mordred'a w kocyk i podałam bratu, który przybył z matką. Zabrał on chłopca a ona mnie obmyła z krwi i pomogła urodzić łożysko. Zabrudzoną pościel spaliła w kominku. Pierwszy raz w życiu przytuliła mnie do piersi. Powiedziała że zajmą się chłopcem, a jeśli będzie trzeba powie że jest jej dzieckiem. Ta myśl paliła mi żyły, ale nie miałam innego wyjścia, musiałam się zgodzić, bo chciałam aby mój syn żył. Miałyśmy niebywałe szczęście, bowiem po dwóch tygodniach od porodu Riddle wrócił z misji. Musicie wiedzieć, że był idealnym obserwatorem i od razu zobaczył pogorszenie mego stanu psychicznego. Stwierdził wówczas że na pewno brakowało mi mężczyzny w łóżku i zaciągnął mnie do sypialni. Byłam przerażona nie wiedząc jak wytłumaczyć krwawienie z dróg rodnych, przecież byłam w połogu. Pamiętam że w ostatniej chwili wydusiłam, że nie mogę go przyjąć, ze względu na sprawy kobiece. Niechętnie puścił mnie i poszedł do swego gabinetu a ja odetchnęłam z ulgą widząc, że kłamstwo wchodzi mi w krew. Moja katorga trwała do końca października kiedy poszedł do domu Potter'ów. On zniknął a ja cieszyłam się że jego plan wykorzystania swej córki nie wypalił, miał już bowiem dwie starsze dziewczynki. Jedna była w moim wieku i nazywała się Linda, tą córkę najbardziej skrzywdził. Jej matka umarła po wydaniu na świat dziewczynki i martwego chłopca. Próbował z delikatnej i nieśmiałej istoty zrobić maszynę do zabijania, do czasu aż straciła równowagę psychiczną. Wiedząc że nic z niej nie będzie, wepchnął ją w łapy swojego sługusa. Potem znalazł przepowiednie o córce, która będzie miała moc uratowania Czarnego Pana i miała zostać poczęta z kobietą silną, wierną jego ideałom. Do tej misji wybrał okrutną i sadystyczną Bellatriks Lestrange, swoją najwierniejszą śmierciożerczynię, która za wiarę w niego i torturowanie Longbottom'ów, trafiła do Azkabanu, a ich córka na wychowanie do siostry kobiety. Dzięki miłości owej Narcyzy nie wyrosła na istotę złą i rządną krwi jak jej rodzice. No i potem pomyślałam że ostatni jest Mordred. Gdy upewniłam się że naprawdę Riddle przepadł pojechałam do matki i zabrałam ze sobą chłopca, w końcu mogłam być dla niego prawdziwą matką. Święta roku tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego pierwszego nie były dla mnie szczęśliwe, bowiem wtedy pojęłam że znów jestem w ciąży. Przeklinałam los i Riddle'a. W lipcu następnego roku urodziłam Ariannę i wiedziałam że przepowiednia zaczyna się spełniać. * mruknęła a dzieci spojrzały na nią zaskoczone.*

- Mamo jaka przepowiednia? * zapytała dziewczyna, mając przeczucie że będzie ona dotyczyła głownie jej.*

- Nie mogę o niej córko mówić. Kiedyś się objawi tobie i będziesz wiedziała o niej o wiele więcej niżeli ja. Myślałam Mordred'zie że chociaż oszukam przeznaczenie co do twojej osoby. * szepnęła i ujęła się za głowę.*

- To znaczy? * zapytał chłopak.*

- Kiedyś babcia powiedziała w transie jaki ojciec, taki syn. Genów nie oszukasz Julietto Riddle. Wtedy wzięłam to za żarty, ale teraz widzę jak mocno go przypominasz. Masz moc swego ojca i jesteś bardzo potężny. Doskonale wiem że praktykujesz czarną magię i możesz od niej zginąć. Rozumiem że upajasz się swą siłą, ale ona cię zgubi synu.* mruknęła i wstała podchodząc do kominka.*

- Nie jestem dumny matko z postępowania mego ojca i tego że jestem jego synem, ale nie pozwolę aby jego chwała kładła cień na moich zdolnościach. Co do mugoli mam takie samo zdanie co on. Nie powinni znajdować się w naszym świecie, ale nie do mnie należy ich eliminacja. Ja chce pozostać łamaczem klątw w Egipcie, tam jest moje miejsce. * rzucił i splótł ze sobą dłonie.*

- To w końcu kim jest dla ciebie ta Tova ? * zapytał wuj patrząc uważnie na chłopaka.*

- Przyjaciółką nikim więcej. Ja nie potrafię kochać. * mruknął bawiąc się swoją różdżką.*

- Skąd to możesz wiedzieć synku, jesteś taki młody. * szepnęła Julietta siadając obok córki.*

- Chodzi o Liliy ? * zapytała Arianna patrząc współczująco na brata. On wstał i położył dłoń na gzymsie kominka.*

- Jaka Lily? * mruknęła matka i wuj razem.*

- Lily poznałem w Drumstrang'u. Byliśmy na tym samym roku. Myślałem że jestem w niej szaleńczo zakochany, wszędzie chodziliśmy razem. Była to piękna dziewczyna. Po jednej z zabaw poszliśmy do łożka ... * szepnął i mocno ścisnął dłoń na różdżce.*

- Po wszystkim niby miłość odeszła a została złość i odraza. To co oboje uznawaliśmy za miłość było zwykłym pożądaniem i młodzieńczym popędem seksualnym. Potem okazało się że ona mnie bardzo kochała a ja nie byłem w stanie nic jej dać, bo co mógłby dać jej pietnastolatek? * rzucił i westchnął.*

- Lily popełniła samobójstwo rok później a ja zrozumiałem, że nie pokocham żadnej kobiety, jeśli nawet do matki i siostry czuje jedynie oddanie ale nigdy miłość. Czuje się za was odpowiedzialny, ale czym jest miłość o której tak wszyscy prawią to nie wiem. Moja dusza matko jest bardzo czarna i mroczna. Znam takie zaklęcia, które potrafią odrzeć ze skóry, powodować odmrożenia czy złamania. Receptury najokropniejszych eliksirów nie są dla mnie obce. Czytanie w ludzkich umysłach to pestka a ich ból nigdy nie jest moim bólem. Gdy ktoś nie chce śpiewać po co się włamał wołają mnie. Potrafię od każdego po dłuższej czy krótszej chwili wyrwać zeznania. Wiem że Tovę pociąga mój mrok ale to nie jest jej mrok. Moje życie nigdy nie będzie jej życiem. Nigdy nie zaznamy rozkoszy w swych ramionach, bez późniejszego bólu rozstania. * mruknął czując na ramieniu dłoń matki.*

- Ja wiem że on kiedyś po nas przyjdzie. Mi i Ariannie nic nie zrobi, ale ty matko nie jesteś bezpieczna. Musisz uciekać zanim cię znajdzie. Nie zniosę myśli że znów robi z twego życia piekło. * szepnął patrząc w jej oczy. Po chwili za plecami usłyszeli głos.*

- Wy jeszcze niczego nie wiecie o piekle. * rzucił Czarny Pan stojąc w drzwiach ich salonu.*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top