Uczennica mistrza Czarnej Magii

* Alexia była dumna ze swojej pomysłowości. Dzięki sprytowi mogła pozbyć się na jakiś czas męża i skupić się na rozmowie z Profesorem Snape'm. Była przejęta . Znała doskonale mistrza eliksirów. Zdawał sobie również sprawę, że będzie bił się z myślami czy aby na pewno ją przyjąć pod swoje skrzydła. Wstając od toaletki zrzuciła na ziemię kosmetyczkę. Przeklęła w duchu. Była zmęczona. Pogładziła dłonią swoją twarz. Jutro będzie wolna. Anthony wyruszy na misje a ona zajmie się swoją dalsza edukacją naukową. Wszystko będzie tak jak sobie postanowiła. Nagle przez okno wleciała sowa. Podeszła do zwierzęcia i odwiązała od jego nóżki list. Na jej wargach pojawił się uśmiech. Rozpoznawała pismo matki. Zaprosiła ją na kolację do Riddle Manor. W sumie się zgodziła. I tak będzie już po rozmowie z Severusem. Usiadła za sekretarzykiem. Wyjęła pióro oraz atrament. Zamoczyła je w tuszu i poczęła kreślić odpowiedź. Miała piękne pismo. Gdy skończyła odpisywać usłyszała otwierające się drzwi. Nie odwróciła wzroku. Wiedziała kto zaszczycił jej komnatę. *

- Jeśli przyszedłeś się mścić to niestety nie mam na to czasu. * rzuciła mimochodem i dopiero gdy poczuła jego dłonie na ramionach zerwała się z miejsca.*

- Odczep się Anthony! Nie zmienisz moich planów. Nigdy już nie będę słaba * wrzasnęła i złapała różdżkę z biurka.*

- Crucio * ryknęła. Mężczyzna opadł na ziemię wijąc się w ogromnym bólu. Z tego faktu czerpała nie tylko szczęście ale i podniecenie. Uczucia mąciły jej umysł. Stało się jasne że jest szalona jak matka. Czerpała mistyczne uczucia torturując drugiego człowieka. Coś w niej pękło. Może jakaś tama? Gdy przestała usiadła w fotelu. Mężczyzna głęboko i urwanie oddychał. Jego oczy wyrażały ból.*

- Spływaj stąd Yaxley ! * warknęła i zaśmiała widząc mało owocne próby podniesienia się męża z ziemi. W momencie kiedy się wyczołgał Alex zatrzasnęła drzwi. Lodowaty śmiech wypełnił całe pomieszczenie a Alexia stała się wówczas pełną tego słowa znaczenia córką swoich rodziców. *




* Trzy miotły niczym nie różniły się od czasu gdy była w nich ostatni raz. Ubrana w czarną sukienkę i obcasy czekała na swojego ojca chrzestnego. Była ciekawa czemu się spóźnia. Nie miał tego w nawyku. Korzystając z sytuacji zlustrowała wzrokiem pomieszczenie. Większość stolików była pusta. Nie zaskoczył ją taki stan rzeczy. W końcu był środek tygodnia. Uczniowie w szkole, reszta czarodziejów w pracy. Tylko ona Alexia czekała na swoje przeznaczenie. Słysząc otwierające się drzwi ujrzała w nich swojego mistrza. Uśmiechnęła się na jego widok.*

- Te dzieciaki w końcu mnie wykończą. * powiedział zmęczonym głosem, opadając na siedzenie. *

- Doskonale Cię rozumiem Severus'ie. Ale doskonale wiesz, że nie jestem tu na pogaduszki czy po to aby rozczulać się nad Twym psim losem. Myślałeś nad moją prośbą ? * zapytała patrząc na niego swymi ciemnymi oczami. Mężczyzna przez dłuższą chwilę milczał.*

- Myślisz że miałbym sumienie odmówić córce Czarnego Pana i swojej chrześnicy? * odparł i ujrzał na twarzy dziewczyny radość.*

- Och Severus'ie dziękuję Ci bardzo. * mruknęła czując wielką wdzięczność.*

- To kiedy zaczynamy * dopytała po chwili milczenia.*

- Jak ułożę plan odezwę się do Ciebie. Na razie muszę wygospodarować czas na twoje praktyki młoda damo. * szepnął po czym wstał zarzucając znajomo swoją czarną peleryną. *

- Muszę iść zanim ta banda przygłupów nie wysadzi zamku. Zaraz też zaczynam kolejne zajęcia . Wypatruj mojej sowy Alexio. * rzekł po czym pospiesznie opuścił bar. Zapewne wybrał go gdyż z niego miał najbliżej do Hogwart'u. Zadowolona dziewczyna wyszła na ulice i deportowała się do swojego rodzinnego domu.* 




* Wchodząc do salonu uśmiechnęła się. Pierwszą osobą jaką zobaczyła był jej kuzyn Draco. Podeszła do niego i przytuliła. Jak zwykle pachniał nieziemsko. Chłopak pogładził ją po ciemnych włosach i złożył w nich pocałunek. Słysząc chrząknięcie zwróciła w jego kierunku swoją śliczną twarz. Dźwięk dochodził z ust ojca.*

- Doszły mnie słuchy że wczoraj Yaxley dostał kilka Cruciatus'ów. * mruknął z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Alex puściła kuzyna i całą sobą stanęła naprzeciw ojca.*

- Już się dziecko poskarżyło? Niech się cieszy że nie była to Avada. * rzuciła mrużąc wzrok. Różdżka Czarnego Pana podniosła się. Po chwili rozmyślań jednak ją opuscił.*

- Yaxley ma Cię chronić Aexio. * rzucił zimnym głosem, próbując hamować wściekłość.*

- Chcąc mnie wykorzystać? Tego się nie robi! Doceniam ojcze chęć ochrony mojej osoby ale Yaxley jest taki słaby. To raczej ja muszę chronić te imitację człowieka, który z niewiadomych mi przyczyn stał się moim mężem. Obyś widział jak wczoraj po kliku Cruciatus'ach wyczołgiwał się jak pies z mojego pokoju. Zmieniłbyś zdanie ojcze bezpowrotnie o tym człowieku. * powiedziała mierząc się spojrzeniem z samym Lord'em Voldemort'em. Przegrała. Musiała odpuścić. Bellatriks korzystając z okazji porwała córkę do jadalni a reszta ruszyła ich śladem. Przy stole rozpoczęła się luźna rozmowa. Tylko dwie osoby milczały. Ona i Czarny Pan, każde złe na drugiego. Najedzona wstała i wyszła do biblioteki. Chciała poszukać księgi o eliksirach. Postanowiła poczytać do snu. Nie chciała wyjść przy swym mistrzu na kretynkę. Wchodząc do pomieszczenia westchnęła. Było tu wiele ksiąg. Przeczesała ich wzrokiem. Podeszła do pozycji Eliksiry na każdą sytuację. Sięgnęła ją dłonią i wyjęła z półki. Nagle ściana zaczęła znikać . Wystraszona Alex odskoczyła od półki. Gdy jej serce się uspokoiło stała przed wyrwą. Podniecona ciekawością przeszła przez nią. Pokój był skąpany mrokiem. *

- Lumos Maksima * rzuciła ujrzała za sobą z ścianę. Otwór znikł. Powoli ruszyła w stronę biurka . Było wielkie i masywne. Na ścianach wiele czarnomagicznych ksiąg. Nagle jej oczom ukazał się regał z małymi buteleczkami. Ciekawa jak nigdy sięgnęła pierwszą z nich. Gdy to uczyniła ze ściany wysunęła się myślodsiewnia. Była podobna do tej z gabinetu profesora Snape'a. Podniecona go granic możliwości wylała ciecz do misy i włożyła do niej pospiesznie głowę. *




* Pomieszczenie było ciemne i tylko nikłe światło kominka je rozpraszało. Dłuższy czas zajęło Alex przyzwyczajenie wzroku do sytuacji. Nagle ruszyła do przodu. W fotelu przy palenisku siedział około czterdziestoletni mężczyzna. Był bardzo przystojny. Niemal jak grecki Bóg. Kruczoczarne włosy i wąskie usta. Spokojny wyraz twarzy. Sam wygląd mężczyzny powodował szybsze bicie serca. Postać się poruszyła a Alexia zamarła. Obawiała się że ją zauważy. Zaczęła szukać miejsca do schronienia. W ostatniej chwili przypomniała sobie, że to tylko wspomnienie i ona jest dla ów jegomościa niewidzialna. Nagle gdy otworzył oczy i ujrzała ich brąz zrozumiała. To był jej ojciec. Lord Voldemort. Wstał z siedzenia i podszedł do ognia. Ogrzał w nich dłonie. Korzystając z magii niewerbalnej rozjaśnił cały pokój. Sala była wielka z jednym jakby półtorem. Powoli przechadzał się wzdłuż i wszerz pomieszczenia. Gdy zaczęło wypełniać się czarnymi postaciami zajął swe miejsce. W momencie ostatniej aportacji odezwał się.*

- Witajcie. Jesteśmy tu aby powitać w naszym gronie nowych zwolenników. * rzekł i skinął ręką. Siedem osób wystąpiło z szeregu. Czarny Pan przymknął powieki by po chwili wstać i zlustrować swym zimnym spojrzeniem zebrane osoby.*

- Avery, Nott, Rowle, Lucjusz Malfoy, Rudolf, Rabastan, Bellatriks Lestrange. Czy to wszyscy na dziś ? *zapytał i gdy usłyszał potwierdzenie podszedł do nich. Pierwsza była jedyna kobieta w szeregu. Czarny Pan zlustrował ją wzrokiem. Była piękną kobietą o ciemnych oczach jak smoła i włosach. Czuł bijącą od niej moc. Podszedł do niej a ona uklęknęła przed swym mistrzem. Alexia sama nie wiedziała od jakiego czasu wstrzymuje oddech. Nagle posłyszała tak mocno znajomy głos. *

- Czy przyrzekasz na całe swoje życie, na wszystko co jest dla Ciebie cenne i wartościowe, że będziesz mi służyć wiernie, oddając mi każdą cząstkę swojej duszy i życia ?

- Przyrzekam, mój Panie * odparła kobieta bez zawahania, pochylając przed nim głowę.*

- Czy jesteś w stanie wyrzec się dla mnie wszystkiego jeśli taka będzie moja wola? * zapytał mierząc czarnowłosą arystokratkę swym zimnym wzrokiem.*

- Tak Panie dla Ciebie jestem w stanie oddać wszystko. * rzekła kłaniając się. *

- Wierzę w twoją moc i potęgę, którą obiecałaś mi poświęcić i oddać. Wierzę w twoje oddanie Bellatriks Lestrange. * mruknął nie spuszczając z niej wzroku. Gdy skończył przemawiać wyciągnął w jej kierunku swoją dłoń. Niepewnie ją ujęła i wstała. Przeszył ją swym lodowatym spojrzeniem. Mocno chwycił za nadgarstek siedemnastolatki i zsunął z lewego przedramienia rękaw. Przyłożył do skóry różdżkę i zaczął rysować mroczny znak. Alexia widziała jaki ogromny ból sprawia to jej matce. Kiedy skończył puścił jej ramię i ruszył do kolejnej osoby. Nagle obraz zaczął się rozmazywać. *




* Stała w wielkim pokoju jakiegoś opuszczonego domu. Alexia zobaczyła matkę siedzącą na ziemi. Zapewne na kogoś czekała. Usiadła obok rodzicielki. Mogła wtedy bez przeszkód, ujrzeć swoje podobieństwo do mamy. Czyli jednak Azkaban ją w jakiś sposób zniszczył. Westchnęła. Piękne czarne, kręcone włosy przysłaniały zarumienione policzki młodziutkiej Bellatriks. Dziewczyna zastanawiała się co jej mama tu porabia. Może umówiła się na randkę? Sam nie była pewna . Kobieta siedziała jakby połknęła kij jednak czuła jak mocno oczekuje na ... no właśnie co? Już miała zwariować jednak jej oczom pokazał się on. Tom Riddle. Podszedł do kobiety i wyciągnął w jej kierunku dłoń. Przyjęła ją z wdzięcznością a gdy wstała skłoniła się.*

- Panie mój ? *mruknęła ukrywając napływające rumieńce. Alexia patrzyła z uśmiechem na tą jak dla niej romantyczną scenę. Sama wówczas nie wiedziała jak bardzo się myliła.*

- Bellatriks jak wiesz dziś poćwiczymy klątwę Cruciatus. Nie wystarczy ją rzucić. Trzeba czerpać swoistą radość z cierpienia torturowanego. * rzekł i po chwili na ziemi leżała kobieta. Niby zwyczajna osoba jednak Alex zamarła. Ta kobieta była w ciąży. Zasłaniała dłońmi swój już spory brzuch.*

- Nie czuj litości Bellatriks . To szlama, ze swoim szlamowatym bękartem. Uwiodła czarodzieja, który jest już na tamtym świecie. Pokaż jej gdzie jest jej miejsce! Zrób to! * ryknął a kobieta uniosła różdżkę . Strumień zaklęcia uderzył ofiarę ale nie był zbyt mocny. Alexia zauważyła że ojciec traci cierpliwość. *

- Taka słaba. Tylko na tyle Cię stać Lestrange * warknął po czym podniósł różdżkę.*

- Crucio * rzucił na swoją uczennicę. Alexia wrzasnęła. Matka upadła jak długa wijąc się w katatonii bólu. Twarz Czarnego Pana była bez wyrazu. Po chwili przestał.*

- To jest ból. Średniej mocy ból. Albo się przyłożysz albo kolejny raz nie będzie tak delikatny * krzyknął wściekły. Bellatriks wstała z wielkim trudem. Uniosła różdżkę i kolejny raz zaczęła tortury ofiary. Kobieta wrzeszczała jak opętana. Szaleństwo pojawiło się na twarzy Pani Lestrange. Może przez to stała się taka mściwa i okrutna ? A może ojciec ją tylko odblokował tak jak zamachowca bombę? Ofiara po chwili zalała się krwią. Alex wiedziała co się stało. Kobieta straciła dziecko. Krew płynęła z niej niemal ciurkiem. Nagle klątwa opuściła. Zmaltretowana ofiara łkała próbując się ratować. Mistrz stał przy jej boku. Jego wargi niemal dotykały ucha Bellatriks.*

- Zabij ją. * usłyszała młoda Lestrange nad swoim uchem.*

- Okaż litość tej plugawej szlamie. * szepnął pieszczotliwym tonem. Ostatnim co zobaczyła Alex był zielony promień, wydobywający się z różdżki matki.*




* Wypadła niemal z hukiem z myślodsiewni. Była sparaliżowana. To prawda. Ojciec uczył czarnej magii matkę. Rozejrzała się po pokoju. Na jak długo zniknęłam ? - padło pytanie w jej umyśle. Nie chcąc narażać się na gniew ojca pospiesznie zaczęła szukać wyjścia. Pierwsze co wpadło jej do głowy było wyciągnięcie tej samej księgi co wcześniej. Na szczęście podziałało. Pospiesznie pobiegła do jadalni. Była pusta, jednak usłyszała głosy z salonu. Weszła tam i odetchnęła . Siedzieli w fotelach rozprawiając nad misją jej męża. Spojrzała w oczy kuzyna z uśmiechem po czym osunęła się na ziemię niczym szmaciana lalka.*


///////////////////////////////////////////

Jak zwykle liczę na szczere komentarze od moich czytelników.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top