Opowieść o trzech siostrach.

* Kto nigdy nie opuszczał dworu w towarzystwie kobiety nie wie jakie to potrafi być kłopotliwe a opuszczenie go w towarzystwie trzech kobiet okazuje się istnym piekłem, dlatego Czarny Pan musiał zabrać ze sobą również Bartemiusz'a Crouch'a Junior'a. Po rzuceniu zaklęć na kufry złapali za skraj szaty mistrza który przeniósł ich w wyznaczone miejsce. Stali pośrodku polany a dookoła otaczał ich las. Nagle przed ich oczami ukazał się młody chłopak. Był wysoki o oliwkowej skórze. Skłonił się przed nimi po czym uśmiechnął.*

- Witam jestem Damien Salvatore, syn Marco. Zostałem przysłany aby pomóc wam dotrzeć do domu mego ojca. Proszę zatem za mną . * rzekł po czym ruszył w stronę południa. Grupa z Lord'em Voldemortem na czele ruszyła za nim. Mijali wiele wiosek by po godzinie marszu wyjść na zatłoczoną ulicę.*

- Nie możemy się aportować na miejsce bowiem ojciec zrzucił wiele zaklęć ochronnych i antyteleortacyjnych aby nie zostać zaskoczonym. * mruknął chcąc zabawić ich rozmową. Alexia była mu wdzięczna. Chłopak miał swój urok osobisty, którego nikt nie mógł mu odmówić. Dalszą drogę minęli w milczeniu a po kilkunastu kolejnych minutach ich oczom ukazało się wielkie domostwo. Damien zaprowadził ich pod same drzwi w których ujrzeli postać Marco Salvatore. Mężczyzna rozpogodził się na ich widok po czym wyciągnął w stronę Riddle'a swoją opaloną dłoń.*

- Witaj Tom. O i jest nasza Carrie. * rzekł i ucałował oba policzki kobiety.*

- A te przepiękne panie, które z tobą przybyły ? * zapytał i ujrzał rozbawienie na twarzy Czarnego Pana.*

- Niestety obie zajęte. To Bellatriks moja od niedawna żona a za nią stoi Alexia nasza córka również mężatka. * rzucił po czym dodał.*

- Bartemiusz Crouch Junior. Nasza jakby obstawa. * szepnął i wszyscy razem weszli do środka.*





* Crouch był mocno zaskoczony wielkością włości włoskiego mafioza. Z tego co się dowiedział ów mężczyzna udawał mugola i znał wiele ich spraw. Dzięki tej wiedzy trzymał władzę nie zdradzając istnienia świata czarodzieji. Miał tu jakby swój mały obóz zagłady. Siedząc na murku westchnął. Nagle obok niego znalazła się Alexia. Posłała mu ciepły uśmiech i przysiadła się. Łzy nadal szczypały jej oczy. Przed wyjazdem pokłóciła się ostro z Severus'em i kazała mu iść do diabła. Zabolało ją stwierdzenie że już tam był i nawet Lucyfer mu odmówił przyjęcia do swego królestwa twierdząc że z nią ma gorsze piekło. *

- Kolejna kłótnia z Snape'm? Nie musisz nic mówić. Gdy coś cię boli maleńka od razu widać to w twoich oczach. Co powiesz na wspólny spacer? Zobaczymy teren a może poczujesz się trochę lepiej z daleka od tego nietoperza. * rzucił wstając. Słysząc jej perlisty śmiech wyciągnął w jej kierunku swoje ramię. Ujęła je z wdzięcznością. Ruszyli w stronę wiekowych ogrodów a widok jaki sobą reprezentowały zabierał dech w piersiach. *

- Żałuje że nie było mnie gdy został zamordowany Yaxley. Gdybym wtedy był na miejscu z pewnością Czarny Pan wybrałby mnie na twojego męża i nie miałabyś problemów z naszym wiecznie nabzdyczonym profesorem. * rzucił śmiejąc się cicho z jej miny.*

- Czasu nie jesteśmy w stanie cofnąć Barty chyba że o czymś nie wiem i posiadasz zmieniacz czasu. * mruknęła i sprzedała mu delikatną sójkę w bok.*

- Gdybym go miał na pewno uratowałbym twoje życie z łap Snape'a a tak to musisz cierpieć przez jego humorki. Dziwny z niego człowiek. Ja na jego miejscu nosiłbym cię na rękach. * powiedział mijając jeden z klombów.*

- Może właśnie o to chodzi że zagłaskałbyś mnie na śmierć a może taka egzystencja w końcu wniosłaby w nasze relację nudę i smutek a tak to możemy się droczyć i dokuczać bez zobowiązań. Cieszę się mając cię za przyjaciela choć moja matka mnie przed tobą ostrzegała. * szepnęła rozbawionym tonem.*

- To zapewne dlatego że kiedyś podczas jednej z misji niechcący oczywiście podpaliłem jej szatę. * rzekł przekornie i Alex już wiedziała że nie zrobił tego niechcący a specjalnie z premedytacją.*

- Czemu to zrobiłeś? * zapytała rozbawiona miną przyjaciela.*

- Dla zabicia nudy. To była jedna z wielu misji. Zostaliśmy na nią wysłani w towarzystwie Rudolf'a i Rabastana. Nasz kwartet zawsze otrzymywał duże zlecenia i takie wówczas było. Mieliśmy wyciągnąć informacje z Marleny McKinnon członkini Zakonu Feniksa. Były wtedy nam one potrzebne ale żadne z nas nie przewidziało pracoholizmu naszej ofiary. Z nudy zacząłem sprzeczać się z twoją matką i tak dla żartu podpaliłem je szatę. Rabastan od razu ją ugasił ale otrzymałem swoją karę. Od tego czasu zawsze bacznie mi się przyglądała, wiedząc że nie zawsze potrafię się zachować. Twoja matka nie wyobrażała sobie aby coś poszło nie po jej myśli. W sumie każde z naszej czwórki takie było, perfekcyjne do bólu. * powiedział i przysiadł na drewnianej ławce.*

- Nigdy nie rozumiałem jakim cudem Bellatriks, Andromeda i Narcyza są siostrami. Każda z nich była taka różna od drugiej. Bella kobieta o wybuchowej osobowości z tendencją do przemocy i sadyzmu. Andromeda dziewczyna o zbyt miękkim sercu i z upodobaniem do mugoli i Narcyza kobieta zagadka, tak samo ciepła co zimna. * mruknął i przejechał dłonią po włosach.*

- Mama nigdy nie opowiadała mi o czasach gdy była nastolatką. Często miałam wrażenie jakby urodziła się dorosła. * rzuciła z uśmiechem patrząc na czerwoną róże.*

- Musisz zrozumieć że w tamtych czasach żyło się ciężej. Na mężczyznach spoczywało przedłużanie rodu a na kobietach rodzenie dziedziców. Rody czystokrwiste trzymały się blisko siebie i zapraszali na kolację chcąc wybadać sytuację matrymonialną poszczególnych członków. Rodzice twojej matki i rodzice Syriusza w niczym nie różnili się od pozostałych. Sami musieli związać się z przymusu. Nawet nie wiesz jak twoja babcia Druella cierpiała kiedy nie mogła dać swojemu mężowi syna i po raz trzeci powiła córkę. Szalona Walburga Black wyzwała brata od niedojd. Że przez niego starożytny ród Black'ów może wymrzeć. Obawiając się tego sama wzięła się za robotę. Nawet nie wiesz jak ponoć napuszona chodziła gdy urodziła Syriusza a przyjście na świat Regulusa świętowała trzy dni. Twój dziadek bardzo kochał swoją żonę dlatego nie namawiał jej do kolejnych prób spłodzenia dziecka w końcu i tak ród miał przetrwać. Twa babka miała wielki talent do pisania. Napisała nawet opowieść o swoich córkach. Nazwała ją: Opowieść o trzech siostrach. Z tego co pamiętam brzmiała ona następująco: Pewnego razu były sobie trzy siostry, które kochały się najmocniej na świecie. Upojone siostrzaną miłością ruszyły we wspólną drogę. Pewnego dnia doszły do etapu w życiu, który ludzie zwą dorosłością. Każda z nich była sprawną czarodziejką i przed każdą malowała się świetlana przyszłość. Jednego mroźnego dnia spotkały na swojej drodze przeznaczenie, które było wściekłe, że kobiety chciały je oszukać i pokonać miłością. Udało, że je podziwia i zaproponowało im nagrodę. Upojone zwycięstwem kobiety nie zauważyły podstępu. Najstarsza siostra o wojowniczym usposobieniu poprosiła o siłę w walce. Przeznaczenie skinęło głową i dotknęło jej ręki. Od tego czasu waleczność oblana siłą nigdy jej nie opuszczała. Druga nieco młodsza poprosiła o wiarę aby nigdy nie zwątpiła w swoje przekonania. Zamyślone przeznaczenie dotknęło jej głowy aby nigdy jej myśli nie zaszły mgłą. Najmłodsza siostra, która była z tej trójki także najmądrzejsza, nie ufała przeznaczeniu. Poprosiła je o miłość, której przeznaczenie nie splami. Niechętne przeznaczenie podeszło do niej i dotknęło serca, spełniając prośbę najsprytniejszej. Kobiety musiały się rozdzielić bowiem każdej oczekiwano w innym miejscu. Najstarszej na drodze został postawiony mężczyzna ale był on zbyt słaby aby okiełznać siłę dziewczęcia. Zrezygnowany zabrał ją do mrocznego lorda i to w nim kobieta odnalazła miłość ale i cierpienie, bowiem ukochany nie odwzajemniał jej uczuć przez co omal nie oszalała. Oddała się całkowicie służbie swemu ukochanemu mistrzowi zatracając samą siebie i tak przeznaczenie dopadło pierwszą z sióstr. Druga z nich poznała w szkole chłopaka, niemal idealnego z jedną skazą, był mugolem. Nie tracąc wiary jaką otrzymała poszła za głosem serca. Zakochana do szaleństwa zerwała z zasadą czystości krwi skazując się tym samym na gniew, wydziedziczenie, potępienie i zapomnienie. Tak przeznaczenie dopadło drugą z sióstr zabierając jej filar jakim winna być rodzina. Wiele lat próbowało dopaść najmłodszą ale nie udawało mu się to. Dziewczyna godząc się z losem i zasadami rodziny spotkała miłość swojego życia i jako jedna była w stanie oszukać przeznaczenie. I tak z trzech kochających się po grób sióstr została tylko historia, bowiem ani najstarsza ani najmłodsza nie była w stanie wybaczyć środkowej zdrady rodziny. Wybierając mugola przypieczętowała swój los. Zdradziła swoje siostry i zabiła ich miłość na zawsze. *

- Jak widzisz twoja babcia miała talent do pisania. Tą historię przeczytałem kiedyś w starych kronikach. Wówczas nie było nawet ciebie na świecie. * rzekł i pogładził dziewczynę po policzku.*

- Zdrada Andromedy musiał być ciosem dla mamy i cioci.* szepnęła patrząc w twarz przyjaciela.*

- To był ogromny cios. Z tego co wiem Bellatriks zdążyła dopiero co przyłączyć się do Czarnego Pana i liczyła że siostry pójdą jej śladem. Andy zawsze naśladowała Bellę więc nawet przez myśl jej nie przeszło że tamta zdradzi. Długo namawiały ją aby porzuciła tego Ted'a i wyszła za mąż za Rosiera. Niestety tamta nie chciała ich słuchać i po ślubie z Tonks'em zerwały z nią kontakt. Myślę że twoja ciotka jak by nie patrzeć dołożyła jedną z wielu cegiełek szaleństwa twojej matki. Pokazała że nigdy nie liczyła się z uczuciami sióstr. Zaprosiła je oczywiście na ślub jak i potem na chrzciny tej Nimfadory ale za nic na świecie nikt by ich do tego nie zmusił. Kto został wydziedziczony z rodu Black to już na zawsze. Potem Narcyza wyszła za Lucjusz'a i to właśnie z nią Bellatriks utrzymywała kontakt ale nie był on taki jak wtedy. Brakowało im spoiwa które nosiło imię Andromeda. Do tego Bellatriks została zmuszona przez matkę do ślubu z Lestrange'm. * powiedział i językiem oblizał kącik swoich ust. Alexia zauważyła że miał taki tik. Chciała mu coś powiedzieć ale mężczyzna podał jej piersiówkę *

- Spokojnie tak jest tylko Ognista. Przyda nam się po łyku. * rzucił i gdy pani Snape wzięła łyk on poszedł za jej przykładem.*

- Cieszę się że tu ze mną jesteś Barty. * szepnęła i przejechała dłonią po jego policzku.*

- Niestety maleńka będę musiał niedługo się zbierać. Czarny Pan kazał mi wracać i przypilnować Nott'a z tą rudą. Musi ona przeżyć a oboje wiemy do czego ten chłopak jest zdolny. Nasz mistrz mu nie ufa co mnie zbytnio nie dziwi. Na jego zaufanie trzeba pracować latami. * mruknął i przeciągnął się sycąc twarz promieniami słońca. Nagle znikąd pojawiła się Carrie.*

- Alexio masz iść ze mną a ty Crouch masz wracać i pilnować porządku. * powiedziała słowem pedagoga.*

- W takim razie bywaj zdrowa Alex. Niedługo się zobaczymy maleńka . * mruknął i zniknął bowiem z posiadłości można było się deportować ale w druga stronę już nie. *



* Szedł ciemnym korytarzem. Smród jaki dochodził z lochów mieszał mu w żołądku. Już dawno słyszał jak pan mówił Glizdogonowi że ma tu posprzątać ale tamten jak zawsze robił to od niechcenia i byle jak. Wiedział że tamtego nie ominie kara jak pan wróci. Pospiesznie ruszył w stronę lochu numer pięć. Pchnął drzwi a jego oczom ukazała się zakrwawiona ruda dziewczyna przywiązana do ściany. Była tu sama. Crouch od razu podbiegł do niej i zbadał puls. Był lekko wyczuwalny. Przeklął w myślach Nott'a za jego głupotę i brak przewidywania. Gdy przejechał po twarzy kobiety syknęła.*

- Potrzebny nam Snape. * rzekł i za pomocą patronusa wezwał na miejsce mistrza eliksirów. Tamten jak jego poprzednik przeklął siarczyście w myślach próbując pomóc dziewczynie, którą uczył siedem lat w Hogwart'dzie.*

- Czarny Pan nas zabije jeśli ona umrze. Gdzie jest ten cholerny Nott? * wrzasnął Crouch i z  uniesioną w górę różdżką pobiegł na poszukiwanie winowajcy całego ambarasu.*

****************

Rozdział dedykuje swojej wiernej czytelniczce Winiolek666. Kochana to dla ciebie. Jest tu trochę twojego ukochanego Barty'ego. Mam nadzieje że rozdział przypadnie Ci do gustu. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top