Przeklęta Ivette Rosier.

* W każdym z nas do końca istnienia żyje dziecko i choć może wydawać się to mało prawdopodobne kiedyś Czarny Pan też był dzieckiem. Bardziej zagubionym i niepewnym ale czy to czyniło go wówczas mniej niebezpiecznym? Odpowiedź była prosta i logiczna. Lord Voldemort nawet jako chłopiec stanowił poważne niebezpieczeństwo. Miejsce w jakim się wychowywał nie napawał optymizmem a pojawienie się informacji że jest kimś niezwykłym postawiła tak zwaną kropkę nad i. Ten wieczór był kolejnym w którym zostało zwołane zebranie. Do szeregów oficjalnie miała dołączyć nowa zwolenniczka Ivette Rosier. Dziewczyna miała osiemnaście lat, 175 wzrostu. Piękna o ciemnym spojrzeniu i kuszących wargach. Wzrok śmierciożerców zlustrował ją od czubka głowy do samego końca jakim były szpilki. Lord Voldemort wstał z siedzenia i podszedł do ognia. Ogrzał w nich swoje dłonie a po chwili korzystając z magii niewerbalnej rozjaśnił cały pokój. Pomieszczenie było wielkie z długim stołem. Skinął do kobiety dłonią a ona podeszła zaszczycając ich uszy stukotem swoich obcasów.*
- Witajcie. Dziś jesteśmy tu między innymi po to aby powitać w naszym gronie naszą nową zwolenniczkę pannę Ivette Rosier. * rzekł po czym zlustrował ją wzrokiem. Była piękną kobietą o ciemnych oczach i włosach. Usta koloru krwi kusiły swym kształtem. Czarny Pan wyczuł bijącą od niej magiczną moc. Powoli podszedł do dziewczęcia a ona uklęknęła przed swym mistrzem, spuszczając głowę do dołu. Widok tej sytuacji mógł wydawać się intymny. Bellatriks wrzała niczym kociołek z eliksirem, widząc urodę i oddanie panny Rosier. Być może złość paliła jej żyły bowiem w kobiecie widziała dawną siebie. Ciszę w sali przerwał zimny głos Czarnego Pana.*
- Chce abyś spojrzała w moje oczy * rzekł a dziewczyna podniosła na niego swoje ciemne spojrzenie.*
- Czy przyrzekasz na całe swoje życie, na wszystko co jest dla Ciebie cenne i wartościowe, że będziesz mi służyć wiernie, oddając mi każdą cząstkę swojej duszy i życia ?
- Przyrzekam, mój Panie * odparła kobieta bez zawahania, pochylając przed nim głowę.*
- Czy jesteś w stanie wyrzec się dla mnie wszystkiego jeśli taka będzie moja wola? * zapytał mierząc czarnowłosą arystokratkę swym zimnym wzrokiem.*
- Tak Panie dla Ciebie jestem w stanie oddać wszystko o każdej porze dnia i nocy. * rzekła kłaniając się. Czarny Pan podszedł do niej i ujął jej drobną twarz w swoją prawą dłoń patrząc prosto w jej oczy.*
- Wierzę w twoją moc i potęgę, którą obiecałaś mi poświęcić i oddać. Wierzę w twoje oddanie Ivette Rosier i niech sam Salazar Slytherin cię chroni abyś nigdy mnie nie zawiodła. *szepnął wprost do jej lekko uchylonych warg. Gdy skończył przemawiać puścił jej twarz i wyciągnął w jej kierunku swoją silną, zimną, męską dłoń. Kobieta ujęła ją z nieśmiałością ale i wdzięcznością. W momencie gdy odzyskała pionową postawę ciała chwycił ją za nadgarstek i zsunął z lewego przedramienia rękaw. Przyłożył do skóry różdżkę i zaczął rysować mroczny znak. Dziewczyna odczuła wielki ból ale nie dawała go po sobie poznać. Kiedy skończył puścił jej ramię.*
- Mam nadzieję że na misje nie zamierzasz ruszać na szpilkach. * rzucił rozbawionym tonem. Ivette spłonęła rumieńcem, który starała się mimo wszystko ukryć. *
- Przyrzekam panie że tak nie będzie. * szepnęła patrząc na Czarnego Pana.*
- Taką mam nadzieję. Teraz zajmij miejsce po mojej lewej i powiedz co ustaliłaś w sprawie poszukiwań nowych informacji o Harry'm Potter'ze. * rzekł sam zajmując swoje stałe miejsce. Panna Rosier poszła jego przykładem. *
- Informacje jest strasznie ciężko pozyskać panie ale udało mi się ustalić miejsce pobytu Ronald'a Weasley'a. Próbował ukryć się w Irlandii. Dopadłam go jednak w drodze i umieściłam w lochu ale nie zdążyłam przesłuchać spiesząc się na dzisiejsze spotkanie. Co do drugiej sprawy Alice Burkes obecnie znajduje się w szpitalu Świętego Munga i musimy zaczekać na jej wyjście. Porywanie ją pod nosem aurorów i medyków nie jest dobrym pomysłem. Z zaufanego źródła wiem że wychodzi za dwa dni i zamierzam na nią czekać pod szpitalem. Jak tylko jej nogi przekroczą próg budynku będzie panie w naszych szponach. Podsumowując wszystko przebiega zgodnie z planem i twoją wolą panie mój. * powiedziała a szlak trafił panią Riddle. Czuła się mocno zazdrosna i wykluczona z kręgu najbliższych zwolenników. Ta cała panna Rosier była jej solą w oku. Ścisnęła mocno dłoń Alex. *
- Dobrze się spisałaś Rosier. Oby tak dalej. Po zebraniu przesłuchasz Weasley'a i zdasz mi raport w moim gabinecie. Pora nie gra roli. Dziś będę do późna pracował więc nie będziesz mi przeszkadzała. Mam nadzieje że informacje będą korzystne. * rzekł a pani Riddle zauważyła że nie tylko ona jest zazdrosna o nową. Alecto Carrow też nie była zadowolona z kolejnej kobiety w szeregach mrocznego lorda. *
- Na dziś to koniec zebrania. * syknął i śmierciożercy pogrążyli się w cichych rozmowach między sobą. Nagle usłyszeli głos Alecto.*
- Gdzie uczęszczałaś do szkoły jeśli można wiedzieć? * zapytała chcąc coś więcej wiedzieć o rywalce.*
- Uczęszczałam do Hogwart'u. Oczywiście byłam w domu Salazar'a Slytherin'a. * mruknęła patrząc z zainteresowaniem na kobietę, która zadała jej pytanie. Zapewne panna Carrow dalej szmuglowałaby nową gdyby nie pojawienie się Glizdogon'a z dzieckiem na ręku. Yasminne łkała cicho czując zagrożenie płynące z braku matczynych ramion. Bellatriks wzięła od niego córkę na ręce. Dziewczynka wtuliła się w pierś matki. *
- A co to za słodka istota ? *zapytała Ivette patrząc na niemowlę.*
- To Yasminne moja córka. * odpowiedział Czarny Pan studiując papiery jakie przyniósł jeden z zwolenników.*
- Jest piękna ale cóż się dziwić, mając takiego ojca nie mogło być inaczej. * rzekła chcąc zapunktować i przymilić się do swego mistrza. Domyśliła się że kobieta która je tuli to matka dziecka.*
- Akurat uważam że urodę odziedziczyła po swojej matce, której owej urody,  uroku i szaleństwa nie brakuje. Na twoim miejscu bym na to uważał. * rzucił i wstał podchodząc do małżonki, która w sobie świętowała triumf jaki odniosła nad rywalką.*
- Nie czekaj na mnie. Dziś zostanę w gabinecie tak jak mówiłem. Nie przeszkadzaj mi tylko połóż małą spać i sama wypocznij, zasłużyłaś. Ciebie Rosier oczekuje po przesłuchaniu Weasley'a na dywaniku. Nie bądź dla niego zbyt miękka. * rzucił po czym ucałował na pożegnanie wargi żony. Wszyscy dostąpili szoku, nawet sama pani Riddle która pomyślała jak na razie jeden zero dla mnie suko.*




* Mimo zachowania męża nie była do końca przekonana że między nim a nową nie nawiąże się romans, którego te głupie dziewczę oczekiwało. Musiała wyjąć ciężką broń jaką miał być list do starej przyjaciółki Tom'a. Bellatriks nie wiedziała czy postępuje słusznie ale potrzebowała dorady kobiety bardziej znającej mrocznego lorda. Gdy córeczka smacznie zasnęła w łóżeczku wyjęła z kredensu pióro, atrament i pergamin. Zamoczyła końcówkę w tuszu i zaczęła list:


Carrie,
Mam nadzieję, że u Ciebie wszystko w porządku. U mnie nie jest wesoło. Nie chodzi o Yasminne. Rozwija się prawidłowo i przypuszczam że wyrośnie z niej piękna, inteligentna kobieta. Nie chce cię zamartwiać ale potrzebuje twojej porady. Nawet nie wiem jak powinnam to napisać. Może zacznę od początku. W naszych szeregach pojawiła się nowa kobieta, która próbuje zając moje miejsce. Jest bardzo młoda i piękna. Boję się że stracę Tom'a a on jest dla mnie wszystkim, nawet jeśli ja niewiele dla niego znaczę. Nie mogę znieść myśli że on może być w objęciach innej. To napawa mnie wstrętem. Nie mam do niego wyłączności ale znasz moje odczucia, wiesz co musiałam znieść. Ile cierpienia przeszło przez moje ciało i co? Ma się okazać że było to bezsensowne? To się nie może tak skończyć. Pomóż mi proszę. Dla mego mistrza jestem w stanie zrobić wszystko. Wszystko aby wybrał mnie i ze mną został. Czekam na twoją odpowiedź z wielkim niepokojem więc błagam nie dręcz mojego i tak zbolałego serca.
Oczekująca na pilną odpowiedź Bellatriks.


* Gdy skończyła pisać schowała list do koperty i wysłała z pomocą sowy. Pozostało tylko oczekiwać na odpowiedź, która ukoi jej nerwy.*




* Atmosfera w domu państwa Snape nie uległa poprawie. Alexia wściekła na męża za jego słowa wyprowadziła się z synkiem z domu. Obecnie zamieszkiwali w domu Dracon'a, który zgodził się przyjąć pod swój dach przyjaciółkę z dzieckiem. Był w szoku, gdy dowiedział się jakie słowa padły z ust profesora Snape'a. Odraza jaką poczuł do mistrza eliksirów była wielka, dlatego nie wpuszczał go do swojego domu gdy ten chciał pomówić z żoną. Wiedział że Alex nie jest na to gotowa. Po którymś razie kazał mu spływać do szkoły tam gdzie zawsze stronił od problemów. Gdyby nie opanowanie nietoperza zapewne doszłoby do jatki. W gruncie rzeczy Severus Snape nie był stworzony do przepraszania a raczej do bezpodstawnego ranienia. Uznając że żonie minie po paru dniach, wrócił do szkoły a kobieta zaliczyła depresję. Zebranie śmierciożerców stworzyło okazję do spotkania i rozmowy ale żadne z nich nie zrobiło pierwszego kroku. Alexia była zbyt pochłonięta bólem i zazdrością matki o nową zwolenniczkę ojca a Severus był zbyt dumny aby pierwszy zabrać głos. Koniec końcem rozeszli się bez zamienienia ze sobą choćby jednego słowa co upewniło panią Snape że jej mąż nie martwi się o nią i ich syna. Wiele łez tego wieczora spadło z oczu tej młodej kobiety na koszulę przyjaciela. Czuła się opuszczona a resztki miłości jaką żywiła do męża ulatywała z niej, jak dusza podczas spotkania z dementorem. Tego wieczora powzięła decyzję że będzie silna i nie da sobą już nigdy w życiu pomiatać. Sama nie wiedziała jak szybko życie zweryfikuje jej postanowienie.*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top