Przepowiednia.
Rok 1978.
*Noc. Mrok niczym śmierć spowił świat czarodzieji. Brat był gotów zabić brata. Miłość przestawała istnieć a ludzie obawiali się nawet własnego cienia. Z mgły wyłoniła się zakapturzona postać. Wiatr miotał peleryną przybysza a on aby nie zmarznąć po prostu szczelniej się nią owinął. Podchodząc do bramy pewnego dworu, postać wyjęła różdżkę i wydobył się z niej snop jasnego światła a kolejne zaklęcie spowodowało że stała otworem. Osoba ów weszła na posesję i rozejrzała się dookoła. Światło paliło się w jednym z pomieszczeń co wskazywało, iż gospodarze jeszcze nie śpią, pomimo późnej pory. Podszedł do drzwi, które niemal natychmiast się otworzyły, tak jakby osoby tu mieszkające spodziewali się przybysza. Pospiesznie wszedł do holu i zlustrował go wzrokiem. Pomieszczenie było wysokie i pięknie zdobione. Na jednej ze ścian wisiało lustro. Podszedł do niego, zsunął kaptur i ujrzał w nim swoje odbicie. Był dość wysokim mężczyzną o ciemnobrązowych oczach i kruczoczarnych włosach. Mógł uchodzić za przystojnego i idealnego kawalera, gdyby nie żarzące się w jego sercu i oczach zło. Szybko myślami powrócił do sedna sprawy. Zmierzył skrzata domowego lodowatym spojrzeniem *
- Prowadź mnie do swoich chlebodawców. *rzekł. Nie czekając na najmniejszą odpowiedź czegoś tak plugawego ruszył za stworzeniem. Mijali kilka korytarzy na, których wisiały portrety przodków. Jedno z nich prezentowało Bellatriks Lestrange , drugie jej męża Rudolfa. Obok widniał portret Rabastana Lestrange. Po kilku minutach znaleźli się w obszernym salonie, gdzie kobieta siedziała z czarnomagiczną księgą . Po drugiej stronie pomieszczenia, mężczyzna sączył wolnymi łykami Ognistą Whisky i przeglądał plany. Widząc gościa oboje stanęli na równe nogi.*
- Panie. * wybrzmiał głos z ust kobiety, która kłaniała się przed swoim mistrzem.*
- Bellatriks, Rudolfie siadajcie. * rzekł jakby był u siebie . Sam zajął fotel koło kominka. Żar bijący z paleniska osuszał romb jego peleryny. Jego zimny wzrok padł teraz na tańczące iskry ognia ale nawet one nie były w stanie stopić lodu ze spojrzenia mrocznego Lord'a. Nikt z zebranych nie miał na tyle odwagi aby wyrwać Pana z zadumy, tak więc para czekała na jego przemówienie niczym grzesznik na zbawienie. Po dłuższej chwili raczył skierować na nich swój beznamiętny wzrok, w którym czaił się chłód ale i być może irytacja. Czyżby był zagniewany a może zniecierpliwiony? Pozwolił przez chwilę rodzić się pytaniom w ich głowach po czym przemówił*
- Zapewne zastanawiacie się co tu robię o tak późnej porze w dodatku w waszym domu.
- Panie zawsze jesteś tu najmilej widzianą osobą. * rzekła kobieta . Jej oczy wyrażały podziw i szczere oddanie. Nie zwracając uwagi na słowa Bellatriks skierował swoją atencję na jej męża.*
- Rudolfie czy masz to co kazałem Ci jak najszybciej zdobyć ? * zapytał przewracając między palcami prawej dłoni różdżkę. Zapadła cisza. Podniósł swoje zirytowane spojrzenie na mężczyznę i mruknął Crucio. Wijące się na podłodze ciało nie robiło na nikim wrażenia. Ciszę w pokoju przerywał tylko krzyk torturowanego. Gdy Czarny Pan znużył się, machnął różdżka a Pan Lestrange usiadł skurczony na dywanie. *
- Panie mój. To nie jest takie proste. Twoje czasy nadchodzą . Ministerstwo Magii upadnie. Wtedy dostanę to czego potrzebujesz * rzekł i nie zdążył niczego dodać gdyż nowa fala bólu zalała jego umęczone ciało. Chęć mordu była silna ale nawet sam Voldemort zdawał sobie sprawę jak ważną role ma do wykonania jego sługa, poza tym był jednym z najwierniejszych. *
- Jak śmiesz mi się przeciwstawiać Lestrange. Jakim prawem siedzisz sobie tu popijając Ognistą Whisky, kiedy wiesz że od twojego zadania tak wiele zależy? * ryknął nie hamując swojej wściekłości. Kobieta obok pobladła jednak postanowiła się wstawić z męczennikiem*
- Panie mój. On zaraz straci rozum. Pozwól że to ja zajmę się twoją misją a on mi pomoże. Nie zawiodę Cię. Panie mój ? * powiedziała a Voldemort machnął różdżką cofając zaklęcie torturujące. Przeniósł na nią swoja uwagę.*
- Musisz zdobyć dla mnie tą przepowiednię Bellatriks. Ona może wszystko zmienić. Jest w Ministerstwie Magii. Z wiadomych przyczyn sam nie mogę jej zabrać. Czekania aż Ministerstwo Magii upadnie jest nie do przyjęcia . Jeśli mnie zawiedziesz zabije Ciebie, jego i każdego członka waszej rodziny. Wszystkich co do jednego. Przelewanie krwi czarodziejów czystej krwi nie jest mi na rękę ale nie pozostawicie mi wyboru. Masz trzy dni. Za trzy dni muszę ją mieć * syknął po czym pokój ogarnęła wszechobecna ciemność. *
- Lumos Maxima * rzuciła kobieta i spojrzała na Rudolfa*
- Nieźle nas urządziłeś. Skierowałeś wściekłość Czarnego Pana na naszą rodzinę. Musimy zdobyć te przepowiednie Rudolfie i wiem kto nam musi pomóc. Ma niezłe wtyki w Ministerstwie Magii * rzekła i teleportowała się zostawiając obolałego męża samego sobie, na ziemi*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top